Data: 2008-12-30 01:20:03
Temat: Re: cd Parkinsona
Od: "michal" <6...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Flyer" napisał w wiadomości:
>> Użytkownik "Flyer" napisał w wiadomości:
>> > Dacie mi odegrać całą rolę do końca? Bez oceniania? Tak jest za
>> > każdym
>> > razem, jak zacznę jakiś pomysł tu, w przestrzeni abstrakcyjnej, na
>> > sucho
>> > bym powiedział, to nigdy nie jest mi dane dojśc do końca i wyciągnąć
>> > wniosków, bo ktoś się włącza z ocenianiem całej osobowości i zamiast
>> > iść
>> > dalej, skupiam się na obronie. Zero wiary w ludzi, maksymalna
>> > potrzeba
>> > sterowania ich postępowaniem. ;>
>> Na pewno nie da się Ciebie powstrzymać przed odgrywaniem roli do końca.
>> Nie zwalaj więc na innych swojej niedoskonałości w formułowaniu
>> przekazu,
>> bo i tak nie unikniesz oceniania. Szczególnie wtedy nie da się go
>> uniknąć,
>> kiedy inni obawiają się przeczytania charakterystycznego Twojego
>> szablonu.
>> Niech więc Twoja forma przedstawiania autorskich wniosków będzie
>> spójna,
>> jasna i atrakcyjna. W dawnych czasach, żeby zaciekawić czytelników,
>> używało się coś takiego jak: "Dawno temu, za górami, za lasami..." Dziś
>> trzebaby czegoś innego. ;D
> Ależ oczywiście, że da. Powiedziałbym wręcz, że część osób, a może i ja,
> pise z prekory na grupy, w nadziei, e ktoś go powstrzyma przed
> zrobieniem czegoś głupiego - problem z powstrzymywaniem jest taki, że po
> pierwsze, co już zaznaczyłem, nieumiejętne powstrzymywanie [ocenianie
> globalne, antycypowanie] tworzy jedynie przerwę w ciągu zachowania i
> zmusza do obrony, a po drugie przeważnie nie zmienia nastawienia nadawcy
> do pomysłu - on go dalej chce wykonać, a przynajmniej dalej *mówi* o
> jego wykonaniu. Zresztą sam zobacz - i Ty i Hekate, staracie się mnie od
> casu do czasu negować - Ty jakoś konstruktywniej, Hekate mniej - i do
> czego doszliście po roku? ;> Do niczego. Ba, więcej niż do niczego, bo
> ja nawet nie chcę się Wam "odszczekać" tym samym, nawet prywatnie. ;>
Mnie się podoba to, co robisz, co piszesz. Zazwyczaj jest to interesujący
sposób obserwowania siebie. Jeśli czujesz się negowany, to dlategp
zapewne, że nie potrafię dostatecznie dobrze wyartykułować swoich
spostrzeżeń.
Dostrzegam różnicę w traktowaniu osobowości jednostki. Ty uważasz
jednostkę za swojego rodzaju "maszynę" funkcjonującą w postaci dobrze
zbadanych przez psychologów mechanizmów, a ja traktuję człowieka jako
zadziwiająco uniwersalną istotę wprzęgniętą w tysiące układów społeczno
środowiskowych o niezwykłych i unikalnych w przyrodzie możliwościach
samodoskonalenia się (o mały włos nie napisałem "samouwielbienia"). A do
tego wciąż jeszcze liźniętych jedynie (mówię o tych możliwościach) przez
naukę rozprosząną jeszcze w różniących się przez naukę spojrzeniach i
teoriach.
Jeśli rozmowy z Tobą mają mieć jakąś misję z mojej strony, to jest to,
uważam, nadinterpretacja. Dla mnie jest jasne, że jeśli coś jest we mnie
złe i chcę się tego pozbyć, to jedynym problemem jest dla mnie "jak to
zrobić".
Naturalną więc jest moja projekcja polegająca na mówieniu, co bym zrobił
na Twoim miejscu. A Ty powinieneś z tym zrobić, dokładnie, co chcesz. Ja
Ciebie, a właściwie Twoje zachowania oceniam przez pryzmat moich
"wypracowanych" wizji i wyobrażeń o możliwościach. I wszystko! :)
>> > I za jakiś czas znów próbuję przejść tę samą "sztukę" i znów ktoś się
>> > zabawia w Boga. :)
>> Po to tu jesteśmy. ;)
> A ja myślałem, że po to tu jesteśmy, żeby pomóc rozumioeć i wręcz
> czasami zachęcić kogoś do zrobienia czegoś, czego się obawia. Chcesz, to
> rób, jak robisz, to pomyśl nad tym. ;>
No, to jest właśnie troche zabawa w Boga: "Ja wiem coś, czego Ty nie
wiesz". Więc: "Daję Ci fortepian, zobacz, jak fajnie się na nim gra!", a
Ty umiesz tylko latać samolotami :)
>> > Zdecydowania. Inna sprawa, że jak napisał Kępiński, cytatu nie będę
>> > teraz szukał, dobry lekarz psychiatra [którym nie jestem oczywiście]
>> > musi "zachorować", żeby być dobrym lekarzem psychiatrą. To dotyczy
>> > też
>> > niedyplomowanych specjalistów od ludzkich duszy. Takie odgrywanie
>> > naraz
>> > paru schematów achowań/osobowości, to istne Szaleństwo - człowiek nie
>> > wie, gdzie góra, gdzie dół, takie łamanie własnego lęku [po pijaku,
>> > niech będzie ;>], to istna choroba efektywna dwubiegunowa. To typowe
>> > odreagowanie stresu - najpierw się zbierasz do kupy, przygotowujesz
>> > porądną argumentację, przekazuje ją w porądnej formie, a później
>> > siadasz
>> > na szpilkę i .... ;>
>> Uporządkuj swoją pozycję przy pomocy siedmiu nawyków na przykład...
> Ja tam wolę "bezrozumnie". ;> W końcu własna przyzwoitość lub poczucie
> winy i tak mnie dogoni. :)
Tu się podejrzewam nie rozumiemy. Mnie chodzi o praktyczna strone radzenia
sobie ze sobą. Tak jak ja to robię. Nie wiem, co oznacza "bezrozumnie" :)
>> > A co do tej informacji o biurze matrymonialnym - to jest jedna z tych
>> > informacji, które społecznie nie są pozytywnie postrzegane,
>> > przynajmniej
>> > przez część społeczeństwa, które uwielbia oceniać innych. W sumie
>> > dobrzew się stało, że to napisałem, bo była to jedna z trudniejsych
>> > rzeczy do mówienia "innym", zwłaszcza jak Ci inni byli święcie
>> > przekonani, że nie "zauważałem" ich, bo byłem mądry, odpowiedzialny i
>> > ponad. Albo co gorsza, tu pozwolę sobie na pewien cytat wyrwany z
>> > kontekstu - "nie wiadomo czy nie masz jakichś dzieci, o których nie
>> > wiesz" - tłumaczenie cytatu - znaczy się, że latam po Świecie i parzę
>> > się z wszystkim co ma dwie nogi, dwie ręce i z grubsza przypomina
>> > kobietę. Jak komuś udowodnisz, że to nieprawda? ;>
>> Nie ma konieczności, żeby publicznie przyznawać się do rzeczy, które
>> nie
>> są pożądane w kreowaniu (specjalnie piszę o kreowaniu, bo przecież jest
>> to
>> bardzo ludzkie i nieuniknione, że nie musimy być do bólu szczerzy,
>> szczególnie niepytani) publicznego wizerunku. Po co komukolwiek
>> udawadniać, że nie ma się rozsianych po świecie dzieci?
> Bo zbyt wiele razy spotkałem się z takimi pomysłami, a pewnie gdyby
> każdy chciał powiedzieć, co myśli, to spotkałbym się jeszcze więcej
> razy? ;> A może głupio mi się słucha osób, które są "otwarte i
> niekrytykujące", które krytykują nieporadność w nawiązywaniu relacji,
> negują takie osoby, myśląc że nikt zainteresowany tego nie słyszy? ;>
To bardzo ciekawe. Ja nie mam nadmiernej tendencji do zastanawiania się
nad tym, co kto myśli. Niekiedy nie biorę nawet pod uwagę tego, co kto
mówi (choć to zależy od relacji). Mam za to przekonanie, że takie
dywagacje (co kto myśli) w 90% się nie sprawdzają, jest tak wiele różnych
kierunków. Więc raczej nie zwracam sobie tym głowy.
Równie mocne mam przekonanie o tym, że poza moimi plecami ludzie
rozmawiają o mnie i mnie publicznie oceniają. Dotyczy to chyba wszystkich.
Wydaje mi się, że co przyzwoitsi ludzie, to tylko skuteczniej powstrzymują
się od takiego plotkowania w imię zasad. Więc też nie tracę czasu na
zastanawianie się nad tym, co kto o mnie gdzieś tam gada.
Jedno jest dla mnie pewne: Jeśli chcę, żeby dobrze o mnie mówiono - a
chcę - to muszę być po prostu lepszym sobą.
> Zresztą ten cytat specjalnie upubliczniłem, odarłem go z elementu
> wyznania intymnego i w postaci linku posłałem do adresata. ;>
>> > Mam kaca, nadal. I boję się zajrzeć do swojej poczty. I szukam osoby,
>> > która a mnie zajrzy do mojej poczty i ubierze treść korespondencji w
>> > stan logiczny - Tak/Nie, bez niepotrzebnych niuansów. ;>
>> Trlalalala! W Twoim wykonaniu to zabrzmiało jak: "Choć pokażę Ci
>> kolekcję
>> przyszpilonych motyli!" ;D
>> Moim zdaniem nie jest to wcale nudne. Hehehe! :D
> Nadal oceniasz. ;>
Nie byłbym sobą, gdybym nie oceniał. Cóż złego jest w ocenianiu,
szczególnie gdy wiemy, że jest to powszechne?
Mam znajomego, który do znudzenia powtarza "nie
> jesteś wcale zły" - i ja też nie wiem, co z tym mam zrobić.
A jesteś zły? Pierwsze słyszę. :)
;> Ale co z
> sytuacją wiem - grzecznie wejdę na pocztę, nie przeczytam odpowiedzi,
> ale przeproszę. :)
Jak się piwa nawarzyło, to lepiej jest je wypić. Stajemy się wtedy
doskonalsi.
--
pozdrawiam
michał
|