Data: 2005-12-09 08:35:50
Temat: Re: [OT]Czy da się wychować kulinarnie męża?
Od: "OLUSIA" <o...@N...gazeta.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
bebekot <b...@v...pl> napisał(a):
> No własnie. Mieszkamy już 4 lata i myślałam, że coś się zmieni w kwestii
> kulinarnej u mojego męża ale niestety jest tak samo jak było.
<ciach>
> pozdrawiam
> bebekot
>
Witam! Tak czytam i czytam! Macie dobrze Dziewczyny, jeśli jakieś skutki
Wasze starania odnoszą. Mnie to kilkanaście lat zajęło. Oporny był.
Stołówkowy. Teściowa coś tam ubabrała czasami, gniota na stół rzuciła na
święta, co to sodą jechał aż do przedpokoju, potrawkę z kurczaka do dziś
pamiętam, bo choć wybredna nie jestem, wszystkożerna raczej, to nie mogłam
połknąć. Na proszone przyjęcie
ogórków świeżych w talarki nakroiła i jak kiełbasę w leżące domino - 3
półmiski podała, nikt nie brał, po kalafiorowej na pierwsze, do tej ohydnej
młdłej "potrawki". Po takich tradycjach chleba, soli i pieprzu, chłop mi
zbaraniał nad peklowanym mięsem, nad surówką z różnych warzyw siedział i
siedział, a czerwony w domu kwaszony barszczyk dziwi go do dzisiaj, bo matka
z torebki robiła i było, a tu tyle roboty. Jak przyjęcie komunijne dziecku
przygotowałam, nakryłam, ozdobiłam, nic kupnego nie podałam to teściową
zamurowało. A mnie nikt nie uczył, sama czytałam, sama szukałam, próbowałam.
Zastawę mam ekstra, sztućce piękne, serwety - lubie piękny stół z dekoracją
ciągle inną na święta, okazje, a na codzień też porządnie podaję tylko
skromniej.
Wyznaję zasadę "róbmy swoje". Nie pytam co by zjadł, bo to nie jadłodajnia,
nie pytam czy będzie smakowało. Podaję i nie zaglądam w oczy. Mam swój plan,
coś z czegoś wynika, jak są kopytka, to na dwa dni, tylko z czymś innym.
Ostanio niektórych rzeczy
robię więcej, zamrażam w pojemniki i przeplatam, urozmaicam, a podstawę mam w
zamrażarce. Korzystam z niej dużo, żeby nie stac ciągle po pracy przy garach.
Przyznaję miałam takie momenty dreptania , ale sama się wpędziłam w koło od
gara, do gara. Jak nie szurgały gary w kuchni, to znaczy leniwa jestem i
odpoczywam... To się opamiętałam. Można się samodzielnie zajeździć. Moja
Babusia mówiła JAK SIE KTOŚ SAM NIE USZANUJE, TO GO INNI NIE USZANUJĄ. I to
święte słowa. Wymagam podziękowania i pomocy, a jak dobre słowo padnie, to
fajnie, - pada po prawie 20 latach i to nie zawsze. Wiem natomiast
dokładnie, że z domu rodzinnego wszystko pochodzi, więc dzieciom staram się i
pokazać i przyzwyczaić i przekazać.
OLUSIA
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
|