Data: 2009-01-02 20:56:54
Temat: Re: cd Parkinsona
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Fri, 02 Jan 2009 21:02:13 +0100, medea napisał(a):
> Ikselka pisze:
>
>> szanują, czy nie, ganze ganz.//odpowiadam Michałowi, za Twoim pośrednictwem
>> bo mam go w KF
>
> Jeśli masz go w KF, to bądź konsekwentna, i nie odpowiadaj mu. :/
Dobra.Ale mnie wkurza. Nie wytrzymuję czasem, jak normalna kobieta ;-PPP
Od tej pory przymykam bohatersko oczy na Twoje cytaty :-)
>
>> Masz prawidłowe, bo racjonalne spojrzenie na moją sytuację. Faktycznie tak
>> jest, jak piszesz, może tylko z małą korektą, czy raczej dopowiedzeniem:
>> wszystko to byłoby zupełnie bez sensu, gdybym nie trafiła w życiu na
>> człowieka, który to docenia na tyle mocno, że nie miałam ani przez chwilę
>> poczucia "poświęcania się", a wręcz przeciwnie, mam cały czas dzięki niemu
>> świadomość, że robie tylko to, co lubię i równocześnie uszczęśliwiam tym
>> innych - to chyba idealna sytuacja :-)
>
> Tak, tak właśnie podejrzewam, że duża w tym zasługa Twojego męża.
> W ogóle w Waszym związku ma dużą moc kreatywną, jak sądzę.
Owszem - jako wzorzec męzczyzny, któremu ja, jako wzorzec kobiety, z
mięknącymi kolanami ulegam ;-PPP
Ponieważ wybrałam sobie Kreatora takiego, który kreuje moje życie zgodnie z
moimi oczekiwaniami. Zawikłane, co?
;-P
> Piszę
> oczywiście na czuja, bo przecież nie znam Was w sumie. Mogę tylko
> stwierdzić, na podstawie tego, co piszesz na grupie i tego, jak reagują
> na Ciebie inni, że masz dość trudny charakterek. ;)
Owszem, mam trudny. Nie mówię nigdzie, że jestem aniołkiem. Jestem
impulsywna, uczuciowa, nierówna, wybuchowa ale i skora do szczerego, nie
obłudnego, łaszenia się jak kot, kiedy kto zasłuży na moje łaszenie, także
kajanie się za winy nie gwałci mojej dumy wcale. Mąż twierdzi, że tylko
taki, wyrazisty charakter, może mieć kobieta, którą zdolny był pokochać ;-)
>
>> Co do owego właściwego człowieka - pisałaś gdzieś niedawno, że nie każdy ma
>> szansę trafić na mężczyznę/kobiete swego życia w liceum. Tylko wydaje mi
>> się, że to, gdzie i jak na nich trafiamy, nie za bardzo ma znaczenie dla
>> finalnego efektu, biorąc pod uwagę, że z kilku (coś ok. 7-8) par
>
> Ja to pisałam w odpowiedzi na Twój konkretny post, w którym
> gloryfikowałaś fakt jedynego w życiu związku. Nic dziwnego, że związek z
> liceum będzie równocześnie tym pierwszym, a jeśli okaże się udany, to i
> jedynym. Tych 8 par Wam znajomych może zbyt ceniło sobie fakt
> "pierwszości" i potencjalnej "jedyności", no i się nie udało.
Nie ma "udało" lub "nie udało", to nie jest loteryjka. Wg mnie za mało
pracowali (zrozumieniem, staraniem, poświęceniem w dobrym sensie,
spolegliwością, miłością?) na sukces. Zresztą nie wiem, rozpadlo im się i
już. O kilku parach wiem, że np ewidentnie rozdzieliły ich zdrady,
pieniądze, osobne kariery, sukcesy jednego wobec porażek drugiego i zawiść
w zw. z tym... czyli sprawy za trudne dla nich lub dla ich miłości. Nie
umieli tego wszystkiego razem spleść...
> Gdyby
> bardziej zwracali uwagę na jakość, to może nie byłoby ani ślubu, ani
> rozwodu, a byłby np. drugi, czy trzeci związek już ten udany. Rozumiesz
> mój tok myślenia? Też mam koleżanki, które pobrały się z chłopakami
> poznanymi w liceum, i chyba każda z nich jest już rozwódką. To, że Wy
> mieliście szczęście do "pierwszości, jedyności i jakości", czyli
> trafiliście na siebie tak szybko, to świetnie, ale to nie jest reguła.
> Wiem, że dopracowywaliście się z pewnością swojego ideału, ale do tego
> procesu też trzeba "trafić" na odpowiednią osobę.
>
>> wypowiedzi na ten temat jak chwalenie się, a to nie tak. Po prostu
>> chciałabym, aby ludzie zrozumieli, że wyzbycie się chorobliwych ambicji i
>> niezgodności ze sobą oraz rezygnacja z patrzenia na własne życie zgodnie z
>> modami, oczekiwaniami obcych, trendami społecznymi itp. daje efekty
>> nadspodziewanie pozytywne i ja jestem tego przykładem...
>
> I tutaj cały czar pryska! Tobie się wydaje, że Twój model jest jedyny,
> Twoja miara najlepsza, nie godzisz się na różnorodność życia i ludzi.
Nigdzie tego nie twierdzę, a skoro tak to odbierasz, to... może jest jedyny
słuszny, najlepsza?
;-P
A serio: mogę się godzić czy nie - jakie to ma znaczenie? I tak ludzie
robią swoje, no daj spokój, któż na mnie zwraca uwagę, co ja tam sobie
sądzę. Nie chodzi o godzenie się - moje czy czyjekolwiek. Może tylko o
dziwienie się. Moje. Temu, że często ludzie lekko traktują związki, dane
słowa, wypowiedziane deklaracje - przypadkowo, nieprzemyslanie, bylejako,
że a nuż się uda oszukac los plastikowym żetonem zamiast dobrej monety i
jak z bankomatu wziąć od niego co najlepsze - a potem mają żal do...
każdego, tylko nie do siebie, że dostali byle co za byle co...
> Popatrz: "chorobliwe ambicje, niezgodność ze sobą, patrzenie na własne
> życie zgodnie z modami i oczekiwaniami obcych, poddawanie się trendom
> społecznym" - to widzisz u tych, którzy żyją inaczej niż Ty. Zero
> pozytywów. To nie może u innych budzić sympatii do Ciebie.
Nie może budzić u wszystkich. Nie oczekuję powszechnej sympatii do siebie -
chyba bylabym bardzo głupia, oczekując lubienia mnie przez każdą napotkaną
osobę. Moje poglądy i postawy jednak znajdują
uznanie/poparcie/odbicie/powielenie/odpowiednik/potw
ierdzenie u pewnej
grupy osób - i to jest właśnie naturalne kryterium naszego wzajemnego
doboru, żtp. Nie cierpię na nadmiar, ale i nie o niego mi chodzi - liczy
się jakość, a nie ilość. Choć oczywiście życzyłabym podobnego poczucia
sukcesu, czy może nawet szczescia, jak najwiekszej liczbie ludzi :-)
>
>> I co, kto ma lepiej?
>
> Hie hie, jesteś niezawodna!
>
> Ewa
No dobra, dobra, wynicowałaś mnie dokumentnie, masz mnie na szpileczce,
hie, hie :-)
|