Data: 2000-02-01 14:05:25
Temat: Re: W pewnej szkole, w pewnym mieście...
Od: Tomasz Radko <t...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
> Tak, używki stanowią dość poważny problem. W naszej kulturze obie używki:
> alkohol i nikotyna, były nieco wcześniej niż narkotyki. Stwierdzenie to
> tłumaczy jedynie trochę fakt, że trudniej jest z czegoś się wycofać, niż na
> coś się zgadzać.
Zgadzam się z taką genezą róŻnicy w traktowaniu przez prawo alkoholizmu
i narkomanii.
> W takim kontekście poważniejszym problemem staje się alkohol i narkotyki, a
> raczej na dalszy plan spada nikotyna.
Akurat nikotyna jest o tyle zła, że palenie bierne jest szkodliwe dla
otoczenia. A nie ma zjawiska biernego alkoholizmu czy narkomanii. Tym
niemniej nie uważam, aby państwo miało ingerować w kwestie typu: sale
dla niepalących w restauracjach. wolny rynek sobie poradzi - ja np. w
knajpach, w których wolno palic nie jadam - i tyle. problemem jest
kwestia palenia w urzędach państwowych. Po przyjęciu jednakże
minimlizacji roli państwa - byłby to problem margianlny.
> > Nie widzę racji stojącej za zakazem handlu narkotykami. państwo nie
> > powinno chronić obywateli _wbrew_ ich woli. Natomiast z cała surowościa
> > należałoby wtedy tępić próby sprzedaży prochów osobom nieletnim.
>
> Tylko skąd ta granica? Bo nieletni nie ma woli? Jest może mniej świadomy?
> Czy może jest to kwestia umowy: umawiamy się, że nieletni to taki, który
> nie skończył np. 17 lat - i jemu właśnie nie wolno kupować "prochów". Ale w
> dzień po urodzinach "wolnoć Tomku w swoim domku"?
Granica wynika z powszechnie przyjętego w naszej cywilizacji progu
odpowiedzialności za własne czyny. Granica 18 lat jest oczywiście
arbitralna. Tym niemniej jest chyba oczywsite, że dawanie LSD
przedszkolakowi powinno byc karalne. Z drugeij strony co komu do tego,
czym się truje zarabiający na siebie 30-latek. Czyli gdzies w środku
powinna byc granica. Być może powinna byc płynna - tj. rodzice mogliby
wystawiać dzieciom upoważnienia do kupowania prochów. Jedni uznają, że
10-latek jest na tyle dojrzały. Inni będa czekać do momentu, kiedy dana
osoba zacznie na siebie zarabiać. Tak, zaczyna mi sie takie rozwiązanie
podobać.
> > (...) Należy takie zachowania zwalczać.
> > idelanym rozwiązaniem jest dobrowolny bojkot rasistowskich sklepów.
> > Demonstracyjne wspieranie sklepów antysegregacyjnych. Itp.
>
> To miałem na myśli mówiąc o kontroli społecznej.
No to mamy konsens. Bo zazwyczaj, gdy słysze kontrola społeczna chodzi
np. o Państwowa Inspekcję Pracy czy inny kompletnie niepotrzebny organ.
> > Natomiast wkroczenie w dziedzine etyki państwa powoduje po pierwsze
> > utożsamianie prawa i moralności ("to jest złe? To czemu prawo tego nie
> > zakazuje?"); po drugie powstawanie męczenników.
> >
>
> Państwo wkracza i musi wkraczać w etykę. Pytanie tylko w jakim zakresie
> powinno, a w jakim nie.
> Pan jeden casus określił: "nie zabijaj". Na ile widzimy tożsamość tej normy
> etycznej z normą prawną - widać na co dzień (vide: przypadek aborcji
> ostatnio komentowany w mediach).
Jest to raczej reakcja aparatu przymusu na powszechnie uznawana normę
etyczną. Erzoja tej normy (aborcja, eutanazja) prowadzi do powstawania
rozdźwięku między prawem a społecznym przyzwoleniem na pewne praktyki.
Tak więc będe się upierał o pierwotności etyki.
> > To obyczaje powinny byc surowe. Prawo IMo jest wtórne w stosunku do
> > etyki. Nie poprawia się moralności obywateli zmieniając prawo.
>
> Zgadzam się - pisałem o tym wyżej. Prawo przy tym winno być akceptowane
> przez większość, a więc musi być spójne z etyką, wypływać z niej. Wówczas
> staje się bardziej egzekwowalne.
Egzekwowalnośc IMo zależy od innych czynników. Natomiast brak takiej
zgodności prowadzi do alienacji prawa. Nie jest dobrze, gdy normy prawne
sa sprzeczne z poczuciemn sprawiedliwości. Nie jest dobrze, gdy karze
się za czyny powszechnia uważane za neutralne lub pozytywne (handel
walutami za PRL, przemyt towarów dzisiaj). Jeszcze gorzej jest, gdy
niekaralne są występki uważane za negatywne (praktyczna bezkarnośc
złodziei samochodów, umarzanie spraw dotyczących drobnych kradzieży). W
ten sposób rodzi sie klimat sprzyjający wprowadzeniu totalitaryzmu.
(...)
> > > Jeżeli jest to diagnoza stanu - to zgoda.
> > > Jeżeli diagnoza genetyczna - to może być to co najwyżej hipoteza.
> >
> > Co do możliwości zmiany dostosowania - nie chcę się wypowiadać, bo jest
> > to wróżenie z fusów. Sa to procesy bardzo długotrwałe.
>
> Tak jak - w moim odczuciu - wróżeniem z fusów jest przyjęcie założenia, że
> np. sytuacja Murzynów w USA jest efektem ich niższego ilorazu inteligencji
> (mierzonego jakimś tam testem). (jeżeli takiej tezy Pan nie wyrażał, to
> tylko tonem uzupełnienia).
Powiedzmy: rozkład IQ _może_ być jedna z przyczyn takiego stanu. Nie
zajmowałem się analiza położenia Murzynów. Tylko i wyłącznie wynikami
pewnego programu badawczego. Wynikami cieakwymi (IMO) i dośc
obrazoburczymi.
> > Oczywiście mowa tut ylko o _średnich_. Tak czy inaczej w rozwiązaniach
> > praktycznych decyzje podejmuje sie na podstawie danych jednostkowych, a
> > nie statystycznych.
>
> Raczej powinno podejmować się, ale czy podejmuje...?
Raczej tak. Średnio rzecz biorąc mężczyzna lepiej sobie poradzi na
stanowisku kierowniczym, niż kobieta (bo ma wyższy poziom agresji -
kwestia hormonów). Tym niemniej gdy zgłosi się do mnie mężczyzna i
kobieta - to sprawdzę, które z nich ma wyższe kwalifikacje - a nie
wybiorę faceta na podstawie danych statystycznych. w końcu zawsze mogę
trafić na kogos pokroju lady Thatcher.
(...)
> > > Słyszałem, że przy planowaniu budżetu na przyszły rok uwzględniono
> > > działalność WOŚP [to żart, chociaż - jak w reklamie "Nestle" - "kto to
> > > wie?"]
> >
> > To nie jest żart. jest to oczywistość. w demokracji Sejm jest organem,
> > który najlepiej wie, na co ile trzeba wydać (taka jest konsekwencja
> > przyjęcia zasady redystrybucji. jeżeli ja przyjmiemy, to automatycznie
> > potwierdzamy taka tezę).
>
> Ja wolałbym jednak traktować to jako żart. Chyba że planowanie budżetu
> przypomina wróżenie z fusów.
> Chyba, że w podanym wcześniej przykładzie 1000 MegaTalarów to była kwota w
> pełni pokrywająca założone potrzeby, a 100MegaTalarów od "kogoś_tam" było
> gwarantowane. Nie znam się na ekonomii, ale wydaje mi się, że zasada
> redystrybucji dotyczy środków, które wpływają do budżetu. Ale mogę się
> mylić.
Zgadza się. ale jednocześnie Sejm decyduje, ile tych środków do budżetu
ma trafić. Ergo: Sejm ostatecznie sutala optymalny poziom zbiorowych
wydatków na leczenie. Każda ingerencja inicjatyw typu WOSP obniża
optymalność (tak, wiem, optymalnośc jest niestopniowalna. Ohydny to
zwyczaj mówić, że cos jest mniej optymalne. Kajam się). I zadaniem
Sejmu jest tę optymalnośc przywrócić.
Oczywiście można traktowaś Sejm realniej, jako miejsce "szarpania
postawu sukna". Tylko wtedy nie ma żadnej racji pozwalającej na
redystrybucję. Z państwa owlnych obywateli przenosimy sie do
niewolnictwa, gdzie właściciel (państwo) decyduje, ile wypracowanego
dobra moga zatrzymac obywatele, a ile im się odbierze.
(...)
> > No i tutaj własnie nie mogę się zgodzić, ponieważ:
> >
> > - wszelka pomoc państwa jest niefektywna i nietrafna - ergo: jest
> > marnotrawstwem
>
> Założenie nienaukowe (szczególnie dotyczy to słowa "wszelka").
Przeciwnie - prawo Savasa jest najlepiej empirycznie sprawdzonym prawem
ekonomii.
pzdr
TRad
--
Szukasz pracy ? Znasz rynek IT (Internet) ? - http://webcorp.pl/praca/
|