Data: 2011-03-28 13:36:05
Temat: Re: List z Polski.
Od: zażółcony <r...@x...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Chiron" <c...@o...eu> napisał w wiadomości
news:iml6sg$lg$1@news.onet.pl...
> Wielu jednak poszło na taką współpracę i padło po pierwszym sezonie.
> Mówię o tym, bo to jaskrawy przykład owej "ewcinej" "stabilności" -
> polskie
> przedsiębiorstwa padają jak muchy dzięki niej, jedno po drugim.
> ====================================================
=======================
> Znam te sprawy od podszewki- zawodowo. Tyle, że wielu ludzi się tym nie
> interesuje, nie wie, nie chce wiedzieć.
Ok. Można więc powiedzieć tak: zarówno Ty jak i Ikselka jesteście
reprezentantami poglądów drobnych polskich handlarzy. Oznacza to także,
że temacie UE od strony handlu prezentujecie bardzo jednostronny
punkt widzenia.
Zgodzę się z tym, że zjawisko hipermarketów ciągnie za sobą zarówno
dobre, jak i złe strony. Do stron negatywnych z pewnością należą
działania nieuczciwe zwiazane z tworzeniem ologopoli i różne wynikajace
z tego konsekwencje działające wbrew interesom nie tylko polskich
producentów,
ale wbrew samym ideom wolnego rynku. Dodatkowo wychodzi przy okazji
problem obniżania ceny kosztem jakości powiązane z agresywną kampanią
reklamową, która ma ten deficyt jakości (np. produktów mięsnych
czy mlecznych) przypudrować. Ok. To są negatywne aspekty przemian.
W całej tej dżungli problemów i wielu dramatów drobnych polskich
handlowców cały czas jednak trzeba trzymać na widoku prosty
fakt, że nowoczesny kraj nie składa się w 90% z drobnych producentów
żywności, z których każdy ma swój własny sklep. Taki model nie ma szans
przetrwania. I cały ból przejścia polski od kraju rolniczo-produkcyjnego
do kraju rolniczo-produkcyjno-usługowego jest m.in. z tym faktem związany.
Przekwalifikowanie się całych mas ludzi i zmiana źródeł zarobkowania
to było coś, co musiało się w jakiś sposób stać. To, że narzędziem tego
musu stały się m.in. hipermarkety to już jest bardziej efekt, że czyimiś
rękami
się to musiało stać - a na hipermarketach się skrupiło. Przykład wskazany
przez Ikselkę - złożyli zamówienie, którego nie odebrali. Można to tłumaczyć
tak:
bo mieli tyle innych konkurencyjnych ofert, że brzydko mówiąc - mogli sobie
w nich nidbale bełtać i podcierać nimi tyłki. Smutne to, ale tak było.
Gdyby musieli szanować swoich kontrahentów, to sytuacja byłaby trochę
inna. Ale że kontrahenci walą sami drzwiami i oknami i mamy ciągle rynek
klienta a nie producenta (hipermarket tu klientem) to już raczej
objaw tego, że w dalszym ciągu nie ma u nas na rynku równowagi i ciągle
jest więcej tych, którzy chcą coś sprzedać niż tych, co chcą to kupić
po takiej cenie.
W kontekście powyższych problemów wychodzi też na wierzch problem
układów ekonomicznych z Rosją, która od dziesięcioleci była
naturalnym odbiorcą naszej nadprodukcji. Jeśli ten kanał nie funkcjonuje
prawidłowo, to konsekwencje są jakie są - kisimy się we własnej
nadprodukcji i w tym skisie brakuje tchu na inny proces - na zwiększanie
jakości i efektywności. W efekcie wielu produkuje i chce sprzedać, ale
mało kto potrafi produkować tanio. Ta sytuacja się powoli zmienia.
Sklepy osiedlowe znikają na rzecz minimarketów, które już są w stanie
konkurować - choćby takim prostym faktem, że mają te nowoczesne
a cholernie drogie kasy i są w stanie obsługiwać więcej klientów.
Można się w tym wszystkim zastanawiać jedynie nad tym, czy presja
na polskie społeczeństwo nie była za duża, zbyt nieprecyzyjna i nie
spowodowała zbytniego rozwarstwienia (kominy dochodowe),
czy nie dostalismy na transformacje za mało czas, czy nie powinna
być większa kontrola nad napływającym i wypływającym kapitałem.
Ale powiedzmy sobie szczerze: gdyby wszyscy naokoło nas doili i jak
to sięczęsto krzyczy - tylko wyprowadzali kasę za granicę - to kurs
naszego złotego byłby nie do obronienia. Nie da się tezy 'wszyscy nas doją'
bronić razem z faktem stabilnego kursu złotówki. A więc gdzieś tam musi
być ta druga strona medalu - ci, co 'doją zagranicę' i sprowadzają kapitał
z powrotem. Czy to pracując za granicą a tu wysyłając pieniądze dla rodzin,
czy to po prostu eksportując (np. jabłka).
A druga sprawa, specjalnie dla Chirona: to co wyżej, to efekty nie
socjalizmu
UE, ale wprost polityki liberalizmu z dodatkowymi udogodnieniami dla
inwestycji
'na dobry start'. Nie da się niskich cen w hipermarketach tłumaczyć
wyłącznie
faktem, że mają/miały ulgi podatkowe dla hipermarketów. To także wynika
również z efektywniejszego zarządzania. A ja osobiście mam np. porównanie
na podstawie sklepiku osiedlowego, który jakiś rok temu został wykupiony
(firma 'Społem'), wyremontowany i ma obecnie zupełnie inny kształt.
Dalej jest to drożyzna - ale przynajmniej są porządne kasy, jest więcej
miejsca
i logiczniejszy układ oraz nie trzeba stać w kolejkach - bo ktoś
zainwestował
w remont pomieszczeń i lepsze wykorzystanie magazynów oraz w profesjonalne
kasy. Jak ludzi z okolic stać (jest to bogata dzielnica), to w tym sklepie
kupują.
|