Data: 2006-08-07 19:28:55
Temat: Re: beznadziejnie zakochany
Od: Flyer <f...@p...gazeta.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
niezbecki; <eb80sf$5qb$1@news.onet.pl> :
> Nie pokładałbym zbyt wielkich nadziei w "być może odkryje".
A ja tak. ;) Dwa argumenty:
- jak dużo czasu upłynęło od ostatniego spotkania, czyli jaka warstwa
fałszywych emocji powstała --> jeżeli dużo, to przy spotkaniu okaże się,
że "nie tak sobie ją wyobrażał";
- jak wyglądają ich kontakty - czy on jest stroną czynną [a ona tylko
"zajmuje stanowisko"], czy ona mówi cokolwiek o sobie, jak długie są ich
rozmowy telefoniczne --> jeżeli to on jest stroną czynną, inicjującą,
bardziej otwartą, a rozmowy są krótkie [lub wcale ich nie ma], to przy
dłuższym spotkaniu wyjdzie jej "pustka" i bierna postawa przybierająca
postać "dajcie mi argumenty, a coś odpowiem". Wystarczy żeby w
normalnych miejskich warunkach [żadne tam urlopy nad ciepłym morzem] on
pobył z nią przez kilka godzin.
> Przy takim spotkaniu ona powinna być dla niego maksymalnie i konsekwentnie
> podła, i elokwentna w podłości.
Najprzyjemniejszą chwilą, jaką niekiedy doświadczam, jest rozczarowanie
połączone z uczuciem uwolnienia od emocji żywionych do
rozmówcy/rozmówczyni. Przeważnie uczucie to nie pojawia się w momencie,
kiedy ktoś jest dla mnie podły, ale kiedy stara się być miły i
towarzyski - wtedy ludzie bywają najbardziej żałośni. ;)
> Inaczej igraszki umysłowe w rodzaju rozdzielania znaczenia dla niego i
> znaczenia dla jego emocji raczej na g... się zdadzą.
>
> A i tak od spotkania mogą być dla niego lepsze dobre kije czołobije.
Spotkanie w miejscu publicznym nic go nie kosztuje - i tak już płaci.
Naczytałem się na psp i appm o różnych spotkaniach - z facetem, który
przez pół roku seksualnie omotał dziewczynę via gg, a na spotkaniu
okazał się cieniasem, o spotkaniach "po latach", kiedy wystarczała jedna
chwila, żeby facet zrozumiał, że nic nie czuje do drugiej strony. Tak to
hula Panie Pawle.
Wiesz - jeden z moich własnych przykładów - kiedyś, parę lat temu,
zaznajomiłem się, nawet nie platonicznie, z pewną dziewczyną - dobrze
nam się gadało i było ze sobą [choć nie w sensie miłości ani seksu].
Rozstanie odebrałem bardzo źle, bo ona wróciła do swojego życia - może
znów bezradność, może jakiś żal, fakt faktem, że później omijałem ją
przez kilka lat i słowem się nie odezwałem. W tym roku podszedłem do
sprawy konstruktywnie - przełamałem się. Okazało się, że nie wymagało to
żadnego wysiłku i że nie była dla mnie interesująca, a pewne wydarzenia
wręcz pokazały zasugerowały mi zgoła negatywną ocenę jej osoby.
Po co to piszę? Ano okazało się, że najbardziej bałem się
*tamtych_dawnych* emocji, milczenie i omijanie tylko potęgowały opór, a
za parawanem pamięci leżały tylko moje własne emocje, a nie emocje
związane z tą osobą - analogicznie - dziewczyna może uwalniać tylko
wspomnienia emocji faceta. I nic więcej.
Flyer
--
gg: 9708346
|