Data: 2002-12-26 17:20:22
Temat: Re: Ich dwoje + kolega
Od: Daga <z...@N...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Pyzol pisze w news:axGO9.171156$Qr.4211410@news3.calgary.shaw.ca
> Naczym, wlasciwie, polega wasz zwiazek? Nie ma "mojego zycia" kiedy sie
> zyje we dwoje
Ależ oczywiście, że jest! Nie wyobrażam sobie, że ma istnieć
tylko my, my, my... 24h na dobę z ukochanym? Nawet najbardziej
ukochani muszą od siebie odpocząć. To, że się związałam, nie
oznacza, że mam obowiązek zrezygnować z mojego życia. Wspólne
życie jest kompromisem. Jego świat i mój świat muszą się zazębiać
i nie wyobrażam sobie, że tak nie będzie, ale też nie wyobrażam
sobie, że te światy mają się _pokrywać_! To byłaby patologia,
obluszczanie!
O dzieci się nie martw, nie będziemy ich mieć. Nie z wyboru.
> Nie, Daga, wspolne zycie, to przede wszystkim swiadomosc,ze "ja" zamieniamy
> na "my".
Nie. Ja nie traci tożsamości. Ani moje ja, ani jego. Byłam już w
związku, w którym on uważał, że istnieje tylko My, więc
kontrolował na każdym kroku, pętał, obluszczał - kto to wytrzyma?
Ja nie... Muszę mieć oddech. Muszę mieć soś swojego. Muszę móc
się odizolować na chwilę. I to _ja_ się izoluję. Nie my. Nie
jesteśmy bliźniętami syjamskimi. On ma swoją pracę i ona jest
jego. Ja mam swoją. Pewnie, że drzwi są stale otwarte i w każdej
chwili ja mogę wejść do jego świata, a on do mojego. A na co
dzień jesteśmy w tym wspónym, NASZYM. Ale w tym wszystkim nie
można straciś swojej tożsamości. MUSI być miejsce na My, i na Ja
- a to ile go jest, zależy od obojga. Ma być tyle, żeby obojgu
było jak najlepiej. Żeby było lepiej razem niż osobno, bo inaczej
związek nie miałby sensu.
Ale nigdy, przenigdy nie zniosłabym stłamszenia i zduszenia mnie
samej. Miłość nie tłamsi.
> Tu nie chodzi o jakies poswiecanie sie,
Moja matka się poświęciła i wszystkich teraz o to wini. Nie
jestem męczenncą, uważam, że nie wolno się poświęcać. Jeśli robi
się coś dla związku, dla wspólnoty, to to musi wynikać z potrzeby
i przynosić radość, o której piszesz, a nie być 'poświęceniem'.
> Mocno przereklamowany towar,choc naturalnie: potrzebny i pozyteczny:) To
> przekonanie, o ktorym mowisz, akurat wcale nie z rozmow wynika, nie na
> rozmowach sie je buduje, ale na doswiadczeniach.
A jeśli ich jeszcze nie ma? Poza tym doświadczenie doświadczeniu
nierówne. każda sytuacja, pozornie podobna do poprzedniej, może
już być odbierana inaczej. A partner musi wiedzieć, jak ją
odbieram, a nie domyślać się, albo 'strzelać', ze pewnie tak, jak
poprzednią. :-)
> Zwroc jednak uwage,ze - pomijajac wszystko inne - ty na wyjazd ukochanego
> sie zgodzilas i nie widzisz w tym ( nieslusznie, ale to inny temat) nic
> stressujacego.
Czemu niesłusznie? To nasza sytuacja i robimy, co jest słuszne
_dla nas_, a dla nas słuszny jest jego wyjazd. Wiemy to z
doświadczenia. :P
> Dubber sytuacje przyjmuje jako dyskomfort. Sadze, ze
> czlowiekowi kochanemu bez problemu - w tej tutaj sprawie - mozna ustapic bez
> poczucia krzywdy.
O to trzeba zapytać tę dziewczynę. Jeśli nie zrezygnuje wiedząc,
że dla niego to dyskomfort, trzeba się zastanowić, dlaczego. Na
przekór? A może tego chce, tego potrzebuje? Nie wiem...
Należy się też zastanowić, gdzie są granice odczuwania
dyskomfortu. Moja matka odczuwa dyskomfort za każdym razem, kiedy
z domu wychodzę i straszy zawałem serca - czy to znaczy, że mam
się zamknąć w 4 ścianach, bo jej źle? Albo może mam ją zabrać ze
sobą, kiedy wyjeżdżam z moim facetem? Ten dyskomfort to głównie
jej problem - to ona powinna go rozwiązać, nie ja. Pewnie, może
poprosić, żebym jej w tym pomogła, żebym z nią poszła do
psychologa, pogadała - zgodzę się przecież. Ale musi sama tego
chcieć. Podobnie uważam jest z Dubberem. Jeśli to dla niego
problem, to czemu nie poprosi dziewczyny, żeby pomogła mu go
rozwiązać? Zabranianie wyjazdu tylko zaognia sytuację i wywołuje
reakcję obronną - czyli pojedzie choćby na przekór. Nie ma
doświadczenia, to chyba pierwsza taka sytuacja, tak? Więc bez
pogadania od serca się nie obejdzie. Skoro są razem, to obawy
Dubbera są ich wspólnym problemem - powinni go rozwiązać, a nie
skupiać się na tej jednej sytuacji i przekomarzać, które z nich
ma rację. A co jeśli one będą się powtarzać? Jeśli we dwoje nie
mogą się dogadać, to może potrzebują mediatora?
Daga
--
Serwis Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
|