Data: 2004-04-14 13:35:25
Temat: Re: Pęknięty bez
Od: "Gusiek" <a...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Bpjea" <b...@...pl (usun 'x' - z powodu spamu)> napisał w
wiadomości news:c5j5km$a05$1@nemesis.news.tpi.pl...
> "Katarzyna Kowalska" <k...@n...pl> wrote in message
> news:c5iktr$9hj$1@nemesis.news.tpi.pl...
> Kolejny sezon sie zaczal, kolejne drzewa poszly pod noz (pod pile
> doslownie). Rzut oka wystarczy zeby stwierdzic, ze to co ostanio
widzialem,
> to fuszerka nie majaca nic wspolnego z pielegnacja zieleni. Nie mam juz
> ochoty fotografowac i rozpisywac sie na ten temat, bo wydaje sie, ze tylko
> sobie nerwy psuje, a i tak drzewom tym, jak i nastepnym, nie pomoge.
To ja tak przy okazji dorzucę swoje trzy grosze, bo ile razy mi się
przypomni, to mi sie scyzoryk w kieszeni otwiera... Na naszym osiedlu rósł
sobie piękny klon srebrzysty. Olbrzymi. Na granicy działki i uliczki (na
uliczce). Tuz obok ohydnego betonowego baraku skleconego byle jak służącego
za garaż jednego z mieszkańców. Pewnego pięknego dnia idę sobie, patrzę, a
drzewa nie ma! Nie wierzyłam własnym oczom! Została tylko podstawa pnia
(obcięli go prawie równo z ziemią), która ma dobrze ponad metr średnicy!
Jakie znieczulone bydlę (bo inaczej nie umiem tego nazwać) wydaje zgodę na
wycięcie takiego drzewa? Po co? Za co? Drzewo było naprawdę piękne, a jedyną
jego winą było pewnie to, że albo zasłaniało wjazd do baraku, albo naruszyło
korzeniami jego konstrukcję (w co wątpię)... Ale ta buda nie była warta
śmierci takiego okazu. A moze drzewo zacieniało komuś ogródek i był
niezadowolony? Naprawdę, płakać mi się chciało, jak to zobaczyłam...
Szkoda słów...
Pozdrawiam, Agata
|