Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Romans - może dać nową siłę, czy zawsze osłabia związek ?

Grupy

Szukaj w grupach

 

Romans - może dać nową siłę, czy zawsze osłabia związek ?

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 34


« poprzedni wątek następny wątek »

11. Data: 2006-03-24 16:42:43

Temat: Re: Romans - może dać nową siłę, czy zawsze osłabia związek ?
Od: "Jefferson" <a...@t...pl> szukaj wiadomości tego autora

Redart napisał(a):
> Czy są na grupie jakieś osoby, które przeżyły coś, co można by określić
> jako "pozytywny w skutkach skok w bok" ?
>

Czego to ludzie nie wymyślą... A czy można kogoś zabić, aby
odreagować stres?? Może to za mocne porównanie ale równie sensowne.
Nie ma ŻADNEGO usprawiedliwienia dla zdrady.
Zdrada jest pogwałceniem najcenniejszych wartości, które się
przysięga i których oczekuje partner. Nikomu z całej trójki to nie
pomoże.
Jak chcesz trójkąta, kup płyty Wiśniaka i spółki a jeśli mażysz
o skakaniu, polecam grę pt. "Skoki narciarskie 2006", ewentualnie
Małysza w tv.

Pozdrawiam

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


12. Data: 2006-03-24 16:49:35

Temat: Re: Romans - może dać nową siłę, czy zawsze osłabia związek ?
Od: Arek <a...@e...net> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik Jefferson napisał:
> Nie ma ŻADNEGO usprawiedliwienia dla zdrady.

Poza tym, że użycie słowa "zdrada" jest na wyrost.
To tylko występek.

> Zdrada jest pogwałceniem najcenniejszych wartości, które się
> przysięga i których oczekuje partner. Nikomu z całej trójki to nie

Buacha cha cha cha cha cha cha !!!!!!!!!!!!!

ubawiony po pachy
Arek

--
www.eteria.net

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


13. Data: 2006-03-24 18:56:32

Temat: Re: Romans - może dać nową siłę, czy zawsze osłabia związek ?
Od: "Slawek [am-pm]" <sl_d(na_onet_pl)@tutaj.nic> szukaj wiadomości tego autora

"Redart" <r...@o...pl> napisał w wiadomości news:e00quv$pl7$1@news.onet.pl...

> [...] Czy Vilar to kobieta ? :)


Tak.

--
Sławek

P.S. Zbieram siły i przeliczam na zamiary.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


14. Data: 2006-03-24 19:04:16

Temat: Re: Romans - może dać nową siłę, czy zawsze osłabia związek ?
Od: "Redart" <r...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Duch" <n...@n...com> napisał w wiadomości
news:e00tg2$73k$1@atlantis.news.tpi.pl...

> Pamitem, kiedys opisywales zarzuty, uwarzam, ze nie do konca jest jasne na
> czym
> konflikt polega. Konflikt pozostaje w "sferze niejasnosci".

Może wstrzymajmy się od kontekstów osobistych na razie ;).
Tzn. moich kontekstów osobistych.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


15. Data: 2006-03-24 19:48:18

Temat: Re: Romans - może dać nową siłę, czy zawsze osłabia związek ?
Od: "LeoTar" <l...@y...com> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Redart" <r...@o...pl> napisał w wiadomości
news:dvuujq$mc4$1@news.onet.pl...
> Czy są na grupie jakieś osoby, które przeżyły coś, co można by określić
> jako "pozytywny w skutkach skok w bok" ?

Trzeba zrozumieć DLACZEGO następuje wyskok,,,

> Czy romans może dać energię, która skierowana na dotychczasowy
> związek pozwala na nowo go ożywić i odbudować ?

Bez zrozumienia dlaczego był ten skok w bok cała para pójdzie w gwizdek i
nie przyniesie raczej nic dobrego.

> Czy można rozdzielić przyjemność płynącą z nowej fascynacji
> od pokusy ucieczki ze starego związku i nie wpadajać przy tym w
> skrajne sprzeczności własnych odczuć i postaw, hipokryzję,
> nieszczerość, poczucie wstydu, fałszu, winy ?

Więc trzeba odrzucić ten cały balast i odpowiedzieć DLACZEGO ?

> Czy romans da się traktować jako element dojrzewania, rozwoju stałego
> związku, czy zawsze jest to czynnik trwale uderzajacy w jego podstawy ?

Na pewno jest dojrzewaniem tylko do czego ?

LeoTar

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


16. Data: 2006-03-24 20:09:03

Temat: Re: Romans - może dać nową siłę, czy zawsze osłabia związek ?
Od: vonBraun <interfere@O~wywal~2.pl> szukaj wiadomości tego autora

Redart wrote
news://news.ipartners.pl:119/dvuujq$mc4$1@news.onet.
pl
> Czy są na grupie jakieś osoby, [...]

Nie mam tu doświadczenia, nie mam też potrzeby poczytania w
przyszłości o takim doświadczeniu niejako zastępczo,zatem nie mam
powodów aby odpowiadać na zasadnicze pytanie./poza tym por. też dalej
- przykładowe sugestie skąd może wynikać./

Niejako na uboczu głównego tematu majaczy mi się nowe rozumienie
"romansu jako argument", czy "romansu jako element przetargu", czy też
"romansu jako komunikat" wreszcie "romansu dla wzmocnienia pozycji"
wobec partnera który naszym zdaniem nie słucha lub nie rozumie naszego
języka.

Rozwijając, chodzi mi o to, że że romans /czy groźba romansu/ poza
typowymi "przyjemnościowymi" aspektami, może pełnić rolę
instrumentalną jako narzędzie uzyskiwania od partnera tego, czego nie
ma ochoty zaoferować. To czego nie można przewidzieć: to do czego
wykorzysta romans partner i jak na niego zareaguje /to znaczy także :
jaki komunikat w nim zechce "usłyszeć"/. Próba przewidywania na kilka
ruchów do przodu jest tu jednak mało efektywna, bo dotyczy dwu osób,
których motywacje, status, podjęte działania najtrudniej obiektywnie
ocenić: czyli siebie i osoby z którą jesteśmy związani emocjonalnie.
Zatem - jak w większości sytuacji ostatecznych -nie będzie tak jak
byśmy chcieli, lecz "będzie co ma być".

Wreszcie jawi mi się ów romans (a zwłaszcza jego uzasadnienie) jako
wyraz realizacji sprzecznych tendencji - często rodowodem swym
sięgających domu rodzinnego. Gdy bowiem jeden rodzic realizuje romans,
zaś drugi cierpi z tego powodu, na dziecku spoczywa obowiązek
pogodzenia zwaśnionych stron. Realizacją może być nowy typ romansu:
"romans który wzmocni małżeństwo" - który rozwiązuje nasze problemy ze
współmałżonkiem i symbolicznie godzi zwaśnionych rodziców. Zastrzegam,
się, że może trafiam kulą w płot i to co piszę można rozumieć tylko
jako ilustrację możliwej "głębokości uwarunkowań" postawionego
problemu a nie poprawną interpretację. Niemniej - chodzi o pewien
kierunek czy sposób myślenia - decydując się na coś spróbujmy robić
to choćby trochę "świadomie".

Niezależnie od tego: Wybór jest pomiędzy "byciem sobą" /cokolwiek
miałoby to oznaczać/ a "zaprzeczaniem sobie" /cokolwiek miałoby to
oznaczać/. Podkreślam to "cokolwiek", aby nie odbierać w sposób
uproszczony pierwszego jako "dobre" a drugiego jako "złe", dodając,
że chodzi mi indywidualne i bardzo subiektywne doznanie możliwej
granicy kompromisu, poza którą są już tylko rozwiązania z "grubej
rury". Tu zresztą przebiega granica wiedzy i odpowiedzialności innych,
choć jak zauważam wiele osób chętnie ją przekracza :-)

pozdrawiam
vonBraun

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


17. Data: 2006-03-25 05:08:04

Temat: Re: Romans - może dać nową siłę, czy zawsze osła bia związek ?
Od: Darek <r...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora



Redart wrote:

> Użytkownik "Natek" <n...@o...pl> napisał w wiadomości
>
> >> Czy można rozdzielić przyjemność płynącą z nowej fascynacji od
> pokusy ucieczki ze starego związku i nie wpadajać przy tym w skrajne
> sprzeczności własnych odczuć i postaw, hipokryzję, nieszczerość,
> poczucie wstydu, fałszu, winy ?

Co za bzdury. Zazwyczaj ma sie tylko jedno zycie. Raz na jakis czas,
skok w bok, dla zwyklej prymitywnej przyjemnosci, bez uczuciowego
zaangazowania nikogo nie krzywdzi (no chyba ze sie cos zlapie) a
wyjatkowo poprawia samopoczucie. Stwierdzono empirycznie.

> > Od siebie dodam: wystarczy dobrze zarabiać, a żona nic nie zauważy.

> Potwierdzam. Tak wlasnie jest. Jak to mowia "co oczy nie widza to
> sercu nie zal".

> A jeśli założyć, że mąż, chce, by zauważyła i sam o tym mówi ?

-Pierdola a nie chlop.
-Mocny w gebie slaby w czynach.
-Chce zwrocic na siebie uwage.
-Chyba mu sie "srubki" odrobinke poluzowaly
-Rzeczywisty mezczyza jak ma ochote, to robi skok w bok i sprawa
zakonczona, az do nastepnego razu.
-Dupek, prawdziwy mezczyzna nie pytluje jak stara baba, a juz
szczegolnie zanim zrobi cos, co jest nie do zaakceptowania przez 99,99%
przecietnych slubnych..
-Oczekuje ze powiesz : " Oh Kochany! Mamy te same pragnienia! Moze
zorganizujmy jakas orgietke z kikoma zaprzyjaznionymi parami"
-Juz wpadl albo cos zlapal i teraz potrzebuje twojego TAK, zeby na drugi
dzien sie przyznac, ze nadchodzi czas alimentow lub ze wlasnie
obdarowal Cie syfilisem


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


18. Data: 2006-03-25 05:09:31

Temat: Re: Romans - moze dac nowa sile, czy zawsze oslabia zwiazek ?
Od: Darek <r...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora



barakuda wrote:

> Nie mozna............ciach

> Ty kobieta,prawda?

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


19. Data: 2006-03-25 09:25:14

Temat: Re: Romans - może dać nową siłę, czy zawsze osła bia związek ?
Od: "Redart" <r...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Darek" <r...@o...pl> napisał w wiadomości
news:4424D036.1083A7B9@onet.pl...

> -Rzeczywisty mezczyza jak ma ochote, to robi skok w bok i sprawa
> zakonczona, az do nastepnego razu.
> -Dupek, prawdziwy mezczyzna nie pytluje jak stara baba, a juz
> szczegolnie zanim zrobi cos, co jest nie do zaakceptowania przez 99,99%
> przecietnych slubnych..

Są kobiety, które mówią/myślą: rób sobie co chcesz, ale ja nic nie chcę o
tym wiedzieć.
Utrzymując konwencję, nazwijmy je "rzeczywistymi/prawdziwymi kobietami".

Zostawmy jednak na boku "związki rzeczywsitych/prawdziwych ludzi".

Są kobiety, które mówią: nie toleruję skoku w bok, ale ważniejsza
dla mnie jest szczerość i lojalność. Chcę o wszystkim wiedzieć.

Jak wobec takiej kobiety postępuje "rzeczywisty/prawdziwy mężczyzna" ?

- nie żeni sięz nią?
- nie zdradza (w sensie nie romansuje) ?
- zdradza (romansuje) i zgodnie ze swoją naturą nic nie mówi ?
- zdradza (romansuje) ale wychodzi naprzeciw oczekiwaniom i mówi ?

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


20. Data: 2006-03-25 22:17:51

Temat: Re: Romans - może dać nową siłę, czy zawsze osłabia związek ?
Od: "Redart" <r...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "vonBraun" <interfere@O~wywal~2.pl> napisał w wiadomości
news:e01jkn$2sjc$1@news2.ipartners.pl...

Poruszyłeś kilka bardzo ciekawych kwestii nadających się na dłuższe
dyskusje. Postaram się skupić na kilku aspektach.

> Niejako na uboczu głównego tematu majaczy mi się nowe rozumienie
> "romansu jako argument", czy "romansu jako element przetargu", czy też
> "romansu jako komunikat" wreszcie "romansu dla wzmocnienia pozycji"
> wobec partnera który naszym zdaniem nie słucha lub nie rozumie naszego
> języka.
>
> Rozwijając, chodzi mi o to, że że romans /czy groźba romansu/ poza
> typowymi "przyjemnościowymi" aspektami, może pełnić rolę
> instrumentalną jako narzędzie uzyskiwania od partnera tego, czego nie
> ma ochoty zaoferować. To czego nie można przewidzieć: to do czego
> wykorzysta romans partner i jak na niego zareaguje /to znaczy także :
> jaki komunikat w nim zechce "usłyszeć"/. Próba przewidywania na kilka
> ruchów do przodu jest tu jednak mało efektywna, bo dotyczy dwu osób,
> których motywacje, status, podjęte działania najtrudniej obiektywnie
> ocenić: czyli siebie i osoby z którą jesteśmy związani emocjonalnie.
> Zatem - jak w większości sytuacji ostatecznych -nie będzie tak jak
> byśmy chcieli, lecz "będzie co ma być".

Po pierwsze obniżę nieco "siłę rażenia" jaką niesie ze sobą określenie
"romans" i posłużę się w jego miejsce słowem "zdrada" wyraźnie zaznaczając,
że z wielu punktów widzenia "zdrada" to "dzielnie intymności z osobą trzecią
bez woli/zgody partnera". A więc powiedzmy, że nie mówimy tu o kontaktach
seksualnych, ale o zaangażowaniu emocjonalnym, a w kwestii seksu pozostaniu
co najwyżej na etapie rozbujanych fantazji ;) Może przy takim
przedefiniowaniu
dyskusji więcej osób w tym wątku spróbuje podjąć pewną refleksję dotyczącą
relacji międzyludzkich a nie "czystości aktów seksualnych".

A teraz odnosząc się już bardziej do Twoich słów. W związku z tym, że
inne wypowiedzi w wątku (także na grupie news:pl.soc.seks.moderowana)
dość jednoznacznie sugerują, że sytuacja "zdrady" nie może dawać siły,
uwypuklę dwa "rozumienia romansu", jakie podałeś:
"romans jako komunikat"
"romans dla wzmocnienia pozycji"
Wydaje mi się, że te dwa typy bardzo dobrze wpasowują się w sytuację
związku, w którym istnieje duża nierównowaga między partnerami i trwała
blokada komunikacyjna. Nierównowaga w sensie takim, że parnerzy silnie
okupują własne, mocno rozdzielone sfery życia, na podstawie których
tworzą już mocno wykrzywione obrazy samych siebie i swojej relacji z
drugą stroną. Jest to sytuacja impasu, w którym postawa obrony tego co
jest zdecydowanie dominuje nad postawą wymiany (w sposób smutny sprawdza się
tu przysłowie "lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu" i umiera sfera
marzeń/fantazji). Czyli np. nie istnieje prawidłowa wymiana komunikatów
na temat potrzeb. Więcej: wzajemne potrzeby stają się tabu i partnerzy
wobec wcześniejszych niepowodzeń stopniowo wypierają ze świadomości
temat potrzeb jako czegoś zapalnego i sprzecznego, tracąc kontakt zarówno
z druga stroną, ale co ważne: także z samym sobą. To drugie bym podkreślił,
ponieważ to jest właśnie miejsce, w które z ogromnym impetem wpina się
czynnik zewnętrzny - czyli np. osoba trzecia.

A więc możemy pominąć na razie w ogóle podany przez Ciebie temat
"przewidywania na kilka ruchów do przodu". Ważniejsze bowiem jest tu to,
że czynniki zewnętrzne powodują, iż jedna ze stron niejako budzi się
z letargu i w pierwszej kolejności zaczyna znów myśleć o sobie w sposób
pełniejszy, przypomina sobie o swoich potrzebach, nabiera dystansu
do skostniałej sytuacji, dostrzega przestrzeń i możliwosci ruchu.
To jest właśnie ta siła, o której mówię.
Naturalnym odruchem jest niemal natychmiastowe związanie źródła
tej siły z osobą trzecią i stąd właśnie ogromna potrzeba ucieczki
i samoistny pęd do angażowania się "na zewnątrz" dotychczasowego związku.
Jeśli jednak jesteśmy świadomi tej pułapki (czyli jeśli w stanie
zadurzenia pozostają przy nas choćby skrawki trzeźwego myślenia i pamięć
wcześniejszych, podobnych, młodzieńczych doświadczeń :) to powstaje
właśnie pytanie, które zadałem w wątku: jak tę siłę sprzedać partnerowi.
Obawiam się jednak, że mało kto w ogóle tutaj na tej grupie
( i chyba w ogóle ;) rozważa ten temat w podobnych kategoriach ;).

Na pytanie "jak" odpowiedzieć uniwersalnie się nie da, natomiast
rzeczywiście, to nie jest coś, co da się ułożyć w "plan", "żelazną
strategię". Natomiast można jasno powiedzieć: nasza postawa
musi być pełna szacunku. Trzeba sobie wyraźnie zdawać sprawę z tego,
że w pewnych sferach mamy przewagę, podlegamy ogromnym pokusom itp.
Że partner będzie zaskoczony sytuacją jeszcze bardziej, niż my
(romansów się nie planuje).
Osobiście uważam, że w takiej sytuacji nie ma najlepszego konia, na którego
można postawić. Ani szczerość, ani otwartość, ani milczenie. Jedynie trudna
do poskładania, osobista i pełna pomyłek mieszanka tych postaw. Natomiast
nie widzę tu miejsca na "fałszowanie". Jeśli chcemy, by partner uzyskał
mniej wiecej to samo co my - czyli dystans do sytuacji i zaczął myśleć
o swoich własnych potrzebach - musi mieć możliwie samodzielnie wypracowany
obraz sytuacji i pewność, że nie uprawiamy manipulacji - co najwyżej nie
jesteśmy gotowi o pewnych rzeczach mówić, lub co bardzo częste w takich
trudnych emocjonalnie sytuacjach - sami nie wiemy, jakie są nasze odczucia,
jakie mamy plany, oczekiwania, oceny. Ale musimy, wbrew organicznej wręcz
pokusie ucieczki, udzielić partnerowi pewnego podstawowego wsparcia - okazać
mu szacunek i zaangażowanie. Jest to o tyle trudne, że "czynnik zewnętrzny"
nie jest obrazkiem, ale także osobą z krwi i kości, która przeżywa stan
"zaangażowania".

> Realizacją może być nowy typ romansu: "romans który wzmocni małżeństwo"
> - który rozwiązuje nasze problemy ze współmałżonkiem i symbolicznie
> godzi zwaśnionych rodziców. Zastrzegam, się, że może trafiam
> kulą w płot i to co piszę można rozumieć tylko jako ilustrację
> możliwej "głębokości uwarunkowań" postawionego problemu a nie
> poprawną interpretację.

To bardzo ciekawy aspekt i na pewno nie jest to "kula w płot" ;)))
Natomiast powtórzyłbym tu to, co powiedziałem wyżej: "romansu się nie
planuje". Nawet głęboka świadomość pewnych uwarunkowań nie jest
gwarancją, że nie wejdziemy w koleiny. Czasami wręcz warto się
spytać: czy energia poświecona na to, by omijać przygotowane koleiny
nie dałaby się lepiej spożytkować na to, co spotkamy na skrzyżowaniu
z innymi koleinami ;). Zbytnie skupianie się na walce ze swoimi
uwarunkowaniami to znów jakaś forma egoizmu, która nie pozwala nam przeżywać
rzeczywistości w sposób pozytywny taką jaką ona jest i np. może utrudniać
akceptację faktu, że inni także brną w koleinach i są wobec tego raczej
dość bezradni. Czasem dużo lepiej sprawdzają się tu mądrości ludu w stylu
"Bóg tak widać chciał" i pozostaje tylko odrobina przytomności by
wykonywać na bieżąco drobne korekty. Walkę z Bogiem zostawiamy politykom
z lewicy ;).

> Niezależnie od tego: Wybór jest pomiędzy "byciem sobą" /cokolwiek
> miałoby to oznaczać/ a "zaprzeczaniem sobie" /cokolwiek miałoby to
> oznaczać/. Podkreślam to "cokolwiek", aby nie odbierać w sposób
> uproszczony pierwszego jako "dobre" a drugiego jako "złe", dodając,
> że chodzi mi indywidualne i bardzo subiektywne doznanie możliwej
> granicy kompromisu, poza którą są już tylko rozwiązania z "grubej
> rury". Tu zresztą przebiega granica wiedzy i odpowiedzialności innych,
> choć jak zauważam wiele osób chętnie ją przekracza :-)

Otóż to ... ;)
Ja też troszkę bardziej stawiam na "bycie sobą" (a i tak jest to akrobatyka
do potęgi), ale żadnych radykalizmów tu nie proponuję ...

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 . [ 2 ] . 3 . 4


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

czy to jest zdrowe zeby zaprosic dwoch "partnerow"?
Kłopoty z nauką - wspomaganie???
prośba do Poznaniaków
[koszmarnie dlugie] Nie lubimy się, ale ciebie chcę
Jaka jest skutecznosc terapii psychologicznej?

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Dlaczego faggoci są źli.
samotworzenie umysłu
Re: Zachód sparaliżowany
Irracjonalność
Jak z tym ubogacaniem?

zobacz wszyskie »