Data: 2001-08-20 20:52:53
Temat: Re: Po co żyję?
Od: "Elizabeth" <w...@p...com>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik Andrzej <u...@w...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:9ljtca$jj3$...@n...tpi.pl...
> Po co żyję?
>
Witam!
Przychodzimy na ten świat, żeby się czegoś nauczyć, a potem idziemy
dalej......
> Jakże wielkim ratunkiem dla wielu jest cierpienie.
Wg mnie cierpienie nigdy nie jest ratunkiem. Zawsze jest wbrew. To tylko
słowna manipulacja. Nigdy nie słucham ludzi, którzy sprzedają mi strach.
Zastanawiać się nad sensem życia można nie tylko np. na wózku inwalidzkim
(bez urazy).
>
> Każde ludzkie życie musi tu na ziemi zakończyć się śmiercią ciała, gdyż
> jesteśmy tutaj dosłownie na chwilę! Nikt, kto choć trochę używa rozumu nie
> chce umierać, a właśnie to pragnienie życia najbardziej odzywa się i jest
> najmocniejsze w momencie śmierci. Tu już nie ma ,,bohaterów", nikt nie
udaje
> silnego i mądrego i nie powtarza głupot typu: "ja się śmierci nie boję",
"ja
> w życie pozagrobowe nie wierzę", teraz jedynym pragnieniem tego człowieka
> jest żyć, żyć, żyć!
W życiu każdego człowieka nadchodzi pora, kiedy musi umrzeć. Śmierć to
naturalna część życia i trzeba to zaakceptować i pogodzić się z tym faktem.
Należałoby przejść przez to doświadczenie z ciekawością i w spokoju, a nie z
lękiem. To tylko opuszczenie tej planety. Medytuj, studiuj, czytaj książki i
naucz się tworzyć pozytywne, dające wsparcie myśli na temat życia
pozagrobowego. To, w co wierzymy, staje się dla nas prawdą. Jeśli wierzysz w
piekło, to prawdopodobnie trafisz tam i pozostaniesz w nim dopóty, dopóki
nie obudzisz się na przyjęcie prawdy i nie zmienisz swojej świadomości.
Niebo i piekło, to stany umysłu i doświadczamy obu, będąc tu, na ziemi.
Obawa przed śmiercią przeszkadza w życiu. Żyć pełnią życia możemy zacząć
dopiero wtedy, gdy pogodzimy się z myślą o śmierci.
I faktycznie żyje on dalej, albowiem opuszczenie
> fizycznego ciała nie jest równoczesne ze śmiercią. Żyje on w innej
> rzeczywistości, w takiej jaką sobie sam przygotował swoim życiem na ziemi.
> Tutaj właśnie najdosłowniej sprawdza się przysłowie: "Jak sobie
pościelisz,
> tak się wyśpisz". Ta nowa rzeczywistość może jednak być bardzo mroczna,
> pełna lęków, niewiedzy i takiego cierpienia, jakiego na ziemi nikt z ludzi
> nie doznał i nie jest w stanie sobie tego wyobrazić. Jak wielki żal mają
ci
> ludzie do siebie samych, że zmarnowali życie, że zmarnowali czas, który
> otrzymali od Boga. "Czas jest surowcem z którego wykuwamy naszą wieczność"
> (Ojciec Pio).
To nie jest regułą. Nie wszyscy marnują ten czas. Ludzie pracują nad sobą,
rozwijają się. Co za ignorancja i brak szacunku, wiary w człowieka. To jest
dla mnie nie do przyjęcia.
> Jak bardzo powinniśmy dziękować Jezusowi Chrystusowi za Jego przyjście na
> ziemię! Nikt inny, a ale właśnie On - Mesjasz nadał naszemu życiu
ostateczny
> sens i cel.
I znów nie zgadzam się.
On, Zbawca ludzkości, który powstał z martwych i zasiada po
> prawicy Ojca dał nam wszystkim tą wspaniałą nadzieję życia w szczęściu i
> miłości. To nikt inny, jak właśnie On odpowiedział całej ludzkości i
każdemu
> człowiekowi z osobna, po co my żyjemy, jaki jest ostateczny i prawdziwy
cel
> naszego pielgrzymowania po tej małej planecie w kosmosie. Celem tym jest
> KRÓLESTWO NIEBIESKIE, które nie ma końca, albowiem w NIEBIE nie ma już
> śmierci!
Jeżeli lękasz się odejścia z tej planety, przeczytaj "Saved by the Light" -
Ocaleni przez światło Danniona Bradleya. To inspirujące dzieło wyjaśni Ci
jak bliskie spotkanie ze śmiercią może usunąć wszelki strach przed nią i
diametralnie odmienić postrzeganie życia. Wybór Twoich przekonań na temat
śmierci jest tak samo ważny jak rozpoznanie przekonań na temat życia. Wiele
religii, chcąc zmusić nas do zachowań, zgodnych z ich regułami, przekazuje
nam przerażające obrazy śmierci i życia pozagrobowego.
>
> Niestety całe to dzisiejsze pogańskie zabieganie świadczy tylko o braku
> wiary,
Raczej o braku pieniędzy.
Co do dalszej części Twojego opracowania, mam również wątpliwości, do
których odniosę się wkrótce. Narazie pozdrawiam serdecznie.
Elizabeth
|