Data: 2011-11-08 00:40:26
Temat: Re: Czy mamy cos wspólnego z naszymi rodzicami?
Od: zażółcony <r...@c...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Vilar" <v...@U...TO.op.pl> napisał w wiadomości
news:j8trei$86b$1@news.onet.pl...
>> Proces starzenia się zachodzi już na poziomie komórkowym,
>> sprawy typu wysychanie i marszczenie się skóry, łysienie
>> - to są skutki kolejnego 'wyłączania' się różnych
>> mechanizmów po ich uszkodzeniu - np. przestają się
>> replikować komórki jakiegoś typu.
>
> To tak a'propos artykułu...
> Moja wiedza na temat budowy komórek macierzystych nie jest bardzo
> rozległa, ale mam wrażenie, że mogą replikować się prawie w nieskończoność
> (brak telomerów?). I w sumie to jest moje podstawowe zastrzeżenie co do
> zacytowanego artykułu. Bo o ile kom. mac. można podstawić za konkretny
> organ, który uległ uszkodzeniu, to przecież nie podstawi się ich za
> wszystkie komórki ciała - a telomery ... tykają.... tykają.....
> I co z ewentualnymi nowotworami, jeśli w organizmie uruchomiony zostałby
> mechanizm nieskończonego podziału komórek...
>
> Przecież obecnie radzimy sobie z nimi w dosyć barbarzyński sposób.....
Ja tam też się nie znam jakoś specjalnie, ale tak dopowiem.
Mówisz o tzw. limicie Hayflicka.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Limit_Hayflicka
oraz o zjawisku powstawania tzw. potworniaków.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Potworniak
To są jakieś tam różne problemy 'techniczne', które są stopniowo
rozwiązywane. Każdy organizm, to ogromna ilość róznych mechanizmów
które się nawzajem 'pilnują' - jeden coś tam buduje, a drugi
to 'zjada'. I stan dynamicznej równowagi jest taki, że zawszze
coś tam jest zbudowane i przez jakiś czas trwa.
I jest mnóstwo przykładów, kiedy równowaga zostaje zachwiana
- i włączają się mechanizmy kontroli wyższego poziomu - albo
nie - i np. powstaje nowotwór albo coś takiego, jak pląsawica
(choroba Huntigtona). Można wrzucic w google np.:
"niekontrolowana produkcja białka" i mamy całe multum
linków do różnych problemów. Zachwianie równowagi czasem
ma skutki natychmiastowe, a czasami trzeba lat, żeby doprowadzić
do widocznych dysfunkcji organizmu.
Zmierzam do tego, że w tym całym spektrum różnych problemów
występujacych 'od zawsze', z którymi medycyna czesto zna się
już od tysiacleci, nie są czymś zupełnie wyjątkowym
problemy niekontrolowanego namnażania się komórek macierzystych
czy nierównowagi między telomerazą a jej represorami.
To są wszystko problemy, na które znajdą się rozwiązania.
Warto sobie uzmysłowić, że pomimo tego, iż w każdej komórce
organizmu mamy ten sam zestaw genów, to jednak nie dokładnie
ten sam - inna jest ich ekspresja. A więc na pierwotne geny
jest nałożona jakaś specyficzna 'czapeczka', która powoduje
że niektóre geny są nieaktywne, a inne działają. Ta 'czapeczka'
jest dziedziczona przy podziałach komórkowych i po drodze
nieco modyfikowana. Można poczytać np. o metylacji DNA
lub acetylacji histonów. I to ta czapeczka decyduje o tym,
do czego dana komórka się nadaje, jak się zachowa w
otoczeniu innych komórek. Problem komórek macierzystych to
mniej więcej właśnie problem stworzenia w warunkach
laboratoryjnych odpowiedniej czapeczki - takiej, która
ma jeszcze potencjał rozwojowy i zregeneruje konkretny
organ, ale jednocześnie nie jest zbyt 'mała', zbyt
wczesna - co prowadzi do tego, że komórka zamiast wpasować
się w otoczenie, zaczyna coś 'od nowa' i powstaje potworniak.
Coś jak znalezienie nowego, młodego pracownika do
zespołu - żeby wniósł powiew świeżych pomysłów, ale żeby
rozumiał swoje miejsce w zespole i nie robił wszystkiego
sam/nie próbował wywołać rewolucji.
> Ponadto ocieramy się tu też o kwestie filozoficzne. Śmierć poszczególnych
> osobników pozwala nam odnawiać się i rozwijać , jako gatunkowi. Gdyby nie
> ten prosty mechanizm nadal charakteryzowalibyśmy się powalającą urodą
> neandertalczyków. Żadnych długonogich i cycatych lasek proszę Szanownego
> Pana, żadnych! Może więc nie należy za bardzo gmerać w mechanizmach
> oferowanych nam przez naturę?
Dylematy będą zawsze. Ale z genetyką jest jak z chirurgią: zawsze
jakaś część 'pary' pójdzie w medycynę kosmetyczną, ale duża/większa
część idzie w problemy poważne. Skoro już dzisiaj chirurgia
radzi sobie z jakąś wrodzoną, dziedziczną wadą serca, to jeśli
będzie możliwośc naprawienia tej wady 'raz a dobrze' na etapie zarodka,
dużo mniejszym kosztem za pomocą terapii genowej czy czegoś - to mało
kto będzie się zastanawiał. Nie ma tu przy takiem stanie zaaansowania
chirurgii ani uzasadnienia etycznego, ani ekonomicznego.
Będzie coraz większy problem wieku emerytalnego.
Mam jakieśtakie przekonanie, że nieśmiertelność człowiek opanuje
jeszcze za naszego życia. Na początek tylko dla bogatych, ale
z czasem zaczną się tego domagać pozostali, koszty zresztą będą
spadać. I co ? Nie mam pojęcia ...
|