Data: 2011-01-07 10:31:32
Temat: Re: Seks przedmałżeński to zuo
Od: "Chiron" <c...@o...eu>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "zażółcony" napisał w wiadomości grup
dyskusyjnych:ig6l8j$5cs$...@n...onet.pl...
Użytkownik "Chiron" <c...@o...eu> napisał w wiadomości
news:ifta2n$dj2$1@news.onet.pl...
> jakichkolwiek autorytetach? Możesz odnieść się do tego artykułu na
> podstawie swoich obserwacji, doświadczeń?
>
> I dlaczego zaraz 'wzbudza zdziwienie' ? Po prostu formalnie bada się
> różne tezy. Ra z się potwierdzają, a innym razem nie.
> ====================================================
=======================
> No w ten sposób to wszystko można udowodnić...zależy, komu:-). Tylko czy
> możesz się odnieść do tez tam zawartych?
... mam nadzieję znaleźć na to czas ...
====================================================
=============================
Kto to lepiej zrozumie ode mnie? W związku ze zmianą VAT- od dnia 30 grudnia
dziś jest pierwszy, trochę bardziej dla mnie luzacki dzień- teoretycznie
wolny od pracy. Teoretycznie:-(
Na razie tylko tyle mogę zauważyć, że tytuł tego wątku jest niepotrzebnie
prowokacyjny, imo daje nadmierny nacisk na jakiś punkt w czasie, którym
jest tu punkt ślub i sugeruje, że jest to ostra granica o którą powinna się
opierać zdrowa ludzka seksualność. A tu nie o ten punkt przecież chodzi,
nie o sam ślub ale generalnie o podejście do relacji międzyludzkich,
nastawienie
na ich głębokość, trwałość i kultywowane wartości - seks jest tylko jednym
z elementów.
Podejście do seksu przedmałżeńskiego to bardziej objaw pewnej hierarchii
wartości, a nie punkt wyjścia i coś, na czym buduje się 'szczęście lub
nieszczęście'.
====================================================
=============================
Wiesz- piszesz bardzo ogólnie. Ja to widzę tak: w naszej kulturze znakomita
większość ludzi jest dosyć daleko od samych siebie. Nie zna więc swoich
odczuć, nie rozumie swoich emocji- jest mało empatyczna. Świat wokół nas
może się wydawać oparty na logice i zrozumiałych prawach fizyki- to gdzie tu
miejsce na uczucia- chyba że w sensie biochemicznym.
Na moje zezowate oko- około 30% ludzi ma dość dobry kontakt ze sobą, a z 3%-
znakomity- zawsze wiedzą, co czują. Wiedzą więc, co jest dobre. Pozostali
albo mają słaby kontakt ze sobą, albo nie posiadają go wręcz wcale. Około
67% ludzi w naszej kulturze ucieka w intelekt.
To tytułem wstępu:-). Teraz wyobraźmy sobie przeciętną parę w wieku
przedślubnym. Czyli- około 20 lat. Nabuzowani (szczególnie mężczyzna)
hormonami. Redart- czy wierzysz, że ktoś taki, poznając dziewczynę i
czując... zew natury:-) wie, czy to jest dobra partnerka na całe życie? Wie-
co ja piszę! Czy on chociaż może racjonalnie zakładać, że ta dziewczyna- to
właśnie jest ta na całe życie? Z punktu widzenia dziewczyny (owszem, w tej
chwili nastąpił taki rozkład więzi międzyludzkich, że to jest inaczej- ale
po prostu patologia stałą się regułą)- chce mieć dobrego męża. No i
spotykają się 2 takie oczekiwania- on i ona. Facet może być nawet bardzo
przekonany, może tak myśleć- że to jest ta jedyna- no i oczywiście
najczęściej po skonfrontowaniu się z rzeczywistością (szybki numerek)-
dochodzi do niego to, że to nie to. Czasem nie od razu- od razu jednak
pojawiają się wątpliwości. Było łatwo, miło- to poszukam dalej. Zgodzisz
się, że wielu, bardzo wielu ludziom umiejętność cieszenia się tym, co się
ma- jest dosyć egzotyczna, prawda? Kobieta zostaje z poczuciem porzucenia,
oszukania. Ponieważ zapewne nie będzie szukać przyczyny u siebie- będzie
głosić tezy w rodzaju "wszyscy faceci są tacy". Kolejna sprawa- owocem seksu
(przedmałżeńskiego także) bywa ciąża. No i co teraz? Może być tak, że oboje
(jedno z nich) stchórzy, no bo przecież to jeszcze nie ta jedyna- no to
aborcja. Z całym spustoszeniem psychicznym, jakie ze sobą niesie. Bywa- że
postanowią jednak, żeby urodzić dziecko- wezmą ślub lub nie. Dziecko rośnie.
Odwiedza znajomych- w tym takich dziwaków, gdzie rodzice się pobrali, a
potem dopiero zdecydowali na dziecko. W jego świecie pojawia się
podejrzenie, które jest dla niego silną traumą (nawet, jeśli fałszywe): są
razem, bo ja się miałem urodzić. To moja wina- a oni się nienawidzą.
Nie chcę też za bardzo powtarzać powodów, które podałem wcześniej a także są
w artykule- po krótce tylko: on i ona poznają się. Zaczynają się spotykać.
Jest mowa o wspólnym życiu- ale do ślubu wstrzemięźliwie. Teraz- przez taki
okres narzeczeństwa- mogą oboje poczuć się ze sobą, wyobrazić sobie wspólne
życie- i albo zrezygnują, albo nie. Praktycznie nie ma innego powodu, dla
którego są teraz: chcą być na całe życie. Do faceta w końcu też dotrze
(jeśli np podświadomie nawet miał inne zamiary)- że tu nic "nie ugra"-
będzie się wręcz musiał z tym skonfrontować: i wtedy naprawdę ma szanse na
podjęcie świadomej decyzji. Jeśli nie- no to ona wciąż może swój wianek
ofiarować mężowi- tyle, że to już nie będzie ten chłopak.
I tu dochodzimy do ważności pewnych rzeczy: takich, jak bycie dziewicą. Ma
to poza kulturowym- także wymiar symboliczny, prawda? Pisałeś kiedyś o
symbolu przekazania córki przez ojca- więc tuszę, ze się z tym też zgodzisz:
przekazana córka ofiaruje w noc poślubną swoje dziewictwo jej mężowi. Czy
czujesz ten symbol?
Zauważ, że bez ślubu i bez dziewictw mamy związek kobiety i mężczyzny-
pozbawiony 2 ważnych symboli i tego, co z nich wypływa.
Wstępnie z moich osobistych obserwacji po rodzinie i rozmów z różnymi ludźmi
wynika, że można do tematu seksu przedmałżeńskiego podchodzić na
najróżniejsze
sposoby, generalnie jednak szczęście małżeńskie najbardziej przegrywa tam,
gdzie jest zbytnia sztywność, napięcie (nie seksualne ;) w podejściu do
spraw
seksualności, moralności i zasad - zamiast otwartego dialogu.
Zgodzę się z tym, że argument 'musimy się dopasować w łóżku' jest raczej
słaby
biorąc pod uwagę perspektywę całego życia i wszystkich ludzkich aktywności
- bo świat przecież nie kręci się wokół seksu. Ale z drugiej strony mam
silne
====================================================
===========================================
Zgoda.
wrażenie, że termin 'dopasowanie w łóżku' jest specjalnie nadużywany przez
'propagandę
katolicką', bo zawiera w sobie uprzedmiotownienie ludzi. Ja nigdy nie
myślałem
o seksie przedmałżeńskim jako o 'sprawdzaniu dopasowywania' i podobnież:
nie kojarzę, by taki 'temat' padał w rozmowach z ludźmi, którym także seks
przedmałżeński nie jest obcy. To nie żart: pierwszy raz termin ten
usłyszałem
od wujka - zadeklarowanego katolicka, który wyraźnie próbował mi przekaać
niesamowitą wartość swojego podejścia. Tyle tylko, że akurat małżeństwo
tego wujka jest jednym z najbardziej nasyconych problemami małżeńskimi.
Ten termin to imo fantazja stworzona i podtrzymywana głównie przez ludzi,
którzy sobie nie radzą - tych, którzy nie są szczęśliwi. Takich jest mnóstwo
zarówno po jednej jak i po drugiej stronie. Ale to nie jest jedyny właściwy
i dostępny nam opis motywacji, jakimi kierują się ludzie, którzy seksu
przedmałżeńskiego się nie boją.
====================================================
============================================
W moim przekonaniu- pojechałeś tu tak ostro, że zastanawiam się wręcz, czy
po tej samej Ziemi chodzimy? W czasach, gdzie gówniarz w szkole dostaje od
pielęgniarki prezerwatywę wraz z ewentualną instrukcją obsługi (dotyczy to
np w Danii dzieci od 14 roku), wszechobecna propaganda wraz z wieloma
czasopismami przekonuje, że seks to dobra zabawa- tylko trzeba się wcześniej
odpowiednio zabezpieczyć- żeby seks był bezpieczny- etc- Ty piszesz coś
takiego? Chyba, że Cię źle zrozumiałem?
--
Chiron
Prawda, Prostota, Miłość.
|