Data: 2006-05-31 19:18:15
Temat: Re: Sadyzm niektórych kobiet (?!)
Od: "Rav" <t...@S...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Greg <ozma@BEZ_SPAMUop.pl> wrote:
> Masturbacja (tzw. "pamięciówa")? Ogólnie wszystko co prowadzi do
> orgazmu? Słyszałem o kobietach, które do orgazmu doprowadzały się
> samymi marzeniami. Samo podniecenie? To też uznajesz za kontakty
> seksualne? Zakładam, że nie. Pozostaje jednak pytanie czy uznajesz
> takie zachowania za zdradę.
Nie. Masturbacja może być dopełnieniem życia seksualnego, jeżeli ktoś ma
większe potrzeby seksualne niż jest w stanie zaspokoić z partnerem. Za
zdradę mógłbym uznać coś takiego co najwyżej w sytuacji, kiedy masturbacja
taka zaczełaby zastępować zbliżenia z partnerem, a nie być ich
uzupełnieniem.
> Piszesz o dotykaniu intymnych miejsc. W przypadku badania trudno
> mówić o kontakcie seksualnym. Tutaj raczej sprawa jasna. Zastanawiają
> mnie jednak te pieszczoty... co Twoim zdaniem można uznać za
> pieszczoty? Moim zdaniem dotyk osoby przez nas akceptowanej jest
> przyjemny. Gdy rodzic głaszcze po głowie dziecko jest to dla nich
> przyjemne. Co by powiedział na to Freud? Możliwe, że przywołałby
> Edypa i Elektrę. Ja mam nieco inne zdanie. Gdy jednak nie chodzi o
> rodzica i dziecko, ale o kobietę i mężczyznę? Odpowiedz już teraz -
> gdy ona przytuli się do innego... to zdrada?
Nie, jeżeli nie ma to erotycznego podtekstu / nie jest wstępem do
dalszych, "głębszych" pieszczot.
> Teraz rozwinięcie wątku
> - ona przytuliła się ponieważ coś ją podłamało. Czy to coś zmienia?
> Inna opcja - ma się świetnie, ale miała ochotę się przytulić. Jak
> teraz?
Powtórzę jeszcze raz - nie uważam, aby takie spontaniczne zachowanie było
zdradą, jeżeli nie prowadzi do niczego więcej. Być może w naszej kulturze
takie zachowania są rzadsze niż w kulturach bardziej bezpośrednich i są
postrzegane przez niektóre osoby o mocnym kutlurowym umocowaniu nieco
odmiennie postrzegane, jednak ja daleki jestem od takiego postrzegania
tych spraw.
> Czy samo odczuwanie przyjemności z poczucia bliskości drugiej
> osoby, która nie jest partnerką/partnerem powinno wywoływać poczucie
> winy? Nawet takie bez dotykania. Czy nieomal każdy dotyk sprawiający
> przyjemność powinien być traktowany jako coś złego? Jeżeli na takim
> przyjemnym dotyku się kończy i nigdy nie dojdzie do niczego więcej
> (czyt. nie dojdzie do penetracji, seksu oralnego, pettingu)? "Ha! cóż
> za żałoba, jeśli wymierzy ten cios! Ale zauważył, iż usta ich nie
> stykają się i że nagi miecz rozdziela ich ciała". Czy to zdrada?
Nie.
Powiedziałbym, że jeżeli ktoś takie zachowania jakie opisujesz uważa za
zdradę, to dla mnie takie postrzegania to objaw zaborczości, chęci nie
bycia z kimś w związku partnerskim, ale posiadania partnera na własność i
absolutnego braku zaufania do niego. A to cechy w związku bynajmniej nie
pożądane.
> Mój post pewnie mocno zamotany,
Zgadza się :) szczególnie dla mojego praktycznego i analitycznego umysłu,
staranm się jednak dotrzeć do sedna....
> zupełnie jak ocena gdzie zaczyna się
> zdrada. Granica jest bardzo cienka. Uważam, że pewne zachowania,
> które osoba trzecia uzna za zdradę wcale nią być nie musi. Podobnie w
> drugą stronę - zdrady mógł dopuścić się ktoś, kto dla osoby trzeciej
> nie zrobił nic zdrożnego. Nie jest więc łatwo wymieniać zachowania.
> Ja podszedłbym do tego od innej strony. Jeżeli czegoś na pewno nie
> zrobilibyśmy przy partnerze/partnerce i nie chcielibyśmy aby
> wiedział(a), że to zrobiliśmy (czy chociaż pomyśleliśmy o tym) bez
> względu czy to z powodu przypuszczeń (a jeżeli jesteśmy pewni to już
> w ogóle), że byłby to koniec związku albo mocno nim wstrząśnie
> (będzie to bolesne dla partnera/partnerki, ale wybaczy)... można to
> chyba uznać za zdradę.
Poza ty patrząc w ten sposób pojęcie zdrady moglibyśmy przypisać wielu
różnym aspektom życia, nie tylko kontaktom damsko-męskim. A to już może
nas prowadzić na manowce. Przykład: są rzeczy, które można zrobić w męskim
towarzystwie, ale których nie powtórzyło by się w towarzystwie partnerki.
Czy to też zdrada?
Generalnie Twoja teza jest ciekawa, jednak chciałbym zauważyć, że jednak
są granice tego "bycia zranionym". Jeżeli ktś czuje się zraniony każdym
kontaktem jego/jej partnera/ki z płcią przeciwną, nawet najbardziej
niewinnym, to dla mnie to nie jest zdrada, to jest chorobliwa zazdrość i
kompletny brak zaufania.
> Czy można bowiem mówić o zdradzie w sytuacji
> gdy dojdzie nawet do współżycia jeżeli coś takiego jest akceptowane
> przez drugą stronę? Może jest to zdrada pewnych norm społecznych, ale
> trudno mówić o zdradzie swojej połówki.
Tu się zgadzam w 100% - jeżeli robimy coś, na co zgadza się partner/ka, to
zdradą to w oczywisty sposób nie jest. Można zastanawiamć się, czy związek
w ktrym dochodzi do czegoś takiego jest jeszcze faktycznie związkiem, ale
o zdradzie tu mowy być nie może.
Pozdrawiam
Rav
|