Data: 2007-12-26 23:04:14
Temat: Re: Czym kierują się bluzgacze?
Od: "michal" <6...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Ikselka" napisał w wiadomości:
>>> Zastanawiam się, czy i w którym momencie obraziłam Jakasię.
>> To znaczy, że nic nie stoi na przeszkodzie...
>>> Scenariusz dialogu rozpoczętego użyciem słowa "idiotka" u "normalnych"
>>> kobiet powinien zawierać moją odpowiedź :"Chamka" lub inna "Pinda",
>>> powoli
>>> dochodząc do tych znacznie bardziej "krzywych". Ja nie używam takich
>>> słów.
>>> Po prostu nie używam inwektyw w stosunku do osób, które szanuję choćby
>>> tylko już siłą rozpędu moich sztywnych, nie pozwalających na niuanse,
>>> zasad.
>> Zjadliwości też Ci brak? ;)
> Nie namawiam Cię do studiowania mojej historii usenetowej, ale spróbuj
> przyjąć "na słowo", że nigdy nikogo nie obraziłam, o ile on pierwszy tego
> nie zrobił mnie. To na pewno. W dodatku jakoś tak dziwnie(?) się zdarza,
> że
> obrażają mnie tylko kobiety plus jedno stworzenie płci nieokreślonej o
> nazwie Bluzgacz, a mężczyźni z przewagą pierwiastka damskiego odnoszą się
> do mnie z rezerwą lub czasem wręcz ze strachem.
> Coś jest we mnie, co tak źle nastawia do mnie kobiety i "babskich"
> mężczyzn.
Wyprzyj to z siebie i po kłopocie! :)
Kiedy mocno zastanawiałem się nad tym, co było pierwsze: jajko czy kura -
postanowiłem nie znosić więcej jajek. ;)
> Może to, że jestem kobietą w pozytywnym sensie - o tak, w pozytywnym. Mam
> samoświadomość swojej kobiecości. Lubię siebie jako kobietę, chcę być
> kobietą, dlatego chcę mieć przy sobie stuprocentowego mężczyznę i takiego
> mam - to zasada przyciągania się przeciwieństw, dla mnie zbawienna.
> I dlatego nie liczę na zrozumienie/akceptację kobiet "męskich", a takich
> jest mnóstwo. To własnie te, które mnie atakują.
> Na szczeście "jest w czym" wybierać sobie towarzystwo, aby nie musieć zbyt
> często uciekać się do zjadliwości, w której wiem, że jestem mistrzynią :-)
> Kiedy muszę być zjadliwa, nie lubię siebie, ale też nie myślę, aby np.
> kałamarnica lubiła otaczać się mętną chmurą... Robi to, gdy naprawdę musi.
Nie wiem, co Ci na to odpowiedzieć... Może nie pozwalaj nikomu ani niczemu
na zmuszanie Cię do czegokolwiek? Może poszukaj jakiejś innej mistrzyni,
którą masz w sobie?
>>> A mówią one: jeśli siedziałaś z kimś przy wspólnym stole, to łączy cię z
>>> tą
>>> osobą w najgorszym przypadku już tylko twoja własna decyzja zjawienia
>>> się
>>> tam. Szanuję siebie, więc i swoje decyzje. Mnie one zobowiązują
>>> przynajmniej do zachowania minimum szacunku dla osób, z którymi
>>> siedziałam
>>> przy stole, choćby nawet decyzja taka okazała się po fakcie zupełnie
>>> nietrafiona.
>> Szukałbym punktów wspólnych, ale nie mnie doradzać... :)
> Punktów wspólnych czasem jest zbyt mało, wtedy nie warto. Należy tylko
> umieć ocenić sytuację "w locie" - a każdy z nas ma w tym względzie jakieś
> doświadczenie, więc i ja też.
Zgoda. Ale jeśli w określonej sytuacji szukać wspólnych punktów nie warto,
to tym bardziej nie warto wskazywać na antagonizmy. Przy tej samej
subiektywnej ocenie ma się rozumieć...
>>> Czemu tylko kobiety? Kobiety to ludzie. Rozpatruj tę sprawę w
>>> kategoriach
>>> ludzkich. To sprawa szacunku, a nie operowania paznokciami i darcia
>>> pierza...
>> Nie mówiłem, że tylko kobiety. Szacunek jednak kojarzy mi się bardziej z
>> kierunkiem ku kobietom. Nie wiem. To jakaś seksistowska moja przywara...
>> ;)
> Czemu przywara? To miłe. Jednakże obowiązuje on i w drugą stronę - to nie
> powinno być związane z płcią.
> No i gdzie tu seksizm u Ciebie? - męskość po prostu :-)
Przyznaję, użyłem tego określenia w przeciwnym znaczeniu. To raczej
antyseksizm. ;)
>>> Co do spotkań - niby dlaczego miałoby ich już nie być? Zawsze ktoś się
>>> na
>>> nich zjawi. Byleby miał szczerą potrzebę spotkania tam ludzi szanujących
>>> swoje decyzje.
>> Nie stawiam warunków.
> Ani ja. Ale mam swoje oczekiwania. Nie idę "w ciemno" - najpierw muszę
> mieć
> minimum wiedzy o tych, z którymi się mam spotkac. Jeśli coś nagle zaczyna
> się nie zgadzać z oczekiwaniami, nie ma tragedii przecież, ale i żadnego
> obowiązku dla nikogo, prawda?
Z takim automatyzmem u siebie walczyłem właśnie. Idę w ciemno. Jak trzeba,
to wracam - ale przyczyny odwrotu muszą być przkonujące.
--
pozdrawiam
michał
|