Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Niechęć chodzenia do kościoła.

Grupy

Szukaj w grupach

 

Niechęć chodzenia do kościoła.

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2004-11-30 15:24:36

Temat: Niechęć chodzenia do kościoła.
Od: Fioletowy Kot <"Suwen[tnij]"@vp.pl> szukaj wiadomości tego autora

Problem skupia się na religii a dokładniej na katolicyzmie. Postaram się
zwięźle opisać moją sytuację. Otóż, wychowuję się w rodzinie bardzo
wierzącej. W niedziele i święta, (latem majowe) moi rodzice zawsze idą do
kościoła. Jeszcze około rok temu chodziłem z nimi. Wierzę w Boga, ale...
zabrzmi to chyba nie za dobrze... nie wiem jakiego. Wiem, że jest ze mną,
pomaga mi, wiem, że jest.
Nie lubię, a nawet można powiedzieć, że męczę się w kościele. Dlatego
chodzę na inną godzinę niż rodzice. Chodzę, ale nie do kościoła,
najczęściej gdzieś na spacer, kiedy rodzice myślą, że jestem w kościele.
Jestem mi głupio, dlatego, że okłamuje ich. Nie wiem, co powinienem zrobić.
Co nie wybiorę będzie źle (a przynajmniej mi się tak wydaje). Kiedy powiem,
że nie chcę chodzić do kościoła, i nie będę brał udziału w mszy świętej, to
rodzice bardzo się zmartwią, i zaczną siebie obwiniać, że nie wychowali
mnie tak jak należy.
Kiedy będą robił tak ja robię teraz to a) okłamuję rodziców b) jeśli
wyniknie taka sytuacja, że rodzice będą na spacerze, i zobaczą mnie gdzieś,
podczas mszy, na którą się rzekomo wybrałem, to będzie jeszcze gorzej niż
bym sam im to powiedział. Ostatnim wyjściem jakie widzę, to chodzić do
kościoła, i tak jak za każdym razem, kiedy chodziłem, przesiedzieć,
pobłądzić myślami, i iść z powrotem do domu. Zastanawiam się na tym tylko
ze względu na rodziców, gdyby nie oni, gdybym ich nie kochał, już dawno bym
nie chodził do kościoła.


--
Co komu do tego, skoro i tak mniejsza o to.

www.fioletowykot.republika.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2004-11-30 15:33:51

Temat: Re: Niechęć chodzenia do kościoła.
Od: "fak it!" <a...@e...com> szukaj wiadomości tego autora

Oj Fioletowy Kocie,

Twoj problem to zaden problem. Olej to i tyle. Powiedz starym, ze
kladziesz lache na kasciol, ze ksiadz to stary pedal i nie lubisz dewot,
ktore tam przychodza.

Badz nowoczesny! Zafunduj sobie fryzure panka, zabij ministrantow i
wymaluj na kosciele napis: chuj wam w dupe!

Z pewnoscia sie uda...

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-11-30 17:57:46

Temat: Odp: Niechęć chodzenia do kościoła.
Od: "wookie" <nawrocki@[cut]blog.pl> szukaj wiadomości tego autora

Więc u mnie Zielony Kocie było podobnie, tyle że mnie nigdy nie obchodziły
uczucia moich rodziców. Nie liczyłem się z tym, że będę urażeni, czy
zawiedzieni tym, że nie chcę praktykować religii. Mnie zależało tylko na
tym, żeby nie tracić godziny życia co dwa tygodnie (taki minimalny limit
obecności na mszy świętej wyznaczyli mi rodzice) na staniu, siadaniu i
klęczeniu; i słuchaniu księdza przekrzykiwującego się z kaszlącymi
wapniakami.
Cóż, prowadziłem z rodzicami wojny o to; ojciec postawił mi ultimatum -
dopóki mieszkam pod jego dachem i jestem na jego utrzymaniu, mam robić to,
co mi każe, a więc między innymi chodzić do kościoła. No to chodziłem... z
chłopakami do parku palić trawkę. Nie byłem bowiem w tym odosobniony; spora
część moich znajomych była w takiej samej sytuacji jak ja. Podczas każdej
mszy spotykaliśmy się w punkcie zbornym, tj. na przystanku autobusowym przy
kościele. Tam wybieraliśmy sobie formę rozrywki na najbliższą godzinę;
szliśmy na wyspę zapalić, albo na mecz piłkarski (jeśli akurat był)
pokrzyczeć. Te niedzielne wagary były o tyle specyficzne, że rodzice sami
dawali mi na nie pieniądze, tj. dawali pieniądze na tacę dla księży,
pieniądze, które najczęściej inwestowałem w zakup czegoś do picia. Ta forma
spędzania wolnego czasu w niedzielne popołudnie tak bardzo wsiąkła w moją
świadomość, że zdarza się, że nawet dzisiaj, gdy do chodzenia do kościoła
nikt mnie już nie zmusza, lubię sobie wyjść na mszę, spotkać znajomych.
U mnie Kocie podstawą tej patologii była małomiasteczkowość; moim rodzicom
mało zależało na moim rozwoju duchowym; bardziej ich obchodziło o to, żebym
ubrał się elegancko, wyszedł z domu i pokazał się w kościele, jak porządny
człowiek; młody ale ułożony:
- Zobacz na Tomka - mówił ojciec. - W garniturze idzie do kościoła. To jest
gość -
ojciec miał więcej podobnych tekstów, ale ten jeden tu wystarczy.
Nie bardzo wiem jak się teraz wziąć za pewną kwestie, więc wezmę się od
razu. Trochę żałuję tego, że tak ostentacyjnie przez kilka lat unikałem
uczestnictwa na mszy świętej. Nie dlatego, że jestem wierzący i mam wyrzuty
sumienia - wierzę w Boga, a nie instytucję. Chodzi o to, że te wizyty na
mszach świętych mogłyby mi pomóc. Pamiętam siebie jako nastolatka, kiedy to
zupełnie swobodnie poruszałem się po kościele. Obecnie przebywanie w
jakimkolwiek zatłoczonym pomieszczeniu (sali wykładowej czy dworcu
kolejowym) jest dla mnie pewnym wysiłkiem - mam jeszcze dokładnie nie
sprecyzowane objawy manii prześladowczej, co sprawia, że czuję się w takich
pomieszczeniach, jakbym był przez wszystkich obserwowany, jakby uwaga
wszystkich obecnych była skupiona tylko na mnie... ale mniejsza z tym. Tak
więc gdybym częściej chodził do kościoła, to może przebywanie w dużej grupie
ludzi nie byłoby dla mnie żadnym problemem.
Dzisiaj gdybym znalazł się w przepełnionej świątyni, umarłbym psychicznie,
lub w najlepszym przypadku doznałbym szoku. Oczami wyobraźni widzę tych
wszystkich ludzi skupionych wokół księdza na modlitwie, i od razu
wyobraziłbym sobie, że to są ci sami psychopaci, którzy w Gdańsku bronią
prałata Jankowskiego. Przecież to jest ciemnota rodem ze średniowiecza! Nie
no, nie wszyscy, sorry, przesadziłem. Tak czy siak, myślę, tak to odczuwam,
że w moim małym miasteczku, do którego wróciłem przed kilkoma dniami po
długiej nieobecności, powstała pewna subkultura kościelna. To jest tak, że
oni tam się spotykają na mszach, i znają się przynajmniej z widzenia. Nie ma
ich tam dużo, wszystkich może z tysiąc na trzech mszach niedzielnych, przy
czym niektórzy, jak np. ojciec wspomnianego wyżej Tomka, są obecni na
wszystkich trzech mszach. No więc oni stworzyli pewną subkulturę ludzi
wierzących, mają swojego księdza (ksiądz jest niezwykły - miałem okazję
przeprowadzić z nim kiedyś wywiad, z którego się dowiedziałem, że ten ksiądz
to prawdziwy, rasowy wręcz, przywódca duchowy, artysta, i do tego farbuje
sobie włosy i brwi), mają też oni chórek i organistę któremu dawno temu pies
zębami zeszpecił twarz. Gdybym poszedł do tego kościoła, to pierwsze co bym
poczuł, to to, że wtargnąłem na jakąś obcą strefę. To jest tak, jakbym się
zrzekł obywatelstwa polskiego, a potem bym chciał je odzyskać...
Od kilku lat w kościele jestem tylko raz w roku - zawsze na ceremoniach
ślubnych (i nadal mam sporo kuzynek na wydaniu). W tym roku były dwa śluby,
ale byłem tylko na jednym; ceremonia w kościele wydała mi się komiczna - ten
ksiądz, te jego wielkie słowa; w ogóle nie odczułem wrażenia, że przemawia
przez niego Bóg. No i ci ministranci klękający przed nim, podający tacę,
rozdający komunię. Media zrobiły mi z mózgu niezłą gąbkę - widziałem tam
tylko pedofila i jego ofiary.
Ja powiem teraz tylko krótko i to będzie koniec: w świetle co raz to
ciekawszych wpadek kleru, autorytet kościoła upadł, upadł dość boleśnie, i
dlatego właśnie chodzenie na mszę świętą zaczyna stawać się czymś
kompromitującym, przy najmniej dla mnie - czy ci ludzie nie widzą, co księża
wyprawiają?

pozdro.
Łukasz

--
E:\Aventura\We Broke The Rules\Obsesion.mp3


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-11-30 18:05:18

Temat: Re: Niechęć chodzenia do kościoła.
Od: "Kasia " <m...@N...gazeta.pl> szukaj wiadomości tego autora

twoi rodzice to tak jak i moi. ja przyzwyczailam ich stopniowo do tego ze
nie chodze do kosciola. ale nie klam im, bo jak sam piszesz czujesz sie z
tym zle, a w zyciu i tak jest dosc stresow. ja na poczatku chodzilam z nimi
ale sporadycznie. pozniej mowilam ze pojde z chlopakiem, a nie szlam,
pozniej wkoncu powiedzialam ze nie chodze do kosciola i ze pojde jak
poczuje. ze nie bede oklamywac siebie ani tym bardziej Boga, bedac w
kosciele z musu. powiedzialam tez ze ludzie chodza do kosciola czynia zlo i
mysla ze wszystko im zostanie wybaczone jak dupe usadza w lawce i wrzuca na
tace.
wytlumacz im ze wierzysz w Boga i ze modlisz sie i rozmawiasz z nim, ale ze
nie czujesz potrzeby bycia w kosciele i ze nie chcesz tym obrazac Boga. jak
sa madrzy to zrozumieja.

pozdr

kaha

--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-11-30 20:10:42

Temat: Re: Odp: Niechęć chodzenia do kościoła.
Od: Fioletowy Kot <"Suwen[tnij]"@vp.pl> szukaj wiadomości tego autora

wookie napisał:
> Więc u mnie Zielony Kocie było podobnie,

Fioletowy ;)

> tyle że mnie nigdy nie obchodziły uczucia moich rodziców. Nie liczyłem się z tym,
że będę urażeni, czy
> zawiedzieni tym, że nie chcę praktykować religii. Mnie zależało tylko na
> tym, żeby nie tracić godziny życia co dwa tygodnie (taki minimalny limit
> obecności na mszy świętej wyznaczyli mi rodzice) na staniu, siadaniu i
> klęczeniu; i słuchaniu księdza przekrzykiwującego się z kaszlącymi
> wapniakami.

Przypomniała mi się jedna rozmowa z mamą, zapytała się mnie kiedy ostatnio
byłem u spowiedzi. Odpowiedziałem że to jest mój problem. Mama oburzona,
zapytała jak mogę tak mówić. Ja krótko, i rzeczowo odpowiedziałem - moja
sprawa. I tu mama powiedziała, coś wydaje mi się dla niej ważnego. To
znaczy przytoczyła przysięgę składaną przy moim chrzcie, że wychowa mnie w
wierze katolickiej, czy coś takiego. A gdzie moja WOLNA WOLA którą
powierzył mi Bóg? Każdy powinien przyjmować chrzest, po skończeniu np. 14
lat, kiedy już mniej-więcej jest świadomy, tego w co się plączę.

> Cóż, prowadziłem z rodzicami wojny o to; ojciec postawił mi ultimatum -
> dopóki mieszkam pod jego dachem i jestem na jego utrzymaniu, mam robić to,
> co mi każe, a więc między innymi chodzić do kościoła.

Ja myślę, że w moim przypadku by tak nie było, boję się tylko tej rozmowy z
nimi, i potem jak będą na mnie patrzeć, oni, i starszy (22lat) brat.
Eh... to tak jak bym miał im powiedzieć, że jestem homoseksualistą.

> No to chodziłem... z chłopakami do parku palić trawkę. Nie byłem bowiem w tym
odosobniony; spora
> część moich znajomych była w takiej samej sytuacji jak ja. Podczas każdej
> mszy spotykaliśmy się w punkcie zbornym, tj. na przystanku autobusowym przy
> kościele. Tam wybieraliśmy sobie formę rozrywki na najbliższą godzinę;
> szliśmy na wyspę zapalić, albo na mecz piłkarski (jeśli akurat był)
> pokrzyczeć.

Ja zazwyczaj chodzę do mcdonalda, mam ustalone takie tępo, żebym zdążył
dojść, zjeść, i wrócić w do domu na czas.

> Te niedzielne wagary były o tyle specyficzne, że rodzice sami
> dawali mi na nie pieniądze, tj. dawali pieniądze na tacę dla księży,
> pieniądze, które najczęściej inwestowałem w zakup czegoś do picia.

W moim przypadku nie dają mi pieniędzy, bo znają mnie na tyle i wiedzą, że
nie wrzuciłbym ani złotówki.

> Ta forma spędzania wolnego czasu w niedzielne popołudnie tak bardzo wsiąkła w moją
> świadomość, że zdarza się, że nawet dzisiaj, gdy do chodzenia do kościoła
> nikt mnie już nie zmusza, lubię sobie wyjść na mszę, spotkać znajomych.

To lubisz iść do kościoła na mszę, czy spotkać się z kolegami (jak
rozumiem, nie na mszy, tylko tak jak kiedyś)?

> U mnie Kocie podstawą tej patologii była małomiasteczkowość; moim rodzicom
> mało zależało na moim rozwoju duchowym; bardziej ich obchodziło o to, żebym
> ubrał się elegancko, wyszedł z domu i pokazał się w kościele, jak porządny
> człowiek; młody ale ułożony:
> - Zobacz na Tomka - mówił ojciec. - W garniturze idzie do kościoła. To jest
> gość -

Moi rodzice też tak mają... pojebane.

> ojciec miał więcej podobnych tekstów, ale ten jeden tu wystarczy.
> Nie bardzo wiem jak się teraz wziąć za pewną kwestie, więc wezmę się od
> razu. Trochę żałuję tego, że tak ostentacyjnie przez kilka lat unikałem
> uczestnictwa na mszy świętej. Nie dlatego, że jestem wierzący i mam wyrzuty
> sumienia - wierzę w Boga, a nie instytucję. Chodzi o to, że te wizyty na
> mszach świętych mogłyby mi pomóc. Pamiętam siebie jako nastolatka, kiedy to
> zupełnie swobodnie poruszałem się po kościele. Obecnie przebywanie w
> jakimkolwiek zatłoczonym pomieszczeniu (sali wykładowej czy dworcu
> kolejowym) jest dla mnie pewnym wysiłkiem - mam jeszcze dokładnie nie
> sprecyzowane objawy manii prześladowczej, co sprawia, że czuję się w takich
> pomieszczeniach, jakbym był przez wszystkich obserwowany, jakby uwaga
> wszystkich obecnych była skupiona tylko na mnie... ale mniejsza z tym.

Skutki życia w małym mieście.

> Tak więc gdybym częściej chodził do kościoła, to może przebywanie w dużej grupie
> ludzi nie byłoby dla mnie żadnym problemem.

A w czym dokładnie widzisz problem? Tylko w tym, że *wydaje ci się* że
każdy się na ciegie gapi? Po co by mieli się gapić?

> Dzisiaj gdybym znalazł się w przepełnionej świątyni, umarłbym psychicznie,
> lub w najlepszym przypadku doznałbym szoku.

Przesadzasz, ostro przesadzasz.

> Oczami wyobraźni widzę tych wszystkich ludzi skupionych wokół księdza na modlitwie,
i od razu
> wyobraziłbym sobie, że to są ci sami psychopaci, którzy w Gdańsku bronią
> prałata Jankowskiego.

Chuj z nimi?

> Przecież to jest ciemnota rodem ze średniowiecza! Nie
> no, nie wszyscy, sorry, przesadziłem. Tak czy siak, myślę, tak to odczuwam,
> że w moim małym miasteczku, do którego wróciłem przed kilkoma dniami po
> długiej nieobecności, powstała pewna subkultura kościelna.

Specyficzna dla małych miasteczek. Każdy się zna, każdy się boi, że jak nie
pójdzie do kościoła, to wszyscy będą trąbić.

> To jest tak, że oni tam się spotykają na mszach, i znają się przynajmniej z
widzenia. Nie ma
> ich tam dużo, wszystkich może z tysiąc na trzech mszach niedzielnych, przy
> czym niektórzy, jak np. ojciec wspomnianego wyżej Tomka, są obecni na
> wszystkich trzech mszach. No więc oni stworzyli pewną subkulturę ludzi
> wierzących, mają swojego księdza

I wszystko co mówi ksiądz jest święte, a jak ktoś się nie zgada, to plota
leci od domu do domu, że antychryst?

> (ksiądz jest niezwykły - miałem okazję
> przeprowadzić z nim kiedyś wywiad, z którego się dowiedziałem, że ten ksiądz
> to prawdziwy, rasowy wręcz, przywódca duchowy, artysta, i do tego farbuje
> sobie włosy i brwi),

Ksiądz też człowiek.

> mają też oni chórek i organistę któremu dawno temu pies
> zębami zeszpecił twarz. Gdybym poszedł do tego kościoła, to pierwsze co bym
> poczuł, to to, że wtargnąłem na jakąś obcą strefę. >To jest tak, jakbym się
> zrzekł obywatelstwa polskiego, a potem bym chciał je odzyskać...

Przesadzasz. ;)

> Od kilku lat w kościele jestem tylko raz w roku - zawsze na ceremoniach
> ślubnych (i nadal mam sporo kuzynek na wydaniu).

Dawaj fote. ;P

> W tym roku były dwa śluby,
> ale byłem tylko na jednym; ceremonia w kościele wydała mi się komiczna - ten
> ksiądz, te jego wielkie słowa; w ogóle nie odczułem wrażenia, że przemawia
> przez niego Bóg. No i ci ministranci klękający przed nim, podający tacę,
> rozdający komunię. Media zrobiły mi z mózgu niezłą gąbkę - widziałem tam
> tylko pedofila i jego ofiary.

Znowu przesadzasz.

> Ja powiem teraz tylko krótko i to będzie koniec: w świetle co raz to
> ciekawszych wpadek kleru, autorytet kościoła upadł, upadł dość boleśnie, i
> dlatego właśnie chodzenie na mszę świętą zaczyna stawać się czymś
> kompromitującym, przy najmniej dla mnie - czy ci ludzie nie widzą, co księża
> wyprawiają?

a) jedni chodzą bo wypada
b) inni chodzą bo lubią
c) kolejny idzie bo chce jak umrze chce iść do nieba.
d) czwarty to olewa. Tak jak ja, tylko, że ja nie umiem tego całkowicie
zlać, a raczej nie kościoła tylko rodziców, bo wiem jak to odbiorą.

> pozdro.
> Łukasz

Tomek. ;)


--
Co komu do tego, skoro i tak mniejsza o to.

www.fioletowykot.republika.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-11-30 22:31:54

Temat: Re: Niechęć chodzenia do kościoła.
Od: "Maria" <a...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

hmmmm jak przeczytalam pierwsza notke to myslalam ze nie jest z toba tak zle
bo czujesz Boga ale nie w kosciele (ale przynajmniej go czujesz),
porormawiaj z rodzicami powiedz zeby dali ci czas ze sam musisz poukladac
swoje mysli ze wiara z przymusu nie jest prawdziwa wiara , a jazeli jestes
osoba z dusza zrozumiesz Kosciol....
oczywiscie zgadam sie z twierdzeniem o tym ze Bog opuszcza coraz czesciej
Kosciol....powiedzialam to nawet na spowiedzi na co ksiadz mi odrzekl ze to
ja twoze kosciol i ode mnie zalezy jak inne osoby beda myslaly o Kosciele.
pozdrawiam
Maria


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-11-30 22:58:40

Temat: Re: Niechęć chodzenia do kościoła.
Od: "cbnet" <c...@n...pl> szukaj wiadomości tego autora

Fioletowy Kot" <"Suwen[tnij]:
> ... Zastanawiam się na tym tylko ze względu na rodziców,
> gdyby nie oni, gdybym ich nie kochał, już dawno bym nie
> chodził do kościoła.

Jesli rodzice Cie rowniez kochaja, to tym badziej nie powinni
Cie przesladowac z powodu odmiennych przekonan. ;)

--
Czarek

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-11-30 23:05:27

Temat: Re: Niechęć chodzenia do kościoła.
Od: Fioletowy Kot <"Suwen[tnij]"@vp.pl> szukaj wiadomości tego autora

Maria napisał:
> hmmmm jak przeczytalam pierwsza notke to myslalam ze nie jest z toba tak zle
> bo czujesz Boga ale nie w kosciele (ale przynajmniej go czujesz)

...a okazało się że...?

> porormawiaj z rodzicami powiedz zeby dali ci czas ze sam musisz poukladac
> swoje mysli

Tak, chcąc wyjść z kłamstwa skłam jeszcze raz? Ja mam wszystko poukładane.
Nie chce chodzić do kościoła i tyle. Jedyne nad czym w tej sprawie się
zastanawiam to jak powiedzieć to rodzicom.

> ze wiara z przymusu nie jest prawdziwa wiara

Wiary nikt mi nie narzuci. Mówię to o kościele jako instytucji o jaką
trzeba dbać finansowo - nawiasem mówiąc. Ja wierzę, i jeśli bym nie
wierzył, to nikt nie ma prawa, ba nie jest w stanie mi narzucić wiary, bo
to jest we mnie. Niby przejawem wiary powinno być chodzenie do kościoła...
Ale na przykład kiedy się zmasturbuję, nie mogę iść do komunii, kiedy
opuściłem mszę, również nie mogę iść do komunii a komunia to kwintesencja
mszy. To wszystko i wiele innych czynników wpływa na to, że kościół w moich
oczach traci, strasznie traci. Nie chce tam chodzić. Dość mam debilizmów w
życiu codziennym.

> a jazeli jestes osoba z dusza zrozumiesz Kosciol....

Każdy ma duszę (a nawet jeśli nie ma to ty, jako katoliczka powinnaś
wierzyć że ma)

> oczywiscie zgadam sie z twierdzeniem o tym ze Bog opuszcza coraz czesciej
> Kosciol....

Co?

> powiedzialam to nawet na spowiedzi na co ksiadz mi odrzekl ze to
> ja twoze kosciol i ode mnie zalezy jak inne osoby beda myslaly o Kosciele.

Jezu... tworzysz kościół? Ta, no przecież bez wiernych kościoła by nie
było, no a ty rzecz jasna tworzysz go w taki sposób, że uczestniczysz we
mszy... no bo jak inaczej?

--
Co komu do tego, skoro i tak mniejsza o to.

www.fioletowykot.republika.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-11-30 23:08:08

Temat: Re: Niechęć chodzenia do kościoła.
Od: "Broda" <r...@i...pl> szukaj wiadomości tego autora

> > ... Zastanawiam się na tym tylko ze względu na rodziców,
> > gdyby nie oni, gdybym ich nie kochał, już dawno bym nie
> > chodził do kościoła.
>
> Jesli rodzice Cie rowniez kochaja, to tym badziej nie powinni
> Cie przesladowac z powodu odmiennych przekonan. ;)

Q: Gdybym nie kochał moich rodziców już dawno bym olał szkołę, prace, zaczął
pić i brać prochy żeby mi było lżej... Ale rodzice mówią, żebym tego nie
robił...

A: Jesli rodzice Cie rowniez kochaja, to tym badziej nie powinni
Cie przesladowac z powodu odmiennych przekonan. ;)

Pomyśl!
Broda

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-11-30 23:17:08

Temat: Re: Niechęć chodzenia do kościoła.
Od: Fioletowy Kot <"Suwen[tnij]"@vp.pl> szukaj wiadomości tego autora

cbnet napisał:

> Jesli rodzice Cie rowniez kochaja, to tym badziej nie powinni
> Cie przesladowac z powodu odmiennych przekonan. ;)

Kochają, ale wychowywali się na wsi, tam gdzie kościół to podstawa, mają
pewne przekonania które trudno zmienić. Kiedy wypaliłbym do nich z tekstem:
"Mamo, doszedłem do wniosku, a to było już z rok temu, że nie chce chodzić
do kościoła, i też tak robię przez około rok." To nie wiem jak by
zareagowali, pewnie obwiniali by siebie, że gdzieś zrobili błąd w
wychowywaniu mnie, i teraz to naprawią, w prostu sposób: będę chodził z
nimi na 9 i nie ma że boli... Chyba spróbuję starą metodę, "Mamo, a gdybym
ci powiedział że nie chce chodzić do kościoła, to jak byś zareagowała?"

--
Co komu do tego, skoro i tak mniejsza o to.

www.fioletowykot.republika.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ] . 2 ... 10 ... 20 ... 21


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

nad pomidorową
Psychoterapeuta?
patalogiczny klamca
Iść czy nie iść? Problem z zazdrością.
Czas Internetu - prywatnosc

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Dlaczego faggoci są źli.
samotworzenie umysłu
Re: Zachód sparaliżowany
Irracjonalność
Jak z tym ubogacaniem?

zobacz wszyskie »