Data: 2006-12-07 23:30:38
Temat: Re: co Wam przyniósł Mikołaj? :-)
Od: Kruszyzna <k...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Thu, 07 Dec 2006 18:54:39 +0100, ewka sącząc kawkę, wyklepał(a)::
> Jesli nie to niestety, ale znaczy tyle co "nie zalezy mi juz na Twoim
> szczesciu". Przykre, ale niestety zdarza sie.
Pozwolę sobie się nie zgodzić. My w tym roku nie robiliśmy sobie
mikołajek, bo nie i już. Tak mamy. Ba, my miewamy wiligie bezprezentowe.
Tak, już widzę, jak jeden i drugi puka się w czoło :)
I w żadnym wypadku nie jest w stosunku do nas prawdziwa teza, że nie
zależy nam nawzajem na naszym szczęściu. Wprost przeciwnie. My po prostu
troskę o siebie wyrażamy inaczej. Bo naprawdę jest tysiąc
pięćset różnych sposobów wyrażenia szacunku dla drugiego człowieka,
trzeba tylko chcieć i trochę wysilić wyobraźnię. A człowiek, który
to rozumie, na pewno nie tylko się nie obrazi, ale wprost przeciwnie -
poczuje się doceniony. Zapewniam, i mikołajki, i święta spędzamy
radośnie, spokojnie i jest nam dobrze nawet bez wzajemnej wymiany
prezentów. Liczy się wspólne wysączenie ulubionego winka, rozmowa, na
którą wiecznie brakuje nam czasu z powodu codziennego mijania się
(jedno z roboty, drugie do roboty), wspólne oglądnięcie czegoś
głupawego w tv i po prostu "nicnierobienie", bo na taki luksus rzadko
kiedy możemy sobie pozwolić. To nie wszystko. Zdarza nam się (na zmianę,
tak jakoś wychodzi) nie pamiętać o rocznicy ślubu, ale żadnemu z nas
do głowy by nie przyszło pomyśleć, że ktoś, kogo akurat kolej na
zapominanie, lekceważy szczęście tego drugiego. Dlaczego? Bo czy ktoś
kogoś szanuje, czy nie, widać w codziennym życiu. I żadne, nawet
najdroższe mikołajki nie zaczarują rzeczywistości. Jeśli nie układa
się w życiu, to podarowanie prezentu niczego nie załatwi. I odwrotnie.
Jeśli się układa, to niedanie prezentu niczego nie zepsuje. Liczą się
wspólne cele, plany, przedsięwzięcia, coś, co łączy. Tak na co
dzień. I jakoś nam się małżeństwo bez tych prezentów nie rozpada.
I tak już zupełnie na koniec, kompletnie na boku, ale tak jakoś mi się
wiąże z całością: ja protestuję przeciwko mikołajkowemu wariactwu.
Ludzie z obłędem w oczach latają po sklepach, zdenerwowani, zmęczeni,
tu promocja, tam obniżka, nie zdążą, nie zdążą, nie zdążą! A
prezent trzeba kupić, prezent. Rany boskie, kiedy to zrobią, przecież
kończą robotę o 19.00. Sklepy zamknięte. Trzeba będzie jechać do
centrum handlowego i przez całe miasto przedzierać się przez korki.
Cholera jasna, znowu jakiś kretyn rozklekotanym maluchem zajechał
drogę. Klaksonem mu w ucho. Rusz się, baranie! Bo przecież po prezent
jadą, spieszą się i w ogóle, a on tym maluchem tak bezczelnie i
pomału. No tak, i przez to centrum prują, i w korkach grzęzną, a
prezent może się nie spodobać. I ten trud cały, i zmęczenie, i
hektolitry benzyny, i maluch cholerny powolny psu na budę i do bani. Nie
dajmy się zwariować. Człowieka szukajmy przede wszystkim, a jak prezent
za tym pójdzie, to tylko się cieszyć, że najważniejsze zrobione.
Krusz.
--
Kruszyna
ręcznie robione co nieco - http://manufakturka.pl
"Primum non stresere..."
|