Data: 2005-04-19 10:54:21
Temat: Re: Odrabianie lekcji
Od: Olga_z_k <o...@T...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Radek wrote:
> Jestem w szoku.
> A co z dziećmi, które mając 3-4 lata zaczynają mówić?
No wlasnie u nas byl taki problem. Tomek bardzo pozno zaczal mowic, do
dzisiaj mowi niewyraznie. Pol roku temu jeszce wielu liter nie wymawial
(s, z, r, c i pare innych).
> Z takimi, które dopiero przestają sikać w pieluchy?
> Dopiero są odstawiane od piersi?
ee, no bez przesady, 4latki?
> Nie potrafią tego misia chwycić tak, żeby się nim pobawić
> przez 5 minut?
Hmm, przyznam ze tego zdania nie zrozumialam.
Z misiem chodzilo o to ze dziekco mialo napisac jak sie nim bawilo
(poszlo na spacer, kapalo, polozylo spac itd)
> I dlaczego pisałaś, że rówieśnicy bawią się na podwórku,
> podczas gdy Twoje dziecko odrabia lekcje? Są o tyle lepsi?
No bo tu jest tak. Jak dziecko skonczy 3 lata do 31 sierpnia (czyli jak
urodzone od 1 wrzesnia to juz nie) idzie do przedszkola, tzn Nursery.
Jest to jeszcze jedna klasa w szkole, i chodzi tam codziennie na 2,5
godziny. Jak pisze, przyjmuja tylko pelne trzylatki.
Za rok idzie do zerowki, i to samo, musi miec skonczone 4 lata do 31
sierpnia. No i zerowka juz jest na 6 godzin. Potem normalnie, 1sza klasa
(w wieku 5 lat)
Ale te dzieci rodzone po 1 wrzesnia maja w zerowce juz 5 lat. I tak
Tomek urodzony 20 sierpnia jest prawie najmlodszy w klasie (jeszcze
dwoch takich mlodych jest), a kilkoro dzieci wlasnie z wrzesnia i
pazdziernika jest.
Aha, nursery ani zerowka nie sa obowiazkowe, ale wiekszosc dzieci chodzi.
Czytac musza sie nauczyc do konca drugiej klasy. Ale program zaklada ze
w zerowce zaczynaja.
A co do kolegow, to mamy dwoch sasiadow w Tomka wieku, ale oni sa ciut
mlodsi. Tomek to sierpien 2000, jeden kolega to pazdziernik 2000 a drugi
to luty 2001. I tak oto ci dwaj chodza jeszcze do nursery, bo 1 wrzesnia
2004 nie mieli skonczonych 4 lat.
Stad Tomek ma lekcje do odrabiania, a oni nie (chociaz ten jeden
ostatnio na ferie wielkanocne dostal zadanie nauczyc sie pisac swoje
imie...)
Mojemu dziecku jest o tyle trudniej ze angielskiego sie dopiero uczy.
Jak poszedl do zerowki to nie gadal nic, do tego problemy z wymowa, no i
ogolnie nie bylo latwo. Na szczescie pani jest super i bardzo sie nim
zajela i wiem ze odpuszzcala mu te literki do niedawna, a teraz pewnie
zauwazyla ze Tomek zaczal cos rozumiec i zaczela od niego wiecej
wymagac. Mam wrazenie ze nauczanie jest prawie indywidualne, tzn od
kazdego dziecka wymagaja w miare mozliwosci. Program programem,
przerabiany z cala kalsa, ale zadania sa indywidualne, dostosowane do
mozliwosci ucznia - tzn tak ma byc chyba, ale ja uwazam, ze Tomek mimo
wszystko jeszce za maly. Liczyc tez ich ucza, ale akurat z liczeniem
Tomek wiekszych problemow nie ma, jakos mu to gladko poszlo, jedynie co
dodawanie (bo tez ich ucza!) na razie stanowi problem.
Ta dziewczynka o ktorej pisalam, co dostala zadanie domowe o misiu jest
z maja 2000, ale z literkami i pisaniem radzi sobie zupelnie niezle
radzi, wiec pewnie pani od niej wiecej wymaga. Tez chodzi do katolickiej
szkoly, tyle ze innej.
> Kurczę, przy takim podejściu, to co drugi Anglik supermanem
> powinien zostać...
Wiesz, ja sie sama zastanawialam jak to jest, bo poziom edukacji jest
bardzo marny. Tu jest to mozliwe zeby przejsc przez cala szkole i zostac
analfabeta, bo tu sie nie zdaje z klasy do klasy, idzie sie z
rocznikiem. Licza tylko na kalkulatorze. Jak sie w sklepie kasa zepsuje
to tragedia bo nikt nie umie dodac normalnie, koszmar. O tym moglabym
dluuuugo.
No i doszlam do wniosku, ze rzad angielski wzial sie za to i z kolei
przegieli w druga strone i teraz za duzo wymagaja. Inna rzecz ze szkoly
katolickie sa z reguly troszke bardziej wymagajace i na lepszym poziomie.
Ola
|