Data: 2004-04-18 10:44:33
Temat: Re: Czy nasze małżeństwo ma szansę?
Od: Myszka <d...@t...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
e-mailetk@ wrote:
> Po trzech miesiącach zaczęła się wytwarzać nić
> sympatii, chcieliśmy się spotkać ale ja w ostatniej chwili stchórzyłam i nie
> spotkaliśmy się, miałam wyrzuty że "mieszam w życiu" żonatemu mężczyźnie,
> on także miał wyrzuty że "wcina" się innemu facetowi , przerwałam tę
> znajomość z własnej inicjatywy na miesiąc, myślałam że się skończy ale nie
> po miesiącu znów zaczęliśmy do siebie pisać i tak trwa to do dziś.
> Rozmawiamy prawie codziennie z wyjątkiem weekendów.
Jeśli decydujemy się prowokować sytuacje, które "grożą" nawiązaniem
pewnego kontaktu emocjonalnego, powinniśmy zdawać sobie sprawę z
konsekwencji. A konsekwencje zawsze są. Jak nie z Twojej strony, bo
mężowi to nie przeszakadza (jak piszesz, ale ja bym się zastanowiła na
Twoim miejscu, co może oznaczać ta jego postawa), to ze strony jego
żony. Takie sprawy wychodzą zawsze, prędzej czy później, ale wychodzą i
wtedy okazuje się, że coś , co dla nas wydawało się niepoważnym
problemem, zabawą właściwie, dla kogoś innego oznaczać może prawdziwy
dramat.
> Wielokrotnie myślałam że powinnam zakończyć tę znajomość
> ale jakoś nie mogę, brakuje mi jego listów i rozmów na GG. Myślę o nim
> często i on pisze że o mnie myśli. Jesteśmy do siebie bardzo mili i na
> wzajem obsypujemy się komplementami, czułymi słowami, staramy się pocieszyć
> jak coś idzie źle. On ostatnio napisał że jestem " promykiem słońca w
> szarówce".
Jeśli uważasz, że jesteś w stanie kontrolować tą znajomość i te uczucia,
które w Tobie wzbudza, na "bezpiecznym" poziomie to się oszukujesz. Ta
przyjaźń zmierza w jednym kierunku, a Ty po prostu nie chcesz tego
dostrzec, bo Ci z tą nieświadomością lepiej, zagłuszasz dzięki temu
swoje wyrzuty sumienia, obawy, co będzie dalej, możesz się nie
zastanawiać, jak to się rozwinie. To jak zabawa odbezpieczonym granatem.
> Cały czas krążymy gdzieś wokół tematu spotkania ale jakoś żadne z
> nas nie ma odwagi. On stwierdził że chyba lepiej - nie, ponieważ mogło by
> się coś między nami zrodzić i skomplikowało by życie obojgu.
To już się de facto stało, tylkko nie macie odwagi przyznać się do tego.
A pokusa, żeby się spotkać będzie coraz większa.
> Nie wiem co mam zrobić :( ? rozmowy z nim dają mi dużo radości, jemu także
> ale to przecież jest nie fair w stosunku do jego żony (mojemu mężowi to nie
> przeszkadza) nie mogę znaleźć w sobie tyle sił aby napisać "koniec " po
> prostu nie mogę :(
To najlepszy dowód na to, że sprawy potoczyły się za daleko. Piszesz, że
Twojemu mężowi to nie przeszkadza....a jaki jest Twój stosunek do niego?
Mam wrażenie, że całą ta sytuacja odsunęła was od siebie, a może
nastąpiło to już wcześniej i fakt, że szukasz wsparcia i przyjaźni ze
strony tego pana z netu, to konsekwencja, że mąż Ci tego nie daje? Nie
zastanawiasz się, co może z tego wyniknąć? Znajdujesz się na równi
pochyłej, gdy przekroczysz pewien punkt krytyczny, stracisz kontrolę nad
wszystkim.
Net daje nam złudne poczucie bezpieczeństwa, że jeśli coś pójdzie "nie
tak", zawsze przecież możemy się bezproblemowo wylogować. Tylko co
dalej? I tak to wszystko zostanie w Tobie; tęsknota, smutek i poczucie
niespełnienia nie znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
--
Myszka
"Ich bin von Kopf bis Fuss auf Liebe eingestellt"
|