Data: 2004-08-13 20:31:12
Temat: Re: Guz, nowotwor mózgu
Od: "vonBraun" <i...@s...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
o...@o...pl
w news:0c9d.00001706.411bd108@newsgate.onet.pl
>[...]
Twój post przleżał trochę odłogiem jak wyrzut sumienia
ale wreszcie mam dziś trochę czasu więc odpowiadam:
To kto jest przy naszej śmierci lub chorobie i czy w ogóle ktoś jest
związane jest w jakiś sposób z tym kim jesteśmy wcześniej,
/pomijam tu oczywiście rozmaite sytuacje czysto "losowe"
które naruszają ten porządek/. Taki byłby mój komentarz
do śmierci pierwszej z osób z którymi byłaś związana.
W chorobach mózgu problem jest
poważniejszy i nieco szczególnej natury.
Guz /niekiedy/, choroby
zwyrodnieniowe/częściej/ (zwłaszcza modelowa
pod względnem możliwości niszczenia relacji
rodzinnych choroba Huntingtona)
rozwijać się mogą w sposób niezauważony
przez wiele lat.
Inaczej mówiąc choroba już trwa,
a jej pierwszym przejawem
są przez lata (czasem dziesiątki
lat) jedynie zmiany osobowości i funkcji poznawczych
niszczące więzi z bliższymi i dalszymi osobami.
A kiedy już pojawią się czytelne dla lekarza/neuropsychologa
objawy jednoznacznie sugerujące uszkodzenia mózgu
sprawy zachodzą zbyt daleko
rozpoznanie i końcowy, teminalny
okres chooby przebiega
już w samotności lub przy bardzo
ograniczonym kontakcie z najbliższymi
(ostatnia moja pacjentka- wiosna tego
roku- po 3 krotnej reoperacji niezłośliwego
oponiaka - przez całe trzy
tygodnie pobytu na neurochirurgii
nie zobaczyłem ani męża ani córki).
Trudno jak widzisz odróżnić następstwa
choroby od przedchorobowej osobowości
co więcej, choroba nasilić może niektóre
patologiczne i dysfunkcjonalne cechy
nad którymi chory ma przez całe swoje
życie ograniczoną kontrolę i w miarę
sutecznie z nimi walczy, lecz gdy
uszkodzenie mózgu dotyczy np.
struktur związanych
z kontrolą i krytycyzmem ukazuje
nam się obraz człowieka niczym w krzywym zwierciadle
jak swego rodzaju karykatura.
Warto jest mieć to na uwadze, gdy
emocjonalny ton kontaktu staje się
z takim człowiekiem
na tyle intensywny, że zaczyna
przejmować nad nami kontrolę.
Zwykle gdy działamy, kontaktujemy
się z ludźmi, reagujemy niejako
"całym sobą", angażując w kontakt - także
w jego stronę emocjonalną całość naszych zasobów
- tak jest najlepiej - wykorzystujemy
maksymalnie nasze zdolności,
większość rzeczy czynimy automatycznie
pozostawiając świadomej kotroli to
co najistotniejsze.
Jednak gdy w grę wchodzą relacje
które odbieramy jako trudne
warto dokonać swoistego podziału zasobów, na
tego który prowadzi dialog i tego,
który obserwuje nasze działanie i emocje, nasze
automatyczne - często w 'trudnych' kontaktach
nieefektywne sposoby reagowania.
Na tym poziomie obserwatora, stale pytamy
co się ze mną teraz dzieje,
jakie będą następstwa tego co chcę zrobić za chwilę
w jakie gram/on gra/ gry, jak zawęża się
mój osąd sytuacji pod wpływem silnych emocji.
Zwłaszcza przeszłe silne i modelujące w jakiś sposób
osobowość związki z osobą dominującą i apodyktyczną
szczególnie łatwo pozbawiają nas dystansu do
włąsnego i cudzego zachowania - szczególnie
gdy spotykamy się z osobą w jakiś sposób podobną
trzeba więc o ten dystans nieco powalczyć
aby nie ulegać hipnotycznemu wpływowi silnych
negatywnych emocji które taki kontakt może generować.
I jeszcze jedno:
> dlatego tez odpowiedz wiele by mi dala :)
Podejrzewam, że długo jeszcze nikt
nie udzieli na zadanie pytanie odpowiedzi choćby
w przybliżeniu trafnej.
Warunki uzyskania takiej odpowiedzi podałem.
pozdrawiam
vonBraun
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
|