Data: 2007-11-29 00:38:51
Temat: Re: Odkryj w sobie boginie...
Od: "michal" <6...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Ikselka" napisał w wiadomości :
[...]
> Wydaje mi się, że każdy chciałby przynajmniej spróbować takiej zmiany i
> oczywiście masz rację z tym asekurowaniem się - każdy marzy o "guziczku",
> ale bardziej boi się jego zgubienia po przemianie i braku możliwości
> powrotu do poprzedniego stanu w razie rozczarowania, zupełnie tak jak to
> się zdarzyło Mateuszowi zamienionemu w szpaka ("Akademia Pana Kleksa").
Moim zdaniem w tym, co napisałaś, jest niezrozumienie aspektu przemiany. Nie
można spróbować zmiany - trzeba się zmienić, żeby zrozumieć. Nie można
zmienić się przywiązując nawet bardzo, bardzo długą ale mocną liną do
starego stanu...
> Trzeba wielkiej determinacji i kosekwencji, aby na tyle siebie zmienić,
> tyle rzeczy przewartościować, aby stać się zupełnie innym, naprawdę innym,
> nie pozując ani trochę na... "filozofa".
Determinację jednym słowem trzeba mieć. :)
> Jest jedno małe "ale".
> Drzemie we mnie wielka podejrzliwość, bo się już tyle razy natknęłam na
> ludzi, którzy swoją odmiennością mnie fascynowali (och, tylko nie bierz
> tego do siebie, Ciebie na tyle jeszcze nie poznałam), którzy wydawałoby
> się pokazywali mi świat od nieznanej strony - a potem czar pryskał, bo
> oto wszystko okazywało sie gumową dekoracją, z której powietrze samo nagle
> zeszło przez nową dziurkę w starej, kiepskiej powłoce, pośród setek
> gumowych łatek, umiejętnie maskowanych...
Nie dotrwałaś do końca może i wróciłaś się? Nie dotrwałaś do zrozumienia.
Najpierw musi byc przekonanie o słuszności zmiany, a potem tę zmianę można
dopiero odkryć.
> Dlatego może należałoby cenić sobie najbardziej ludzi może czasem mało
> ciekawych, u których jednak nie musimy się obawiać gejzerów ani migotania
> osobowości czy nastawienia do świata. Z takim człowiekiem jest po prostu
> bezpiecznie - jego przyjmujemy od początku takim, jakim jest, wszystko od
> początku jest znane, akceptowane, jemu można zaufać, że nie zburzy także i
> naszego porządku świata swoją nagłą przemianą.
Bezpieczeństwo, które niosą rzeczy i zjawiska już znane oraz ludzie, którzy
sa przewidywalni...
> A jeśli to my sami skłonni jesteśmy w pewnym momencie do wolty, to należy
> brać pod uwagę jej konsekwencje już nie tyle dla samego siebie, co dla
> ludzi i zjawisk życia bezpośrednio z nami powiązanych, od nas
> uzależnionych.
> No i tym samym wracam do punktu wyjścia - czyli chęci odpowiedzi na
> pytanie, skąd się bierze w nas chęć asekuracji w momencie impulsu
> popychającego nas do zmiany siebie. Czy tylko z obawy o własny komfort?
> Zmieniając siebie wpływamy na życie wszystkich wokół, niezależnie od tego,
> czy oni sami tego chcą i czy uznają nas "zmienionych" za "swoich". Nie
> zawsze tak się dzieje, dlatego czasem warto pozostać takim, jak
> dotychczas, nawet o wiele mniej atrakcyjnym dla otoczenia, a nawet, o
> zgrozo! dla samego siebie, tylko po to, aby nie burzyć/łamać życia
> bliskim.
Bezwzględznie tak. Szczęśliwy nie musi szukać szczęścia w zmianie. :)
--
pozdrawiam
michał
|