Data: 2008-09-27 13:20:21
Temat: Re: Hełm Persingera
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Sat, 27 Sep 2008 13:48:12 +0200, vonBraun napisał(a):
> Czy uważasz że doznania mistyczne nie mają mózgowego podłoża - że
> np. nie jesteśmy jak piszą "hard wired"/gotowi neuronalnie/ do
> przetwarzania tego rodzaju informacji?
Tzn na pewno są to stany wynikające z wysokiego pobudzenia mózgu. Ale nie
śmiem nawet się domyślać, jaki jest charakter tego pobudzenia. Po prostu za
głupia jestem na to.
>
> Skąd wiesz które doznania mistyczne są "DOBRE" a które "ZŁE"?
>
> Problemów jest tu kilka:
>
> Faktem jest, że drażnienie kory może wywoływać wrażenia - np. obrazy
> ludzkich twarzy, liter czy innych obiektów, które realnie nie
> istnieją. Nikt jednak nie zaprzecza, że są sytuacje w których
> pobudzenie tych samych struktur następuje bez "drażnienia" mózgu - w
> sytuacji w której w rzeczywistości te twarze, litery czy przedmioty
> pojawią się przed nami. Co więcej w praktyce WIDZIAŁEM osoby które
> wybiórczo utraciły zdolność rozpoznawania: ALBO twarzy ALBO liter
> ALBO drobnych obiektów - co oznacza że w mózgu w trakcie życia
> wytwarzają się struktury odpowiedzialne za każde z tych zadań i są
> ODRĘBNE ANATOMICZNIE.
...jakbyś był trochę informatykiem (może jesteś?), tobyś zauważył analogię
do zapisu na dysku magnetycznym i niekoniecznie WYTWARZAJĄ SIĘ specjalne
struktury, lecz po prostu w mózgu przydzielane jest z dawna istniejące
fizyczne miejsce do zapisu tych zadań :-)
Kiedy uszkodzisz dane miejsce fizyczne na dysku (w mózgu), to tracisz tylko
tę część zapisanej tam informacji. Ciekawe jest to, że są programy, które
mogą uszkadzać tylko miejsca z danym typem danych... ale to dygresja, ważne
jest, że skoro ci ludzie tracą zdolność rozpoznawania określonej grupy
obrazów o tym samym charakterze (litery lub twarze lub kolory), to by
znaczyło, że dane tego samego typu zapisane są w mózgu w tym samym obszarze
fizycznym lub jesli w różnych, to mają ze sobą stałe połączenia i drogą
tych połączeń następuje uszkodzenie - czyli coś jakby program wirusowyy w
kompie... itd, nie chcę za daleko dywagować, bo jestem laikiem w zakresie
zasad działania mózgu.
> Dyskusja może dotyczyć jedynie tego, czy
> niektóre z nich - takie z którymi mamy do czynienia OD ZARANIA
> DZIEJÓW (np. twarze) nie są częściowo gotowe już przed urodzeniem Z
> WYRAŹNYM PRZEZNACZENIEM wykonywania tylko tej - zadanej funkcji
> (problem czy jesteśmy "HARD WIRED" czy nie - nierozwiązywalny
> nawiasem mówiąc dla niektórych struktur korowych a POTWIERDZONY dla
> części struktur mózgowych).
>
> Pojawia się więc pytanie - czy skoro metodą drażnienia "drutem",
> albo poprzez drażnienie spowodowane "od wewnątrz" - napadem
> epileptycznym, albo poprzez praktykę medytacyjną, albo poprzez LSD,
> peyotl i inne halucynogeny możemy przeżyć zjawiska opisywane przez
> mistyków, to czy NASZ MÓZG JEST GOTOWY DO ROZPOZNAWANIA JAKIEŚ
> SZCZEGOLNEJ KLASY INFORMACJI, czy rozpoznawanie to w jakiś
> sytuacjach nie jest patologią, ale reakcją na coś RZECZYWISTEGO, czy
> też zawsze mamy do czynienia jedynie z czymś czemu możemy dolepić
> etykietkę "psychozy", "wariata" i zamieść pod dywan dalej si,ę nie
> zastanawiając nad tym.
>
> Dla mnie jest ciekawe - po co mózgowi takie coś. Może chodzi o to
> abyśmy czuli obecność "Wielkiego Ducha", bo to ewolucyjnie
> przystosowawcze?
Chyba rozumiem, o co Ci chodzi.
Ale ja sobie to wyjaśniam, oczywiście, po swojemu: a co innego mamy czuć,
skoro to właśnie Wielki Duch dał nam tak rozwinięty mózg, aby siebie samego
w nim też umieścić? Bóg to siła naszego mózgu. Ale mamy swobode wyboru - bo
to nie agresor.
I zamiatam ten problem pod dywan, i nie zastanawiam się nad tym ;-PPP
>
> > (...)równocześnie przecież nie same mam radości w życiu, traumy było
> > dość, ciąży mi na sercu wiele smutnych przeżyć. Więc skąd u mnie
> > ta pogoda? No sam pomyśl.
>
> To chyba zależy od poziomu dopaminy, serotoniny ...;-)))
Nie jestem wesołkiem i reaguję na zdarzenia zupełnie adekwatnie. czasem
tylko złoszczę/wściekam się bardziej, niżby należało, bo mam charakterek po
mamie - taki choleryczny bardziej :-)
>
> Wystarczy parę drobnych uszkodzeń w genach i okazuje się, że przez
> całe życie poziom ten jest nieprawidłowy, a człowiek nieszczęśliwy.
> [ To uproszczenie - bo pewnie chodzi o jakieś grupy genów"
> działające w interakcji ze środowiskiem.]
>
> Zapewne mają też wpływ doświadczenia dziecięce - te same zdarzenia
> możemy traktować jako nieszczęście, albo jako zadanie do wykonania -
> zależy jak nas rodzice ustawią.
>
> Inni po prostu biorą Prozac i są szczęśliwi ;-))
Kiedyś brałam, co prawda tylko pół roku - ale nie dało się po nim być
szcześliwym pomimo trosk, no sorry. Przecież on nie pozbawia możliwości
realnej oceny zdarzeń i stanów.
Po prostu czułam się stabilniejsz emocjonalnie i tyle. Nie miałam wrażenia
lawinowego narastania żalu/strachu itp. Mogła dojść wtedy do głosu moja
trzeźwa ocena sytuacji i uważam, że głównie dlatego dzieki temu lekowi nie
popadałam już w stany depresyjne.
>
> Da się więc to chyba wyjaśnić kumulacją w miarę prawidłowych genów+
> korzystnego środowiska wychowawczego. Jeśli jednak masz potrzebę
> podziękowania za to dowolnej sile niematerialnej, to po pierwsze -
> ludzie wierzący są zwykle szczęśliwsi w sytuacjach trudnych, zaś
> mnie do tego nic na zasadzie: "Co komu do jemu, co jemu do komu?":-)
A jeśli Ci powiem, że tak nie było zawsze, lecz dopiero od momentu, w
którym jako dorosła osoba poczułam Jego obecność w moim "rejonie
psychicznym i moralnym?"
Moi rodzice byli, delikatnie mówiąc, niewierzący (tzn ojciec, a mama
niepraktykująca i w ogóle nie było tematu), więc to u mnie nie sprawa
wychowania. Geny mam pewnie normalne, ale one mi zbyt wiele
radości/optymizmu same z siebie nie zapewniły raczej - pamiętam siebie,
nawet z okresu przeddepresyjnego, jako osobę raczej mało pogodną, w tym
okresie zrobiłam też duuuużo złych rzeczy... które dziś budzą we mnie samej
zdziwienie, że to ja, ta saama osoba, mogłam być taka zupełnie inna. Mam
poczucie obcości, odrębności w stosunku do siebie z tamtych lat. Cieszę
się, że mam to poczucie, ale jednocześnie widzę ogrom przemian, jest to
naprawdę ogrom, przepaść. Czy wiele osób tak ma? - nie sądzę.
>
> Czapiński robiąc badania dotyczące "szczęścia Polaków" opisywał też
> osoby bardzo niepodatne na "nieszczęście". Każdy też zna
> przynajmniej kilka osób, które mimo wychowywania się w warunkach
> dramatycznie odmiennych od naszych w tym Twoich (np, 2 wojny,
> +utrata bliskich, + majątku\ itp.) są dla innych wzorem pogody
> ducha.
Też znam takich kilka osób. Są dla mnie źródłem wielkiej siły i spokoju.
Mam wręcz wrażenie, że w ich towarzystwie naładowuję akumulatory.
> Ostatecznie autor zaczął podejrzewać jakieś genetyczne
> predyspozycje.
Nie sądzę. Raczej mają to samo, co ja, tylko od dłuższego czasu, niż ja.
Podejrzewam, że sporo nowych osób przy mnie już zaczyna odczuwać ładowanie
akumulatorów (to się udziela) - nawet kilka osób mi to wprost powiedziało.
Stwierdzam fakt, nie chwale się.
> Jest też i odwrotność tych stanów - postać
> dystymiczna depresji, gdzie mamy do czynienia z osobą bardzo szybko
> tracącą satysfakcję i radość ze wszystkich przyjemnych doznań
> życiowych - wyobraź sobie, że dobrze pamiętasz tylko negatywne
> wydarzenia ze swojego życia - a tak w odniesieniu do pamięci działa
> dystymia.
Miałam to kiedyś - ale wtedy włąśnie byłąm w depresji. Swiat był czarny od
wspomnień, ludzie źli, a ja podła i brzydka, nawet kolorowych ubrań nie
lubiłam...
> Mąż Twój przestaje być wspaniały (bo zawsze się coś
> znajdzie, a jak nie można sobie wyobrazić), dzieci są pełne wad,
> życie pełne przeciwności, dom jakiś taki brzydki i gorszy od
> sąsiadów.../wystarczy;-)/
Było tak własnie. Byliśmy o krok od rozwodu nawet.
dziś widzę, co mogłam stracić. Cierpnę na samą myśl.
>
>
> > Jednocześnie znam więcej osób podobnych, żeby nie było, że czuję
> > się wybrana, jak ta mała Subiroux od widzeń z Matką Boską w
> > Lourdes...
>
> Skromność Twoja jest uzasadniona. Do wielu kobiet przychodzi
> wieczorem Matka Boska.
>
> /Jak to w jednym dowcipie relacjonował mały Jasio: Słyszałem
> wieczorem z pokoju mamy: "O Matko Boska! Taka jestem zmęczona po
> całym dniu a ty jeszcze do mnie przychodzisz..."/
>
Do mnie przyszła raz, i miałam wtedy tylko 12 lat :-)
Już nie przychodzi, zgredzie. Przyszła raz, a dobrze :-)
--
"(...)Zewszad rozlegaly sie surowe upomnienia:Jestes niczym,zapomnij o
sobie,zyj innymi!Gdym moje Ja po raz czwarty napisal,poczulem sie jak
Anteusz ziemi dotykajacy!Grunt odnalazlem pod nogami.Utwierdzic sie w tym
Ja wbrew wszystkiemu,z maximum bezczelnosci.(...)"
Z Gombrowicza :-)
|