Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Małżeństwo ortodoksyjnej katoliczki i wrednego ateisty...

Grupy

Szukaj w grupach

 

Małżeństwo ortodoksyjnej katoliczki i wrednego ateisty...

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2004-11-11 18:22:20

Temat: Małżeństwo ortodoksyjnej katoliczki i wrednego ateisty...
Od: "Vetch" <v...@v...magot.pl> szukaj wiadomości tego autora

Już mam taki chaos we łbie, że każda opinia już mi chyba nie
zaszkodzi, a może pomoże, więc przeczytajcie to poniżej :-)

Jesteśmy małżeństwem, lecz kierujemy się różnymi pobudkami. Żona oczywiście
w nadziei na życie wieczne, pełna religijnych ograniczeń poświęca
niejednokrotnie rzeczywistość (a wraz z nią mnie), a ja wiem że mam jedno
życie i nic poza tym, dlatego żyję pełnią tego co mam i nie ma dla mnie
niczego ważniejszego od tego co jest tu i teraz.

Kiedy się poznaliśmy, uwierzyłem i stałem się religijnym głównie właśnie dla
niej i "dzięki" jej postawie pełnej miłości. Niestety, z biegiem lat moja
świadomość egzystencji dojrzewała i po pewnym czasie doszedłem do wniosku,
że modlitwa nic nie daje, a tylko powiększa frustrację i mami nadzieją. Moje
życie zawsze było ciężkie, ale po głębszej refleksji zrozumiałem że
wszystko, cokolwiek mam życiu (a niewiele tego jest) zawdzięczam tylko sobie
i własnej ciężkiej pracy nad sobą. Wiara nie dawała mi ukojenia, pojawiły
się wątpliwości, których wcześniej się bałem. Po poddaniu ich krytyce
rozumu, stwierdziłem że pewne sprawy są tak niedorzeczne, że po prostu dalej
wierzyć nie mogę. Dziś nie interesuje mnie czy Bóg jest, czy go nie ma.
Moje życie po odrzuceniu wiary nadal wygląda tak samo, co prowadzi do
następnego wniosku, że wiara nic nie daje; uważam praktyki religijne za
stratę czasu. A nawet więcej: odrzucenie religijnych uprzedzeń i "strachów
na lachy" sprawiło że życie stało się prostsze i przyjemniejsze.

Teraz proszę sobie wyobrazić frustrację mojej żony, która po latach
otrzymała "produkt bezwartościowy". Kiedyś nie było niczego co nas mogło
dzielić, dziś są to światopoglądowe uprzedzenia. Żona uważa że ją oszukałem,
bo jak twierdzi, "gdyby wiedziała że będę ateistą, na pewno by za mnie nie
wyszła". Z tego wniosek, że miłość była warunkowana wiarą, a dla mnie
wspólne zainteresowania religijne to marny powód do kochania, bo skąd mogłem
wiedzieć że po latach się zmienię ? Żona oczywiście kieruje się religią i
wierzy w nierozerwalność małżeństwa, ale jednocześnie widzę że się męczy w
tym związku i sam już nie wiem czy naprawdę mnie kocha, czy tylko spełnia
"chrześcijański obowiązek miłości bliźniego", czyli względnej tolerancji. A
to nie to samo co miłość mężczyzy i kobiety, którzy uwielbiają swoje
towarzystwo.

Dziś nie wiem, czy warto być ze sobą, skoro główne sprawy które nas łączyły
po prostu ustały. Nie chcę się męczyć całe życie tylko dla samej zasady, bo
"tak trzeba". Chyba jeszcze kocham żonę, choć nie daje mi powodów w to
wierzyć, a wątpliwości pojawiają się każdego dnia. Nie wiem czy nie lepiej
się rozwieść i zacząć wszystko od nowa, jej dając spokój. Szkoda mi tylko
tego, że jej religia uniemożliwia jej bycie szczęśliwą z innym mężczyzną.
Czy ktoś zna złoty środek w tej sytuacji ?

Pozdrawiam
Piotrek

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2004-11-11 18:41:15

Temat: Re: Małżeństwo ortodoksyjnej katoliczki i wrednego ateisty...
Od: "kurkuror" <k...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

podziwiam takich ludzi jak Ty!
a czemu to nie ma znaczenia.
chociaz ja na twoim miejscu bym wyszedl rano do sklepu i kupil bilet do
urugwaju w jedna strone.
"Zyj i daj zyc innym" czy jakos tak...


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-11-11 18:48:48

Temat: Re: Małżeństwo ortodoksyjnej katoliczki i wrednego ateisty...
Od: "Vetch" <v...@v...magot.pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "kurkuror" <k...@o...pl> napisał
> podziwiam takich ludzi jak Ty!
> a czemu to nie ma znaczenia.
> chociaz ja na twoim miejscu bym wyszedl rano do sklepu i kupil bilet do
> urugwaju w jedna strone.
> "Zyj i daj zyc innym" czy jakos tak...

jakoś nic konstruktywnego dla mnie z tego nie wynika

P

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-11-11 19:01:34

Temat: Re: Małżeństwo ortodoksyjnej katoliczki i wrednego ateisty...
Od: "kurkuror" <k...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

> > podziwiam takich ludzi jak Ty!
> > a czemu to nie ma znaczenia.
> > chociaz ja na twoim miejscu bym wyszedl rano do sklepu i kupil bilet do
> > urugwaju w jedna strone.
> > "Zyj i daj zyc innym" czy jakos tak...
>
> jakoś nic konstruktywnego dla mnie z tego nie wynika
>
no ok. wg. mnie powienienes podjac jakis krok ostateczny, nie mam na mysli
rozwodu czy czegos jeszcze bardziej dramatycznego, ale wydaje mi sie ze
moglbys np. zaprowadzic zone do ksiedza i porozmawiac we 3. twoj ateizm czy
nihilizm stanowi swojego rodzajuz podstawe do tego zeby znalezc sloty
srodek. Ani ona nie moze narzucic ci wiary ani Ty nie mozesz z niej tego
wytloczyc. Z tego co mi wiadomo relogia nie dyskriminuje ateistow (inaczje
sie ma klerycyzm) wiec znalezienie tego "zlotego srodka" nie powinno byc
trudne. Powinniscie chyba sobie pozwolic zyc tak jak kazdemu z was sie
podoba, czy to jest msza co nie dziele w ladnych ubrakacj czy opalanie sie
przed telewizorem, kazdy ma prawo do wlasnego zdania. a jesli jej milosc
byla zalezna od twojej wiary to nie jest milosc do ciebie tylko do twojej
upersonifikowanej wiary. "Kochac" wg. chrzescijanizmu wcale nie oznacza
wieczny zwiazek i stabilnosc emocjonalna(ani tez wspolzycie seksualne). tu
raczej chodzi o altruistyczne podejscie do ludzkosci. Wiec jesli twoja zona
uwaza inaczje to chyba nie jest prawdziwa chrzescijanka tylko wyznawca
krucyfiksa. Jesli wytlumaczysz jej ze to co robi (krzywdzac cie poprzez
deprecjacje bo nie jestes chrzescijaninem) to powinna to zrozumiec fakt, ze
to nie religia jest podstawa do milosci. sytuacja jest o ytle skomplikowana
ze oboje sie meczycie i oboje chyba nie wiecie co z tym zrobic. Dlatego
podunalem propozycje udania sie do ksiedza (proboszcza czy jak mu tam) o
wyjasnienie tej sytuacji. Co tak naprawde oznacza wiara.

btw. tez jestem ateista.



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-11-11 19:14:20

Temat: Re: Małżeństwo ortodoksyjnej katoliczki i wrednego ateisty...
Od: gazebo <g...@p...pl> szukaj wiadomości tego autora

Vetch wrote:
>
> Użytkownik "kurkuror" <k...@o...pl> napisał
> > podziwiam takich ludzi jak Ty!
> > a czemu to nie ma znaczenia.
> > chociaz ja na twoim miejscu bym wyszedl rano do sklepu i kupil bilet do
> > urugwaju w jedna strone.
> > "Zyj i daj zyc innym" czy jakos tak...
>
> jakoś nic konstruktywnego dla mnie z tego nie wynika
>

religia z reguly wymaga usteptswa na swoja kozrysc, owszem, sa
malzenstwa mieszane, ale z tego co wiem wygladaja wlasnie tak jak twoje,
trudno tu o konstruktywne porady, dla ortodoksyjnej katoliczki na
pierwszym miejscu stoi jej Kosciol bo nawet nie Bog moim zdaniem, albo
wiec na tyle oddali sie do swego Kosciola by dostrzec wage waszego
zwiazku i przetasuje troche w swojej hierarchii albo ty sie dostosujesz
na sile co wrozy dobrze waszemu zwiazkowi, jesli macie dzieci to
sytuacja jeszcze bardziej sie komplikuje,

--
No, to będę miał nauczkę.
-- jeden facet gdy przywiązywali go do krzesła elektrycznego

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-11-11 19:25:16

Temat: Re: Małżeństwo ortodoksyjnej katoliczki i wrednego ateisty...
Od: gazebo <g...@p...pl> szukaj wiadomości tego autora

> zwiazku i przetasuje troche w swojej hierarchii albo ty sie dostosujesz
> na sile co wrozy dobrze waszemu zwiazkowi, jesli macie dzieci to

mialo byc _nie wrozy_, sorry

--
No, to będę miał nauczkę.
-- jeden facet gdy przywiązywali go do krzesła elektrycznego

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-11-11 19:33:05

Temat: Re: Małżeństwo ortodoksyjnej katoliczki i wrednego ateisty...
Od: "Vetch" <v...@v...magot.pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "kurkuror" <k...@o...pl> napisał
> [...]
> no ok. wg. mnie powienienes podjac jakis krok ostateczny, nie mam na mysli
> rozwodu czy czegos jeszcze bardziej dramatycznego, ale wydaje mi sie ze
> moglbys np. zaprowadzic zone do ksiedza i porozmawiac we 3

wiesz, już mam dość ciągłego oskarżania mnie że oszukałem,
albo że odrzucenie wiary = odrzucenie miłości, a więc prosto
wnioskując kochać nie potrafię, jestem opętany, szatan mną
steruje, etc...
Poza tym, wiem z doświadczenia, że "sprzedawcy dymu"
nie są obiektywni.

Ateizm to nie tylko praca nad sobą, ale często walka ze
społecznymi uprzedzeniami, walka o własną godność i
prawo do swobodnego "wyznawania" wolności wyboru.

Jestem zmęczony ludzkimi uprzedzeniami, niechęcią,
"prostowaniem" przesądów i poglądów. Męczy mnie
życie na tej planecie. Czasem myślę sobie, że lepiej
byłoby uwierzyć i stać się zagorzałym wyznawcą,
niestety wierzyć nie potrafię. Podobnie jak nie potrafię
wierzyć w UFO.

> twoj ateizm czy nihilizm stanowi swojego rodzajuz podstawe
> do tego zeby znalezc sloty srodek.

ja już zbyt długo tego środka szukam i z biegiem
czasu moje chęci chyba tylko słabną

> Ani ona nie moze narzucic ci wiary ani Ty nie mozesz z niej tego
> wytloczyc. Z tego co mi wiadomo relogia nie dyskriminuje ateistow
> (inaczje
> sie ma klerycyzm) wiec znalezienie tego "zlotego srodka" nie powinno byc
> trudne. Powinniscie chyba sobie pozwolic zyc tak jak kazdemu z was sie
> podoba, czy to jest msza co nie dziele w ladnych ubrakacj czy opalanie sie
> przed telewizorem, kazdy ma prawo do wlasnego zdania. a jesli jej milosc
> byla zalezna od twojej wiary to nie jest milosc do ciebie tylko do twojej
> upersonifikowanej wiary.

i właśnie tego się obawiam, niestety nie mogę uzyskać jednoznacznej
odpowiedzi. Żona myśli schematycznie wiarą, każda myśl przechodzi
najpierw swoisty filtr biblijny, zanim wydostanie się na zewnątrz.
Czasem sam nie wiem czy to co mówi wynika z jej przemyśleń,
czy to tylko gotowa papka religijnych "przepisów na szczęście",
których trzymanie się "gwarantuje" pomyślność, bo przecież
pochodzi od Dawcy Zdrowia Szczęścia i Pomyślności.

Sam przez to kiedyś przechodziłem i wiem, że popadanie w ortodoksję
niewiele się różni od sekciarstwa. Z drugiej strony, rozumiem, że nie można
być "dobrym" wierzącym, który nie stosuje _dokładnie_ zasad
swej religii w życiu. Wniosek: _dobry_ wyznawca _musi_ być
ortodoksyjny.

> "Kochac" wg. chrzescijanizmu wcale nie oznacza
> wieczny zwiazek i stabilnosc emocjonalna(ani tez wspolzycie seksualne). tu
> raczej chodzi o altruistyczne podejscie do ludzkosci.

i ta właśnie dwoistość pojmowania miłości doprowadza mnie do
obłędu. Katolickim ideałem jest białe małżeństwo i spędzanie
wieczorów na adoracjach w kościele. To niestety nie jest mój
przepis na szczęście.

> Wiec jesli twoja zona
> uwaza inaczje to chyba nie jest prawdziwa chrzescijanka tylko wyznawca
> krucyfiksa. Jesli wytlumaczysz jej ze to co robi (krzywdzac cie poprzez
> deprecjacje bo nie jestes chrzescijaninem) to powinna to zrozumiec fakt,
> ze
> to nie religia jest podstawa do milosci.

niestety, wg chrześcijaństwa, miłość bez Boga nie istnieje,
bo on w tym założeniu jest samą miłością.
Wniosek jest prosty: ja odrzucając Boga nie mam zdolności
do kochania, a traktować mnie można tylko jako upośledzonego
człowieka, odartego z tego co najlepsze, godnego litości
i współczucia, niczym trędowatego. To co ja mówię nie ma
wartości, bo nie mam Boga. To co robię, też mogłoby być lepsze
bo nie mam Boga. Nic mi się w życiu nie udaje, bo oczywiście
nie mam Boga. Nie mogę nikomu radzić, bo nie mam Boga,
a więc moje porady są podszeptami Pana Szatana :-)

> sytuacja jest o ytle skomplikowana
> ze oboje sie meczycie i oboje chyba nie wiecie co z tym zrobic.

ciekaw jestem czy jest na świecie drugi taki związek
i jak sobie radzi...

> Dlatego podunalem propozycje udania sie do ksiedza
> (proboszcza czy jak mu tam) o wyjasnienie tej sytuacji.
> Co tak naprawde oznacza wiara.

btw: proboszcz jest uprzedzony. Słyszałem że żałuje że nie ma stosów ;-)
Natomiast księża których znam to fanatycy. Szkoda zdrowia
na próżne konwersacje, a raczej wysłuchiwanie zarzutów pod
moim adresem.


Mimo wszystko dzięki za słowa.

Piotrek

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-11-11 19:36:02

Temat: Re: Małżeństwo ortodoksyjnej katoliczki i wrednego ateisty...
Od: gazebo <g...@p...pl> szukaj wiadomości tego autora

Vetch wrote:
>
>
> Ateizm to nie tylko praca nad sobą, ale często walka ze
> społecznymi uprzedzeniami, walka o własną godność i
> prawo do swobodnego "wyznawania" wolności wyboru.
>
> Jestem zmęczony ludzkimi uprzedzeniami, niechęcią,
> "prostowaniem" przesądów i poglądów. Męczy mnie
> życie na tej planecie. Czasem myślę sobie, że lepiej
> byłoby uwierzyć i stać się zagorzałym wyznawcą,
> niestety wierzyć nie potrafię. Podobnie jak nie potrafię
> wierzyć w UFO.



ateizm przez ortodoksow jest postrzegany jako przeciwienstwo tego co
tutaj piszesz

--
No, to będę miał nauczkę.
-- jeden facet gdy przywiązywali go do krzesła elektrycznego

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-11-11 19:48:05

Temat: Re: Małżeństwo ortodoksyjnej katoliczki i wrednego ateisty...
Od: "kurkuror" <k...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

> Poza tym, wiem z doświadczenia, że "sprzedawcy dymu"
> nie są obiektywni.

inaczej religia nie mialaby racji bytu


> Jestem zmęczony ludzkimi uprzedzeniami, niechęcią,
> "prostowaniem" przesądów i poglądów. Męczy mnie
> życie na tej planecie. Czasem myślę sobie, że lepiej
> byłoby uwierzyć i stać się zagorzałym wyznawcą,
> niestety wierzyć nie potrafię. Podobnie jak nie potrafię
> wierzyć w UFO.

Douglas Napisal: "Pewien Elektryczny mnich mial defekt. Uwierzyl, ze 30%
stołów to hubrydy a caly swiat jest w delikatnym odcieniu różu"
(...)
"wiara jak kazda inna"

> ja już zbyt długo tego środka szukam i z biegiem
> czasu moje chęci chyba tylko słabną
> i właśnie tego się obawiam, niestety nie mogę uzyskać jednoznacznej
> odpowiedzi.

to jak bedzie z tym biletem do urugwaju ?

> niestety, wg chrześcijaństwa, miłość bez Boga nie istnieje,
> bo on w tym założeniu jest samą miłością.
> Wniosek jest prosty: ja odrzucając Boga nie mam zdolności
> do kochania, a traktować mnie można tylko jako upośledzonego
> człowieka, odartego z tego co najlepsze, godnego litości
> i współczucia, niczym trędowatego. To co ja mówię nie ma
> wartości, bo nie mam Boga. To co robię, też mogłoby być lepsze
> bo nie mam Boga. Nic mi się w życiu nie udaje, bo oczywiście
> nie mam Boga. Nie mogę nikomu radzić, bo nie mam Boga,
> a więc moje porady są podszeptami Pana Szatana :-)
>
hmm, tonie moga byc podszepty Pana Szatana bo Boga nie masz, a skoro nie
masz Boga to Szatana tez nie mozesz miec. No ale cóz, logika kryje sie w
cieniu religii

>
> ciekaw jestem czy jest na świecie drugi taki związek
> i jak sobie radzi...

mysle że niejeden BYŁ

> btw: proboszcz jest uprzedzony. Słyszałem że żałuje że nie ma stosów ;-)
> Natomiast księża których znam to fanatycy. Szkoda zdrowia
> na próżne konwersacje, a raczej wysłuchiwanie zarzutów pod
> moim adresem.

to co mowisz to Klerycyzm a nie religia

ps. pomysl o bilecie do urugwaju :)
ps2. i mysle ze dasz sobie rade, predzej czy pozniej ale dasz.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-11-11 19:54:26

Temat: Re: Małżeństwo ortodoksyjnej katoliczki i wrednego ateisty...
Od: "Vetch" <v...@v...magot.pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "gazebo" <g...@p...pl> napisał
>> zwiazku i przetasuje troche w swojej hierarchii albo ty sie dostosujesz
>> na sile co wrozy dobrze waszemu zwiazkowi, jesli macie dzieci to
>
> mialo byc _nie wrozy_, sorry

a już popadałem w zadumę "co autor miał na myśli" :-)


Piotrek

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ] . 2 ... 10 ... 17


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

POMOCY!!!
mizandria
Czy bagno uszlachetnia
Testy Psychologiczne?
zaburzenia osobowości ????? POTRZEBUJE COS na ten temat

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 7-11a
Vitruvian Man - parts 1-6

zobacz wszyskie »