Data: 2004-03-25 23:39:00
Temat: Re: Laickie pytanie do ludzi mądrych
Od: "EvaTM" <e...@i...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "nonnocere" <madziach1@_bezspamu_gazeta.pl> napisał w wiadomości
news:c3veb8$1tk$1@serwus.bnet.pl...
> EvaTM wrote:
>
> > No wiesz, ja nie psycholog (choć kiedyś chciałam) ale zwłaszcza od
> > psychologów (a także innych ludzi świadomych) człowiek spodziewa się
> > bardziej konstruktywnego sposobu porozumiewania się lub.. rozstania się
bez
> > konieczności urządzania karczemnych awantur :).
>
> Im bardziej się ktoś "spodziewa", tym większy pojawia się dysonans
> poznawczy :) Sprzeczność bardziej się rzuca w oczy.
Madziu kochana :), ja przecież wiem, że psycholog [nauczyciel, lekarz,
dziennikarz, polityk, ksiądz ;) itp. a nawet inżynier ;)] to też człowiek i
emocje posiada i czasami nie potrafi porozumieć się bez zgrzytów. Choć
przecież JEST a przynajmniej powinien być bardziej Rozumny niż prosty
człowiek zza ściany.
Na czas tego postu i nie tylko, wczuwam_się w to, co myśli przeciętny
Kowalski,
który OBSERWUJE i wyciąga wnioski z tego co widzi/słyszy.
Jeśli widzi/słyszy że ludzie, do których powinien mieć zaufanie, gdy
przyjdzie mu zwrócić się do nich po usługę/poradę/na leczenie, sami nie
radzą sobie z emocjami, a jeśli ponadto od tych ludzi zależy wiele w
społeczności/społeczeństwie, ponieważ wiele decyzji odnośnie innych
podejmują (lub doradzają/testują/konsultują) właśnie ci ludzie,
to traci zaufanie nie tylko do nich ale często uogólnia.
"po co mam iść do niego (psychologa/terapeuty/poradni
rodzinnej/psychiatry/polityka/księdza/doradcy zawodowego), jeśli on sam nie
potrafi dogadać się z własną żoną/dziećmi/współpracownikami/szefem?
Jeśli jego życie odbiega znacząco od teorii, które powinien znać i które
głosi?"
Oczywiście w wydaniu Kowalskiego może brzmieć to znacznie bardziej
folklorystycznie ;)
Zdarzało mi się słyszeć opinie o różnych ludziach z prestiżowych wyżyn,
takie że hej ;)
> > Temu przecież powinna służyć wiedza o psychice ludzkiej, którą zdobywa
się
> > na uczelniach?
> > Może więc wiedza słaba albo pozorna?
> Wiedza często ma się nijak do umiejętności. Krytyk literacki wie jak
> powinno być napisane, ale to wcale nie znaczy, że dobrze by sam to
> napisał :)
> Absolwenci psychologii teoretycznie mają wiedzę, ale jeśli sami się nie
> postarają, to z umiejętnościami może być krucho. Jeśli ktoś świetnie zna
> się na teorii stresu, nie znaczy, że umie sobie z nim efektywnie radzić
> :) Zbyt łatwo by wtedy było, wystarczyło by poczytać książkę ;)
Powinni może poddawać się regularnej psychoterapii? ;)
Jesli oczywiście chcą być traktowani poważnie ;).
> > Co wobec tego mają zrobić ci, którzy muszą poruszać się w problemach
życia
> > codziennego wyłącznie intuicyjnie?
>
> Może mają szczęście? :) Czasem lepiej poczuć, niż rozdrabniać na
> czynniki pierwsze...
Raz mają szczęście, innym razem nie. To co się słyszy w środkach przekazu o
przejawach życia "rodzinnego" i społecznego, to naprawdę przygnębia.
Do niedawna myślałam, że patologia dotyka tylko niewielkiej ilości ludzi.
Od kilku lat nie mogę się pozbierać z wrażenia ;).
> > Może powinni być w ogóle zwolnieni z odpowiedzialności za zakłócanie
spokoju
> > sąsiadom i urządzanie piekiełka domowego? ;)
> > A może, gdy słuchają awantur dochodzących z mieszkania psychologów, mogą
> > poczuć, że im tym bardziej wolno?
>
> Oj niestety bezkarność i zwolnienie z odpowiedzialności stają się coraz
> "normalniejsze". Właśnie poprzez podobne modelowanie, nie tylko w
> kwestii awanturujących się psychologów ;)
Ale tak jest, Madziu.
Przyklad idzie "z góry", czy chcemy czy nie.
"skoro im wolno, choć wykształceni/zamożni/świadomi, to dlaczego nie mnie,
który nie mam takich możliwości/szans"? Przyłożę "starej"/ "bachorowi"/
kopnę psa/ wybiję szyby wystawowe/ ukradnę/skopię kogoś/oszukam/"załatwię
go"/"przelecę ją" itp.itd.
Ryba psuje się od głowy, a mało kto z tych górnych półek potrafi odnieść to
do siebie..
Wydaje mu się, że jest niewidzialny? ;)
> Kurcze, ja się nigdy jeszcze nie kłóciłam z mężem. Jakaś nienormalna
> jestem ;))
Kiedyś się kłóciłam (argumenty na nic się zdają czasami niestety) i wiem jak
trudno się czasem dogadać. Potrzebna jest dobra wola obu stron, których nikt
wcześniej nie nauczył konstruktywnego przeprowadzania sporów, najczęściej
młodych i niedoświadczonych.
Kłótnie nic nie rozwiązują - są jak kula śniegowa - im dłużej się kłócisz,
tym bardziej rośnie. W końcu ta kula wpada w "koleinę", jak tylko zaczynasz
rozmowę.
Od strony bardziej świadomej zależy, czy w porę dostrzeże jej bezsens.
Niestety czasami tylko jej długotrwałe milczenie może przynieść skutek i
wygasić emocje/spowodować odejście od schematu (ale często i uczuć lepszych
też :).
E.
|