Data: 2004-07-19 16:09:32
Temat: Re: Rozgwiazda społeczna
Od: "... z Gormenghast" <a...@p...not.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Przemysław w news:cdgecl$1g4f$1@mamut1.aster.pl...
/.../
> > Moim zdaniem /.../,
> > wiatr wieje zarówno w nas samych, jak i między nami. I każde takie
> > wianie skutkuje zmianą w każdym miejscu - na zewnątrz i wewnątrz nas.
> Nie mogę się z tym zgodzić w odniesieniu do niefizycznej warstwy człowieka.
> Fizycznie - wystawienie się na słońce powoduje opaleniznę - mamy zmianę.
> Ale w odniesieniu do psychiki taki mechanizm nie działa. Zasłyszane słowa,
> zaobserwowane sytuacje, czy też sytuacja w jakiej się znajdujemy - te rzeczy
> nie mają wpływu bezpośredniego na nas. Dopiero interpretacja świadoma lub
> nieświadoma może powodować nasze przemiany.
A co to jest wg Ciebie nieświadoma interpretacja? ;)))
> Koronnym dowodem broniącym mojej
> jednej trzeciej :) jest róznorodność zmian jakie zachodzą u różnych ludzi
> pod wpływem tych samych czynników. Dajmy na to, mamy rodziców którzy tresują
> swoje dziecko. Z takiej tresury może wyrosnąć pedancik, ktoś niepewny
> siebie, buntownik albo jeszcze ktoś inny. Nie da się moim zdaniem
> doprowadzić człowieka ze stanu A do B z zewnątrz, poprzez jakąś stymulację -
> z jednego powodu - nie da się narzucić stanu B jako istniejącego i
> funkcjonującego w danym człowieku.
Cieszę się, ża nadal mamy punkty sporne, szańce i okopy :)). W ten sposób można
dojść z jednej trzeciej do szesciu szóstych zapewne...;)) I oby.
A więc Twój koronny dowód, jest moim zdaniem okdr (o kant.... ).
A to dlatego, że upatrując w "tresurze" jaką rodzice aplikują dziecku (w tym
przykładzie)
katastrofalnie ograniczasz liczbę bodźców, jakie to dziecko wchłania ze świata
zewnętrznego. I to tak samo swiadomie jak i nieswiadomie - sądzę, że nawet
więcej nieswiadomie niż swiadomie. I jest to w naszej nomenklaturze, tenże własnie
wiatr - tyle że zewnętrzny.
Powtórzę cytat:
> Nie da się moim zdaniem
> doprowadzić człowieka ze stanu A do B z zewnątrz, poprzez jakąś stymulację -
> z jednego powodu - nie da się narzucić stanu B jako istniejącego i
> funkcjonującego w danym człowieku.
Moim zdaniem ignorujesz zdolności przystosowawcze człowieka, którymi
jego organizm, często własnie nie angazując świadomości, po prostu
przystosowuje się do tego, co zastaje w swoim zewnętrznym środowisku.
Nawiązując do znanej Ci istoty "dobrej zony". Czy sądzisz, że ona staje się
dobra dlatego, że dobroć ta jest w nią wpisana od urodzenia? A może jednak
stało sie tak na skutek faktu, że bunt przeciw tej dobroci, kosztowałby jej
organizm zbyt wiele, w związku z tym nawet nie próbowała (nie próbował
jej mózg) sobie uświadamiać ogromu tej pracy, tylko po prostu się wziął
i przywyczaił.
Bo tak mu zawiał zewnętrzny wiatr.
Nawiasem mówiąc - buntownicy nie maja łatwego zycia... ;)
> Jeśli wydaje nam się że własnie to uczyniliśmy -
> to moim zdaniem, stan B był już w tym kimś i uległ
> "uwolnieniu" - ba, pójdę dalej i podkreślę słowo _był_ a odłożę na bok słowo
> _podatność_. Tu jednak muszę sam przyczepić się do mojej jednej trzeciej.
> Skoro był stan A i jakiś bodziec doprowadził go do stanu B lub stanu C, D
> ... to chyba bodziec ten możnaby było określić wiaterkiem ?
No, no.... ;)))
> Nie tak szybko :)
> Zmiana stanu A na inny wynika z wewnętrznej potrzeby zmiany tego stanu na
> inny - jeśli nie ma takiej potrzeby, to choćby nie wiem jak tłukł bodźcami
> stymulującymi nic się nie zmieni.
Tłuczenia to bym nie polecał nikomu. Każde tłuczenie może powodować
rogowacenie naskórka, a więc ... nosorożcowatość ;). [z czymś mi się to
qrka kojarzy, ale jakoś nie pamiętam...;))]
Ale... czy takie na przykład czytanie "Małego Księcia" w szczenięcych latach,
może Twoim zdaniem, czy nie może ukształtować - wpłynąć dyskretnie, na
wrażliwość człowieka?
A przecież książeczkę zwykle podsuwa dziecku dorosły - z wiatrem...
> Czy byłbyś w stanie tak zachachmencić,
> żebym zaczął pałać chęcią zgłębienia tajników chemii, która to nigdy a
> nigdy mnie nie interesowała ?
Absolutnie sięnie podejmuję nawet ;)). Ale to dlatego, że sam miałem i mam
podobnie. Ale...
> Ale. Od małego nie lubiłem chodzić na ryby. A
> teraz latam jak kot z pęcherzem w każdej wolnej chwili. Jak nie lubiałem,
> żadne gadanie, przykład, pokazywanie trofeów - nie było mnie w stanie
> skłonić do zainteresowania tematem :) To jak ? Napewno ten wiaterek wieje na
> zewnątrz ? Jakoś go nie widzę ... lub tak jak Marek napisał - nie czuję :)
A skąd dowiedziałeś się, że istnieje cos takiego jak "chodzenie na ryby"?
;)).
> > Pytanie więc natury społecznej. Drab po zbóju tłucze właśnie /.../
> Jakoś ten fragment jest dla mnie niezrozumiały - może poeta nieco rozjaśni
> co ma na myśli ?
Dobra.. Dajmy spokój kobiecinie ;))
> Na post po zbóju zaprosił
> P.D.
All
--
"Moją naturą nie jest ściganie beznadziejnych szympansów. Konczę walki.
Wracam do książki. Zrzucam skorupę i zbroję... Wracam do siebie."
/fot by Tycztom/
|