| « poprzedni wątek | następny wątek » |
21. Data: 2008-09-22 18:46:46
Temat: Re: Szkoły nie chcą rad rodziców [długie]waruga <w...@g...plll> napisał(a):
(...)
> Jedyne co pozostaje to samemu pracować tak, by móc sobie spojrzeć w oczy.
chyba, ze za ta uczciwosc wywala Cie z pracy. W tej "naszej" polskiej szkole
wlasnie od tego sie zaczelo. Uczciwie pracujacy nauczciele, pracujacy od
lat, zaczeli przeszkadzac ....
i.
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
22. Data: 2008-09-22 19:11:58
Temat: Re: Szkoły nie chcą rad rodziców [długie]waruga pisze:
>> "Róbmy swoje" jak spiewał Wojciech Młynarski :-)
>>
>> Np. posyłając dziecko do dobrej szkoły, po rozmowie z dyrektorem.
>
> Naprawdę tylko rozmowa z dyrektorem wystarczy??
> Na poziomie jednego rocznika w różnych klasach uczą różni nauczyciele np.
> dwóch różnych matematyków. Masz pecha trafić do dobrego, ale i tak gorszego
> od tego drugiego i rozmowa z dyrektorem przeprowadzona wcześniej była....
> na nic. Teraz wychowawca, trafia się taki co to chętnie weźmie plecak i
> pojedzie z bandą w góry, jeden rodzic zachwycony, a inny narzeka- no znowu
> gdzieś jadą, ile to kasy itd. W klasie równoległej wychowawca nie jeździ
> nigdzie, i znowu jeden rodzic, uuuuuuuuuuu żadnej wycieczki, a drugi,
> dobrze, niech się uczą, a nie jeżdżą.
> Jak chcesz robić swoje. To najpierw zadbaj o to, by dziecko trafiło do
> dobrego nauczycielka w I-III, potem to wybór już masz niewielki. Jednak
> jeśli okażesz, zaintersowanie i chęć w angażowanie się w życie klasy to,to
> "róbmy swoje wystarczy". Najpierw twoje dziecko, więc angażowanie się w
> jego klasę, a reszta przyjdzie sama, bo jak się wciągniesz w klasę, to
> potem już odruchowo i w życie szkoły.
Powiedz mi czy na prawdę nie stawiasz szkoły na głowie domagając się od
rodziców zaangażowania ? Rodzice płacą niemałe podatki za które
wynajmują ludzi do opieki i nauki swoich dzieci. I jeszcze uważasz
powinni angażować się dodatkowo ? Co być powiedziała gdyby Zarząd Dróg
Publicznych zwołał zebranie kierowców i tam wezwał ich do większego
zaangażowania w naprawę dróg ? Przecież każdy kierowca może w bagażniku
wozić wiaderko z piaskiem i dziury łatać na bieżąco ? Drogowcom tez mało
płacą, nawet stosunkowo mniej niż nauczycielom. W końcu w szkole moich
dzieci 98% budżetu idzie na płace, a oni wydają pieniądze na asfalt i
maszyny.
W dodatku te żądania zaangażowania są podawane w jakiejś kuriozalnej
formie. Wycieczki - "jeden nauczyciel nie chce jeździć, inny chce".
Czyli wycieczki służą tylko spełnianiu zachcianek nauczyciela ? No tak
to wygląda. Dzieciaki oczywiście zadowolone z rozrywki, rodzic za to
buli, ale czy szkoła jest od zapewniania dzieciom rozrywki ? I przy
okazji nauczycielowi który jeździć chce ? A pozostali nauczyciele (ci
którzy nie chcą) się czują zobowiązani. Czasem jak z nimi rozmawiam to
czuję że jakaś niezdrowa rywalizacja wśród nich się odbywa "kto
zorganizuje więcej wycieczek, najlepiej do Grecji". I nawet już się nie
silą by na spotkaniu z rodzicami wyjaśnić sens takiej wycieczki. Ja
chętnie zapłacę, ja chętnie się zaangażuję w organizowanie wycieczki z
której moje dziecko wróci z jakąś wiedzą. Ale takiej oferty nie słyszę
(albo jak słyszę to mi się w kieszeni scyzoryk otwiera - "dzieci
zapoznają się z obyczajami wielkanocnymi, koszt 40zł+wyżywienie"), to
dlaczego mam się angażować i być zadowolony ? Rozrywkę jestem w stanie
zapewnić dziecku sam. Nie róbcie ze szkoły Disneylandu, to się jakoś
dogadamy.
--
Pozdrawiam
Adam
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
23. Data: 2008-09-22 20:37:10
Temat: Re: Szkoły nie chcą rad rodziców [długie]Dnia Mon, 22 Sep 2008 21:11:58 +0200, Adam Moczulski napisał(a):
Matko, jedyna
> Powiedz mi czy na prawdę nie stawiasz szkoły na głowie domagając się od
> rodziców zaangażowania ?
Jeśli już to proszę, nie domagam się. Swoją robotę wykonuję według mnie w
należyty sposób, dyrekcja i rodzice też zastrzeżeń nie mają. Nie, nie
jestem ideałem, bywają zgrzyty, nawet czasem dość poważne, ale się
dogadujemy, rozmowa, rozmowa....rozmowa.
> Rodzice płacą niemałe podatki za które
> wynajmują ludzi do opieki i nauki swoich dzieci. I jeszcze uważasz
> powinni angażować się dodatkowo ?
Dodatkowo oprócz tego "wynajmowania" tak??
Padają tu ostre słowa i gromy, że szkoła, ma w nosie rodziców, nie chce ich
widzieć, nie daje dojść do głosu itd. A tu w chwili gdy okazuje się, że
komuś ci rodzice nie przeszkadzają i ma ochotę z nimi współpracować,
pojechać na biwak, ognisko, to się domaga. Poza tym 666 twierdził, że
rodzice chcą się angażować, a szkoła im nie daje na to szansy.
> Co być powiedziała gdyby Zarząd Dróg
> Publicznych zwołał zebranie kierowców i tam wezwał ich do większego
> zaangażowania w naprawę dróg ? Przecież każdy kierowca może w bagażniku
> wozić wiaderko z piaskiem i dziury łatać na bieżąco ? Drogowcom tez mało
> płacą, nawet stosunkowo mniej niż nauczycielom. W końcu w szkole moich
> dzieci 98% budżetu idzie na płace, a oni wydają pieniądze na asfalt i
> maszyny.
No moment, naskoczyłeś na mnie. Porównanie insynuuje, że oczekuję, iż
rodzic odwali za mnie robotę. Wybacz, ale od dawna wiem, że nauczyć to mam
ja, a nie rodzic, więc np. takie czytanie wałkuję tak długo z delikwentem,
na różne sposoby aż zaskoczy, a w domu to ma utrwalić, poćwiczyć, a nie
"nauczyć się".
> W dodatku te żądania zaangażowania są podawane w jakiejś kuriozalnej
> formie. Wycieczki - "jeden nauczyciel nie chce jeździć, inny chce".
666 twierdził, że po rozmowie z dyrektorem wie, jaka jest szkoła. Ja
twierdzę, że jeżeli chce wiedzieć naprawdę to jeszcze musi wiedzieć kto w
szkole spełnia jego oczekiwania. Może on akurat z tych co che te kuriozalne
wycieczki i wtedy będzie narzekał, że w klasie jest za mało, a może na
odwrót. Równie dobrze mógł być przykład o wałkowanych spodenkach na wf, bo
może on chce do klasy gdzie nauczyciel takich wymaga itp.
Są rodzice, którzy gdy zapisują pierwszaka, to np. do tej pani, bo ona taka
spokojna, czasem nawet pada określenie, że jest jak "mama". A inni mówią,
za spokojna, ooooooo, tamta to wygląda na energiczną.
Dawno temu znałam panią (mnie nie uczyła, bo chodziłam do innej szkoły),
już emerytkę, która wprost (w tamtych czasach niestety nikogo to nie
ruszało) mówiła, że ona bije, jeżeli trzeba, to trzepnie dziecko i......
miał zawsze chętnych, którzy chcieli, by uczyła ich dziecko. Dziś na
szczęście inne czasy. Ale tym rodzicom to odpowiadało. Ja bym w życiu
mojego dziecka do tej osoby nie posłała.
> Czyli wycieczki służą tylko spełnianiu zachcianek nauczyciela ? No tak
> to wygląda.
Nie, absolutnie nie. Gdyby to była moja zachcianka to żadna moja zielona
szkoła nie odbędzie się nad morzem, bo ja jak nie muszę to nad morze nie
jadę. Jakby to była moja zachcianka, to zabieram pierwszaki w góry, od razu
na tydzień, niech pokryją koszty pobytu pani, jeszcze Basię jako
przewodnika wezmę.
To miało być kąśliwe.
A poważnie to swoje zachcianki to ja spełniam w czasie wolnym.
> Dzieciaki oczywiście zadowolone z rozrywki, rodzic za to
> buli, ale czy szkoła jest od zapewniania dzieciom rozrywki ? I przy
> okazji nauczycielowi który jeździć chce ? A pozostali nauczyciele (ci
> którzy nie chcą) się czują zobowiązani. Czasem jak z nimi rozmawiam to
> czuję że jakaś niezdrowa rywalizacja wśród nich się odbywa "kto
> zorganizuje więcej wycieczek, najlepiej do Grecji".
Po przykładach widzę, że piszesz na podstawie doświadczenia klas starszych,
nie mam takiego ani jako wychowawca, ani jako rodzic.
Wycieczki zgodnie z poleceniem dyrektora szkoły ustalam i omawiam z
rodzicami na początku roku, mniej więcej ile i dokąd. Żadna nie jest
fanaberią, jedziemy, bo jedziemy, byle mieć wolne. Wycieczki do Grecji w
moich planach nie ma, za ciepło jak dla mnie.
> I nawet już się nie
> silą by na spotkaniu z rodzicami wyjaśnić sens takiej wycieczki.
Ale to chyba nie moja wina, że ktoś się nie sili. Moje wycieczki mają
podany sens i cel. Jak jest blisko to nawet autobusem podmiejskim
pojedziemy żeby obniżyć koszty np. do Parku Krajobrazowego w Rudach
Raciborskich.
> Ja chętnie zapłacę, ja chętnie się zaangażuję w organizowanie wycieczki z
> której moje dziecko wróci z jakąś wiedzą. Ale takiej oferty nie słyszę
> (albo jak słyszę to mi się w kieszeni scyzoryk otwiera - "dzieci
> zapoznają się z obyczajami wielkanocnymi, koszt 40zł+wyżywienie")
Moja najdroższa wycieczka w ubiegłym roku wynosiła około 20 zł.
Pozostałe były po zł. 50, ale rodzice nie płacili nic, gdyż były z funduszy
unijnych i też nie polegały na- jest kasa to ją trzeba rozwalić byle jak.
> to dlaczego mam się angażować i być zadowolony ?
Ale nie musisz się angażować. Przypominam, że zaczęło się od sytuacji
rodzica, który bardzo chce, a nie chcą go w szkole.
Jeśli nikt nie będzie miał ochoty się angażować, to nawet mogę nie mieć
tzw. trójki, nie trzymam ludzi za karę w sali do czasu aż się wybiorą, nie
chcą nie muszą. Natomiast jeśli chcą, to ja jestem w stanie się dogadać z
każdym. Choćby dlatego, że jeśli rodzic powierza mi swoje dziecko, to musi
mieć choć trochę zaufania do mnie, żeby on miał, to ja muszę do niego. I
nigdy nie zyskam nic, ani ja, ani on, jeżeli będziemy wychodzić z pozycji-
to mój wróg.
Ja wiem na czym polega moja praca i jak mi przestanie zależeć na
dzieciakach, to ją po prostu zmienię. Nie czuję przewagi nad nikim, że niby
jakiś status społeczny czy coś. Na zielonej szkole powiedziałam młodym
koleżankom, że nie powinny się notorycznie spóźniać w momencie gdy dzieci
ustawiają się np. do wyjścia. Wielkie oczy. Powiedziałam coś co wydawało mi
się w pełni naturalne, że nauczyciel, szczególnie gdy chce czegoś wymagać,
nauczyć, sam ma być wzorem. Jedna z pań mnie wyśmiała, że mam jakieś
prehistoryczne poglądy, wzorem to mógł być Zawisza.
A mnie uczono, po pierwsze wymagaj od siebie.
--
waruga
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
24. Data: 2008-09-22 20:49:48
Temat: Re: Szkoły nie chcą rad rodziców [długie]Dnia Mon, 22 Sep 2008 18:46:46 +0000 (UTC), Iwon(K)a napisał(a):
> chyba, ze za ta uczciwosc wywala Cie z pracy. W tej "naszej" polskiej szkole
> wlasnie od tego sie zaczelo. Uczciwie pracujacy nauczciele, pracujacy od
> lat, zaczeli przeszkadzac ....
Iwona, wiem. Jest ciężko. Tym bardziej, że sama ideałem nie jestem i nie
mam zamiaru się na taki tutaj kreować. Pewnie nieraz narobiłam głupot w
pracy, niejednemu dyrektorowi podpadłam, rodzicowi też (tym bardziej, że
jak ma problem to idzie do dyrektora, a nie do mnie, to chyba uważa, że ze
mną się nie dogada). Są rodzice, którzy w duchu doprowadzają mnie do
szewskiej pasji i nasza rozmowa nie zawsze należy do miłych. Jednak są
rzeczy ważne, które wiem, że choćby nie wiem co takimi pozostać muszą.
Kiedyś jeden z dyrektorów nam powtarzał, że rodzic wybaczy nauczycielowi
wiele, podniesiony głos na dziecko, że źle nauczy, że niesprawiedliwie
oceni. Nie wybaczy jeśli z powodu zaniedbania nauczyciela jego dziecku
stanie się coś złego, wydarzy wypadek, gdy w grę wchodzi życie dziecka.
--
waruga
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
25. Data: 2008-09-22 21:26:38
Temat: Re: Szkoły nie chcą rad rodziców [długie]
Użytkownik "Adam Moczulski"
>
> Powiedz mi czy na prawdę nie stawiasz szkoły na głowie domagając się od
> rodziców zaangażowania ? Rodzice płacą niemałe podatki za które wynajmują
> ludzi do opieki i nauki swoich dzieci. I jeszcze uważasz powinni angażować
> się dodatkowo ?
Uściślijmy: to nie Ela się domaga, tylko ustawodawca. W każdej szkole ma być
RR. I jak nie ma, to dyrektor dostaje po de, więc Ela siedzi i robi łapankę,
bo inaczej dostaje po de od dyrektora. Poniał? Pretensje miej do swoich
(p)osłow, co uznali, że rodzice mają się angażować.
> płacą, nawet stosunkowo mniej niż nauczycielom. W końcu w szkole moich
> dzieci 98% budżetu idzie na płace,
Uściślijmy: kasę na szkołę daje gmina. Na nauczycielskie płace w wersji
minimum zagwarantowane rozporządzeniem dać musi, co wyasygnuje ponad na
kredę, papier i nową tablicę (niekoniecznie ze swego, subwencja oświatowa
się kłania) to jej wolna wola. Nie wina nauczycieli, że gmina daje tyle, ile
daje. Pretensje miej do wójta, burmistrza i radnych, coś ich sobie wybrał.
> Wycieczki - "jeden nauczyciel nie chce jeździć, inny chce". Czyli
> wycieczki służą tylko spełnianiu zachcianek nauczyciela ?
Dokładnie tak. A ponieważ główną zachcianką nauczyciela jest spędzić ten
czas w domu z rodziną, to od września trwa łapanka, giełda wymiany przysług
i co tyko, żeby mieć obsadę pedagogiczną do każdej zaplanowanej wycieczki.
No tak
> to wygląda. Dzieciaki oczywiście zadowolone z rozrywki, rodzic za to buli,
> ale czy szkoła jest od zapewniania dzieciom rozrywki ? I przy okazji
> nauczycielowi który jeździć chce ?
Ktoś Ci głos odebrał i kasę z ręki wyrywa? Nie ma obowiązkowych wycieczek,
decyzja o takowej odbywa się za pomocą głosowania rodziców danej klasy. A
komu nie po drodze zostaje w szkole. Do licha, sznurki ktoś rodzicom
przywiązuje do łapek i dlatego głosują za?
EwaSzy
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
26. Data: 2008-09-22 21:43:55
Temat: Re: Szkoły nie chcą rad rodziców [długie]waruga pisze:
>> Rodzice płacą niemałe podatki za które
>> wynajmują ludzi do opieki i nauki swoich dzieci. I jeszcze uważasz
>> powinni angażować się dodatkowo ?
>
> Dodatkowo oprócz tego "wynajmowania" tak??
> Padają tu ostre słowa i gromy, że szkoła, ma w nosie rodziców, nie chce ich
> widzieć, nie daje dojść do głosu itd. A tu w chwili gdy okazuje się, że
> komuś ci rodzice nie przeszkadzają i ma ochotę z nimi współpracować,
> pojechać na biwak, ognisko, to się domaga. Poza tym 666 twierdził, że
> rodzice chcą się angażować, a szkoła im nie daje na to szansy.
A może sprawa polega na tym że rodzice chcą się angażować w coś innego
niż kadra pedagogiczna by chciała ? Przypuszczam że te osoby co się
napraszają do RR należą do pospolitych pieniaczy, niezdolnych do
zorganizowania czegokolwiek, stąd mile widziani nie są. Ale co do
pozostałych :
W szkole jest tak (z reguły) - przedstawiciel kadry (dyrektor,
nauczyciel) ogłasza zebranym rodzicom "chcemy w tym roku zorganizować
imprezę X. Kto się zgłasza do pomocy ?".
A ja sądzę, że zapowiedź powinna wyglądać zupełnie inaczej : "proszę
państwa szkoła realizuje program nauczania i na tym się skupiamy, a
jeśli Państwo uważają że dzieciom należy się coś więcej, to proszę się
zorganizować i zrobić wycieczkę/dyskotekę/imprezę mikołajkową, a my
jako szkoła z chęcią na życzenie organizatorów udostępnimy
pomieszczenia, nadzór pedagogiczny etc."
>> Co być powiedziała gdyby Zarząd Dróg
>> Publicznych zwołał zebranie kierowców i tam wezwał ich do większego
>> zaangażowania w naprawę dróg ? Przecież każdy kierowca może w bagażniku
>> wozić wiaderko z piaskiem i dziury łatać na bieżąco ? Drogowcom tez mało
>> płacą, nawet stosunkowo mniej niż nauczycielom. W końcu w szkole moich
>> dzieci 98% budżetu idzie na płace, a oni wydają pieniądze na asfalt i
>> maszyny.
>
>
> No moment, naskoczyłeś na mnie.
A bo się nawinęłaś.
> Porównanie insynuuje, że oczekuję, iż
> rodzic odwali za mnie robotę. Wybacz, ale od dawna wiem, że nauczyć to mam
> ja, a nie rodzic, więc np. takie czytanie wałkuję tak długo z delikwentem,
> na różne sposoby aż zaskoczy, a w domu to ma utrwalić, poćwiczyć, a nie
> "nauczyć się".
Ale niestety mam wrażenie że coraz rzadziej tak jest. Przykład
chociażby podałem w wątku o wf.
>> W dodatku te żądania zaangażowania są podawane w jakiejś kuriozalnej
>> formie. Wycieczki - "jeden nauczyciel nie chce jeździć, inny chce".
>
> 666 twierdził, że po rozmowie z dyrektorem wie, jaka jest szkoła. Ja
> twierdzę, że jeżeli chce wiedzieć naprawdę to jeszcze musi wiedzieć kto w
> szkole spełnia jego oczekiwania. Może on akurat z tych co che te kuriozalne
> wycieczki i wtedy będzie narzekał, że w klasie jest za mało, a może na
> odwrót. Równie dobrze mógł być przykład o wałkowanych spodenkach na wf, bo
> może on chce do klasy gdzie nauczyciel takich wymaga itp.
> Są rodzice, którzy gdy zapisują pierwszaka, to np. do tej pani, bo ona taka
> spokojna, czasem nawet pada określenie, że jest jak "mama". A inni mówią,
> za spokojna, ooooooo, tamta to wygląda na energiczną.
>
> Dawno temu znałam panią (mnie nie uczyła, bo chodziłam do innej szkoły),
> już emerytkę, która wprost (w tamtych czasach niestety nikogo to nie
> ruszało) mówiła, że ona bije, jeżeli trzeba, to trzepnie dziecko i......
> miał zawsze chętnych, którzy chcieli, by uczyła ich dziecko. Dziś na
> szczęście inne czasy. Ale tym rodzicom to odpowiadało. Ja bym w życiu
> mojego dziecka do tej osoby nie posłała.
Sobie można zapisywać, a potem i tak się okazuje że dziecko i tak jest
w innej klasie. I co uważasz że należy zacząć kontakt ze szkołą od
awantury ? A potem jest gorzej, bo nauczycieli jest kilku i co zrobisz
jak (za sobotnią prasą) : "Miałam mnóstwo dobrych chęci, gorzej było z
nauczycielami. Chciałam zostać w podstawówce, ale nauczyciele nie byli
na to przygotowani i w końcu mieliśmy wszyscy już dość walki. W szóstej
klasie przeniosłam się do bydgoskiego ośrodka dla niewidomych. Potem
próbowałam pójść do normalnego liceum - VII LO w Bydgoszczy, ale w
gronie wspaniałych nauczycieli znalazła się czarna owca - historyk,
który nie chciał zrezygnować z robienia testów na sprawdzianach. Ja
testu nie rozwiążę, więc dałam spokój i wróciłam do ośrodka, choć to był
dla mnie koszmar."
Można coś z takim historykiem zrobić poza przypadkowym spuszczeniem go
ze schodów ?
>> Czyli wycieczki służą tylko spełnianiu zachcianek nauczyciela ? No tak
>> to wygląda.
>
> Nie, absolutnie nie. Gdyby to była moja zachcianka to żadna moja zielona
> szkoła nie odbędzie się nad morzem, bo ja jak nie muszę to nad morze nie
> jadę. Jakby to była moja zachcianka, to zabieram pierwszaki w góry, od razu
> na tydzień, niech pokryją koszty pobytu pani, jeszcze Basię jako
> przewodnika wezmę.
> To miało być kąśliwe.
> A poważnie to swoje zachcianki to ja spełniam w czasie wolnym.
>
>> Dzieciaki oczywiście zadowolone z rozrywki, rodzic za to
>> buli, ale czy szkoła jest od zapewniania dzieciom rozrywki ? I przy
>> okazji nauczycielowi który jeździć chce ? A pozostali nauczyciele (ci
>> którzy nie chcą) się czują zobowiązani. Czasem jak z nimi rozmawiam to
>> czuję że jakaś niezdrowa rywalizacja wśród nich się odbywa "kto
>> zorganizuje więcej wycieczek, najlepiej do Grecji".
>
> Po przykładach widzę, że piszesz na podstawie doświadczenia klas starszych,
Nie tylko.
> nie mam takiego ani jako wychowawca, ani jako rodzic.
> Wycieczki zgodnie z poleceniem dyrektora szkoły ustalam
Jak ustalasz ? Pytasz rodziców czy są chętni by ich dzieci spędziły
czas nad morzem w trakcie roku szkolnego ? Zresztą wyjaśnij mi jaki cel
naukowy czy wychowawczy ma taka wycieczka. Ok jeśli to jest tanio, jeśli
biedne dzieci nie muszą płacić. Ale jak widzę że nauczyciel organizuje
wycieczkę na którą nie jedzie 1/4 klasy bo rodziców nie stać, to gdzie
tu sens i cel ? Zresztą i w drobniejszych sprawach ten bezsens się
ujawnia. Np nauczyciel języka obcego nagle stwierdza że potrzebny
koniecznie jest nowy kolorowy znakomity podręcznik, bo tylko z niego
warto się uczyć. Jedni rodzice kupują, innych nie stać, więc przez
pierwsze parę miesięcy biedne dzieci się stresują, a i bogatszym nie
jest najlepiej bo brak podręczników dezorganizuje lekcje. Podręczników,
brystolu A1, składników na sałatkę warzywną ... . Nauczyciel jak
prawdziwy ahrtysta wymyśla program autorski, ale jakoś nie zawsze
pamięta o możliwościach materii w której dłubie.
> i omawiam z
> rodzicami na początku roku, mniej więcej ile i dokąd. Żadna nie jest
> fanaberią, jedziemy, bo jedziemy, byle mieć wolne. Wycieczki do Grecji w
> moich planach nie ma, za ciepło jak dla mnie.
>
>
>> I nawet już się nie
>> silą by na spotkaniu z rodzicami wyjaśnić sens takiej wycieczki.
>
> Ale to chyba nie moja wina, że ktoś się nie sili.
Nie musisz brać na siebie win całego grona pedagogicznego, ale czy nie
widzisz że coś tu nie bangla ?
> Ale nie musisz się angażować. Przypominam, że zaczęło się od sytuacji
> rodzica, który bardzo chce, a nie chcą go w szkole.
> Jeśli nikt nie będzie miał ochoty się angażować, to nawet mogę nie mieć
> tzw. trójki, nie trzymam ludzi za karę w sali do czasu aż się wybiorą, nie
> chcą nie muszą. Natomiast jeśli chcą, to ja jestem w stanie się dogadać z
> każdym.
Ja też jestem się w stanie dogadać z każdym. Ale asertywny też potrafię
być i czasem widzę pretensje w oczach nauczycieli że nie zachowuję się
jak owieczka. A mam wrażenie że źródłem nieporozumienia nie jestem ja
ani konkretny nauczyciel, tylko coraz dziwaczniejsze postrzeganie idei
szkoły. Z dziwacznego hasła "bawiąc uczyć" coraz mniej tego "uczyć" już
pozostaje.
--
Pozdrawiam
Adam
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
27. Data: 2008-09-22 21:58:03
Temat: Re: Szkoły nie chcą rad rodziców [długie]Harun al Rashid pisze:
>
>> Powiedz mi czy na prawdę nie stawiasz szkoły na głowie domagając się
>> od rodziców zaangażowania ? Rodzice płacą niemałe podatki za które
>> wynajmują ludzi do opieki i nauki swoich dzieci. I jeszcze uważasz
>> powinni angażować się dodatkowo ?
>
> Uściślijmy: to nie Ela się domaga, tylko ustawodawca. W każdej szkole ma
> być RR. I jak nie ma, to dyrektor dostaje po de, więc Ela siedzi i robi
> łapankę, bo inaczej dostaje po de od dyrektora. Poniał? Pretensje miej
> do swoich (p)osłow, co uznali, że rodzice mają się angażować.
Uściślijmy jeszcze bardziej : jestem w RR i zapoznałem się zarówno z
ustawą jak i realiami jej realizacji. Posłowie z Komisji Edukacji
niezależnie od opcji politycznej i kadencji Sejmu są na ogół
nauczycielami. I to oni wymyślili.
>> płacą, nawet stosunkowo mniej niż nauczycielom. W końcu w szkole moich
>> dzieci 98% budżetu idzie na płace,
>
> Uściślijmy: kasę na szkołę daje gmina. Na nauczycielskie płace w wersji
> minimum zagwarantowane rozporządzeniem dać musi, co wyasygnuje ponad na
> kredę, papier i nową tablicę (niekoniecznie ze swego, subwencja
> oświatowa się kłania) to jej wolna wola. Nie wina nauczycieli, że gmina
> daje tyle, ile daje. Pretensje miej do wójta, burmistrza i radnych, coś
> ich sobie wybrał.
Prezydent mojego miasta jest nauczycielem, byłym dyrektorem szkoły
moich dzieci. Naiwniacy którzy na niego głosowali mieli nadzieję że
zadba o szkoły.
>> Wycieczki - "jeden nauczyciel nie chce jeździć, inny chce". Czyli
>> wycieczki służą tylko spełnianiu zachcianek nauczyciela ?
>
> Dokładnie tak. A ponieważ główną zachcianką nauczyciela jest spędzić ten
> czas w domu z rodziną, to od września trwa łapanka, giełda wymiany
> przysług i co tyko, żeby mieć obsadę pedagogiczną do każdej zaplanowanej
> wycieczki.
>
> No tak
>> to wygląda. Dzieciaki oczywiście zadowolone z rozrywki, rodzic za to
>> buli, ale czy szkoła jest od zapewniania dzieciom rozrywki ? I przy
>> okazji nauczycielowi który jeździć chce ?
>
> Ktoś Ci głos odebrał i kasę z ręki wyrywa? Nie ma obowiązkowych
> wycieczek, decyzja o takowej odbywa się za pomocą głosowania rodziców
> danej klasy. A komu nie po drodze zostaje w szkole. Do licha, sznurki
> ktoś rodzicom przywiązuje do łapek i dlatego głosują za?
A Ty byś chciała wyjść na wyrodną matkę która nie da dziecku jak
wszyscy inni dają ?
--
Pozdrawiam
Adam
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
28. Data: 2008-09-22 22:06:19
Temat: Re: Szkoły nie chcą rad rodziców [długie]Dnia Mon, 22 Sep 2008 23:43:55 +0200, Adam Moczulski napisał(a):
> Jak ustalasz ? Pytasz rodziców czy są chętni by ich dzieci spędziły
> czas nad morzem w trakcie roku szkolnego ?
Jak ustalam wycieczki?? Czy zieloną szkołę?? Wycieczki, mam kilka
propozycji, oni swoje, orientacyjnie kalkulujemy cenę, jak drogo to się
zastanawiamy czy faktycznie jest potrzebna, czy to widzimisię.
A zielona szkoła, tak "wrosła" w krajobraz szkolny, że rodzice sami pytają,
a co z zieloną szkołą, że oni chcą zbierać pieniądze od pierwszej klasy,
żeby potem płacić mniej.
> Zresztą wyjaśnij mi jaki cel
> naukowy czy wychowawczy ma taka wycieczka.
Taka? to znaczy jaka, dokąd?
Moje dziecko było na wielu wycieczkach, w wielu miejscach, często jeździł
ze mną. Zdarzyło się, że jego klasa jechała w miejsce gdzie był kiedyś ze
mną podczas pobytu w sanatorium, a potem jeszcze ze swoim przedszkolem
(Leśny Park Niespodzianek w Ustroniu). Mimo to pojechał na wycieczkę, z
jednego powodu, integracja z grupą, wycieczka to oprócz zwiedzania,
oglądania, czas na to żeby wreszcie klasa pobyła ze sobą w inny sposób.
> Ok jeśli to jest tanio, jeśli
> biedne dzieci nie muszą płacić. Ale jak widzę że nauczyciel organizuje
> wycieczkę na którą nie jedzie 1/4 klasy bo rodziców nie stać, to gdzie
> tu sens i cel ?
To u nas dyrekcja nie wyrazi zgody na wycieczkę przy iluś tam procent tych
co nie jadą.
--
waruga
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
29. Data: 2008-09-22 22:11:56
Temat: Re: Szkoły nie chcą rad rodziców [długie]
Użytkownik "Adam Moczulski"
>> Uściślijmy: to nie Ela się domaga, tylko ustawodawca.
>
> Uściślijmy jeszcze bardziej : jestem w RR i zapoznałem się zarówno z
> ustawą jak i realiami jej realizacji. Posłowie z Komisji Edukacji
> niezależnie od opcji politycznej i kadencji Sejmu są na ogół
> nauczycielami. I to oni wymyślili.
>
Nie Komisja Edukacji przegłosowała nowelę ustawy, tylko Sejm. Kolejni z
powiązanymi łapkami? (w sumie to tak, ale nie przez belfrów z komiji ;))
Mam wątpliwości, choć nie pewność, co do autorstwa pomysłu. Zdaje się
Giertych uznał, że szkoły specjalnie blokuja powstawanie RR, żeby nie mieć
problemu i chciał rodzicom zrobić dobrze ale wyszło jak zwykle.
>> Uściślijmy: kasę na szkołę daje gmina.
>
> Prezydent mojego miasta jest nauczycielem, byłym dyrektorem szkoły moich
> dzieci. Naiwniacy którzy na niego głosowali mieli nadzieję że zadba o
> szkoły.
>
I jedzene z lodówki też Ci pewnie nauczyciele wyjadają? ;D
Za budżet odpowiada rada gminy, było sobie tych wstrętnych belfrów nie
wybierać.
>
> A Ty byś chciała wyjść na wyrodną matkę która nie da dziecku jak wszyscy
> inni dają ?
>
No skoro 'wszyscy'... spisek normalnie. Zastanów się, do kogo kierujesz
swoje pretensje. Nauczyciela możesz najwyżej obsobaczać, że proponuje
bezwartościową wycieczkę, ale nauczyciela konkretnego, nie Elę podręcznie na
grupie usadowioną. Jeśli wycieczka spodobała się rodzicom, wszystkim poza
Tobą, to albo z nimi jest coś nie tak, albo Ty masz jakiś problem.
Niezależnie które, nie nauczyciela to wina.
EwaSzy
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
30. Data: 2008-09-22 22:27:06
Temat: Re: Szkoły nie chcą rad rodziców [długie]Harun al Rashid pisze:
>
>> Uściślijmy jeszcze bardziej : jestem w RR i zapoznałem się zarówno z
>> ustawą jak i realiami jej realizacji. Posłowie z Komisji Edukacji
>> niezależnie od opcji politycznej i kadencji Sejmu są na ogół
>> nauczycielami. I to oni wymyślili.
>>
> Nie Komisja Edukacji przegłosowała nowelę ustawy, tylko Sejm. Kolejni z
> powiązanymi łapkami? (w sumie to tak, ale nie przez belfrów z komiji ;))
> Mam wątpliwości, choć nie pewność, co do autorstwa pomysłu. Zdaje się
> Giertych uznał, że szkoły specjalnie blokuja powstawanie RR, żeby nie
> mieć problemu i chciał rodzicom zrobić dobrze ale wyszło jak zwykle.
Tak swoją drogą, skoro ja mam brać odpowiedzialność za władze gminy, to
Ty możesz i za Giertycha i za Łybacką i Hallową.
>>> Uściślijmy: kasę na szkołę daje gmina.
>>
>> Prezydent mojego miasta jest nauczycielem, byłym dyrektorem szkoły
>> moich dzieci. Naiwniacy którzy na niego głosowali mieli nadzieję że
>> zadba o szkoły.
>>
> I jedzene z lodówki też Ci pewnie nauczyciele wyjadają? ;D
> Za budżet odpowiada rada gminy, było sobie tych wstrętnych belfrów nie
> wybierać.
Z jednej strony słyszę apele o zaufanie, a z drugiej o jego brak ?
Zdecyduj się.
>> A Ty byś chciała wyjść na wyrodną matkę która nie da dziecku jak
>> wszyscy inni dają ?
>>
> No skoro 'wszyscy'... spisek normalnie. Zastanów się, do kogo kierujesz
> swoje pretensje. Nauczyciela możesz najwyżej obsobaczać, że proponuje
> bezwartościową wycieczkę, ale nauczyciela konkretnego, nie Elę
> podręcznie na grupie usadowioną. Jeśli wycieczka spodobała się rodzicom,
> wszystkim poza Tobą, to albo z nimi jest coś nie tak, albo Ty masz jakiś
> problem. Niezależnie które, nie nauczyciela to wina.
Zrozum że mi nie chodzi o jedną wycieczkę, podręcznik czy inną
fanaberię nauczyciela z którą jako rodzic się stykam. Ja to zniosę, moje
dzieci też. Mnie martwi cały trend. Stąd zwracam się do tych
przedstawicieli zawodu, którzy są pod ręką. I tych co po cichu podczytują.
--
Pozdrawiam
Adam
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |