Path: news-archive.icm.edu.pl!pingwin.icm.edu.pl!mat.uni.torun.pl!news.man.torun.pl!n
ews.icm.edu.pl!news.onet.pl!newsfeed.gazeta.pl!news.gazeta.pl!not-for-mail
From: " Kasia M." <d...@N...gazeta.pl>
Newsgroups: pl.soc.rodzina
Subject: Re: Dylematy :( (dlugie)
Date: Fri, 13 Dec 2002 13:00:32 +0000 (UTC)
Organization: Portal Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl
Lines: 110
Message-ID: <atcllf$5t4$1@news.gazeta.pl>
References: <atciu4$k73$1@zeus.polsl.gliwice.pl>
NNTP-Posting-Host: 132.230.90.115
Content-Type: text/plain; charset=ISO-8859-2
Content-Transfer-Encoding: 8bit
X-Trace: news.gazeta.pl 1039784432 6052 172.20.26.240 (13 Dec 2002 13:00:32 GMT)
X-Complaints-To: u...@a...pl
NNTP-Posting-Date: Fri, 13 Dec 2002 13:00:32 +0000 (UTC)
X-User: dunia77de
X-Forwarded-For: june.kis.uni-freiburg.de
X-Remote-IP: 132.230.90.115
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.soc.rodzina:27852
Ukryj nagłówki
Kim <k...@g...pl> napisał(a):
> Potrzebuje porady w pewnej waznej i trudnej dla mnie sprawie.
Pewnie niewiele bede ci mogla poradzic, ale moze pomoze ci swiadomosc, ze nie
jestes jedyna osoba, ktora ma podobny problem.
> Poltora roku temu przeprowadzilam sie z rodzinnego miasta do miasta
> oddalonego od niego o ponad 500 km.
Ja rowniez wyprowadzilam sie z miasta, w ktorym mieszkalam cale zycie, prawie
poltora roku temu. Mieszkam teraz za granica, jakies 1000 km od domu (wiem,
1000 km lepsze niz 5000... ale...)
> Oczywiscie do faceta.
W moim przypadku przyczyny byly dwie: absolutny brak pracy w moim
niepraktycznym zawodzie w Polsce, ale rowniez i moj TZ.
Sprawa wygladala tak, ze przez dwa lata ja mieszkalam w Polsce, a on w swoim
kraju, widzielismy sie mniej wiecej raz na 3-4 tygodnie. Oboje konczylismy
studia, i nic nie dalo sie z tym zrobic. Postanowilismy, ze po studiach musimy
wreszcie zamieszkac w jednym miejscu. Oczywiscie nie wchodzil w gre przyjazd
jego do PL (z wiadomych wzgledow), ja w jego kraju nie moglam znalezc pracy
takiej, jaka by mi odpowiadala. W koncu stanelo na Niemczech - choc z wielkim
trudem, ale znalezlismy zajecie w tym samym miescie.
> Ze mna natomiast dzieje sie coraz gorzej. Tesknie za znanymi sobie uliczkami
> swojego miasta, za rodzina, przyjaciolmi.
Mam tak samo, a moze nawet gorzej, bo tu nawet nie moge kupic sobie jedzenia,
do jakiego bylam przyzwyczajona :( Nie wspomne juz o jezyku, nie znam tu
zadnych Polakow, wiec moge sobie jedynie pogadac z rodzina/przyjaciolmi przez
telefon.
> Cotygodniowe obiadki u tesciow
> jeszcze pogarszaja sprawe, bo czuje, ze tesciowie sa zadowoleni ze maja
> synka pod nosem a to jak ja sie czuje wlasciwie ich nie obchodzi.
Tutaj mam zupelnie inaczej, bo oboje sie przeprowadzilismy.
> Nie wyobrazacie sobie jak sie czuje, kiedy po
> jakiejs klotni z TZ nie mam sie nawet komu wyzalic.
Ja sobie to doskonale wyobrazam, zwlaszcza, ze ludzie tutaj sa bardzo
introwertyczni.
Jezyka uczylam sie juz na miejscu i ciagle brakuje mi tej plynnosci, zeby
sobie pozartowac, posmiac sie. Nie do konca rozumiem tez mentalnosc ludzi
mieszkajacych tutaj.
> Brakuje mi tez rodzicow - no coz, najmlodsi nie sa, chcialabym z nimi byc
poki jeszcze sa a
> nie wyrzucac sobie potem, jak juz ich nie bedzie, ze nic nie zrobilam.
To rowniez rozumiem.
> Wszystko to takie pokrecone...chcialabym wrocic, ale nie moge zmusic TZ zeby
> wszystko rzucil i pojechal ze mna tam w ciemno...szczegolnie, ze dostal
> awans i szykuje sie wieksza kasa..
No wlasnie. Niedawno uswiadomilam sobie, ze pewnie w PL rzeczy sie tak szybko
nie zmienia, wiec albo wroce i bede pracowac za 900 zl, albo wroce i zmienie
zawod (czego nie chce, bo lubie to, co robie). No i co z moim TZ (od kilku
miesiecy juz mezem), jego polski jest ledwo -ledwo, nie wiem, co moglby robic,
biorac pod uwage, ze w moim miescie nie ma wielu zachodnich firm etc, a
niekoniecznie chcialabym mieszkac w stolicy (gdzie szanse dla cudzoziemcow sa
lepsze). Przywyczailismy sie zreszta do pewnego standardu, ktorego absolutnie
nie daloby sie utrzymac w Polsce bez zmiany zawodu.
> z drugiej strony nie zamierzam tez tu kwitnac do konca zycia.
Ja tez nie, wiec pewnie jak nam sie kontrakty pokoncza, to przeniesiemy sie
gdzies indziej, tylko ze na 99 procent nie bedzie to Wroclaw.
> ((( Wyglada na to, ze bede musiala tu kwitnac jeszcze tyle czasu a do
> swojego Gdanska jezdzic tylko z wizyta.
Ja nawet wizyty mam utrudnione, bo ciezko jest pokonac taka odleglosc w
weekend :(
> Domyslam sie, ze nie dostane tu recepty na zycie, ale moze ktos mnie chociaz
> pocieszy...
Mysle, ze w obecnych czasach, kiedy trudno o prace, wiele osob ma podobny
problem.
U Ciebie jest jeszcze problem tesciow, mysle, ze tak sa przywiazani do swojego
miasta, ze ciezko jest im zrozumiec, ze komus sie moze ono nie podobac. Moim
zdaniem dyskusje z nimi na ten temat nie maja sensu.
Gorzej, ze roznica zdan (TZ jest zadowolony i chce zostac, ty zle sie czujesz
i chcesz wyjechac) moze stanac pomiedzy Toba i nim.
Wazne jest, ze on zna i rozumie Twoj problem, ale z drugiej strony Ty powinnas
tez zrozumiec jego ambicje (dla meskiego ego przewaznie bardzo wazne, nie wiem
jak jest u Was).
Moze to, co on sugeruje, jest OK ? Moze porozmawiajcie szczerze i ustalcie,
kiedy mniej wiecej zaczniecie myslec o przeprowadzce ? Daj mu troche czasu w
jego miescie, ale postaraj mu sie pokazac, co dla Ciebie jest wazne. Mysle, ze
w Gdansku tez mozna znalezc prace, moze za pare lat rynek pracy sie poprawi ?
Moim zdaniem, wazne jest, zeby nie stawiac sprawy na ostrzu noza: albo Slask,
albo ja.
To tylko moze doprowadzic do konfliktu. Wazne jest raczej, aby decyzje byly
wynikiem kompromisu.
Wiem, ze to trudne. Ale ja tez pewnie cale zycie bede zyla w takim wlasnie
kompromisie.
Kasia M.
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
|