Data: 2008-09-27 09:43:27
Temat: Re: Hełm Persingera
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Fri, 26 Sep 2008 21:17:00 +0200, vonBraun napisał(a):
> Ikselka wrote:
>
> > Dnia Fri, 26 Sep 2008 20:10:51 +0200, vonBraun napisał(a):
> >
> >
> >
> >>To co przydarzyło się Twojemu ojcu polega na uszkodzeniu
> >>somatosensorycznej reprezentacji własnego ciała po stronie lewej,
> >>przy zachowaniu zdolności do percepcji bodźców lewostronnych
> >>(jeśli to ostatnie też jest uszkodzone pacjent nie ma dylematu
> >>"obcej nogi").
> >
> >
> > Wiem, na czym to polega. Ojciec też wiedział.
> Będę szczery, bardzo bym się zdziwił. We wszystkich przypadkach,
> które widziałem pacjent nie miał rzeczywistego wglądu w samą naturę
> zaburzenia a jego rodzina tym bardziej. Już to, że z powrotem
> przypisał lewą nogę do swojego ciała i wiedział że WTEDY była to też
> jego noga, to doprawdy duże osiągnięcie.
Po pierwsze był racjonalistą, po drugie był inteligentny i wykształcony, po
trzecie włączył natychmiast światło, po czwarte rodzina też była/jest
wykształcona i wszyscy razem do kupy wiedzą, że jeśli ktoś czuje swoją nogę
jako obce ciało, to znaczy, że ma zanik czucia w niej, czyli najpr. udar.
Wiele takich doświadczeń ma się, kiedy np, zdrętwieje jakas częśc ciałą -
ona nie odbiera bodźców dotykowych, natomiast sama jest nadal odbierana
przez sąsiednie/stykowe powierzchnie ciała. Brak sprzężenia zwrotnego w
odbiorze/odczuwaniu po prostu. Każdy (wykształcony choćby średnio) powinien
to wiedzieć.
> Od tego do zrozumienia
> natury tego co dzieje się w naszej percepcji [podczas ostrej fazy
> "unilateral neglect"/pomijania stronnego/zespołu lewostronnego
> zaniedbywania] bardzo daleka droga. /na szczęście często przechodzi
> samo/
Mówisz o udarze czy o ścierpnięciu? - nie znam tych terminów.
>
> > Trzeba być zdrowo rąbniętym, aby sobie próbowac w ogóle wyobrażać
> > bezpośredni kontakt z Bogiem (przez duże B - to może o innego mi
> > chodzi, niż Tobie...).
>
> Piszę "bogiem" bo "Bogiem a prawdą" NIE WIEM, z czym takie osoby
> nawiązują kontakt (a i shifta nie zawsze chce mi się naciskać ;-)).
OK, chciałam się tylko podroczyć, ale i domyślałam się, że chodzi Ci o
kategorię odczuć, a nie Boga :-)
>
> Jeśli jednak jesteś tu obiektywna zapewne zaraz przyznasz,[;-))] że
> doznania katolickich prorokow, świętych i mistyków którzy "poczuli
> obecność Boga" świadczą, że byli "zdrowo rąbnięci"? Do niektórych
> chyba "Bóg przemawiał w myślach", inni "rozmawiali z Bogiem"...
Jak sam zanaczyłeś, były to doznania mistyczne, a nie wywołane drażnieniem
sobie drutem mózgu w celu uzyskania poczucia siedzenia obok nich drugiej
osoby.
Doznania mistyczne nie polegały na poczuciu fizycznego kontaktu z Bogiem.
Długo byłoby o tym mówić, a i tak za mało, więc po co.
> Wydaje mi się, że szereg ludzi współcześnie upierało by się przy
> tym, że przeżyli zbliżone doświadczenia.
Sama bym się mogła upierać, że przyszła do mnie kiedyś Matka Boska we śnie,
kiedy byłam w 5 klasie... Był to sen tak realny, że do dziś pamiętam każdy
szczegół stroju, twarzy, zapach (odtwarzam go w pamięci, kiedy chcę, a nie
mogę znaleźć w rzeczywistości) i jej dotknięcie na mojej głowie (miałam
wtedy dziecięce problemy - chciałam chodzić na religię z innymi dziećmi,
bardzo chciałąm, a ogólnie mówiąc były przeciwwskazania do pokonania i
zrobiłam to, dzieckiem słabym będąc). A ponieważ jestem krytyczna pomimo
mojej specyficznej, choć wielkiej (chyba...) wiary, to nie poczuwam się do
"widzenia" :-) Może gdybym żyła w innych czasach...
Dziś - mogłabym to opowiedzieć komuś, kto się tymi sprawami zajmuje, ale
też nie mam ani śmiałości, ani przekonania, bo może zaczną wypytywać,
badać, a ja tego nie chcę, nie mam natury mistycznej ani nic z tych rzeczy;
traktuję to jako moje własne przeżycie, coś ciekawego w snach, doznaniach,
co sobie przechowuję wśród innych fajnych rzeczy w pamięci, póki żyję :-)
Ale z drugiej strony (jak by powiedział Tewie Mleczarz - tak, tak, DG, jak
ja nienawidzę Żydów :->>>)), czasem aż mi się samo pcha na myśl, że może to
nie do końca był sen, może to jednak coś miało oznaczać dla mnie. Bowiem
nieustannie doszukuję się innej poza tym przyczyny tego, że (po wielu
ciężkich chwilach w życiu, nie było lekko) jestem tak pogodną i szczęśliwą
osobą. Może to tylko moje nastawienie do życia jest tego źródłem, ale i
samo nastawienie do życia też skądś się bierze, nie?
To tyle, tytułem małej dywagacji na temat (moich) doznań mistycznych ;-)
>
> Nie wiem czy dobrze zrelacjonowałem tu charakter kontaktów z Bogiem
> z uwagi na niewystarczającą wiedzę, ale chyba jakoś tak to opisują.
Ja wiem chyba jeszcze mniej od Ciebie, ale sporo miałam przekonujących
doświadczeń. jednak nigdy nie miałam wrażenia kontaktu z NIM, ani czegoś
poodbnego. Mam szereg odczuć, jakby zdarzenia i ich następstwa układały się
korzystnie dla mnie, dokłądnie pod Czyjeś dyktando, choć wielokrotnie
warunki obiektywne wcale by na to nie wskazywały, a jednak... A
zrównocześnie przecież nie same mam radości w życiu, traumy było dość,
ciąży mi na sercu wiele smutnych przeżyć. Więc skąd u mnie ta pogoda? No
sam pomyśl.
Jednocześnie znam więcej osób podobnych, żeby nie było, że czuję się
wybrana, jak ta mała Subiroux od widzeń z Matką Boską w Lourdes...
--
"(...)Zewszad rozlegaly sie surowe upomnienia:Jestes niczym,zapomnij o
sobie,zyj innymi!Gdym moje Ja po raz czwarty napisal,poczulem sie jak
Anteusz ziemi dotykajacy!Grunt odnalazlem pod nogami.Utwierdzic sie w tym
Ja wbrew wszystkiemu,z maximum bezczelnosci.(...)"
Z Gombrowicza :-)
|