Data: 2001-03-22 18:11:46
Temat: Re: Milosc jest szukaniem samego siebie
Od: "Duch" <a...@p...com>
Pokaż wszystkie nagłówki
> A nie lepiej byloby:
> 1) przyznac sie do bledu,
> 2) 'zalozyc opatrunek' na bolace czlonki,
> 3) zrobic herbatki z miodem i wyciagnac wnioski na przyszlosc,
> ???
> Najgorsze jest w pkt. 1), no nie? :)
> Prawie natychmiast wie sie ze cos sie bardzo zle zrobilo, ale
> przyznac sie? O nie! Lepiej 'rznac glupa' niz 'stracic fason/twarz'! ;)
>
> Nie sadzisz ze tu wlasnie jest najczesciej 'pies pogrzebany'
> tzn w pkt. 1)? :)
Tak, jak najbardziej.
Tylko caly czas wierci mi dziure w brzuchu... czemu nie chcemy
przyznac sie do bledu? Czy cos tracimy? Co? Dlaczego tracimy?
Do jakiego bledu mamy sie przyznac?
Czy rzeczywiscie popelnilismy jakis blad?
Czy taki blad istnieje, czy to tylko "wzajemne niezrozumienie"?
Tzn. ja mysle, ze te bledy istnieja, ale jak to widzisz?
Duzo rozmawiamy teoretycznie,
a ja byc chcial rzucic maly przykladzik,
dosc symboliczny.
Jest sobie kobieta i mezczyzna, pobrali sie i nagle facet
zaczyna sie awanturowac, pic alkochol.
"Oficialnie wiadomo" ze to on zepsul zwiazek, to on sie "zepsul".
A ja twierdze ze "natura problemow" nie tylko m-k jest
bardzo przewrotna.
Np.
Byla kiedys program z kobieta, ktora powiedziala swoja historie.
W czasie wojny byla zgwalcona i nosila w sobie krzywde,
potem miala synow. I tak bardzo ta krzywda w niej tkwila
ze nienawidzial swojego meza i synow i chowala i tak jakby
mscila sie n nich. Teraz, jak miala juz powiedzmy 50 lat,
zdala sobie z tego sprawe, i ujawnila to, i przyznala sie do winy.
Czy wiec maz-alkocholik slusznie sie awanturowal?
Chyba tak, po prostu nie mogl wytrzymac presji,
a pokrzywdzona kobieta zrecznie urywala swoje dzialanie
zemsty (tak sie robi).
Oczywiscie "ukryta krzywda", to byl ten "blad" tej kobiety.
Ale skad sie wzial? Dlaczego ona tyle lat nosila krzywde?
To jest sedno chyba wielu problemow...
noszenie ze soba pewnego bagazu ktory partner nie rozumie
(bo jest zrecznie maskowany) i ktory niszczy drugiego.
Przyznanie sie do winy to wskazanie na wlasna manipulacje
i na wlasny strach ktory pchal do tego.
Czy tak to rozumiesz?
Problem wlasnie w zwiazku k-m jest taki, ze przychodzimy ze
swoimi wyobrazeniami na temat zwiazku k-m i swoimi
problemami. Nawet nie musimy o nich wiedziec.
A w zwiaku chcemy zeby bylo fajnie czyli zeby problemy nie byly
ruszone. A tego nie da sie uniknac. I niestety wtedy czujemy
krzywde do drugiego, "przeciez tego mojego problemu nie
powinienes ruszac!"
I nastepuje walka, taka walka o milosc.
Dobrze to opisalem?
Kurcze... sedno sprawy caly czas mi umyka...
Co jest zrodlem tych wszystkich opisanych wyzej problemow k-m?
Ok, krzywda tej kobiety... ale ona sie czula z tym dobrze, tzn.
realizowala/przerabiala swoja wlasna krzywde...
Jak ich unikac? Chyba sie tego nie da okrslic slowami,
trzeba to intuicyjnie czuc.
Zyc samotnie, ale jedna jakos czlowiek ciagnie do drugiego,
a potem czujemy krzywde, ze sie zle stalo, ze skrzywdzil...
Czy tak to jest?
|