Data: 2012-03-15 21:33:59
Temat: Re: Czeszki
Od: "Ren@t@" <r...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
On 15 Mar, 13:29,
Użytkownik "Stalker" napisał w wiadomości
news:17f90c3d-
c...@w...googlegroups.
com...
On 15 Mar, 12:57, "Ren@t@" <r...@w...pl> wrote:
> > Chiron - doczytaj sobie to dokładniej. Może i Indianie masowo umierali
> > na wiatrówkę (nie wiem, nie znam się i nigdzie nie czytałam nic na
> > temat ospy prawdziwej czy wietrznej i Indian a wiem że Indianie masowo
> > umierali na choroby europejskie) ale proces szczepienia który opisałeś
> > wyżej dotyczył profilaktyki przed ospą czarną (tak na 99%) i jak się
> > uprzesz to mogę nawet linków poszukać (choć mi się bardzo nie chce).
> Jak już tak o tych szczepionkach, to mnie dygresja naszła na temat
> zmian ludzkiego podejścia do ryzyka.
> To o czym piszesz, czyli wariolacja w dzisiejszych czasach nazwane by
> zostało masowym morderstwem.
Ale tylko dlatego, że wyprodukowano bezpieczniejsze szczepionki. W
tamtych czasach nie mieli wyboru.
My teraz też czasem nie mamy wyboru - choćby chemioterapia: masę
skutków ubocznych a jednak ludzie się na nią decydują dla siebie i dla
swoich dzieci. Operacje neurologiczne - często też obarczone dużym
ryzykiem (także śmierci). Ja sama też podpisałam zgodę (a nawet dość
długo walczyłam o samą możliwość) na operację dla mojego kilkudniowego
dziecka, operację obarczoną ok. 15% ryzykiem śmierci mając do tej
operacji tylko dwie alternatywy: pierwsza, że przeżyje najwyżej kilka
lat i to przy wspomaganiu opieki paliatywnej (nie muszę chyba
tłumaczyć dlaczego nawet nie braliśmy jej pod uwagę) i drugą, że
będzie go czekać co najmniej trzy operacje w przeciągu kilku lat
obarczone mniejszym ryzykiem śmierci pooperacyjnej ale za to dużo
większym ryzykiem skutków odległych (np. ryzyko arytmii byłoby bliskie
100%).
W XIX wieku też mieli wybór - lżej przechorować i przeżyć (tylko kilka/
kilkanaście osób umierało po "szczepieniach") kontra prawie pewna
ciężka choroba kończąca się śmiercią w dużo większym procencie (coś mi
się kojarzy ok. 90 ? ale strasznie dawno o tym czytałam). Tutaj
decyzję za człowieka podejmuje strach, taki bardzo pierwotny,
powiedziałabym że zwierzęcy - o życie np. dziecka i o jakość tego
życia: pojawia się szansa to człowiek chce ją wykorzystać.
> Teraz jak raz na milion ktoś dostanie uczulenia to zaraz afera na cały
> świat, wtedy każde zejście ze śmiertelnością poniżej 100% było uważane
> za wielki sukces... a wariolacja miała kilku bądź kilkunastoprocentowy
> wskaźnik umieralności
Tylko, że teraz nie mamy okazji oglądać masowej śmierci/ciężkiego
kalectwa spowodowanego jakimiś epidemiami. Ludzie w tamtych czasach
mieli. To jest na 100% inne wrażenie jeżeli sobie poczytamy/posłuchamy
jakie skutki może mieć dana choroba jeżeli się na nią zachoruje (a
nigdy nawet nie słyszeliśmy o kimś chorym na to, nie mówiąc o
zobaczeniu kogoś takiego na własne oczy) a inne jeżeli ryzyko
zachorowania jest ogromne i mogliśmy sobie pooglądać chorych w
najbliższym otoczeniu i rodzinie.
> za książką "Wirusy, plagi i dzieje ludzkości"
Mogłaby być ciekawa - jednak od kiedy mam dziecko nie mogę takich
książek czytać niestety - nie wyrabiam psychicznie.
--
Renata (niegdyś fanka literatury obozowej i innych takich z horrorami
włącznie)
|