Data: 2002-08-27 15:03:10
Temat: Re: OT i nie OT: Pytanie - czy nowe osoby powinny sie przedstawiac?
Od: Waldemar Krzok <w...@u...fu-berlin.de>
Pokaż wszystkie nagłówki
>>próbowałem, ale nie jest to takie proste, jak osobnik mówiący w domu
>>przebywa wieczorem i w niedzielę i święta. Dużo łatwiej jest, jak osoba
>>znająca języj przebywa w domu. Próbowałem, ale mój starszy miał alergię
>>na polski już od małego. Usypiać można go było po niemiecku albo po
>>angielsku. Na dźwięk polskiego odpowiadał rykiem. Teraz parę słów łapie,
>>ale nie będę go zmuszał. W tym roku zaczyna z angielskim, w przyszłym
>>startuje francuski a za 3 lata do wyboru hiszpański, łacina lub
>>rosyjski. Polskiego w szkole nie ma, a uczyć się 4 języków na raz chyba
>>nie zmoże, choć głupi nie jest.
>
> Wiem, ze w Berlinie nie brakuje mozliwosci, zeby uczyc dzieci polskiego.
> Jest nawet przedszkole z jezykiem polskim obok niemieckiego. Mali Niemcy
> ucza sie polskiego. Niestety nie mieszkam w Berlinie. Nie bardzo rozumiem,
no jest, ale odległość jest taka, jakbyś ty jeździł do Hannoweru.
> jak dziecko moze miec alergie na polski. Moze "z mlekiem matki"? Moja
> niemiecka Zona tak zamartwiala sie o polski naszych dzieci, ze planowala
> uczynic polski jezykiem domowym. Dzis jest to smiac sie nam z tego chce.
> Alek odkad chodzi do przedszkola, tak teskni za polskim, ze wieczorem chce
> tylko po polsku rozmawiac. Czasem mi Jej zal, bo maly chce ze mna ogladac
> ksiazki i spiewac. Ostatnio kiedy mnie nie bylo, powiedzial: "Mama,
nie, moja żona też próbowała mówić z nimi po polsku, ale po prostu się
nie dało. Uparciuch taki, i tyle. Może jakbyśmy byli konsekwentni to by
coś z tej nauki wyszło, ale nie byliśmy. Co do polonii berlińskiej to z
różnych powodów mam do nich awersję. Kopanie dołków, donoszenie na
siebie i podobne siupy. Polonia solidarnościowa (1980 rok) i polonia
zarobkowa (1988+) siebie psami szczuli (wirtualnie). Podobnoż nawet pod
kościołem do bójek dochodziło. Sam nie wiem, bo do kościołów nie
uczęszczam, ale słucham co znajomi opowiadają.
> studiowala w Polsce i zakochala sie w Polsce. Uta nie rozumie np. dlaczego
to jest właśnie kluczem do nauki języka dzieci. Moja żona chodziła przez
rok na kurs polskiego i dość dużo rozumie, ale niezbyt dobrze mówi. I
jak tak dzieciakowi coś wytłumaczyć? A u mnie może leń, ale mając do
dyspozycji godzinę czasu wieczorem aby mieć kontakt z dziećmi, się z
nimi pobawić naprawdę nie miałem głowy (i chęci) uczyć ich języka.
> zmuszac dzieci do nauki polskiego. Beda to odbierac jako przymus i kare.
> Alek i Olek wzrastaja z polskim obok niemieckiego. Wychowuja sie na styku
> rownoprawnych dwu kultur i dwuch jezykow. Co z tym zrobia, to ich sprawa.
> Ale sytuacji w Twojej Rodzinie sie nie dziwie. Znam wielu Polakow, ktorzy
> zrezygnowali z przekazywania dzieciom jezyka ojczystego sadzac zapenie, ze
> tylko skomplikuje im to zycie. Ja konsekwentnie ucze chlopakow polskiego. I
akurat nie masz racji. Niczego nie komplikuje, tylko po prostu czasu
brak. Teraz chłopcy łapią polskie zwroty i wymowę mają całkiem niezłą.
Choćby pluszowe zwierzątka mają imiona Słoń oraz Kłapouch. Mamy jednak
też zwierzątka o imionach francuskich i angielskich. Od dwóch lat jeżdżą
też z moimi rodzicami nad Bałtyk na wakacje, to też trochę polskiego
lizną (choć są po niemieckiej stronie Uznamu, ale do Świnoujścia
niedaleko). Lody potrafią kupić, Prince Polo też ;-)
> to nie dlatego, ze jestem nawiedzonym patriota a dlatego ze Zabloccy, gdzies
> tam na wschodzie na jakiejs wysepce polskosci przetrwali dziesieciolecia
> rusyfikacji i pozostali soba. I co mam sie teraz wypiac na to? Mieszkam
> teraz w kraju gdzie wszyscy mnie chwala za moj upor i mialbym dobrowolnie z
> tego rezygnowac. Ale uwazaj Waldku, poznalem wielu ludzi noszacych wloskie
> czy portugalskie nazwiska, ktorzy mieli pretensje do swoich rodzicow lub
> jednego z nich, ze nie wychowali ich dwujezycznie choc istnialy taka
> mozliwosc.
Uważam, że taka możliwość nie istniała, lub powiedzmy, praktycznie nie
istniała. Nie będę ich zmuszał, ale też zabraniał. Z językiem polskim
osobiście nie mam problemu. Nie mam też problemu w pracy, jak zadzwoni
kumpel z Monachium po polsku telefonować. Ale problem jest mi znany.
Byłem ostatnio w okolicach Stuttgartu w pewnej firmie. Wieczorem była
impreza (już to opisywałem, Szwabski wieczór) i siedziałem w grupce
przybyszów ze wschodu. Był tam koleś z Moskwy, jeden syberiak, jeden
zrezygnował z dobrodziejstw towarzysza Łukaszenki i jeden ślunski chłop.
Z przybyszami z Rosji rozmawiałem po rosyjsku, choć ich niemiecki był
bardzo dobry (bo byli niemcami sądząc po nazwiskach). Ze ślązakiem
mogłem tylko po niemiecku. Nie chciał słowa po polsku pisnąć, choć
przyjechał z Annabergu do Stuttgartu przed 10 laty, a jego niemiecki
był, powiedzmy, nienajlepszy.
Waldek
|