Data: 2018-03-24 15:39:55
Temat: Re: Jak sobie radzicie z trollami?
Od: XL <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Jakub A. Krzewicki <p...@g...com> wrote:
> W dniu sobota, 24 marca 2018 11:01:51 UTC+1 użytkownik XL napisał:
>> Jakub A. Krzewicki
>>>
>>> Do jakiego stopnia mogę wierzyć w metody jakie stosują inne religie np.
>>> chrześcijanie czy muzułmanie? Do takiego, do jakiego się sprawdzają.
>>
>> Co rozumiesz przez ,,sprawdzają"?
>
> Tj. przynoszą człowiekowi duchowy i losowy empowerment, walczą z jego
> słabościami. Zgodzisz się zapewne, że islam polepsza życie człowieka w znacznie
> bardziej marginalnych aspektach niż Twoje chrześcijaństwo.
> Buddyzm jest o tyle najlepszy, że wyposaża praktykującego w praktycznie pełny
> zestaw narzędzi duchowych, które w uzasadnionych przypadkach może użyć
> bezpośrednio dla ratowania sytuacji, nie kłopocząc się czekaniem, czy wniosek
> został rozpatrzony, czy nie. Rozliczenie ze słuszności środków wtedy jest
> ex-post. Czyli nie proszę jakiegoś bóstwa, żeby ratował X-a przed katastrofą
> i nie czekam, aż przejdzie, czy nie przejdzie, tylko uruchamiam zawsze
> działającą formułę, która jest religijna - od magii różni ją to, że w każdym
> wypadku użycia przyjmuję na siebie wszystkie konsekwencje moralne takiego
> działania. Takie użycie jest możliwe tylko dzięki ślubowaniu bodhisattwy,
> dokonywanemu pod sporymi rygorami i konsekwencjami. W starożytnym Rzymie był
> taki termin devotio, który oznaczał ofiarowanie się dobrowolne jakiemuś bóstwu
> dla uzyskania konkretnych rzeczy - ocalenia przed klęską armii albo przed
> jakąś zbiorową katastrofą żywiołową, polityczną czy moralną. Bodhisattwa
> ofiarowuje się w takim względzie, ale nie jakiejś pojedynczej istocie wyższej
> tylko całemu światu istot od góry do dołu, żeby wyprowadzić jak najwięcej ich
> z kręgu nieszczęść. To właśnie ślubowanie daje moc wszystkim formułom, dlatego
> że każdy buddysta bierze na siebie jakiś zakres ze ślubowań bodhisattwy
> i nie działa we własnym imieniu, ale w imieniu istot, które nie mają
> wystarczających sprawności działania za siebie w spełnianiu istotnych dla ich
> szczęśliwej egzystencji (takiej, która prowadzi do zgaśnięcia cierpień) życzeń.
>
Bardzo zawiły wywód. A wystarczyło napisać, że ,,sprawdzanie się" rozumiesz
jako uzyskanie tego, o co komu chodzi, poprzez zabicie niewiernego,
pokręcenie grzechoczącym bębenkiem czy wsadzenie kartki w szczelinę muru,
bez żadnego DUCHOWEGO wkładu w realizację pragnień i bez REFLEKSJI nad
własnymi zasługami (lub ich brakiem) w tej sprawie.
Zdecydowanie bardziej odpowiada mi pod ww. względem ,,moje" chrześcijaństwo.
Mam w nim silne poczucie, że jestem istotą ludzką, myślącą, podmiotem a nie
przedmiotem.
--
XL
|