Data: 2008-09-07 20:57:18
Temat: Re: Rodzina zastępcza
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Sun, 07 Sep 2008 22:46:37 +0200, vonBraun napisał(a):
> Ikselka wrote:
>> Nie chodzi o zazdrość, zazdrość to betka przy tym, o co mi chodzi: mówię o
>> presji psychicznej, jaką dziecko własne jest poddane niechcący przez swoich
>> nieświadomych niczego i dlatego nie mogących być tu pomocą rodziców - ta
>> presja polega na tym, że ono czuje, że powinno spełnić oczekiwania
>> rodziców, a tak naprawdę z czasem ma coraz większe poczucie, że ich nie
>> spełnia, no nie ma siły. I dodatkowy aspekt tego cierpienia - że nie można
>> się z nim udac do rodziców, bo to oni właśnie oczekują ze strony dziecka
>> sprostania jego roli - powiedzmy to szczerze - narzuconej.
>> Bo jakieby nie były zabiegi rodziców, aby dziecko "poczuło się włączone w
>> dzieło", to i tak, i tak będzie ono cierpieć.
>> Dziecięce problemy nie są wcale mniejsze od problemów dorosłych - sa tylko
>> w skali dziecka, a mogą zburzyć jego życie, kiedy nie może polegać na
>> rodzicach, bo to oni są sprawcami.
>> Powtarzam: postaw siebie w takiej sytuacji, kiedy Twój ukochany partner
>> przyprowadza do domu nowego, mówiąc do Ciebie" kochanie, nic się nie
>> zmieni, ja tylko sobie drugą miłość przyprowadziłem". Weź to wprost, co
>> teraz napisałam. I złoż to na wątłe barki (psychiczne) dziecka...
>
> Nadal nie jarzę. Czy w stosunku do "rodzonej" siostry lub brata te
> uczucia się nie pojawią? Czemu? A jeśli są to takie same uczucia, czy
> osnacza to, powinniśmy wychowywać tylko jedynaków?
Nie miej dziecka za głupie zwierzątko. Dziecko doskonale odróżnia "własne"
rodzeństwo od "obcego", a i obce usilnie dążyć będzie do opanowania nowego
gniazda. Chyba, że przyprowadzisz nowe, kiedy własne jest jeszcze zbyt
małe, aby cokolwiek kojarzyć, i nowe też jest niemowlakiem. Jednak
nieczęsto tak się dzieje - ludzie adoptują dzieci najczęściej kiedy okazuje
się, że więcej własnych mieć nie mogą, a jeśli mają być rodziną zastępczą,
to nie z włąsnymi niemowlakami na ręku. Po prostu nie daje się dzieci do
adopcji w rodzinach, gdzie proces rozrodczy nie został jeszcze z danych
przyczyn definitywnie zakończony, a przynajmniej gdzie nie ma do tego
mocnych przesłanek. A nie ma takich przesłanek w rodzinie, gdzie właśnie
urodziło się dzieciątko. Są - tam gdzie dzieci są duże i pomimo starań -
nie pojawiają się nowe. I te duże, własne dzieci - niestety cierpią. Bo
wiedzą, ze przyszły obce. na własne tak nie reaują, a w każdym razie POTEM
nie przychodzą problemy, które sygnalizowałam wcześniej: dziedziczenie
choćby, czy poczucie wyrzucenia z gniazda przez obce pisklę. To zjawisko
wprost z natury wzięte - weź kukułkę - jej pisklęta wyklute z podrzuconych
jaj tak się zachowują. No ale nie żebym chciała akurat to uważać za
kluczowy argument, to tylko dygresja.
--
"Ludzki mózg jest zbyt skomplikowany, aby dał się poznać
samemu sobie... A gdyby taki nie był, byłby po prostu zbyt głupi, aby
siebie poznać."
S. Lem
|