Data: 2009-08-20 22:43:45
Temat: Re: Usta Kościła - głos krytyki z wewnątrz KK.
Od: "Redart" <r...@t...op.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "glob" <r...@g...com> napisał w wiadomości
news:74f0b3cd-8616-4474-a8ca-2cf95b0f706a@o6g2000yqj
.googlegroups.com...
>Ten ból co dał Jezus był najokropniejszym bólem i On był kategoryczny,
>nie mógł głaskać po główce, bo by nic z tego nie było.
>Ludzie by posłuchali i by poszli, a on skupił na sobię uwagę
>wszystkich, bo ich niesamowicie skręcało. Tak jak u psychoanalityka ,
>gdy nagle zrozumiesz to co wyparłeś, widząc siebie z zupełnie nowej
>perspektywy. Ten Ból to twoje przebudzenie. I teraz zastanawiam się po
>co ci ten Buddyzm , jak on kładzie nacisk na cierpienie , na
>odrodzenie się przez cierpienie. Zrobiłeś ze wszystkiego papkę , w
>której nie ma ludzi , tylko jakieś bredzenia abstrakcyjne.
Albo nieporozumienie między nami jest głębsze niż mi się wydawało,
albo coś niejasno napisałem. Nie wiem.
Więc najpierw prostowanie:
buddyzm nie kładzie nacisku na 'odrodzenie przez cierpienie'.
To jest pomysł chrześcijaństwa. Buddyzm mówi o 'wyzwoleniu
z cierpienia'. To jest zupełnie co innego. W buddyzmie np.
nie istnieje ideał męczennika. Prędzej znajdziesz
oświeconych swawolników i żartownisiów.
Ze zdarzenia, że oświecona istota została ukrzyżowana
buddyzm wyciąga inne wnioski. Dla buddysty cierpienie
jest SMUTNYM aspektem. Najistotniejszy w tym wydarzeniu
dla buddysty będzie nie rozgrywajacy się 'spektakl
cierpienia'. Przecież tysiące ludzi było wcześniej
krzyżowanych - i nikt z tego nie miał oświecenia.
Dla buddysty istotne bedzie to, że nie wykazał lęku i agresji,
a _zanim zmarł_, zdołał zbudować dużo POZYTYWNYCH związków
z innymi ludźmi. POZYTYWNYCH należy rozumieć tu nie
jako 'głaskanie po główce', ale jako związki oparte na
otwartości, zrozumieniu, zaufaniu czy może jakiejś formie
podziwu. Żadne z tych nie oznacza, że Chrystus się ze
wszystkimi przytulał przy wódce, ale, że potrafił im
uświadamiac własne problemy i pokazywać drogę wyjścia z nich.
Tak, to było zwiazane z bólem. Ale mówienie, że Chrystus zadawał
im jakiś 'oczyszczajacy ból' byłoby grubym nadużyciem.
To oni się na niego otwierali do tego stopnia, że coś im puszczało.
Mógł temu towarzyszyć ból, owszem. Ale mógł towarzyszyć
również płacz ze śmiechu. Raz tak, a raz tak. Różni ludzie
różnie reagują. W tym sensie był 'terapeutą'. I do dziś ludzie
potrafią nawiązywać ten związek i czerpać z niego. To świadczy
o jego wielkości.
Ci, co nie mają związku, albo związek jest oparty na czymś innym,
niż zaufanie, otwartość - to nie mają właściwego zwiazku, który
by ich jakoś wyzwalał. Nie będą czuc żadnego 'oświecajacego bólu'
I cierpienie Chrystusa jest im h... warte, brzydko się
wyrażajac. Masz na świecie np. miliard Chińczyków, których
postać Chrystusa ani grzeje ani ziębi. Mają swoje związki. Do tego
kolejny miliard hindusów, potem Pakistan, potem może weźmy
spore części Afryki ...
Musisz mi wyjaśnić, o co tu właściwie chodzi. Chcesz mi powiedzieć,
że robisz z siebie męczennika przyjmującego ból i terapeutę zadającego ból
jednocześnie ? I w dodatku na wzór chrystusa ? I w ten sposób chcesz
oddziaływać
na Ducha ?
Czy Ty aby jakoś strasznie tutaj wszystkiego nie zakręcasz ?
O co ci właściwie chodzi ? Jaka jest metoda ?
Naturalna i normalna metoda jest taka: normalnie rozmawiasz.
Tworzysz normalny związek międzyludzki, oparty na tym samym:
otwartości, zrozumieniu, zaufaniu, ew. podziwie.
Tak, to bywa cholernie trudne, zgadza się. Dlatego Chrystus
był nie byle kim. I znów - nie ma to nic wspólnego
z głaskaniem po główce.
Ty chcesz budować związek przez agresywno-intelektualne
ataki po to, by kontynuować agresywno-intelektualne ataki.
I myślisz, że to ma moc pozytywnego oddziaływania.
Pomyłka, stary, pomyłka ...
Ale życzę powodzenia ...
Tylko mi nie mów, że Cię głaskam po główce ...
|