Data: 2002-02-27 18:52:12
Temat: Re: (bardzo dlugie) Reminiscencje - Tuwim i chyba nie OT
Od: "Jerzy" <0...@m...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
[...]
> > Oj chyba sie za to wezmiemy....
>
> Powodzenia ;o) Czy masz juz ekipe? Bo sam nie dasz rady. To jest moje
> prywatne zdanie, ktore powstalo z doswiadczenia.
[...]
> Czekam naWasze opinie.
KWIATY POLSKIE
(czI/II/I fr.)
Rozdział z dziecinnej "Farbenlehre":
Śródmieście ma ziemistą cerę,
W bramie robotnik usiadł stary,
Suche kartofle z miski je,
A kolor jego żółtoszary,
Bo głodno, chłodno, brudno, źle.
Na cmentarz żółta trójka wiedzie,
Do domu szóstka granatowa,
Zieloną czwórką się dojedzie
Do zielonego Helenowa.
Popatrz na usta tej dziewczyny,
Podręcznej z magazynu mód:
A kolor ich niebieskosiny,
Bo smutno, trudno, chłód i głód.
Piątka spod lasu też zielona,
Lecz białym pasem przedzielona;
W tryby maszyny rozpętanej
Robotnik rzuca resztki sił.
A kolor jego ołowiany,
Bo na min metalowy pył.
Dziesiątka jest niebiesko-biała,
Dwójka czerwienią fabryk pała,
W drukarni znad zecerskiej kaszty
Rumieńcem płonie chuda twarz,
A kolor jego jest ceglasty -
- I całą "Farbenlehre" masz.
Już nie pamiętam, jak ósemka...
Żółta z niebieskim? Czy w pasemka?
Nic nie wiem... Przewrócona na bok
Na szynach leży barykadą
W poprzek przez jezdnię (gdzie był Zielke,
A naprzeciwko Petersilge).
Za barykadą - tłum stłoczony,
A nad nią, w górę podniesiony,
Sztandar-wyzwanie, sztandar-gniew:
A kolor jego jest czerwony,
Bo na min robotników krew.
Tak (pod jarzębinowym drzewkiem)
Dróżnik, stojący przed szlabanem,
Czerwoną wznosi chorągiewkę,
Gdy pędzi pociąg zasapany,
Łoskocąc w rozpalone szyny;
I maszynista osmalony,
Z lokomotywy wychylony,
Zwalnia powoli bieg maszyny
I pociąg w pustym polu staje...
Piotrkowska, w stronę Grand Hotelu,
Jak wymieciona. Przed tramwajem
Beczki i skrzynie, a za nimi,
Z browningiem w ręku przyczajeni
Klęczą bojownicy patrząc w szarą,
Bezludną przestrzeń trotuaru
I pustą jezdnię. Nic. Matrwota.
Cisza i tam - bo z morza tłumu
Nic nie usłyszysz prócz poszumu
Przybywających gromad ludzkich,
Co napływają od Widzewa,
Żeby na rynek iść bałucki:
Z Głównej, Nawrotu i Przejazdu
Strugami się w Piotrkowską wlewa
Burzliwy za przewałem przewał,
Zmierzając ku Staremu Miastu;
Ale się mało kto przepycha
Pod Meisterhaus i pod Urlicha,
Bo stamtąd, aż po barykadę,
W jedną się szczelna zbił gromadę
Milczący tłum, przy głowie głowa,
Jakby głowami wybrukował...
(Ten czarny tłok i nagła pustka
Są jak w dominie "mydło-szóstka").
Ja skamieniały na balkonie,
W to jedno oczy mam utkwione:
W owo czerwone na wagonie.
Wtem z krańca pustki w naszą stronę,
Od Benedykta, od Zielonej,
Sypnęło drobne rozproszone...
Przy każdym ostry punkcik stali.
Truchcikiem sypią mętni, mali,
Lecz rosną - już się ludźmi stali,
Szykami prują pas martwoty,
Już rotą stali się piechoty
W krasnych lampasach furażerek.
Stanęli. A na czele roty
Maleńki, skoczny oficerek.
Wysokie buty, błyszczące glancem,
Drepcą bez przerwy drobnym tańcem,
Maleńka rączka w ciągłym ruchu:
Jakby swędziało coś, to w uchu,
Jakby dzwoniło coś, to znowu
Przy rękojeści srebrnej "szaszki"
Maca wiszące fatałaszki.
Jak wryty stoi tłum. Nie dyszy.
A cisza taka, że w tej ciszy
Słyszysz, jak szybkim biegiem tyka
Szybka wskazówka sekundnika,
Za którą teraz śledzą oczy
Już spokojnego porucznika,
Już tylko one, zimne, szare,
Skaczą, drażnione tym sztandarem:
To spojrzą w tłum, to na zegarek.
I ciągle cisza... dech martwoty...
Jekaterynoburskie zuchy
(37 pułk piechoty)
Bezmyślnie patrzą w niemy, głuchy
Tłum.
Tylko czasami któryś zerknie
W bok,
Śledząc za małym oficerkiem.
I cisza, ciągle jeszcze cisza
Trwa.
Trzasnęło krótko. To koperta
Zegarka pana oficerka
Właśnie minęło przed sekundą.
Więc chowa go, obciąga mundur,
Po szablę sięga dłoń malutka
I wtedy - nikły ruch podbródka,
A rota - jednym zamków szczękiem,
Jednym podrzutem - broń pod szczękę
I gdy wyświsnął szablę z brzękiem,
Gruchnęło nagle spod tramwaju,
Od skrzyń, od beczek poszło grzmotem,
Zagrało jak piorunem w maju,
Stalowym sypie się terkotem,
Pisnęła szabla ciętym lotem
I - "rota pli!" - i plunął z roty
Deszcz ołowiany, ale złoty,
Bo salwą blasków trysło z luf -
I zawył z bólu mur ponury,
Pękł, wzbił się w górę, stoczył z góry
I runął bruk stłoczonych głów.
Odchłysnął tłum rozbiegiem rojnym,
Mrowiskiem biega niespokojnym,
Wre jak kipiący kocioł smoły
I oszalałe czarne pszczoły:
Chmarami ulatuje w bramy
Lub miota wrzątku odpryskami
I kamienice szare plami,
- I biją, trzeszczą, nie ustają
Celne browningi spod tramwaju.
Balkony i otwarte okna
Opustoszały. Nieszczęśliwa,
Jakaś krzycząca i okropna,
Matka z balkonu mnie porywa.
Ludzie biegają po pokojach,
Jak gdyby tamtych udawali,
A tam, choć głuszej ciągle wali,
Lecz jakby naprzód... Jakby dalej...
Otwórzcie balkon! Niech zobaczę!
Matka zanosi się od płaczu!
Otwórzcie! Patrzcie, co się dzieje!
Patrzcie! Spęczniałe i spienione
Chlusnęły tłumy nad wagonem,
Czarna się fala środkiem leje!
Patrzcie porwała to czerwone
I płynie, płynie podniesione,
Czerwone płonie ponad czarnem!
Machają, włażą na latarnie!
Mamo! śpiewają, idą , rosną!
Niesie kobieta z twarzą groźną,
Usta szeroko... Mamo! Ona
Krzyczy, przeklina, pięścią do nas!
Mamusiu! Za co? Patrz! Wydarła,
O brzuch oparła kij - a na nim
Niesie czerwone z literami
Dwa P i S... Litery złote
I złota kielnia na krzyż z młotem
...Ulica czarna, w oczach czarno,
Jakby się całe miasto wparło
Między dwa rzędy szarych domów,
I z okien krzyk, i tłok z balkonów
W jedną się czarną wrzawę zlewa,
I domy, oblepione mrowiem,
Idą, dach w dach i głowa w głowę,
Dumnym pochodem trzypiętrowym
I już kołysze się nasz dom,
I płynie, morzem uniesiony,
A za sztandarem ciągnie śpiew:
"Niesie on
zemsty grom
ludu gniew,
Przyszłości rzucając siew,
A kolor jego jest czerwony,
Bo na nim robotników krew,
Bo na nim robotników krew...
Potem wnosili do bram stróże
Zwłoki bojowców i sołdatów.
Zostały po nich krwi kałuże:
Lepka purpura łódzkich kwiatów.
Najpierw je wodą polewano,
Potem je piaskiem przysypano,
Nazajutrz zaś pędziły po nich,
Wprzężone w pary świetnych koni,
Powozy panów fabrykantów,
Panów prezesów i bogaczy,
Zadowolonych posiadaczy
Pałaców, banków i brylantów.
Julian Tuwim
pozdr. Jerzy
|