Strona główna Grupy pl.sci.psychologia "S1"

Grupy

Szukaj w grupach

 

"S1"

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 24


« poprzedni wątek następny wątek »

11. Data: 2004-06-26 08:38:07

Temat: Re:
Od: GABi <g...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik Przemysław Dębski napisał:

> W co gracie i kto wygrywa ? :-)

Wrazdwatrzybabajagapatrzy !

Oczywiście, że ja :)

--
GABi

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


12. Data: 2004-06-27 14:13:03

Temat: "S4"
Od: "tycztom" <t...@i...pw.edu.pl> szukaj wiadomości tego autora

->J.E. tycztom<- 2...@u...de naszkrobal/a:

Bańki, same bańki - wiele baniek. Bańki mydlane. W każdej 'molekuła',
fragment, członek, skrawek. Gdyby zebrać do kupy, powstałby śmiertelnik.
Gdyby się w niego wpatrzeć, powstałby obraz, a może portret
wielowymiarowej ucieczki od rzeczywitości. I gdyby nie ten 3-ój
wymiarowy wiatr... być może udałoby się coś poskładać. W jednej bańce
czyjaś głowa... umartwiona i chyba zgorzkniała, przeorana łańcuchem
ruskiego roweru 'ukraina'. To najbardziej ohydna głowa jaką widziałem.
Najbardziej ohydna jaką znam - to chyba moja głowa. Teraz w każdej bańce
jest moja głowa. Pod spodem pionowo ustawione igły - ostrzami skierowane
ku górze. Tysiące baniek spada i rozbija się o te igły. Zupełnie tak,
jakby potężny basen wypompować i wypełnić ostrymi bagnetami. Bagnety
żyją. Każdy chce dźgnąć. To jakieś cholernie silne pragnienie dźgnięcia.
Bagnety się przekrzykują, wydzierają - jak na jarmarku broni. Dziubią,
nadziewają. Potężny basen wypełnia krwawa zupa. Pieni się. Teraz czuję,
że oglądam śiwat z wnętrza jednej bańki. Jestem jedną z baniek. Unoszę
się nad krawym polem igieł. Opadam. Spadam w dół... proste w jeden z
bagnetów. Strach paraliżuje głowianą bańkę. Przez moment pomyślałem o
dudniącym sercu... ale to nie to - przecież to sama głowa, brak serca.
Przez moment pomyślałem o oddechu - zapartym w piersi. To nie to, nie
mam płuc, nie mam piersi. Sama głowa. Mózg. Nie ma odwrotu. Jedno co
mogę, to przymknąć powieki.

Wiatr poczułem. Czyjś oddech, dmuchnięcie. Moja bańka uniosła się i
osiadła na biało błękitnej łące niezapominajek. Coś jakby pękło, ale to
nie bańka. To głowa. Od spodu. Prosto z głowy wyrósł czerwony organ i
trochę żylastej pajęczyny. Czerwony organ zaczął bić. Czyjś wzrok
wpatrzony we mnie.

Jej oddech i niezapominajki.

godz. 4.46

oTTo

--
Trzeba nas było wychować, a nie za ojczyznę walczyć.
[Pogoda na jutro]

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


13. Data: 2004-07-15 21:59:41

Temat: "S7" - na jawie
Od: "tycztom" <t...@i...pw.edu.pl> szukaj wiadomości tego autora

->J.E. tycztom<- 2...@u...de naszkrobal/a:

Jedno i jedyne pytanie, które przychodzi mi do głowy (tym razem "na
jawie") brzmi: jak żyć? Zastanawialiście się kiedyś nad telewizyjnym
zjawiskiem 'box' coś tam, albo coś tam 'box' - nie pamiętam dokładnej
nazwy. Przestarzały już (chyba) wynalazek, który eliminował z kadru
określony kolor. Podobnie jak w fotografii. Być może wcale nie zwało się
toto coś tam 'box', ale to nie istotne. Chodzi o pewien sposób
rozumowania. Wyobraźmy sobie, że ludzki wzrok działa w dokładnie taki
sposób:

Cyt.
----
"Wróćmy raz jeszcze do Leonarda da Vinci. Nasz aparat - wszystko jedno
czy to tani "box", czy Praktica - to przecież tylko Leonardowska camera
obscura. (Często mówi się nawet zamiast aparat" - "kamera").

Camera obscura znaczy po prostu "ciemny pokój". Jeśli ktoś ma rolety
zaciemniające, może w ciągu minuty zamienić swój pokój w camerę obscurę.
Jeśli wybierzemy do tego słoneczne popołudnie, a za oknem będziemy mieli
krajobraz z drzewem, to po zapuszczeniu rolety i zrobieniu w niej
dziurki promienie wpadające przez dziurkę dotrą do przeciwległej ściany
i wyrysują na niej... odwrócone do góry nogami, wierne odbicie
krajobrazu z drzewem."
--- koniec cytatu (zachęcam do obejrzenia obrazków:
http://republika.pl/goforit/zdje-dv.htm - natknąłem się zupełnie
przypadkowo).

A więc..., jeżeli ludzki wzrok działa jak "camera obscura" i dodatkowo
zastosujemy "red-box" (człek, choćby nie wiem co, nie zobaczy
czerwonego) a jeszcze dodatkowo założymy, że człek porusza się w
czerwonej mgiełce... to już mamy 'ubaw' nie z tej Ziemii. Coś takiego po
prostu 'nie istnieje', bo ani to pomacał ani zobaczył. Właśnie tak.
Pomijając już płaszczki/płaszczaki, struny i inne teorie, aparat wzroku
sam z siebie sieje niezły zamęt, ograniczając się do "camery" - drobnej
dziurki, wpuszczającej światło. Dziurka ta, jak fotograficzna przysłona,
wykonuje pewne ruchy (zwiększając lub pomniejszając dziurko-otwór). Co
do czasu naświetlania i czułości błony, to na razie zostawiam. Zmierzam
w kierunku zbyt dużej wagi, przykładanej do uwidocznionych priorytetów.
Z mniejszą 'dozą nieśmiałości' podchodzimy do żółtego tulipana, niż do
prądu - wszak to pierwsze widać (ale tylko pod warunkiem, że 'red-boxa'
nie zamienimy na 'yellow-boxa'). Cóż, gdyby nie zawężony balon - zwany
wszechświatem... mogło by być inaczej.

Każdy człowiek wydaje się być pewną 'trajektorią'. Mknie z wcześniej
wyznaczoną prędkością i masą - załóżmy, że średnio 300 000 ton. Czym
jest Tetmajerowa mrówka, próbująca zepchnąć bryłę z wyznaczonej
trajektorii? (np. rodzice). Zbyt często czułem się taką mrówą (mrówem).
Niby nic. Problem w tym, że to nie ma najmniejszego sensu. Otóż
zepchnięta bryła wraca do położenia początkowego i zaczyna swoją podróż
od nowa. W gruncie rzeczy marność i strata czasu (chociażby z 'głupiego'
powodu czasu - czas jest tylko wymiarem, po którym można się poruszać
niczym płaszczak z punktu A do punktu B i z powrotem).

To zupełnie tak, jakby grupa specjalistów opracowywała przez 50 lat
super_lek. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie przypadkowe
zinteligentnienie organizmu. Organizm widząc ślady leku, zacząłby (żyjąc
własną świadomością) produkować przeciwciała, 'wygodne' dla niego
samego - nie dla lekarskich założeń. Efekt byłby taki, że partykularna
świadomość nerek (załóżmy, że tu osiadłaby się cała 'polityczna
lukrecja - a każdy organ, to jak kolejna galaktyka) doprowadziłaby do
rozkładu płuc i jelit. Organizm runąłby a naukowcy ... niestety od nowa.
W takim układzie należałoby zadać sobie pytanie: po co komu ta
"świadomość"? Być może podobnie jest z człowiekiem, który zesłany na
konkretną trajektorię prawie nigdy nie może dotrzeć wy_tyczoną mu trasą
do wy_tyczonego celu. 'Darwin' chciał ewolucji...

...ale znalazłem rozwiązanie. Okazało się, że lekarstwem na wszystko są
liście. Jesienne liście spadające z drzew. Cały park usłany tym
czerwonawym cudeńkiem. A potem farby i karton. A potem nic już nie
przypomina pejzażu sprzed minuty. Wewnętrzny świat żyje. Tętno
wyczuwalne. Bije własnym rytmem. Jedno co ma sens, to podnieść taki
liść. Wpatrzyć się. Musnąć kciukiem. Położyć na ławce. Zamyślić się.
Wyczekać latarnię. Podnieśc kolejny... i kolejny. Ułożyć na ławce.
Gęsiego - jeden przy drugim. Później kosmyk włosów i muszelki z
wewnętrznej kieszeni. I kamyk błękitny jak niezapominajki. Tkwi ciągle w
plecaku. I miłość podgrzewana błyskiem oczu. Wszystko to ułożyć na
ławce. I czekać z policzkiem wciśniętym w oparcie. Czekać na tę ostatnią
godzinę.

tt

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


14. Data: 2004-07-15 22:19:48

Temat: Re: "S7" - na jawie
Od: "Scream For Me" <s...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

> Jedno i jedyne pytanie, które przychodzi mi do głowy (tym razem "na
> jawie") brzmi: jak żyć? Zastanawialiście się kiedyś nad telewizyjnym
> zjawiskiem 'box' coś tam, albo coś tam 'box' - nie pamiętam dokładnej
> nazwy. Przestarzały już (chyba) wynalazek, który eliminował z kadru
> określony kolor. Podobnie jak w fotografii. Być może wcale nie zwało się
> toto coś tam 'box', ale to nie istotne. Chodzi o pewien sposób
> rozumowania. Wyobraźmy sobie, że ludzki wzrok działa w dokładnie taki
> sposób:

Nie znam sie na psychologii, wiec w swojej odpowiedzi nie umieszcze nic co
mialaby jakas duza wartosc dla zainteresowanych ta dziedzina :) Ale z
ciekawosci zasubskrybowalem grupe, i przeczytawszy post pragne sprostowac,
ze chodzi o Blue Box :) .


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


15. Data: 2004-07-21 11:34:08

Temat: Re: S9 - na jawie
Od: tycztom <t...@v...iem.pw.edu.pl> szukaj wiadomości tego autora

On Thu, 15 Jul 2004 23:59:41 +0200, tycztom <t...@i...pw.edu.pl> wrote:

Czytanie o 'kolcach akacji', o różnych i nieskończonych konfiguracjach
układu "nadajnik-odbiornik", o próbach analizy i szczerej chęci
wynalezienia sposobu na bezawaryjną komunikację ze wszystkimi itd. itd.,
coś mi uświadomiło. Otóż jednostki ponadprzeciętne (w jakiejś
dziedzinie) wyładowują potężną energią w trud jaki trzeba włożyć we
własny przekaz, a raczej w to, żeby w ogóle ktoś to zrozumiał. Myślę, że
tu nie chodzi nawet tylko o to zrozumienie ale o pewien strach przed
osamotnieniem w dalszych wędrówkach. Strach w obawie przed nieskończoną
liczbą kombinacji "nadajnik-odbiornik" i innych składowych, których nie
jesteśmy w stanie nawet sobie wyobrazić. Ktoś zastanawia się nad swym
sposobem istnienia w grupie ludzi. Zauważa, że tym sposobem bycia rani
jednych, jednocześnie wzbudzając zachwyt u drugich. Stawiając się w
położeniu tych zachwyconych..., wszystko jest OK, do momentu, w którym
oni sami nie zaczną myśleć z siłą potencjału (co najmniej) tego
"ktosia". Otóż stawiam na to, że rozwój wywoła u nich tok rozumowania
"nie czyń drugiemu..." albo parafrazując: jeżeli w pewnym gronie jedni
rozwijają się psychicznym kosztem drugich, to znaczy, że coś tu nie gra
i należałoby to coś zmienić. Tym sposobem cofamy się do poszukiwań
neutralnego i perfekcyjnego sposobu na komunikację z jednostką lub grupą
ludzi.

Jest to sprawa nadzwyczaj trudna i raczej nie do pogodzenia. Otóż
należałoby wybrać takie rozwiązanie, które wszystkim uczestnikom na raz,
zapewni trwanie na szczycie paraboli rozwoju (przypomnę: parabola
ramionami skierowana do dołu, z jednej strony pochwały, z drugiej
nagany - wierzchołek to zmaterializowanie rozwoju). Zawsze będzie ktoś,
kto wychwyci najszybciej, zawsze będzie ktoś pokrzywdzony, ktoś
obojętny, ktoś przypadkowy, ktoś dementujący lub nawet atakujący.
Okazuje się, że różnorodność środowisk ('kolczastego ktosia', odbiorców,
adwersarzy itd.) jest czymś nie do przeskoczenia - przynajmniej nie w
sferze 'oczywistości' i konserwatywnej wiary jedynie w dobra namacalne.
Sukces jako taki nie istnieje, ponieważ jego zaistnienie oznaczałoby
cudowne (niewiarygodne) sprzężenie wielu odmiennych środowisk w jednym
czasie. Np. autor wypowiedzi kierowanej w Internetowy kosmos, przewiduje
i rezonuje w określonym celu. Potrafi przewidzieć nieskończoną liczbę
istnień i zachowań z tym związanych - a w szczególności wie co chciałby
osiągnąć i w obrębie jednej wypowiedzi definiuje nieskończoną liczbę
sygnałów w ten sposób, że każdy odbierze tylko sygnał kierowany właśnie
do niego. Odbiorca (również adwersarz) odbiera selektywnie sygnały
kierowane do siebie, wedle zamysłu autora. Wraz z rozwojem sytuacji,
autor potrafi przewidzieć wszystkie dynamiczne jednostki, przybywające z
różnych zakątków i otchłani, włączające się do dyskusji. Tak, aby
zadowolić każdego. Mówiąc krótko: autor musi działać w sferze
świadomości i nieświadomości (cokolwiek by to nie znaczyło) odbiorców -
przewidując np. ruch odbiorcy "A" na podstawie jego trudnego dzieciństwa
czy luki emocjonalnej w jakiejś dziedzinie. Odbiorca, natomiast,
powinien założyć pozytywne i szczere chęci nadawcy, oraz w sposób
'niewytłumaczalny' i wręcz nadprzyrodzony, poprawnie odczytać intencje
autora. (czynników jest jeszcze z milion - intuicyjnie to wiem, ale w
tej chwili nie potrafię sprecyzować).

W każdym razie zmierzam do czegoś innego. Jeżeli to jest aż tak
skomplikowane, tzn., że nie może być rozwiązaniem problemu. Rozwiązanie
musi być wiele prostsze a wręcz banalne - mało kto wie, że elektrownia
jądrowa, to nic innego, jak tylko nowe źródło podgrzewania
(przegrzewania) pary. Przegrzana (chodzi o wilgotność tej pary - zbyt
wilgotna będzie np. powodować korozję łopatek itd. - nie pamiętam) para,
wylatując z ogromnym ciśnieniem napędza turbinę i mamy prąd. Po co
komplikować?

Dosyć wykładu Dla mnie, dzisiejszym rozwiązaniem jest myślenie
pozytywne. Okazuje się, że czasem nasze myśli, to niepotrzebne szukanie
negatywów, podczas gdy "pozytywki" czekają aż ktoś podejdzie i je
otworzy. Jest jednak pewien problem. Otóż myślenie pozytywne byłoby dome
ną świata idealnego, gdzie ta idealność znaczy dla każdego coś
odpowiedniego. W obecnym wymiarze potrzebujemy kogoś, kto będzie tę
'pozytywkę' (czy nawet samą chęć) odbijał - np. wzrokiem (rezonans,
który się utworzy, pozwoli na to, że ta 'pozytywka' stanie się realna, -
tzn. przeżyje dłużej niż 1-ną sekundę). Idąc tym tropem...gdybyśmy sobie
pomogli w tych 'pozytywkach'... te zaczęłyby żyć. Po 29 latach swojego
życia dochodzę do wniosku, że nie każdemu dane jest
zapoczątkować/wywołać w kimś 'pozytywkę'. Często jest tak, że ktoś co
prawda nie potrafi wykrzesać tego płomyka w oczach ale - jak się później
okazuje - świetnie go odbija. Jest wiele osób czekających, co nie znaczy
pozbawionych pewnych, pozytywnych cech. To, że ktoś jest na pozór
przygnębiony i nieco chłodny w relacjach wcale nie oznacza, że pod
wpływem ciepła, miłości jego życie nie zacznie tętnić czymś
nietuzinkowym. A może z czasem ten ktoś, efektem domina - przekonany o
swych cennych umiejętnościach - zrobi to samo dla kogoś innego.

Tymczasem nie uśmiechamy się. Strach przed agresją zastąpił
niezobowiązujące, lecz tak bardzo cenne uśmiechy - np. w komunikacji
miejskiej. Okazuje się jednak, że chwilowe zapomnienie, poczucie
bezpieczeństwa, szczerości czyni cuda. Wczoraj przejeżdżałem samochodem
w ciasnej uliczce. Ktoś z naprzeciwka - widząc, że razem nie
przejedziemy - cofnął auto. Byłem bardzo mile zaskoczony. Zatrzymałem
się równolegle do tego auta. Okazało się, że to kobieta. Uśmiechnąłem
się. W odpowiedzi nic... jakby żelazna twarz. Odsunąłem szybę,
zaskoczona kobieta to samo i w momencie gdy chciałem coś powiedzieć
(podziękować) odwzajemniła uśmiech. Piękny uśmiech. Niby nic. Mogłaby
też się wkurzyć, że zamiast jechać blokuję jej drogę i czekam na
'orkiestrę'. Problem jednak polega na tym, że to ja sam mogłem tak
pomyśleć, nie dając jej szansy na odwzajemnienie uśmiechu. Mogłem z góry
założyć, że tak się stanie i oczywiście mogło się tak stać... ale wtedy
nawet bym nie spróbował. A co w przypadku, kiedy - tak naprawdę - tylko
jedna na sto osób zareagowałaby negatywnie. Tak samo z facetami. Kiedyś
mrygałem awaryjnymi - teraz macham ręką. Pamiętam, że kiedyś - jadąc na
trasce - pomachałem w ten sposób kilku autkom (akurat facetom).
'Dziwnym' sposobem trzymaliśmy się razem przez następne 300 km, nie
upatrując złośliwości w gwałtownym zwalnianiu - a raczej radaru policji
Coś jakby niepisany 'pakt' o wzajemnym zaufaniu.

Tyle.

(...)

A moja jesienna ławka kwitnie wiosną. Kamyk ma się dobrze. Rozpostarłem
białe płótno, zgasiłem latarnię i chowam wszystko do wewnętrznej
kieszeni szarej, polarowej kurtki. Przez moment czuję odcisk oparcia w
policzku... ale to już nie długo. Przez szczeliny żywopłotu rozmawiam
sam ze sobą - w myślach. Ona tam jest, nie dostrzega mnie - lecz ja nie
przerywam. Widzę, jak przykryta włosami, kruszy biały chleb i karmi nim
łabędzie. Kochają ją... a gdy chcę już odejść.. wyczuwam dłoń na twarzy,
okruch na ustach..., okruchy w dłoni... Łabędzie jedzą mi z ręki. Usta
są zajęte.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


16. Data: 2004-07-22 19:41:53

Temat: S10 - 5ty wymiar
Od: "tycztom" <t...@i...pw.edu.pl> szukaj wiadomości tego autora

->J.E. tycztom<- 2...@u...de naszkrobal/a:

Nigdy nie depcz niezapominajek! Niezapominajek nie można deptać!
Zdeptana niezapominajka... potrafi wzbudzić żal, skruchę, poczucie winy.
Zdeptana niezapominajka potrafi wzbudzić szczerą chęć poprawy -
refleksję. Tyle..., że za późno. Spontanicznie płynąca rosa, jeszcze
długo po zdeptaniu, odbija piętno wydarzenia. W tej rosie zapisany jest
pierwotny, subtelny wygląd niezapominajek. Niezapominajki wywołują
niezapominanie... W pierwszym momencie łudzisz się, że zniszczony kwiat
tylko czekał na Twoją słabość, konsternację.

W miarę upływu czasu - zakładając, że się rozwijasz - okazuje się, że to
nie tak. To nie kwiat. To ty sam. To ty i twoja kiełkująca rozwaga oraz
dalekowzroczność. Dostrzegasz więcej. Korzeniami wydarzenia staje się
empatia. Gdy ta zaczyna kwitnąć pąkiem symetrycznym, zaczynasz
dostrzegać zdeptanych. Najpierw w lustrze. Tak. To nie błękit. Błękit
tkwił..., wdeptany w trawę, wdeptany w zanikający 'odlew' pięty -
zanikającą formę. Błękit zlał się z 'odlewem'. Czasu nie da się cofnąć.
Okrutny to widok.

Podchodzisz z konewką, uzupełniasz 'odlew' pięty. Nie ma nadziei. Jest
ból aksamitny, łagodny... pastelowy. Nie tracisz wiary. Podlewasz. Nic z
tego... i gdy całkiem się poddałeś..., coś drgnęło. To niezapominajka -
najdroższa bo zdeptana, najukochańsza, bo podlewana i niezapomniana,
odchorowana. To ona. Ubrana w czerń wykrojonej gleby. To ona. Dyskretnie
się unosi, patrzy z niedowierzaniem.

To nie łatwe. Musisz jej uzmysłowić... a tymczasem błękitna krew na
twoich piętach. Musisz ją przekonać, przywrócić do żywych. Woda życia,
to nie wszystko. Tu szczera chęć odnowy jest potrzebna i ty o tym wiesz.
Kwiat niedowierza. Słucha, lecz niedowierza. Przed oczami ma ten
drakoński 'koniec'. Nie dowierza. Starasz się. Budujesz. Szalka się
przechyla. Teraz błękit rani Ciebie. Odpycha. Tracisz wszelkie nadzieje.
Waga jest niestabilna. Odchodzisz, lecz wracasz. Masz ze sobą konewkę.
Podlewasz. Wierzysz. To trudne. W konewce woda życia, a ty splamiony
błękitną krwią. Ona wzrasta. Rośnie w siłę. Już trochę się przekonała.
Nie do końca - ale trochę. Nie możecie tego przerwać. Obojgu już
zależy - w różnych proporcjach i z różnych powodów. Ty odkrywasz w sobie
błękit. Ona odkrywa w Tobie błękit. Błękit błękitem utęskniony.

Chwila, której nigdy nie zapomnicie. Ona - taktowna i soczysta.
Powróciła do dawnej postaci, lecz w pełni swoich sił upatruje podstępu.
Spodziewa się tego samego. Ty, przepełniony radością, niezmienny w swym
postanowieniu. Siadasz na kocu i podziwiasz. Ona krok do przodu. Oddała
'siebie' - i czeka na zdeptanie. Nie wierzy, do końca nie wierzy. Ty,
przepełniony radością, niezmienny w swym postanowieniu. Siadasz... i
podziwiasz. Siadasz... łąka, brzeg.

Jest ranek. Jest rosa. Jest tak, jak być powinno.
Serca biją błękitem.

TT

--
*cała prawda o tycztomku*

"Tomek lubi gmerać paluchami w jeszcze gorącej lawie w poszukiwaniu klejnotów, (nie
dając im czasu na dojrzewanie), a jego styl często przyprawia mnie o palpitacje ;)"

[EvaTM]

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


17. Data: 2004-07-22 20:40:28

Temat: Re: S10 - 5ty wymiar
Od: "Redart" <r...@w...op.to.pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "tycztom" <t...@i...pw.edu.pl> napisał w wiadomości
news:2majjvFl4k8rU1@uni-berlin.de...
> ->J.E. tycztom<- 2...@u...de naszkrobal/a:

Tycztom - to jest ciężkie.
Brakuje temu rytmu.
Nie powoduje drgań rezonansowych w czytelniku (we mnie).
Może dlatego, że nie ma wprowadzenia.

Rzuca na głęboką wodę narkotycznych odmętów.
Wychwytywane jedynie strzępki - słowa - niezapominajka, błękit.
Przesycenie symbolami, które są niejasne, które nie odwołują się
do archetypów, odczuć czytelnika (mnie). Brak wspólnego kontekstu.
Mowa o uczuciach, a zmusza do wysiłku intelektualnego.
Nie wchodzi przez serce.
Popraw to może.
Żeby własnie weszło przez serce, a nie przez malarkie
obrazy błękitu i soków rozpływających się pod
ugniatającą stopą.

Chyba że to celowe. Jedyne, co w tym tekście
to ciągłe niezdecydowanie już-jeszcze nie-znowu.
Ewolucja sytuacji całkowicie umyka zakryta
chaotycznymi ruchami postaci, które skupiają
nadmierną uwagę, angażuja intelektualny wysiłek.

Takie moje odczucia po jednokrotnym odczytaniu.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


18. Data: 2004-07-30 22:07:55

Temat: S12 - lawenda
Od: "tycztom" <t...@i...pw.edu.pl> szukaj wiadomości tego autora

I stało się. Zupełnie spontanicznie, przypadkowo... lecz jakby w
potwierdzeniu tego, co w warstwie niefizycznej. Długo oczekiwane
pojawiło się tak, jak we śnie. Ten sam nastrój, słowa. Co więcej trzeba?
Dowody na 'błahość' czasu i centralną duszę są... zawsze były. To
człowiek sam robi sobie krzywdę. Zadowala się małostkami. I te męskie
konkursy na to, kto ma lepszą 'antenę'... Tymczasem to co najlepsze,
czai się w 'międzymolekułach'. I wcale nie trzeba rozgrywek. 'Wystarczy'
zapragnąć, z całego serca zapragnąć, _dostrzec_.
(...)

Ławka, jakby inna. Równie żółta, lecz inna. Zieleń. Nie jesień. Zieleń.
Kwiaty, lawendowe kwiaty opadły na kolana. Odmierzanie czasu trwa.
Sekundy taktowane biciem serca. Tym razem to nie sen. Jawa. Spotkanie.
Dzieci bawią się głośno. - Max! Max! What about you...? - jakiś pan do
dziecka. Pan w tzw. międzyczasie czyta ang. gazetę. Czasem przerywa i
patrzy na moje okulary... później na kwiaty. Zupełnie tak, jakby chciał
powiedzieć: - tak, tak, nie przyszła? Tak to z nimi jest. Nie słucham.
Odchylam głowę. Niebo w międzylistowiu. Pogodne niebo. Słoneczne niebo.
Wyczuwam, że będzie.
(...)

Jest. To musi być ona. Wszystko pasuje. Włosy, twarz. Podchodzi...
Zrywam się na równe nogi. Wręczam lawendowe niebo. Całe moje niebo.
Uśmiecha się. Spacerujemy. Uśmiecha się. Biedronki zjadają mi serce. Po
kawałku, a serce już dawno sprzedane, zaprzedane. Tak być powinno. Nie
odganiam biedronek, niech jedzą... i tak już nic nie można zrobić. Można
się cofnąć w czasie, by go wykorzystać, lecz czasu cofnąć się nie da.
Pewne wydarzenia muszą nastąpić - można zmienić koloryt, ale same w
sobie muszą nastąpić, tak samo, jak wyjęty wentyl wywoła spadek
ciśnienia w kołach. Wyrównanie ciśnienia. Biedronki myślą, one robią
swoje. One dużo rozumieją. To jedyne wyjście. Nie można komuś oddać
tego, czego się nie ma. Jest jeszcze dusza, ale oddając duszę, oddajemy
po części serce. Duszę chętnie bym oddał, ale żeby nie ranić, boże
krówki zjadły serce. Tym sposobem oddałem tylko duszę.
(...)

Kamyk zielony, tkwi tam ciągle. Jak cukierek, zielony cukierek. Serce
połknięte, dusza oddana. Ot i wielka tajemnica mojego życia. Układam
granatowe kafle, poziomica wie najwięcej. Poprzednia też wiedziała,
tyle, że mnie oszukiwała. Ta poprzednia nie lubiła się z grawitacją.
Mieli coś na pieńku. Byłoby OK, gdyby nie ta nowa. Precyzyjna, większa.
Gdyby ta niedokładna polubiła się z deszczem, nie musiałbym się
przejmować, tyle, że oni razem musieliby się dogadać z grawitacją. Tym
sposobem deszcz nie naciekałby przez balkon do wnętrza mnie. A tak...
Ceresitem wyrównałem. I takie to moje życie - bez serca, które szczerze
poświęcam i bez duszy, którą szczerze dzielę. Jest równo, gładko a tym
samym nierówno i spadzisto. Wszystko jest kwestią wewnętrznej poziomicy,
która z biegiem lat jest coraz dokładniejsza.
(...)

Czerń w zielone kropki, staram się wyjąć zielone żyjątka. To nie łatwe.
Ból głowy, nie mogę dotknąć... współczuć mogę. Robię to. Nic więcej nie
mogę. Biedronki wiedzą dlaczego. One są inteligentne. Najwięcej wie mój
długopis, a zaraz po nim biedronki. Boże krówki. Dysonans polega na tym,
że jeszcze się nie spełniło - wszystko. To niemożliwe, ale wszystko jest
możliwe. Czas, centralna dusza... Jaki jest kolejny wymiar? Co dalej?
(...)

Niezapominajki kwitną w mojej duszy. Oddanej duszy. Wspólnej duszy. Tak
naprawdę ona jeszcze nie jest wspólna, a wspólna to nie ten wymiar. Jej
głos. Jej zapach. Sposób bycia... Jej oczy, cudowne oczy... i choć nic
nie mogę, to kwitnąć mogę. Choćby sam dla siebie... a jeżeli ona taka,
jak ja myślę... znajdzie adres, by to odebrać z drugiego końca świata i
zapomnieć lub pielęgnować. Tak nieformalnie, tak bez musu, tak z własnej
woli, tak w wolnej chwili. Tak odrobinę i bez wzajemności.

Po coś mnie Boże stworzył?

TT

--
"P.S. Ciemnogród? To już lekka przesada... Mój ojciec nie używał do osiągnięcia
swojego celu żadnych zaboboniastych obrzędów, tylko wyprodukowanego we współczesnej
elektrowni prądu." [Nawrocki]

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


19. Data: 2004-07-31 01:52:57

Temat: Re: S12 - lawenda
Od: "Pyzol" <n...@s...ca> szukaj wiadomości tego autora


"tycztom" <t...@i...pw.edu.pl> wrote in message
news:2mvv5mFrqn4uU1@uni-berlin.de...
> I stało się. Zupełnie spontanicznie, przypadkowo... lecz jakby w
> potwierdzeniu tego, co w warstwie niefizycznej. Długo oczekiwane
> pojawiło się tak, jak we śnie. Ten sam nastrój, słowa. Co więcej trzeba?

Pyzola. Pyzol a trzeba.

Ala flemanca1
Ale!

Tup-tup-tup



Eyhieeeehye1

Czik!Czik!

TatataatatatAm!

Grande....musrto...


A - wez ze sie!

(trataramtama tam)

K.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


20. Data: 2004-08-01 22:39:20

Temat: Re: S12 - lawenda
Od: "Bluzgacz" <b...@p...zigzag.pl> szukaj wiadomości tego autora


"tycztom" <t...@i...pw.edu.pl> wrote in message
news:2mvv5mFrqn4uU1@uni-berlin.de...

> I stało się. Zupełnie spontanicznie, przypadkowo... lecz jakby w

blablabla
[CIACH!]

Jasna cholera, co za pierdoly....
Nie pisz wiecej, bo jak zapewne widzisz - zero odzewu...............
Moja rada: wiecej seksu albo po prostu seks.........
--
Bluzgacz
GG: 5015
http://www.poznan4u.com.pl/pyrypy/pyrypy.php?state=s
howuser&userid=946169

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 . [ 2 ] . 3


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

My Girlfriend Naked 8404
Metodyka
Psychotropy a opalanie się...
Czy będąc psem....
Co oznacza IQ = 94 w tescie psychologicznym?

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Dlaczego faggoci są źli.
samotworzenie umysłu
Re: Zachód sparaliżowany
Irracjonalność
Jak z tym ubogacaniem?

zobacz wszyskie »