Data: 2007-11-06 15:19:05
Temat: Re: Przepis.
Od: "Andrzej" <a...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "beton" <r...@r...neostrada.pl> napisał w wiadomości
news:fgpsvi$cfd$1@atlantis.news.tpi.pl
> Użytkownik "ZB" <z...@i...pl> napisał w wiadomości
> news:fgpos2$m02$1@achot.icm.edu.pl...
>> Witam.
>> Poszukuję przepisu na "sevicie" (nie jestem pewien tej pisowni)
>> Z góry dziękuję.
>>
>> --
>> Pozdrawiam
>> Zdzisław
> Stali w mieście Wanfel przy dużym budynku otoczonym strażą. Człowiek w
> szarej szacie i kapeluszu to Sevit. Obok niego po lewej stał człowiek
> ubrany w błękitny, szlachecki strój.
> - Damy radę? - powiedział cicho Sevit.
> - Zobaczymy... - odpowiedział spokojnie kompan.
> Ruszyli w stronę wejścia. Zatrzymali ich dwaj strażnicy. Zaczęli ich
> przeszukiwać. Szlachcic wypowiedział coś cicho i dotknął dłonią głowy
> przeszukującego ich strażnika.
> - Możecie iść... - odpowiedział spokojnie strażnik.
> Drugi skinął głową. Sevit spojrzał tylko na kompana, poczym weszli do
> środka. Szli długim i wąskim korytarzem, mijając zwiedzające osoby i
> pomieszczenia pełne strażników. Na końcu korytarza znajdowała się
> wielka sala, pełna rozmaitej biżuterii i innych złotych przedmiotów
> zamkniętych w szklanych kopułach, wystawionych na wystawę.
> Zaciekawiła ich jednak największa z kopuł, stojąca na wysokim
> podeście. W środku niej znajdował się diament wielkości dorodnego
> jabłka. Obaj popatrzyli przez chwilę na diament, po czym zaczęli się
> rozglądać. W sali było kilku strażników i zwiedzających. - Możesz
> rozmieścić ,,oczka'', Goricie? - zaszeptał Sevit.
> - Będzie ciężko...
> - Spróbuj. Taka okazja może się już nie nadarzyć.
> Gorit, bo tak się nazywał kompan Sevita, westchnął ciężko i zerknął na
> strażników. Gdy nikt się na niego nie patrzył, wypowiedział szybko i
> po cichu kilka słów. Jego oczy błysnęły jasnym światłem. Jeden ze
> strażników odwrócił się by zobaczyć co się dzieje. Rozejrzał się
> tylko, po czym wrócił do swoich zajęć.
> - Udało ci się Goricie. Masz moje uznanie. - wypowiadając te słowa
> poklepał Gorita po plecach. Ten tylko westchnął.
>
> Byli już w małej chacie niedaleko miasta. Sevit usiadł z Goritem przy
> małym stoliku i powiedział:
> - Dobra... to jaki jest plan?
> - Mamy mało czasu. Przebieraj się i ruszaj. Objaśnię ci wszystko w
> czasie drogi.
> Kilka minut później, Sevit w czarnym, ciasnym stroju był już na
> ulicach śpiącego miasta. Połączył się z nim telepatycznie Gorit:
> - Mam już plan. Do budynku dostaniesz się dachem, przez usytuowane
> tam okno. Ciekaw jestem kto był architektem... Nieważne. W środku
> znajdują się dwaj strażnicy. Nie mają żadnych zabezpieczeń na
> twarzach, dlatego jedna z twoich bombek powinna załatwić sprawę.
> Zabierasz diament i wynosisz się tą samą drogą którą się dostałeś.
> Nic trudnego. - Nie uważasz, że trochę za łatwo ci poszło? Dziwnym
> trafem nie było żadnych magicznych zabezpieczeń...
> - Za dużo się martwisz. Skup się na zadaniu.
> - Może i masz rację... Nie będę ci już zawracać głowy.
> Dotarł na miejsce. Spojrzał z niesmakiem na wysokość budowli.
> Dostrzegł ozdobne zagięcie na rogu, na które szybko zarzucił linę.
> Wspiął się szybko na dach i podszedł do szklanej szyby nad halą.
> Rozbrzmiał głos w jego głowie:
> - ktoś wchodzi do pomieszczenia... Dziwne... strażnicy wyszli razem z
> nim. Teraz jest twoja szansa. Zabieraj diament i wynoś się stamtąd.
> To wszystko co chciał wiedzieć. Wyciągnął mały srebrny nożyk i wyciął
> nim koło w szkle. Delikatnie je wyjął i odłożył na bok. Szybkim ruchem
> przywiązał drugą końcówkę liny do pasa i spuszczał się powoli w dół.
> - Coś za cicho...
> Zatrzymał się przy podeście. Zdjął delikatnie szklaną kopułę i... w
> tym momencie do pomieszczenia wbiegło czterech strażników w lekkich
> skórzanych zbrojach z krótkimi mieczami. Zaczął się szybko podciągać
> na górę, lecz ktoś odciął linę i Sevit runął na podest.
> - Szlag! Gorit, przydałaby się mała pomoc!... Gorit?.. Cholera...
> Leżał w gruzach kamiennego podestu, strażnicy powoli zbliżali się.
> Jeden chciał kopnąć leżącego Sevita, lecz ten złapał szybko jego nogę
> i wykręcił. Strażnik zrobił obród w powietrzu i runął na ziemię.
> Sevit wstał szybkim ruchem, wyciągnął dwa krótkie miecze i ruszył w
> stronę pozostałych strażników. Zablokował cios jednego z nich,
> obrócił się przez lewe ramię i wbił mu miecz trzymany w prawej ręce w
> żebra, jednocześnie uderzając z pół-obrotu w żołądek drugiego
> stojącego za nim. Pozostały rozpoczął natarcie. Sevit wyciągnął
> szybkim ruchem miecz z pochwy martwego strażnika. Obrócił się wbił
> nadbiegającemu strażnikowi ostrze aż po rękojeść w gardło.. W
> ostatnich sekundach walki słychać było tylko upadające zwłoki
> strażnika. Sevit nie tracił czasu. Zgarnął tylko z ziemi diament i
> ruszył w stronę wyjścia. Wybiegł przez bramę główną, był już bliski
> ucieczki, gdy przy wyjściu otoczyło go dziesięciu uzbrojonych po zęby
> ludzi. Dwóch z nich zrobiło przejście nadchodzącej kobiecie. Kobieta
> ta ubrana była w zielonkawy długi płaszcz wijący się za nią po ziemi.
> - A więc nareszcie wpadłeś w moje sidła, drogi... Sevicie... -
> przemówiła z chytrym uśmieszkiem na ustach - Tym razem się już nie
> wywiniesz. - Wiedziałem, że coś za łatwo nam poszło...
> - A propo ,,nam''. Złapaliśmy twojego kumpla. A raczej...
> próbowaliśmy. Biedaczek nie chciał się poddać bez walki, więc zginął!
> - Zachichotała szyderczo
> - Co?! - odpowiedział z wściekłością Sevit - On nie mógł zginąć!
> Kłamiesz! - w tej chwili chciał ruszyć na kobietę, lecz zatrzymali go
> strażnicy. Złapali go mocno za ramiona i obezwładnili.
> - To koniec twojej kariery... drogi Sevicie. - Oberwał od jednego w
> kark i stracił przytomność....
>
> Smród i wilgoć przeszyły jego ciało. Otworzył oczy. Znajdował się w
> ciemnej i ciasnej celi w bliżej nie określonym miejscu. Podniósł się
> z trudem i rozejrzał dookoła. Cela była pusta. Podszedł do krat i
> rozejrzał się na boki. Uwięziony był w jednej z pośród trzydziestu
> cel znajdujących się w długim korytarzu. Westchnął głęboko i usiadł
> pod ścianą: - Jak to się stało... Gdzie jest Gorit. - westchnął.
> Zaczął rozmyślać o przeszłości, o swoim domu rodzinnym na wyspie
> Gastar, o ucieczce z domu i o tym jak spotkał Gorita... O poprzednim
> życiu...
> Mała chatka na wyspie Gastar, na południu. Z domu dobiegają krzyki.
> Przez uchylone drzwi wybiega z płaczem mały piętnastoletni chłopiec.
> Biegnie w stronę pomostu, wskoczył do łódki. W domu zaś klęczy
> zszokowana matka nad ciałem ojca w kałuży krwi. Chłopiec nie mógł
> znieść jego pijaństwa i tego jak traktował jego i matkę... Teraz
> ucieka. Ucieka przed zbrodnią jaką popełnił na ojcu...
> Wiosłuje dalej z płaczem. Nie wie gdzie płynie... byle przed
> siebie... byle z dala od zbrodni.
>
> Sevit otrząsnął się ze łzami na twarzy. Spojrzał na kraty celi i
> przechadzającego się strażnika. Spuścił głowę i rzekł:
> - Co się ze mną dzieje... Już nic nie da się zrobić... będę tu gnił
> za swoje zbrodnie...
> Nagle w jego głowie rozbrzmiał głos:
> - Nie poddawaj się młody Sevicie. Pamiętaj... pamiętaj by się nigdy,
> ale to nigdy nie poddawać...
>
> Polana niedaleko miasta Wanfel. Widać trzy postacie. Pierwsza to
> Gorit, druga to dyszący ze zmęczenia Sevit z krótkim mieczem, a
> trzecia to... strach na wróble.
> - Już nie mogę... proszę daj mi odpocząć.
> - Odpocząć? Myślisz, że przeciwnik pozwoliłby ci odpocząć? Wstawaj i
> wykończ go póki jeszcze stoi! Nie wolno ci się poddawać!
> Sevit wstał ciężko, naciera na stracha na wróble i... pada przed nim
> zdyszany. Gorit zrezygnowany pokiwał głową. Podszedł do Sevita,
> podniósł go i rzekł:
> - Nie możesz się poddawać. Wyobraź sobie, że jest to ktoś kogo
> nienawidzisz. W dodatku uwięził ukochaną ci osobę! To jest twój wróg!
> Twój przeciwnik! Zmiażdż go!
> Sevit przypomniał sobie o ojcu i poprzednich przeżyciach. Natarł z
> wściekłością na wroga, przeturlał się za niego i wbił mu miecz w
> plecy. - Tak trzymaj chłopcze! I zapamiętaj moje słowa. Zawsze jest
> wyjście z każdej opresji i nigdy się nie poddawaj.
>
> Nareszcie doszedł do siebie. Wiedział już co ma robić...
> - Nigdy się nie poddawać... - zaszeptał do siebie poczym zaczął
> krzyczeć do strażnika - Hej wymoczku! Co się tak głupio patrzysz?
> Szukasz guza? Jak stąd wyjdę to wymorduję ci rodzinę!
> - Coś ty powiedział?! - Podbiegł szybko do celi, złapał Sevita przez
> kraty za kołnierz i podniósł - Ja już ci pokażę! - w tym momencie
> rzucił Sevita o ścianę. Spojrzał na niego ostatni raz i oddalił się.
> Sevit leżał przez chwilę pod ścianą śmiejąc się. W lewym ręku trzymał
> klucz do celi, a w prawym sztylet wyjęty z pochwy strażnikowi. Wstał
> powoli, rozprostował kości poczym ruszył w stronę drzwi do celi.
> Rozejrzał się i zobaczył tego samego strażnika, jedzącego świeżutki
> chlebek. Otworzył cicho drzwi, po czym trzasnął je głośno. Strażnik
> obrócił się, rzucił chleb na ziemię i sięgał do pustej pochwy po
> sztylet, który trzymał już Sevit. Ten zaś natarł szybko na
> strażnika... na swojego przeciwnika. Przeturlał się za niego i wbił
> mu sztylet w plecy. Przekręcił go i wyjął, a ciało rzucił o ścianę.
> Rozejrzał się po więźniach szukając kogoś, lecz go nie znalazł...
> Otworzył wszystkie cele i pozwolił innym uciec. Czy aby na pewno?
> Pozwolił im iść by ułatwić swoją ucieczkę. Puścił wszystkich przodem,
> a sam poszedł inną drogą. Biegł tak, nieznanym mu korytarzem, aż
> dostał się na balkon na dziedzińcu więzienia. Wyjrzał i ujrzał
> walczących na dole ze strażnikami więźniów. Złapał jedną z lin
> podtrzymujących wielką pochodnię na dole i poszybował wzdłuż ściany
> za mur. Mur był wyższy niż mu się zdawało i Sevit wylądował po
> drugiej stronie w jeziorze.
> Stał już przed drzwiami kryjówki. Otworzył ostrożnie drzwi i wszedł do
> środka, lecz... nie zastał tam nikogo. W dodatku całe pomieszczenie
> było puste.Cały czas myślał o Goricie. Z wściekłością wyszedł i
> trzasnął drzwiami. Wiedział ,że nie może tu dłużej zostać... musi
> udać się na północ.
jak ci się chciało?
|