Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Nerwica natrectw - leczenie

Grupy

Szukaj w grupach

 

Nerwica natrectw - leczenie

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2004-11-13 21:54:14

Temat: Nerwica natrectw - leczenie
Od: c...@o...pl szukaj wiadomości tego autora

Witam,

Zdiagnozowano u mnie nerwice natrectw. Za kilkanascie dni ide do psychiatry.
Aktualnie od tygodnia biore lek "Asentra" ktory mi nie pomaga (przepisal mi go
neurolog).
Mam pytanie: jak dlugo potrwac moze leczenie? wiem ze to zalezy od predyspozycji
danej osoby, ale chodzi mi o sredni czas leczenia. Co moge zrobic kiedy mam natretne
mysli? niestety umiem jedynie odwlec w czasie wykonywanie czynnosci np. wychadzac z
domu. Dlaczego czasami przez kilka dni nie mam obiawow a potem nagle wracaja?

Pozdrawiam
red_cat

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2004-11-14 10:21:44

Temat: Jak sobie radzić?
Od: "lista" <g...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Witam wszystkich grupowiczów!

Nie sądzę, żeby ten post, ani odpowiedzi na niego cokolwiek zmieniły...
Piszę raczej dla spokoju własnego sumienia, że jednak spróbowałem, i nie
zostawiłem niewykorzystanej szansy na normalne życie, a nuż się uda?

Normalne życie, jak to ładnie brzmi... Mam mnóstwo marzeń... I konsekentnie
je realizuję. Jeżeli w jakiejś dziedzinie mogę osiągnąć sukces, zwykle go
osiągam bez, albo z niewielkimi trudnościami. W zasadzie byłbym
najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, gdyby nie jeden aspekt mojego życia.
Chodzi mi mianowicie o to, że nie jestem w stanie zdobyć żadnej kobiety, na
której mi zależy... Bo te, do których nic nie czuję garną się do mnie
strasznie, może nie na każdym kroku, ale zdecydowanie częściej niż bym
chciał. Nie powiem, mile łechce to moją próżność, ale co z tego?
Natomiast te panie, na których mi zależy, kończą znajomość bardzo szybko.
Bardzo bardzo szybko. I zawsze, ale to zawsze słyszę jedną wymówkę - nie
jestem Ciebie warta. To znowu mnie dowartościowuje, ale ja wiem, że tak
naprawdę przyczyna tkwi głeboko we mnie, bo to ja wpędzam je w takie
poczucie niższości.
I odchodzą. Ze łzami w oczach, ale tak będzie dla Ciebie najlepiej.
Zawsze wpadam w, jak to ładnie dzisiaj się mówi, doła. Nic mi się nie chce,
a mój optymizm robi sobie wakacje.
Ludzie mówią, nie przejmuj się. Więc się nie przejmuję, układam sobie życie
od nowa, podejmuje jakieś wyzwanie, sam nie wiem dlaczego... Chyba, żeby
zapomnieć... A kiedy przychodzi moment triumfu, albo tuż przed nim, pojawia
się kobieta. Ona się cieszy moim zwycięstwem, choćby to było tylko
znalezienie pracy, a ja cieszę się, że jest ze mną. A potem...
jak już opisałem...
Wiem, że powinienem prosić o pomoc.
Wiem, że są też tutaj osoby na tyle doświadczone przez życie, że pokażą mi,
nie tyle rozwiązania, co ścieżkę, którą powinienem iść.
Z poważaniem
Sykstyrius
PS. Z niecierpliwością oczekuję na odpowiedzi.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-11-14 12:55:16

Temat: Re: Jak sobie radzić?
Od: "Aga" <a...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Cześć
Tak sobie pomyslałam po przeczytaniu Twojego postu, ze może warto było by
żebys zastanowił się nad tym jak traktujesz kobiety na których Ci nie zależy
a jak te które Ci się podobają. Porównaj to, może to coś Ci da. Może chodzi
o to że za bardzo się starasz żeby było dobrze?
pozdrawiam serdecznie
Aga



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-11-14 13:14:54

Temat: Re: Jak sobie radzić?
Od: elgar_mail <e...@b...pl> szukaj wiadomości tego autora

On Sun, 14 Nov 2004 11:21:44 +0100, lista wrote:

> PS. Z niecierpliwością oczekuję na odpowiedzi.

Ofiara własnych wyborów.

elgar

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-11-14 13:29:28

Temat: Re: Jak sobie radzić?
Od: elgar_mail <e...@b...pl> szukaj wiadomości tego autora

On Sun, 14 Nov 2004 11:21:44 +0100, lista wrote:

No dobra, napisz coś więcej. Na przykład komentarz:

> A kiedy przychodzi moment triumfu, albo tuż przed nim, pojawia
> się kobieta.

a tymczasem wcześniej:

> nie jestem w stanie zdobyć żadnej kobiety, na
> której mi zależy...

to skąd Ci się ona, ta kobieta, bierze?

A poza tym:

> Natomiast te panie, na których mi zależy, kończą znajomość bardzo szybko.
> Bardzo bardzo szybko.
Jak bardzo?

> I odchodzą. Ze łzami w oczach, ale tak będzie dla Ciebie najlepiej.

I gdzie trafiają dalej z tymi łzami?

elgar

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-11-14 15:55:07

Temat: Re: Jak sobie radzić?
Od: "lista" <g...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "elgar_mail" <e...@b...pl> napisał w wiadomości
news:ni7sl4xl5k4s.z0kcbtywsal0$.dlg@40tude.net...
> On Sun, 14 Nov 2004 11:21:44 +0100, lista wrote:
>
> No dobra, napisz coś więcej. Na przykład komentarz:
>
> > A kiedy przychodzi moment triumfu, albo tuż przed nim, pojawia
> > się kobieta.
>
> a tymczasem wcześniej:
>
> > nie jestem w stanie zdobyć żadnej kobiety, na
> > której mi zależy...
>
> to skąd Ci się ona, ta kobieta, bierze?
>
> A poza tym:
>
> > Natomiast te panie, na których mi zależy, kończą znajomość bardzo
szybko.
> > Bardzo bardzo szybko.
> Jak bardzo?
>
> > I odchodzą. Ze łzami w oczach, ale tak będzie dla Ciebie najlepiej.
>
> I gdzie trafiają dalej z tymi łzami?
>
> elgar

Znajoma znajomego, siostra współpracownika, koleżanka siostry kolego,
kuzynka koleżanki... Stąd się biorą, z przypadkowych spotkań. Z nikąd
właściwie. I jes wtedy jedno spotkanie, drugie, trzecie... A kiedy
przychodzi czas na coś więcej niż przyjaźń (olbrzymi skrót myślowy, nie
czepiajcie sie proszę)... jak wspomniałem, wracają do nikąd.
Sykstyrius


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-11-14 18:57:10

Temat: Re: Jak sobie radzić?
Od: Flyer <f...@p...gazeta.pl> szukaj wiadomości tego autora

lista; <cn7bl9$d4s$1@inews.gazeta.pl> :

> Nie sądzę, żeby ten post, ani odpowiedzi na niego cokolwiek zmieniły...

Ja też. ;)

> Piszę raczej dla spokoju własnego sumienia, że jednak spróbowałem, i nie
> zostawiłem niewykorzystanej szansy na normalne życie, a nuż się uda?

Nie ma tak prosto - najpierw musisz wpaść w doła, żeby Ci się "optyka"
poprawiła. ;)

> Chodzi mi mianowicie o to, że nie jestem w stanie zdobyć żadnej kobiety, na
> której mi zależy... Bo te, do których nic nie czuję garną się do mnie
> strasznie, może nie na każdym kroku, ale zdecydowanie częściej niż bym
> chciał. Nie powiem, mile łechce to moją próżność, ale co z tego?
> Natomiast te panie, na których mi zależy, kończą znajomość bardzo szybko.
> Bardzo bardzo szybko. I zawsze, ale to zawsze słyszę jedną wymówkę - nie
> jestem Ciebie warta. To znowu mnie dowartościowuje, ale ja wiem, że tak
> naprawdę przyczyna tkwi głeboko we mnie, bo to ja wpędzam je w takie
> poczucie niższości.
> I odchodzą. Ze łzami w oczach, ale tak będzie dla Ciebie najlepiej.

Musiałbyś napisać jakież to kobiety - mz. wygląda to tak, że normalnych
kobiet zbytnio się boisz [dokładnie], a "nienormalne" zbytnio boją się
Ciebie [i odchodzą]. Taki schemat jest bardzo wygodny, bo dzieki temu
nigdy sie nie zwiążesz. I tu jest odpowiedź - szukasz osoby, która
niezakłóci Twojej [mniemania o] wysokiej wartości/samodzielności itd.
Tak podejrzewam bez znajomości faktów.

> Zawsze wpadam w, jak to ładnie dzisiaj się mówi, doła. Nic mi się nie chce,
> a mój optymizm robi sobie wakacje.
> Ludzie mówią, nie przejmuj się. Więc się nie przejmuję, układam sobie życie
> od nowa, podejmuje jakieś wyzwanie, sam nie wiem dlaczego... Chyba, żeby
> zapomnieć... A kiedy przychodzi moment triumfu, albo tuż przed nim, pojawia
> się kobieta. Ona się cieszy moim zwycięstwem, choćby to było tylko
> znalezienie pracy, a ja cieszę się, że jest ze mną. A potem...
> jak już opisałem...

A ile można się cieszyć z sukcesów partnera? Są jednostki zdolne do
takich "poświęceń", choć te bym raczej omijał - częściej jednak taka
sytuacji prowadzi do nierównowagi i sytuacji, kiedy druga połowa
porównując własne osiągnięcia do osiągnięć partnera zaczyna sama dołować
- może musisz stemperować swoje "chwalenie" i zająć się opisem "zwykłego
życia", czy neutralnych doświadczeń, zamiast opisywać w kółko swoje
osiągnięcia zawodowe, może musisz robić cos wspólnie z partnerką i dawać
jej część waszego "zwycięstwa", a może musisz "ciągnąć partnerkę za
uszy" - nie ma lekko - chcesz się wiązać z bezpiecznym i zakompleksionym
"towarem" to musisz zacząć bawić się w "opiekuna". Tylko - jeżeli
zmienisz swój sposób postepowania, to nie łudź się - możesz wychować
osobę samodzielną, która Ci się nie spodoba - niezmienne to tylko rybki
akwariowe są. ;)

> Wiem, że powinienem prosić o pomoc.

Ja tam sceptyczny jestem - tylko doświadczenie jakichś stanów jest w
stanie zmienić Twoje nastawienie - słowa przetłumaczysz na znane sobie
pojęcia i nic z tego nie wyniknie. Może jednak zacznij przygodę z
kobietami "których nie chcesz"? ;)

> Wiem, że są też tutaj osoby na tyle doświadczone przez życie, że pokażą mi,
> nie tyle rozwiązania, co ścieżkę, którą powinienem iść.

Nie ma takiej ścieżki - chciałbyś zachować swój status, a jednocześnie
zmienić swoje życie?

Flyer - nie jestem specjalistą
--
Szukam roboty - zdolny i chętny - Warszawa
http://plfoto.com/zdjecie.php?picture=403101

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-11-15 08:31:49

Temat: Re: Jak sobie radzić?
Od: "Redart" <r...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "lista" <g...@g...pl> napisał w wiadomości
news:cn7bl9$d4s$1@inews.gazeta.pl...
> Witam wszystkich grupowiczów!
>
> Nie sądzę, żeby ten post, ani odpowiedzi na niego cokolwiek zmieniły...
> Piszę raczej dla spokoju własnego sumienia, że jednak spróbowałem, i nie
> zostawiłem niewykorzystanej szansy na normalne życie, a nuż się uda?
>
> Normalne życie, jak to ładnie brzmi... Mam mnóstwo marzeń... I konsekentnie
> je realizuję. Jeżeli w jakiejś dziedzinie mogę osiągnąć sukces, zwykle go
> osiągam bez, albo z niewielkimi trudnościami. W zasadzie byłbym
> najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, gdyby nie jeden aspekt mojego życia.
> Chodzi mi mianowicie o to, że nie jestem w stanie zdobyć żadnej kobiety, na
> której mi zależy... Bo te, do których nic nie czuję garną się do mnie
> strasznie, może nie na każdym kroku, ale zdecydowanie częściej niż bym
> chciał. Nie powiem, mile łechce to moją próżność, ale co z tego?
> Natomiast te panie, na których mi zależy, kończą znajomość bardzo szybko.
> Bardzo bardzo szybko. I zawsze, ale to zawsze słyszę jedną wymówkę - nie
> jestem Ciebie warta. To znowu mnie dowartościowuje, ale ja wiem, że tak
> naprawdę przyczyna tkwi głeboko we mnie, bo to ja wpędzam je w takie
> poczucie niższości.
> I odchodzą. Ze łzami w oczach, ale tak będzie dla Ciebie najlepiej.
> Zawsze wpadam w, jak to ładnie dzisiaj się mówi, doła. Nic mi się nie chce,
> a mój optymizm robi sobie wakacje.
> Ludzie mówią, nie przejmuj się. Więc się nie przejmuję, układam sobie życie
> od nowa, podejmuje jakieś wyzwanie, sam nie wiem dlaczego... Chyba, żeby
> zapomnieć... A kiedy przychodzi moment triumfu, albo tuż przed nim, pojawia
> się kobieta. Ona się cieszy moim zwycięstwem, choćby to było tylko
> znalezienie pracy, a ja cieszę się, że jest ze mną. A potem...
> jak już opisałem...
> Wiem, że powinienem prosić o pomoc.
> Wiem, że są też tutaj osoby na tyle doświadczone przez życie, że pokażą mi,
> nie tyle rozwiązania, co ścieżkę, którą powinienem iść.
> Z poważaniem
> Sykstyrius
> PS. Z niecierpliwością oczekuję na odpowiedzi.

Stary, jak chcesz pomocy, to po piersze:
NIE KOLORYZUJ i NIE UOGÓLNIAJ.

Co to ma znaczyć:
> Natomiast te panie, na których mi zależy, kończą znajomość bardzo szybko.
> Bardzo bardzo szybko. I zawsze, ale to zawsze słyszę jedną wymówkę - nie
> jestem Ciebie warta.
To ile tych pań już było ?
Jak to możlwe, że wszystkie zachowały się "tak samo" ?
Zgodnie z tym, co flyer zasugerował - proszę na początek poprawić optykę
i wnikliwiej przyjrzeć się temu, co się rzeczywiście działo.
Najpierw dobra analiza przeszłości a dopiero potem "dobre rady".


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-11-15 17:36:31

Temat: Odp: Nerwica natrectw - leczenie
Od: "PowerBox" <p...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

> Zdiagnozowano u mnie nerwice natrectw. Za kilkanascie dni ide do
psychiatry.
> Aktualnie od tygodnia biore lek "Asentra" ktory mi nie pomaga

- czyli po wizycie u "specjalisty" masz teraz teraz nerwice natręctw na
prochach. Jak pójdzisz do szpitala to będziesz miał nerwice natręctw na
silniejszych prochach albo nerwice natręctw w kaftanie. W takim układzie
troszkę to może potrwać...



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Czy NLP jest coś warte?
Sen prawde ci powie
Kiedy powiedziec dosyc?
Jo mam pytanie.
wolnosc wyboru

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 7-11a
Vitruvian Man - parts 1-6

zobacz wszyskie »