Data: 2007-11-29 00:44:13
Temat: Re: Odkryj w sobie boginie...
Od: "michal" <6...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Flyer" napisał w wiadomości :
>> Flyer napisał(a):
>> > Poszukiwanie "guziczka" mz. wynika z chęci posiadania kontroli nad
>> > procesem, asekurowaniu się w temacie "jak przestanie mi odpowiadać to
>> > wyjdę", ew. chęci podporządkowania całego procesu swoim dotychczasowym
>> > cechom osobowości - czyli "chcę się zmienić, ale tak żebym był takim
>> > jak
>> > dotychczas/miał to samo co dotychczas/był tak samo oceniany".
>> Wydaje mi się, że każdy chciałby przynajmniej spróbować takiej zmiany i
>> oczywiście masz rację z tym asekurowaniem się - każdy marzy o
>> "guziczku", ale bardziej boi się jego zgubienia po przemianie i braku
>> możliwości powrotu do poprzedniego stanu w razie rozczarowania, zupełnie
>> tak jak to się zdarzyło Mateuszowi zamienionemu w szpaka ("Akademia Pana
>> Kleksa").
> Przy zmianach osobowości, które wchodzą na stałe do repertuaru takiej
> osoby, nie dostrzega się potrzeby powrotu - i nie ma znaczenia czy
> zmiany poszły w kierunku satanizmu czy np. bycia Świadkiem Jehowy. To
> pragnienie "guziczka" to obrona obecnego ego przed własną śmiercią.
>> Trzeba wielkiej determinacji i kosekwencji, aby na tyle siebie zmienić,
>> tyle rzeczy przewartościować, aby stać się zupełnie innym, naprawdę
>> innym, nie pozując ani trochę na... "filozofa".
> Zależy czym chcesz się stać - satanistą czy np. wyznawcą zen [nb. ja nim
> nie jestem i nie będę]. Ale upartym na pewno trzeba być. ;)
>> Jest jedno małe "ale".
>> Drzemie we mnie wielka podejrzliwość, bo się już tyle razy natknęłam na
>> ludzi, którzy swoją odmiennością mnie fascynowali (och, tylko nie bierz
>> tego do siebie, Ciebie na tyle jeszcze nie poznałam)
> Nie biorę. ;p
>> , którzy wydawałoby
>> się pokazywali mi świat od nieznanej strony - a potem czar pryskał, bo
>> oto wszystko okazywało sie gumową dekoracją, z której powietrze samo
>> nagle zeszło przez nową dziurkę w starej, kiepskiej powłoce, pośród
>> setek gumowych łatek, umiejętnie maskowanych...
> Chcesz porozmawiać z jedną z byłych partnerek, która zaoferowała się
> publicznie, że będzie ostrzegała innych przede mną? ;> Służę uprzejmie
> jakby co - dziewczyna jest słowna, więc przynajmniej w moim temacie
> nabędziesz pewności, że wszystko co widzisz jest tylko grą maskującą
> moją psychopatię. :) Nawet mojej psycholożki chyba nie udało mi się
> nabrać i coraz bliżej jestem zdemaskowania mojej wyrachowanej i
> wyrafinowanej [to nie to samo :)] gry.
>> Dlatego może należałoby cenić sobie najbardziej ludzi może czasem mało
>> ciekawych, u których jednak nie musimy się obawiać gejzerów ani
>> migotania osobowości czy nastawienia do świata. Z takim człowiekiem jest
>> po prostu bezpiecznie - jego przyjmujemy od początku takim, jakim jest,
>> wszystko od początku jest znane, akceptowane, jemu można zaufać, że nie
>> zburzy także i naszego porządku świata swoją nagłą przemianą.
> Podobał mi się pewien cytat z filozofii zen, który mówił, że jeżeli o
> kimś możesz powiedzieć, że jest święty, to znaczy że swięty nie jest, bo
> o człowieku świętym nic nie da się powiedzieć. Oczywiście w zen pojęcie
> "świętości" jest zapewne trochę inaczej rozumiane niż w
> chrześcijaństwie, ale morał wynika z tego taki, że masz rację. :)
>> A jeśli to my sami skłonni jesteśmy w pewnym momencie do wolty, to
>> należy brać pod uwagę jej konsekwencje już nie tyle dla samego siebie,
>> co dla ludzi i zjawisk życia bezpośrednio z nami powiązanych, od nas
>> uzależnionych.
>> No i tym samym wracam do punktu wyjścia - czyli chęci odpowiedzi na
>> pytanie, skąd się bierze w nas chęć asekuracji w momencie impulsu
>> popychającego nas do zmiany siebie. Czy tylko z obawy o własny komfort?
> ;) Najpierw musisz odpowiedzieć na pytanie skąd się bierze chęć zmiany.
> Przeważnie wynika z "cierpienia ego", które nie chce cierpieć, ale też
> nie chce zginąć.
> Jeżeli zmiana ma mieć sens, to nie może ona wynikać z niczego, powinna
> być zupełnie alogiczna, nieprzewidziana i bez określenia ostatecznego
> celu, coś w stylu - "zdrowy człowiek pewnego dnia wpada na pomysł
> pójścia na psychoterapię, nie dlatego że mu coś dolega, źle mu się żyje,
> ale dlatego, że wpadł na taki pomysł".
> [...]
>> Dlatego jeśli ktoś spyta, jak moja rodzina wytrzymuje ze mną, odpowiem:
>> zawsze byłam taka, jak jestem :-)
>> Taką mnie wybrał mąż i ja jego, no a dzieci - cóż, wyjścia juz nie miały
>> innego oprócz tego, aby się zawziąć i po prostu się urodzić :-D
>> A co do stosunku mnie samej do siebie - to jest Wam wiadomy: totalne
>> samouwielbienie i zen nie jest mi potrzebne do szczęścia, czego
>> wszystkim życzę ;-P
> Zen nie służy do osiągnięcia szczęścia, wywodzi się z buddyzmu, który
> główny nacisk kładzie na cierpienie towarzyszące życiu - zen ma pomóc w
> osiągnięciu stanu "bez cierpienia wynikającego z życia", a nie w
> "osiągnięciu szczęścia".
> Ps. Jakby co, to nie jestem "łapaczem dusz". :)
To się okaże!
A piwko? Może by tak na piwko? ;)))
--
pozdrawiam
michał
|