Data: 2010-06-04 23:22:22
Temat: Re: O szczęściu
Od: glob <r...@g...com>
Pokaż wszystkie nagłówki
koleszka napisał(a):
> Nie ukrywam, że coś zainspirowało mnie do założenia tego wątku. A
> właściwie ktoś a raczej ktosie, dyskusja na ten temat pomiędzy azi a
> Jadrysem. Nie chcę nikomu narzucać czym dla kogo jest albo powinno być
> szczęście, ja jednak widziałbym ten temat nieco szerzej. Oto dwa
> skrajne przykłady dla lepszego zrozumienia tematu. ;)
>
> 1/ Pewien Pan pracuje na wysokim stanowisku. Dobrze zarabia, na
> poziomie 8-10 tys. złotych na miesiąc. Świetnie mu się powodzi, żyje
> sobie wręcz jak pączek w maśle. Cieszy się też dobrym zdrowiem, jest
> szczęśliwym mężem i ojcem. Nagle przydarza się coś w jego życiu.
> Nieważne co, czy to wypadek czy utrata zdrowia bądź sprawy osobiste.
> Traci w wyniku tego wydarzenia swoją pracę. Znajduje inną, już nie tak
> dobrze płatną. Jednak z racji swoich kwalifikacji jego zarobki również
> nie są aż tak bardzo niskie - przekraczają nieco 3 tys. złotych. Nie
> chodzi tu oczywiście o kwestie finansowe, jednak ów pan staje się
> nagle bardzo nieszczęśliwym człowiekiem. Nie mogą pozwolić sobie z
> rodziną na taki poziom życia jaki prowadzili dotąd. Zarobki miał
> niemałe, zaczęli więc inwestować, budował drugi dom - dla dzieci.
> Dobrał w tym celu środków z banku zaciągając kredyt. Nadal ma dom,
> rodzinę, ale to już nie to - jakby coś nagle zgasło w jego życiu. I
> wie że choćby bardzo chciał, nie może już zbyt wiele zrobić -
> przynajmniej w kwestii zarobków. Nie jest już młody, cudem udało mu
> się wyhaczyć tą robotę którą obecnie ma, a i tak z trudem sobie radzi.
> Dla niego nie ma już nadziei, a tu jeszcze kredyt trzeba spłacać. O
> wakacjach mogą też zapomnieć - bo za co? I jak tu rodzina ma być
> szczęśliwa? Jak on sam ma się cieszyć i z czego, skoro on już nie może
> zapewnić im tego co dotąd przychodziło mu bez trudu?
>
> 2/ Jest sobie "ktoś". Ktoś kto nie posiada zbyt wysokich kwalifikacji
> zawodowych, w swoim życiu też się jeszcze nie dorobił własnego domu,
> samochodu. Gdzieś tam mieszka, u rodziców albo w wynajętym lokalu "za
> grosze" - mniejsza o to. Ten człowiek jest obecnie bezrobotny. Żona
> również nie pracuje, otrzymuje jednak jakąś rentę socjalną. Na opłaty
> i suchy chleb wystarcza - razem z jego zasiłkiem, który na szczęście
> jeszcze mu przysługuje. I oto fart trafia mu się w życiu - otrzymuje z
> pośredniaka ofertę pracy. Fart jest podwójny, gdyż w tym miesiącu
> odebrał ostatni zasiłek. W konsekwencji, w wyniku swoich starań i
> umiejętności w pracy (nabytych zresztą w trakcie wykonywania tej
> pracy) ów człowiek utrzymuje się na stanowisku. Dostaje nawet podwyżkę
> - teraz zarabia już 1800zł. Jaki on czuje się szczęśliwy! Ma na chleb,
> ma za co żyć! O nic już nie musi się martwić.
>
> Czego to dowodzi? Oczywiście nie tego że pieniądze szczęście dają.
> Przykłady podałem oparte na zarobkach, gdyż one są jakby najbardziej
> przyziemne i namacalne dla większości ludzi. Chodzi mi o wykazanie, że
> dla osoby przyzwyczajonej do pewnego standardu życia każda zmiana na
> lepsze lub na gorsze będzie znajdowała ścisłe odzwierciedlenie w
> stosunku do jej poczucia szczęścia bądź nieszczęścia. Emeryt
> natomiast, który przeżył już niemal cale swoje życie i zdaje sobie
> sprawę, że nie pozostało mu zbyt wiele dni będzie się cieszył z
> każdego poranka, z każdego wschodu słońca. I to będzie jego szczęście,
> że on może te wschody jeszcze oglądać. W odróżnieniu na przykład od
> takiego emeryta, który nie chce się pogodzić ze swoim wiekiem, z
> pewnymi faktami. Taki będzie, odwrotnie niż ten pierwszy, bardzo
> nieszczęśliwy. Nieszczęśliwy że już się zestarzał, że zniedołężniał.
>
> Tak więc dla mnie osobiście szczęście jest względne. Zależy od
> oczekiwań i od nastawienia do otaczającego nas świata. Tylko i
> wyłącznie. Pomijając tym samym jakieś skrajne przypadki ewidentnego
> szczęścia bądź nieszczęścia - a i to nie zawsze i niekoniecznie. Bo
> przecież nawet człowiek na wózku inwalidzkim może czuć się szczęśliwy.
> Dlatego że żyje, nie zginął w wypadku w którym stracił nogi, a
> kochająca rodzina pomaga mu w niedoli. Nie dość że żyje, choć mogło go
> już nie być, to do tego jeszcze nie jest sam.
>
> k.
No tak łatwo ci się pisze o inwalidach, spróbuj się takim zająć bez
ostrej odporności psychicznej, to ciebie doprowadzi do samobójstwa.
Dręczy siebie i zadręczy ciebie, podziwiam osoby żyjące z
niepełnosprawnymi, ja się nauczyłem, że nie należy się litować, a
nawet więcej wymagać od kaleki niż niekaleki, bo jak się będziesz
litował, to oni to odbierają jak nabijanie się z ich kalectwa i
utwierdzanie ich w tym kalectwie. Albo zrobi ci taki numer, że nagle
odbierasz telefon i słyszysz........czy to pan chciał sprzedać
nerkę?????? Bo moje żarty zostały odczytane poważnie i sobie wymyślił,
że za nerkę dostanie kasę przez którą wreszcie będzie szczęśliwy.
|