Data: 2007-12-26 23:22:08
Temat: Re: Czym kierują się bluzgacze?
Od: Ikselka <i...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Thu, 27 Dec 2007 00:04:14 +0100, michal napisał(a):
Witaj, Michale :-)
> Użytkownik "Ikselka" napisał w wiadomości:
> (...)
>> Coś jest we mnie, co tak źle nastawia do mnie kobiety i "babskich"
>> mężczyzn.
> Wyprzyj to z siebie i po kłopocie! :)
Hmmm, czemu miałby to być dla mnie kłopot? - nie odbieraj tak tego, bo ja
nie cierpię babskich mężczyzn i nie chcę ich spotykać, a kobiety - no cóż,
po prostu muszą być na świecie i już (nie mogę być jedyna), ale za ich
towarzystwem nie tęsknię ;-)
> Kiedy mocno zastanawiałem się nad tym, co było pierwsze: jajko czy kura -
> postanowiłem nie znosić więcej jajek. ;)
Toteż ja zajmuję się raczej kwadraturą koła; kura mi się feministycznie
kojarzy ;-P
>> Może to, że jestem kobietą w pozytywnym sensie - o tak, w pozytywnym. Mam
>> samoświadomość swojej kobiecości. Lubię siebie jako kobietę, chcę być
>> kobietą, dlatego chcę mieć przy sobie stuprocentowego mężczyznę i takiego
>> mam - to zasada przyciągania się przeciwieństw, dla mnie zbawienna.
>> I dlatego nie liczę na zrozumienie/akceptację kobiet "męskich", a takich
>> jest mnóstwo. To własnie te, które mnie atakują.
>> Na szczeście "jest w czym" wybierać sobie towarzystwo, aby nie musieć zbyt
>> często uciekać się do zjadliwości, w której wiem, że jestem mistrzynią :-)
>> Kiedy muszę być zjadliwa, nie lubię siebie, ale też nie myślę, aby np.
>> kałamarnica lubiła otaczać się mętną chmurą... Robi to, gdy naprawdę musi.
>
> Nie wiem, co Ci na to odpowiedzieć... Może nie pozwalaj nikomu ani niczemu
> na zmuszanie Cię do czegokolwiek? Może poszukaj jakiejś innej mistrzyni,
> którą masz w sobie?
Parę bym znalazła, niewątpliwie, bo dochodza one do głosu we właściwych
okolicznościach, ale tej praktycznej umiejętności bycia kałamarnicą za nic
się nie pozbędę... bo zważ, jaka(!) konieczność każe jej używać.
Kałamarnica nigdy nie używa jej do ataku.
>>> Szukałbym punktów wspólnych, ale nie mnie doradzać... :)
>
>> Punktów wspólnych czasem jest zbyt mało, wtedy nie warto. Należy tylko
>> umieć ocenić sytuację "w locie" - a każdy z nas ma w tym względzie jakieś
>> doświadczenie, więc i ja też.
>
> Zgoda. Ale jeśli w określonej sytuacji szukać wspólnych punktów nie warto,
> to tym bardziej nie warto wskazywać na antagonizmy. Przy tej samej
> subiektywnej ocenie ma się rozumieć...
Oczywiście. Jedni mówią: szklanka w połowie pełna, inni - w połowie pusta.
Tylko tak czy tak - nie warto po nią sięgać, jeśli szukamy w kontaktach z
ludźmi pełni, satysfakcji.
>>>> Co do spotkań - niby dlaczego miałoby ich już nie być? Zawsze ktoś się
>>>> na
>>>> nich zjawi. Byleby miał szczerą potrzebę spotkania tam ludzi szanujących
>>>> swoje decyzje.
>
>>> Nie stawiam warunków.
>
>> Ani ja. Ale mam swoje oczekiwania. Nie idę "w ciemno" - najpierw muszę
>> mieć
>> minimum wiedzy o tych, z którymi się mam spotkac. Jeśli coś nagle zaczyna
>> się nie zgadzać z oczekiwaniami, nie ma tragedii przecież, ale i żadnego
>> obowiązku dla nikogo, prawda?
>
> Z takim automatyzmem
Dla mnie to minimum ostrożności, żaden automatyzm. Po wielu smutnych
doświadczeniach w życiu, jak choćby opisywane przeze mnie w watku o rybaku
i złotej rybce.
> u siebie walczyłem właśnie. Idę w ciemno. Jak trzeba,
> to wracam
To brak ekonomiki w emocjach. Kiedyś o to nie dbałam, teraz bardzo.
Nie stać mnie już na szafowanie emocjami.
> - ale przyczyny odwrotu muszą być przkonujące.
Dla mnie odwroty byłyby zbyt bolesne - chronię się przed tym. Miałam ich
dość w życiu. Nigdy więcej.
--
XL wiosenna
====================================================
================
"Jeżeli ktoś naprawdę cię nienawidził, to tylko dlatego, że nie mógł być
taki, jak ty."
====================================================
================
Poprzedni profil:
http://groups.google.com/groups/profile?enc_user=LWs
rThYAAABr-nqNxKREgaFPDG6Ht91aF6sPCqGHHKkulQEP0yp8Qg
|