Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Re: czemu nie można cały czas być szczęśliwym?

Grupy

Szukaj w grupach

 

Re: czemu nie można cały czas być szczęśliwym?

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2004-04-22 14:15:39

Temat: Re: czemu nie można cały czas być szczęśliwym?
Od: "Hubert " <h...@g...SKASUJ-TO.pl> szukaj wiadomości tego autora

> > W procesie oswiecania sie negatywne emocje powoli wypalaja sie, tzn
> przestaja
> > sie pojawiac sie samoistnie. Sprobuj bedac zakochana w kims ze
> wzajemnoscia
> > bedac w pelni szczescia nagle go znienawidzic. Moze to i nawet mozliwe,
> ale i
> > po co to robic?
>
> a co pojawia się na miejsce tych wypalonych negatywnych emocji?
> przykładowo nie cierpię prawa (które było przedmiotem moich studiów)
> autentycznie darzę conajmniej niechęcią jeśli nie nienawiścią regulaminy,
> ustawy, przepisy itd
> to jeśli moja nienawiść się wypali, to co nastanie? ;)
> bo wg. mnie obojętność
> ale obojętność tę osiągnę pewnie nie dzięki nirwanie, tylko po prostu
> przez upływ czasu i brak konieczności stałego kontaktu z ustawami ;)
> (mam nadzieję)

Jesli nie cierpisz prawa, to przeciez mozesz np przestac sie nim zajmowac i
zajac sie czyms fajniejszym, przyjemniejszym dla Ciebie. No chyba ze jednak
jest cos takiego co sprawia ze zajmowanie sie tym jest dla Ciebie z jakichs
powodow wazne. W takim przypadku emocji ktore przezywasz zajmujac sie tym tez
bym nie bagatelizowal. A po wypaleniu sie takich emocji jak nienawisc,
pozostaje moim zdaniem raczej nie obojetnosc, a zrozumienie lub przebaczenie.
Ja bym tego nie bagatelizowal, a raczej zmierzal w kierunku zrozumienia tego,
co sie za tym kryje i w kierunku pelnego przezycia tych emocji do samego
konca.
Obojetnosc moze byc tu ucieczka (jesli chcesz ta sytuacje zrozumiec).

>
> > No tak, ale pytalas zdajsie czy mozliwe jest byc caly czas szczesliwym.
> Nie
> > wiem, czy swiadomosc jest w naturalny sposob wystawiana na negatywne
> doznania.
> > Raczej jestem na stanowisku, ze jest to nasza interpretacja danych
> dochodzacych
> > do naszej swiadomosci, czy postrzegamy je jako pozytywne (wspierajace),
> czy
> > negatywne (dolujace). Przypominam, ze nawet tzw. "negatywne wydarzenia"
> moga
> > sie z czasem okazac budujace, jesli wyciagnie sie z nich odpowiednie
> wnioski.
>
> no tak, ale nasza interpretacja danych nie zawsze daje się być pozytywna,
> choćbyśmy nie wiem jak chcieli
> dajmy na to dowiaduję się, że tracę pracę (której nie chciałam tracić)
> przecież nie zareaguję "pozytywnie" radośnie, itd
> podstawowym doznaniem będzie raczej smutek, to naturalne,
> a dopiero potem zacznę kombinować jakie "pozytywy" można z danej sytuacji
> wyciągnąć
> albo dowiaduję się, że bliska mi osoba ma raka płuc z przerzutami do mózgu
> i jak ja mam to "pozytywnie zinterpretować"?
> coś by ze mną było nie tak, gdybym pozytywnie do tej info podeszła
> .

Moim zdaniem reakcja na powyzsze sytuacje jest nie tyle naturalna, co
wyuczona. Nauczylismy sie reagowac w okreslony sposob na okreslone sytuacje,
gdyz sa na to okreslone wzorce spoleczne. I to z ich powodu reagujemy na
poczatku jak pies Pawlowa. Dopiero potem zazwyczaj mozemy nadac swiadomie
sytuacji takie znaczenie, ktore bedzie nas wspierac.
Poza tym podejrzewam, ze rak przydarza sie ludziom nie przypadkowo, ale ma
konkretne przyczyny i okreslony kontekst osobisty, a wiec taka sytuacje
rozpatrywalbym analizujac konkretny przypadek (podobnie jak w sytuacji utraty
pracy).

> > Jezeli chodzi o ograniczanie spektrum doznan, to ja uwazam, ze w pewnym
> > istotnym stopniu mozemy wybrac, czego doswiadczamy. Mozemy np. ogladac
> horrory
> > lub wieczorne wiadomosci, codziennie chlac do upadlego lub zajmowac umysl
> > bzdetami,
>
> to co wymieniasz to hm... ;) drobne rzeczy
> (podobno to one są najistotniejsze, te chwile)
> natomiast jest wiele rzeczy na które nie mamy wpływu wcale
> (choćby przykłady wyżej podane przeze mnie)
> wydaje nam się, że tak wiele możemy
> to optymizm

No dobrze, ale jesli juz rozpoznasz to, na co nie masz wplywu, to co Ci
innego pozostaje jak to zaakceptowac i uzyskac tym samym gleboki spokoj? No
chyba ze jest cien szansy na to, by zawalczyc i wtedy masz szanse znalezc
sens dla pozytywnej dzialalnosci, ktora wypelnic moze Twoje zycie i napelnic
satysfakcja. W czym wiec problem? I tak dobrze, i tak dobrze.


> > Nie wiem gdzie tu widzisz element odurzenia.
>
> w przytłumieniu tego co było
> zastąpieniu tego czymś nie do końca naturalnym
> ale to moje zdanie

No tak, jesli chcesz przytlumic to, co bylo, to moze Ci to sprawic duzo
klopotu. Np wiadomo, ze istnieja tak zwane przezycia traumatyczne, o ktorych
czlowiek wolalby zapomniec. A jednak predzej czy pozniej sie okazuje, ze
trzeba po prostu na nowo wrocic do tych doswiadczen i na nowo je przezyc, bo
nic nie moze w przyrodzie pozostac niedokonczone, niedomkniete. I jesli my
nie bedziemy sie chcieli tym zajmowac, to samo bedzie naciskac i o sobie
przypominac, np w postaci problemow zyciowych, cierpienia itd. I wlasnie te
sygnaly czesto w efekcie okazuja sie sprzymierzencami, gdyz po przezyciu w
koncu tego, co bylo takie trudne okreslony wzorzec problemu, czy cierpienia
zanika. Dzieje sie to np w psychoterapii. W praktyce okazuje sie jednak, ze
ten proces jest zazwyczaj dlugi (jest wiele takich wzorcow do oczyszczenia),
ale jak sadze ma swoj koniec. Wraz ze zblizaniem sie do konca mozesz zaczac
odczuwac coraz wiekszy spokoj, satysfakcje zyciowa, zdolnosc do swobodnego,
spontanicznego dzialania, jasnosc umyslu i motywacji, lepsze zwiazki z ludzmi
i coraz wiecej realnych sukcesow. A takze poczucie wladzy nad wlasnym zyciem.

>
> > > czyli wszystko jest jak ciągła linia
> > > ale stan nirwany nie może przecież ciągnąć się w nieskończoność
> > > jeśli się nie mylę
> > > to ma on swój początek i koniec
> > > nie jest stanem permanentnym
> > > a może jest? ;)
> > > jeśli nie, to po zakończeniu Nirwany wracamy do świadomości
> "przyziemnej"
> > > pełnej również negatywnych odczuć
> >
> > Ja mysle, ze stan calkowitego oswiecenia nie konczy sie nigdy. Jest to
> cos, co
> > w chrzescijanstwie nazywa sie szczesciem wiecznym.
>
> niestety jestem zbyt przyziemna
> by to sobie wyobrazić
> ;)

Mozna to osiagnac tu na Ziemi (w sytuacji "tu i teraz"), a nie tylko w jakims
wyimaginowanym niebie kiedys tam po smierci ("kiedys i tam"). Poczatek to
wziac odpowiedzialnosc za wlasne mysli, uczucia i decyzje. A nie zwalac na
innych, los, czy Boga za to, co sie z nami dzieje. Potem pozostaje proces
kreacji WLASNEGO ZYCIA. I spokojnie pokonywac trudnosci, a nie tylko
nieustannie narzekac na nie. To moze byc boskie zycie na ziemi!

Pozdrawiam Hubert.


--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2004-04-23 07:54:34

Temat: Re: czemu nie można cały czas być szczęśliwym?
Od: "Natalia" <k...@p...do_not_type_it.onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Hubert " <h...@g...SKASUJ-TO.pl> napisał w wiadomości
news:c68k2b$9mf$1@inews.gazeta.pl...

> Jesli nie cierpisz prawa, to przeciez mozesz np przestac sie nim zajmowac
i
> zajac sie czyms fajniejszym, przyjemniejszym dla Ciebie.

mówiłam tak sobie po każdej sesji egzaminacyjnej
(zaliczonej wreszcie w ciężkich bojach) ;))
ale mniejsza z tym, bo się znów rozkręcę
a to jest temat na który potrafię długo przynudzać ;)

No chyba ze jednak
> jest cos takiego co sprawia ze zajmowanie sie tym jest dla Ciebie z
jakichs
> powodow wazne.
W takim przypadku emocji ktore przezywasz zajmujac sie tym tez
> bym nie bagatelizowal. A po wypaleniu sie takich emocji jak nienawisc,
> pozostaje moim zdaniem raczej nie obojetnosc, a zrozumienie lub
przebaczenie.

najpierw zrozumienie, potem przebaczenie?
zrozumienie jak rozumiem konieczne dla przebaczenia?
ale skąd mam wiedzieć że już coś wystarczająco rozumiem?
mogę myśleć, że rozumiem, ale będę w błędzie

> Ja bym tego nie bagatelizowal, a raczej zmierzal w kierunku zrozumienia
tego,
> co sie za tym kryje i w kierunku pelnego przezycia tych emocji do samego
> konca.

czyli jednak przeżycia tych _negatywnych_ emocji do samego końca?

> Obojetnosc moze byc tu ucieczka (jesli chcesz ta sytuacje zrozumiec).

jasne, pomyslałam o obojętności na przykładzie tego mojego zakichanego prawa
w odniesieniu do np. kontaktów z daną osobą
osiągnięcie stadium obojętności faktycznie nie jest najlepszym wyjściem
jest raczej ucieczką przed definitywnym rozwiązaniem problemu

> Moim zdaniem reakcja na powyzsze sytuacje jest nie tyle naturalna, co
> wyuczona. Nauczylismy sie reagowac w okreslony sposob na okreslone
sytuacje,
> gdyz sa na to okreslone wzorce spoleczne. I to z ich powodu reagujemy na
> poczatku jak pies Pawlowa. Dopiero potem zazwyczaj mozemy nadac swiadomie
> sytuacji takie znaczenie, ktore bedzie nas wspierac.
> Poza tym podejrzewam, ze rak przydarza sie ludziom nie przypadkowo, ale ma
> konkretne przyczyny i okreslony kontekst osobisty

????

> No dobrze, ale jesli juz rozpoznasz to, na co nie masz wplywu, to co Ci
> innego pozostaje jak to zaakceptowac i uzyskac tym samym gleboki spokoj?

dobra argumentacja, przyznaję
może po prostu mam taki charakter, że kiedy wiem, że nie mam na coś wpływu
na co bym wpływ mieć chciała,
to reaguję dość hm... wybuchowo
w żadnym razie nie osiągam głębokiego spokoju
tylko raczej żal do siebie, świata, innych itd
(może dlatego np. joga nie dla mnie, byłam parę razy,
zawsze wychodziłam niespokoja
w żadnym razie nie zrelaksowana ;)))

No
> chyba ze jest cien szansy na to, by zawalczyc i wtedy masz szanse znalezc
> sens dla pozytywnej dzialalnosci, ktora wypelnic moze Twoje zycie i
napelnic
> satysfakcja. W czym wiec problem? I tak dobrze, i tak dobrze.

problem we mnie akurat
ale chciałam gadać ogólnie
a nie na własnym przykładzie ;)

> No tak, jesli chcesz przytlumic to, co bylo, to moze Ci to sprawic duzo
> klopotu.

ale jest to jedyna metoda która szybko daje (krótkotrwały) efekt
taka doraźna pomoc w chwili gdy trzeba szybko czemuś zaradzić
imho

Np wiadomo, ze istnieja tak zwane przezycia traumatyczne, o ktorych
> czlowiek wolalby zapomniec. A jednak predzej czy pozniej sie okazuje, ze
> trzeba po prostu na nowo wrocic do tych doswiadczen i na nowo je przezyc,
bo
> nic nie moze w przyrodzie pozostac niedokonczone, niedomkniete.

;))
W książce rok 1984 jest moment kiedy bohater poddawany jest najcięższym
torturom
musi wejść do pokoju 101 (chyba) gdzie na torturowanego
czeka to, czego torturowana osoba boi się najbardziej -
takie skryte, czasem wyolbrzymione, ale dla danej osoby przerażające rzeczy
jest to pokój którego wszyscy więźniowie boją się najbardziej
(czytając powieść wyobraziłam sobie, że moim pokojem 101 jest pokój
wypełniony po brzegi prawniczymi książkami i ustawami
a ja nie wyjdę z pokoju, póki nie będę znała na pamięć
wszystkich znajdujących się tam przepisów)

I jesli my
> nie bedziemy sie chcieli tym zajmowac, to samo bedzie naciskac i o sobie
> przypominac, np w postaci problemow zyciowych, cierpienia itd. I wlasnie
te
> sygnaly czesto w efekcie okazuja sie sprzymierzencami, gdyz po przezyciu w
> koncu tego, co bylo takie trudne okreslony wzorzec problemu, czy
cierpienia
> zanika. Dzieje sie to np w psychoterapii.
W praktyce okazuje sie jednak, ze
> ten proces jest zazwyczaj dlugi (jest wiele takich wzorcow do
oczyszczenia),
> ale jak sadze ma swoj koniec. Wraz ze zblizaniem sie do konca mozesz
zaczac
> odczuwac coraz wiekszy spokoj, satysfakcje zyciowa, zdolnosc do
swobodnego,
> spontanicznego dzialania, jasnosc umyslu i motywacji, lepsze zwiazki z
ludzmi
> i coraz wiecej realnych sukcesow. A takze poczucie wladzy nad wlasnym
zyciem.

o, powiało optymizmem ;)
a już się widziałam w tym prawniczym pokoju 101 ;))
nie no, oczywiście trochę się też z tego śmieję
bo już mnie nie czeka uczenie się ustaw na pamięć, przynejmniej nie na
uczelni ;)
podałam tu moje zmagania z prawem dla przykładu
by się w teorii nie zgubić

pozdrowienia

Natalia



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-04-23 19:09:04

Temat: Re: czemu nie można cały czas być szczęśliwym?
Od: "Hubert" <h...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

>

> No chyba ze jednak
> > jest cos takiego co sprawia ze zajmowanie sie tym jest dla Ciebie z
> jakichs
> > powodow wazne.
> W takim przypadku emocji ktore przezywasz zajmujac sie tym tez
> > bym nie bagatelizowal. A po wypaleniu sie takich emocji jak nienawisc,
> > pozostaje moim zdaniem raczej nie obojetnosc, a zrozumienie lub
> przebaczenie.
>
> najpierw zrozumienie, potem przebaczenie?
> zrozumienie jak rozumiem konieczne dla przebaczenia?
> ale skąd mam wiedzieć że już coś wystarczająco rozumiem?
> mogę myśleć, że rozumiem, ale będę w błędzie

Nie wiem czy trzeba rozumiec, zeby przebaczyc. Przeciez czasem przyjemnie
przebaczyc mimo ze sie nie rozumie. Ale chyba przebaczyc jest
niekiedy trudno. A dlaczego? Bo np emocje takie jak nienawisc i zlosc
niewyrazone do konca przepelniaja wnetrze czlowieka. Ale gdy rozumiesz ze ten
czlowiek, ktory Cie skrzywdzil nie wiedzial co robi, to mysle ze latwiej
przebaczyc.

>
> > Ja bym tego nie bagatelizowal, a raczej zmierzal w kierunku zrozumienia
> tego,
> > co sie za tym kryje i w kierunku pelnego przezycia tych emocji do samego
> > konca.
>
> czyli jednak przeżycia tych _negatywnych_ emocji do samego końca?

Mysle, ze niejednokrotnie jest to konieczne. Inaczej ciagle bedzie cos w
podswiadomosci, co bedzie Cie dreczyc. Tlumiac niewyrazone emocje mozna np
nabawic sie przeroznych chorob psychosomatycznych. Bo niewywalone na zewnatrz
zostaje w srodku i zatruwa. Do tego moga dojsc klopoty w relacjach
miedzyludzkich, zablokowana tworczosc i seks. Problemy w sytuacjach, ktore w
jakis sposob sa powiazane z niewyrazonymi emocjami (nieprzezytym do konca
doswiadczeniem).

>
> > No dobrze, ale jesli juz rozpoznasz to, na co nie masz wplywu, to co Ci
> > innego pozostaje jak to zaakceptowac i uzyskac tym samym gleboki spokoj?
>
> dobra argumentacja, przyznaję
> może po prostu mam taki charakter, że kiedy wiem, że nie mam na coś wpływu
> na co bym wpływ mieć chciała,
> to reaguję dość hm... wybuchowo
> w żadnym razie nie osiągam głębokiego spokoju
> tylko raczej żal do siebie, świata, innych itd
> (może dlatego np. joga nie dla mnie, byłam parę razy,
> zawsze wychodziłam niespokoja
> w żadnym razie nie zrelaksowana ;)))

Rozumiem, ze mozna odczuwac intensywne emocje, gdy sie rozpozna, ze sie nie ma
wplywu na cos, na co mialo sie wplyw. Ale jesli ktos uzmyslowi sobie ponad
wszelka watpliwosc, ze nie ma na cos wplywu, to czy bedzie trul sobie tym cale
zycie?
Gdzie sens, gdzie logika?

>
> No
> > chyba ze jest cien szansy na to, by zawalczyc i wtedy masz szanse znalezc
> > sens dla pozytywnej dzialalnosci, ktora wypelnic moze Twoje zycie i
> napelnic
> > satysfakcja. W czym wiec problem? I tak dobrze, i tak dobrze.
>
> problem we mnie akurat
> ale chciałam gadać ogólnie
> a nie na własnym przykładzie ;)
>
> > No tak, jesli chcesz przytlumic to, co bylo, to moze Ci to sprawic duzo
> > klopotu.
>
> ale jest to jedyna metoda która szybko daje (krótkotrwały) efekt
> taka doraźna pomoc w chwili gdy trzeba szybko czemuś zaradzić
> imho

Tak. Sa to mechanizmy obronne i na krotka mete sa bardzo cenne i potrzebne w
normalnym funkcjonowaniu wielu ludzi. Problem polega na tym, ze gdy czlowiek
zaprzecza czemus trudnemu przez wiele lat, to zapomina czesto o pierwotnym
problemie. Wie ze jest ciezko ale nie pamietasz przyczyny. Doswiadcza trudnosci
(emocjonalnych lub cielesnych), ale nie wie o co chodzi. Moze ma pecha, albo
taki juz los? A moze to po prostu zly swiat?
Takie nastawienie nie rozwiaze sedna problemu.

>
> Np wiadomo, ze istnieja tak zwane przezycia traumatyczne, o ktorych
> > czlowiek wolalby zapomniec. A jednak predzej czy pozniej sie okazuje, ze
> > trzeba po prostu na nowo wrocic do tych doswiadczen i na nowo je przezyc,
> bo
> > nic nie moze w przyrodzie pozostac niedokonczone, niedomkniete.
>
> ;))
> W książce rok 1984 jest moment kiedy bohater poddawany jest najcięższym
> torturom
> musi wejść do pokoju 101 (chyba) gdzie na torturowanego
> czeka to, czego torturowana osoba boi się najbardziej -
> takie skryte, czasem wyolbrzymione, ale dla danej osoby przerażające rzeczy
> jest to pokój którego wszyscy więźniowie boją się najbardziej
> (czytając powieść wyobraziłam sobie, że moim pokojem 101 jest pokój
> wypełniony po brzegi prawniczymi książkami i ustawami
> a ja nie wyjdę z pokoju, póki nie będę znała na pamięć
> wszystkich znajdujących się tam przepisów)

To nie znaczy jednak, ze jak boisz sie tortur, to mussisz ich doswiadczyc, ale
warto zobaczyc co sie kryje za tym lekiem, trzeba mu stawic czola. Ale w wielu
sytuacjach leki czy niecheci materializuja sie w zyciu. Mysle, ze jak czlowiek
zrozumie co cennego dla jego rozwoju kryje sie w sytuacjach trudnych, to trud z
nimi zwiazany znika. Przechodzi do nowych kontekstow lub moze polubic to co
dzis darzy niechecia. Jesli sie czegos boi, to gdy przezyje ten lek do konca ma
szanse zobaczyc, ze byl on w duzej mierze kreowany przez wyobraznie i byl
wynikiem np niewiedzy. Czesto okazuje sie ze nic takiego strasznego nie ma,
albo ze mozna sobie z ta sytuacja poradzic.

Pozdrawiam Hubert.

--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-04-24 10:01:36

Temat: Re: czemu nie można cały czas być szczęśliwym?
Od: "redart" <r...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Hubert" <h...@w...pl> napisał w wiadomości
news:4783.0000031e.408969cf@newsgate.onet.pl...
> >
>
> > No chyba ze jednak
> > > jest cos takiego co sprawia ze zajmowanie sie tym jest dla Ciebie z
> > jakichs
> > > powodow wazne.
> > W takim przypadku emocji ktore przezywasz zajmujac sie tym tez
> > > bym nie bagatelizowal. A po wypaleniu sie takich emocji jak nienawisc,
> > > pozostaje moim zdaniem raczej nie obojetnosc, a zrozumienie lub
> > przebaczenie.
> >
> > najpierw zrozumienie, potem przebaczenie?
> > zrozumienie jak rozumiem konieczne dla przebaczenia?
> > ale skąd mam wiedzieć że już coś wystarczająco rozumiem?
> > mogę myśleć, że rozumiem, ale będę w błędzie
>
> Nie wiem czy trzeba rozumiec, zeby przebaczyc. Przeciez czasem przyjemnie
> przebaczyc mimo ze sie nie rozumie. Ale chyba przebaczyc jest
> niekiedy trudno. A dlaczego? Bo np emocje takie jak nienawisc i zlosc
> niewyrazone do konca przepelniaja wnetrze czlowieka. Ale gdy rozumiesz ze ten
> czlowiek, ktory Cie skrzywdzil nie wiedzial co robi, to mysle ze latwiej
> przebaczyc.
>
> >
> > > Ja bym tego nie bagatelizowal, a raczej zmierzal w kierunku zrozumienia
> > tego,
> > > co sie za tym kryje i w kierunku pelnego przezycia tych emocji do samego
> > > konca.
> >
> > czyli jednak przeżycia tych _negatywnych_ emocji do samego końca?
>
> Mysle, ze niejednokrotnie jest to konieczne. Inaczej ciagle bedzie cos w
> podswiadomosci, co bedzie Cie dreczyc. Tlumiac niewyrazone emocje mozna np
> nabawic sie przeroznych chorob psychosomatycznych. Bo niewywalone na zewnatrz
> zostaje w srodku i zatruwa. Do tego moga dojsc klopoty w relacjach
> miedzyludzkich, zablokowana tworczosc i seks. Problemy w sytuacjach, ktore w
> jakis sposob sa powiazane z niewyrazonymi emocjami (nieprzezytym do konca
> doswiadczeniem).
>
> >
> > > No dobrze, ale jesli juz rozpoznasz to, na co nie masz wplywu, to co Ci
> > > innego pozostaje jak to zaakceptowac i uzyskac tym samym gleboki spokoj?
> >
> > dobra argumentacja, przyznaję
> > może po prostu mam taki charakter, że kiedy wiem, że nie mam na coś wpływu
> > na co bym wpływ mieć chciała,
> > to reaguję dość hm... wybuchowo
> > w żadnym razie nie osiągam głębokiego spokoju
> > tylko raczej żal do siebie, świata, innych itd
> > (może dlatego np. joga nie dla mnie, byłam parę razy,
> > zawsze wychodziłam niespokoja
> > w żadnym razie nie zrelaksowana ;)))
>
> Rozumiem, ze mozna odczuwac intensywne emocje, gdy sie rozpozna, ze sie nie ma
> wplywu na cos, na co mialo sie wplyw. Ale jesli ktos uzmyslowi sobie ponad
> wszelka watpliwosc, ze nie ma na cos wplywu, to czy bedzie trul sobie tym cale
> zycie?
> Gdzie sens, gdzie logika?
No cóż, sprawy emocjonalne mają to do siebie, że mają mało wspólnego
z logiką. Myśle, że za bardzo temat skręcił w kierunku "wytłumaczenia
sobie", "zrozumienia". Skoro jednak mówimy o buddyzmie, to trzeba
powiedzieć wyraźnie, że drogą do wyzwolenia nie jest "intelektualne
zrozumienie".
Trochę na temat emocji i tego: jak można nie pozbywać się emocji, a jednak
być wolnym od cierpienia można znaleźć w mojej dyskusji z Pyzolkiem
("Kiedy zaczynaja sie klocic"), i, co najfajniejsze, dyskusja chyba pokazuje,
że wcale nie jest to jakiś nadzwyczajny wynalazek buddyzmu :))).
Jak kogoś to interesuje, to proszę:
http://niusy.onet.pl/niusy.html?t=artykul&group=pl.s
ci.psychologia&aid=30214350


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-04-24 10:13:33

Temat: Re: czemu nie można cały czas być szczęśliwym?
Od: "Natalia" <k...@p...do_not_type_it.onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Hubert" <h...@w...pl> napisał w wiadomości
news:4783.0000031e.408969cf@newsgate.onet.pl...

> Nie wiem czy trzeba rozumiec, zeby przebaczyc. Przeciez czasem przyjemnie
> przebaczyc mimo ze sie nie rozumie. Ale chyba przebaczyc jest
> niekiedy trudno. A dlaczego? Bo np emocje takie jak nienawisc i zlosc
> niewyrazone do konca przepelniaja wnetrze czlowieka. Ale gdy rozumiesz ze
ten
> czlowiek, ktory Cie skrzywdzil nie wiedzial co robi, to mysle ze latwiej
> przebaczyc.

a jeśli myślę, że ta osoba wiedziała, co robi?
przecież nie wmówię sobie nagle, że ona działała nieświadomie
to piekielnie inteligentna osoba ;)

poza tym, rzecz może się komplikować
bo o ile w przykładzie z prawem istotnie dominowało uczucie złości i
nienawiści
i godziłam się na to, by była to nienawiść, akceptowałam jej istnienie ;)
to w innym przypadku może się zdarzyć, że nie będę chciała zaakceptowa
faktu,
że są pewne elementy niena... (no właśnie mi to przez gardło przejść nie
chce ;))

no i powstaje jeszcze pytanie, dość ważne z mojej perspektywy
czy można przeżyć te negatywne emocje i prawdziwie wybaczyć danej osobie
bez jej współudziału w tym całym procesie "przeżywania jeszcze raz"
albo nawet bez jej wiedzy
bez rozmowy z nią o tym?
(niby wydaje się to znów ucieczką,)

> czyli jednak przeżycia tych _negatywnych_ emocji do samego końca?

> Mysle, ze niejednokrotnie jest to konieczne. Inaczej ciagle bedzie cos w
> podswiadomosci, co bedzie Cie dreczyc. Tlumiac niewyrazone emocje mozna np
> nabawic sie przeroznych chorob psychosomatycznych. Bo niewywalone na
zewnatrz
> zostaje w srodku i zatruwa.

problem w tym, że te emocje nie muszą być całkowicie negatywne
w większości przypadków (wyłączając ten przykład z prawem na które
skutecznie"zużywałam" swoją nienawiść)
te negatywne emocje łączą się pewnie z innymi, pozytywnymi
no i te pozytywne stoją na drodze uświadomieniu sobie tych negatywnych
jest konflikt ;) imo - a nie znam się, nie mam z psychoterapią nic wspólnego
;)
zaczyna się myśleć tak : "no, owszem, to co zrobiła dana osoba nie jest
spox, jestem na nią zła, ale przecież
tyle jej zawdzięczam itd itp"
no i jak tu te negatywne emocje "wywalić" na zewnątrz? ;)
zrobilibyśmy to wbrew sobie, (czy o to właśnie chodzi?)

Do tego moga dojsc klopoty w relacjach
> miedzyludzkich, zablokowana tworczosc i seks. Problemy w sytuacjach, ktore
w
> jakis sposob sa powiazane z niewyrazonymi emocjami (nieprzezytym do konca
> doswiadczeniem).

;))
do pierwszego z wymienionych można się, jak sądzę, przyzwyczaić
tylko trzeba zaakceptować fakt, że nienajłatwiej przychodzi nam nawiązywać
"głębsze" znajomości
i nie mieć do siebie wyrzutów, że tak jest ;)
ale codzienne życie, a zwłaszcza osiąganie założonych sobie celów, może być
IMO kłopotliwe
u każdego zresztą pewnie inne komplikacje występują ;))

> Rozumiem, ze mozna odczuwac intensywne emocje, gdy sie rozpozna, ze sie
nie ma
> wplywu na cos, na co mialo sie wplyw. Ale jesli ktos uzmyslowi sobie ponad
> wszelka watpliwosc, ze nie ma na cos wplywu, to czy bedzie trul sobie tym
cale
> zycie?
> Gdzie sens, gdzie logika?

och, żeby wszystko było logiczne w praktyce! ;)
(psychologowie nie mieliby pracy, na mnie zresztą nic jeszcze nie zarobili,
BTW piszesz jak specjalista, jesteś nim?)
jasne, że nie ma tu logiki

> > > No tak, jesli chcesz przytlumic to, co bylo, to moze Ci to sprawic
duzo
> > > klopotu.

wyżej pisałam, dlaczego, jak sądzę, nie chcę się pogodzić z pewnymi
negatywnymi emocjami
(chodzi o to, że są też pozytywne, muszą być pozytywne)
nie godzę się na negatywne, chcę je wyeliminować
co oczywiście oddala mnie od poprawy sytuacji ;)

> Tak. Sa to mechanizmy obronne i na krotka mete sa bardzo cenne i potrzebne
w
> normalnym funkcjonowaniu wielu ludzi. Problem polega na tym, ze gdy
czlowiek
> zaprzecza czemus trudnemu przez wiele lat, to zapomina czesto o pierwotnym
> problemie. Wie ze jest ciezko ale nie pamietasz przyczyny. Doswiadcza
trudnosci
> (emocjonalnych lub cielesnych), ale nie wie o co chodzi. Moze ma pecha,
albo
> taki juz los? A moze to po prostu zly swiat?
> Takie nastawienie nie rozwiaze sedna problemu.

;))

> > Np wiadomo, ze istnieja tak zwane przezycia traumatyczne, o ktorych
> > > czlowiek wolalby zapomniec. A jednak predzej czy pozniej sie okazuje,
ze
> > > trzeba po prostu na nowo wrocic do tych doswiadczen i na nowo je
przezyc,
> > bo
> > > nic nie moze w przyrodzie pozostac niedokonczone, niedomkniete.

no tak, interesuje mnie, czy można do nich wrócić
bez angażowania w to tej drugiej osoby,
czy można to wszystko zrobić samemu

> To nie znaczy jednak, ze jak boisz sie tortur, to mussisz ich doswiadczyc,
ale
> warto zobaczyc co sie kryje za tym lekiem, trzeba mu stawic czola. Ale w
wielu
> sytuacjach leki czy niecheci materializuja sie w zyciu.

;)
konfrontacja z osobą, którą podejrzewamy o to, że jest źródłem naszych
problemów
może napawać lękiem, który trudno przezwyciężyć
a można potem żałować, że się jednak podjęło starania by ten lęk
przezwyiężyć
nie chcę dramatyzować, ale wyobrażam sobie
że to może nawet 'zabić" ;)

Mysle, ze jak czlowiek
> zrozumie co cennego dla jego rozwoju kryje sie w sytuacjach trudnych, to
trud z
> nimi zwiazany znika. Przechodzi do nowych kontekstow lub moze polubic to
co
> dzis darzy niechecia. Jesli sie czegos boi, to gdy przezyje ten lek do
konca ma
> szanse zobaczyc, ze byl on w duzej mierze kreowany przez wyobraznie i byl
> wynikiem np niewiedzy.
Czesto okazuje sie ze nic takiego strasznego nie ma,
> albo ze mozna sobie z ta sytuacja poradzic.

a czy przezwyciężenie lęku zawsze kończy się sukcesem?
czy może być to totalna porażka? (np. konieczność zerwania z dotychczasowym
życiem,
niemożność pokazania sie we własnym domu, zerwanie większości
dotychczasowych kontaktów)

serdeczne pozdrowienia
bardzo pouczająca rozmowa
mam nadzieję że nie tylko dla mnie
skoro już odbywa się publicznie
(oki, wracam do tłumaczenia pseudonaukowej nowomowy na tematy polityczno -
ekonomiczne)

natalia


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-04-24 10:19:51

Temat: Re: czemu nie można cały czas być szczęśliwym?
Od: "Natalia" <k...@p...do_not_type_it.onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "redart" <r...@o...pl> napisał w wiadomości
news:c6ddtv$jaj$1@news.onet.pl...
> > Rozumiem, ze mozna odczuwac intensywne emocje, gdy sie rozpozna, ze sie
nie ma
> > wplywu na cos, na co mialo sie wplyw. Ale jesli ktos uzmyslowi sobie
ponad
> > wszelka watpliwosc, ze nie ma na cos wplywu, to czy bedzie trul sobie
tym cale
> > zycie?
> > Gdzie sens, gdzie logika?
> No cóż, sprawy emocjonalne mają to do siebie, że mają mało wspólnego
> z logiką. Myśle, że za bardzo temat skręcił w kierunku "wytłumaczenia
> sobie", "zrozumienia". Skoro jednak mówimy o buddyzmie, to trzeba
> powiedzieć wyraźnie, że drogą do wyzwolenia nie jest "intelektualne
> zrozumienie".
> Trochę na temat emocji i tego: jak można nie pozbywać się emocji, a jednak
> być wolnym od cierpienia można znaleźć w mojej dyskusji z Pyzolkiem
> ("Kiedy zaczynaja sie klocic"), i, co najfajniejsze, dyskusja chyba
pokazuje,
> że wcale nie jest to jakiś nadzwyczajny wynalazek buddyzmu :))).
> Jak kogoś to interesuje, to proszę:
>
http://niusy.onet.pl/niusy.html?t=artykul&group=pl.s
ci.psychologia&aid=30214350


cóż, dziękuję za info
wstyd się przyznać, ale obecnie nie zaglądam do żadnego innego wątku
tylko do tego "mojego"
i do tego o brzydko/ładnych kobietach
;)

pozdrowienia

Natalia


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-04-26 19:31:39

Temat: Re: czemu nie można cały czas być szczęśliwym?
Od: "Hubert" <h...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora



>
> no i powstaje jeszcze pytanie, dość ważne z mojej perspektywy
> czy można przeżyć te negatywne emocje i prawdziwie wybaczyć danej osobie
> bez jej współudziału w tym całym procesie "przeżywania jeszcze raz"
> albo nawet bez jej wiedzy
> bez rozmowy z nią o tym?

Moim zdaniem da sie. Mozna tez powiedziec do tej osoby wszystko co sie chce,
ale bez jej udzialu np. wyobrazajac sobie ja na pustym krzesle lub piszac do
niej list, ktorego sie nie wysle. Po takim zabiegu relacja i emocje do osoby
moga sie oczyscic.

> (niby wydaje się to znów ucieczką,)

Ja przez kilka lat wzdrygalem sie przed powiedzeniem mojej mamie pewnych
trudnych rzeczy, pracujac caly czas nad ta relacja, a gdy pewnego dnia
powiedzialem stalo sie to latwo, bylem calkowicie spokojny i pewien siebie. Mam
wrazenie, ze po prostu musialem do tego dojrzec.

>
> > czyli jednak przeżycia tych _negatywnych_ emocji do samego końca?
>
> > Mysle, ze niejednokrotnie jest to konieczne. Inaczej ciagle bedzie cos w
> > podswiadomosci, co bedzie Cie dreczyc. Tlumiac niewyrazone emocje mozna np
> > nabawic sie przeroznych chorob psychosomatycznych. Bo niewywalone na
> zewnatrz
> > zostaje w srodku i zatruwa.
>
> problem w tym, że te emocje nie muszą być całkowicie negatywne
> w większości przypadków (wyłączając ten przykład z prawem na które
> skutecznie"zużywałam" swoją nienawiść)
> te negatywne emocje łączą się pewnie z innymi, pozytywnymi
> no i te pozytywne stoją na drodze uświadomieniu sobie tych negatywnych
> jest konflikt ;) imo - a nie znam się, nie mam z psychoterapią nic wspólnego
> ;)
> zaczyna się myśleć tak : "no, owszem, to co zrobiła dana osoba nie jest
> spox, jestem na nią zła, ale przecież
> tyle jej zawdzięczam itd itp"
> no i jak tu te negatywne emocje "wywalić" na zewnątrz? ;)
> zrobilibyśmy to wbrew sobie, (czy o to właśnie chodzi?)

To zjawisko o ktorym piszesz jest czesto wlasnie mechanizmem obronnym, czyms co
przykrywa to, co jest trudne. Wypieranie negatywnych emocji bardzo czesto wiaze
sie wlasnie z zakrywaniem ich pozytywnymi. "Wszystko bedzie dobrze" chociaz sie
wali i pali. Albo: rodzicow trzeba kochac, bo to nasi rodzice (i robia rozne
fajne rzeczy, a wiec to ze ojciec kogos np lal w stanie totalnego nachlania
nalezy mu zapomniec. Itd. Oczywiscie nie trzeba imo tych jakichs trudnych
rzeczy wygrzebywac. Niemniej gdy juz naprawde sie cierpi z ich powodu, wtedy
mozna oczyscic to, zeby nie cierpiec. Jest to imo mozliwe.

>
> Do tego moga dojsc klopoty w relacjach
> > miedzyludzkich, zablokowana tworczosc i seks. Problemy w sytuacjach, ktore
> w
> > jakis sposob sa powiazane z niewyrazonymi emocjami (nieprzezytym do konca
> > doswiadczeniem).
>
> ;))
> do pierwszego z wymienionych można się, jak sądzę, przyzwyczaić
> tylko trzeba zaakceptować fakt, że nienajłatwiej przychodzi nam nawiązywać
> "głębsze" znajomości
> i nie mieć do siebie wyrzutów, że tak jest ;)
> ale codzienne życie, a zwłaszcza osiąganie założonych sobie celów, może być
> IMO kłopotliwe
> u każdego zresztą pewnie inne komplikacje występują ;))

Tak, ale mozna sie w realizacji celow pozbyc tych przeszkod, ktorych mogloby
nie byc potencjalnie i cele realizowaloby sie latwiej. A gorzej jest wtedy, gdy
z powodu wewnetrznych blokad i problemow w ogole sie nie da ich zrealizowac,
albo nawet rozwiazac problemow, ktore po prostu musza byc rozwiazane.

>
> > Rozumiem, ze mozna odczuwac intensywne emocje, gdy sie rozpozna, ze sie
> nie ma
> > wplywu na cos, na co mialo sie wplyw. Ale jesli ktos uzmyslowi sobie ponad
> > wszelka watpliwosc, ze nie ma na cos wplywu, to czy bedzie trul sobie tym
> cale
> > zycie?
> > Gdzie sens, gdzie logika?
>
> och, żeby wszystko było logiczne w praktyce! ;)
> (psychologowie nie mieliby pracy, na mnie zresztą nic jeszcze nie zarobili,
> BTW piszesz jak specjalista, jesteś nim?)
> jasne, że nie ma tu logiki

Specjalistyczna pomoc, czy tez po prostu radzenie sobie z trudnosciami niekiedy
jest wlasnie rozjasnianiem tego, co zakryte, uporzadkowywaniem tego, co
nieuporzadkowane. Jezeli chodzi o mnie, to ksztalce sie na terapeute, ale nie
pracuje jeszcze w zawodzie (zarobkowo).



> > > Np wiadomo, ze istnieja tak zwane przezycia traumatyczne, o ktorych
> > > > czlowiek wolalby zapomniec. A jednak predzej czy pozniej sie okazuje,
> ze
> > > > trzeba po prostu na nowo wrocic do tych doswiadczen i na nowo je
> przezyc,
> > > bo
> > > > nic nie moze w przyrodzie pozostac niedokonczone, niedomkniete.
>
> no tak, interesuje mnie, czy można do nich wrócić
> bez angażowania w to tej drugiej osoby,
> czy można to wszystko zrobić samemu

Mysle, ze w wielu przypadkach tak. chociaz moze zalezy to tez od tego, jaka to
jest konkretnie sytuacja.

>
> > To nie znaczy jednak, ze jak boisz sie tortur, to mussisz ich doswiadczyc,
> ale
> > warto zobaczyc co sie kryje za tym lekiem, trzeba mu stawic czola. Ale w
> wielu
> > sytuacjach leki czy niecheci materializuja sie w zyciu.
>
> ;)
> konfrontacja z osobą, którą podejrzewamy o to, że jest źródłem naszych
> problemów
> może napawać lękiem, który trudno przezwyciężyć
> a można potem żałować, że się jednak podjęło starania by ten lęk
> przezwyiężyć
> nie chcę dramatyzować, ale wyobrażam sobie
> że to może nawet 'zabić" ;)

Albo pomoc ;) Chociaz jesli jestes PEWNA, ze Cie cos zabije, to nie zachecam do
robienia tego ;)
Mozna zaczac od wyobrazania sobie na spokojnie, co moze sie zdarzyc.

>
> Mysle, ze jak czlowiek
> > zrozumie co cennego dla jego rozwoju kryje sie w sytuacjach trudnych, to
> trud z
> > nimi zwiazany znika. Przechodzi do nowych kontekstow lub moze polubic to
> co
> > dzis darzy niechecia. Jesli sie czegos boi, to gdy przezyje ten lek do
> konca ma
> > szanse zobaczyc, ze byl on w duzej mierze kreowany przez wyobraznie i byl
> > wynikiem np niewiedzy.
> Czesto okazuje sie ze nic takiego strasznego nie ma,
> > albo ze mozna sobie z ta sytuacja poradzic.
>
> a czy przezwyciężenie lęku zawsze kończy się sukcesem?
> czy może być to totalna porażka? (np. konieczność zerwania z dotychczasowym
> życiem,
> niemożność pokazania sie we własnym domu, zerwanie większości
> dotychczasowych kontaktów)

Moze sie wiazac z utrata pewnych rzeczy. Dlatego wlasnie nie zachecalbym do
konfrontacji ze wszystkimi lekami "na sile". Uwazam, ze zawsze warto wiedziec
po co cos sie robi i jakie ma to przyniesc skutki.

>
> serdeczne pozdrowienia
> bardzo pouczająca rozmowa
> mam nadzieję że nie tylko dla mnie
> skoro już odbywa się publicznie
> (oki, wracam do tłumaczenia pseudonaukowej nowomowy na tematy polityczno -
> ekonomiczne)
>
> natalia
>
>

Pozdrawiam takze
serdecznie - Hubert.


--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-04-26 20:33:26

Temat: Re: czemu nie można cały czas być szczęśliwym?
Od: "redart" <r...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Hubert" <h...@w...pl> napisał w wiadomości
news:21a8.00000691.408d639a@newsgate.onet.pl...

> Albo pomoc ;) Chociaz jesli jestes PEWNA, ze Cie cos zabije, to nie zachecam do
> robienia tego ;)
> Mozna zaczac od wyobrazania sobie na spokojnie, co moze sie zdarzyc.
[...]
>
> Moze sie wiazac z utrata pewnych rzeczy. Dlatego wlasnie nie zachecalbym do
> konfrontacji ze wszystkimi lekami "na sile". Uwazam, ze zawsze warto wiedziec
> po co cos sie robi i jakie ma to przyniesc skutki.

Hmmm... No właśnie. Od tego często właśnie jest terapeuta, by zastąpić
tę osobę, z którą mamy "nie załatwione sprawy". Tym bardziej, że osoba
ta często po prostu już nie żyje (od laaat). Zdaje się, że to się fachowo
nazywa "przeniesienie" - terapeuta umiejętnie wychwytuje sytuację w których
pacjent zaczyna widzieć w nim (lub innym członku grupy) podobny
wzorzec emocjonalny, jak osoba, z którą ma problem i dzięki takiej relacji
można pracować na żywo z tym co wychodzi.
Generalnie jednak to nie ja tu jestem specjalista :)))

Generalnie są też chyba także inne granice, niż tylko śmierć. To trochę
nawiązuje do tego,o czym Pyzol pisała w wiątku "o kłótniach" - rozmowy,
konfrontacje mają, jak wszystko, ograniczoną siłę. W szczególności
ograniczoną siłę do przemiany w coś lepszego. Kiedy jakaś relacja jest
bardzo kiepska, zahacza niemal lub dokładnie o patologię (a tego możemy
się spodziewać właściwie zawsze tam, gdzie jakieś dwie osoby sprawiają
sobie mnóstwo intensywnego cierpienia i nie potrafią z tego wyjść) to
możemy obie takie osoby bez popełnienia grubego błędu postawić blisko skali,
którą nazywa się już chorobą psychiczną. To tak jakby dwie osoby miały fobie
na siebie nawzajem mające do tego głęboki korzeń w relacjach z zupełnie innymi
osobami.Czyli pewne schematyczne zachowania są wrośnięte głęboko w ciało
fizyczne. Rozmowa tu nic nie pomoże - każda z tych osób powinna poważnie
się leczyć - oddzielnie. A jeśli jedna nie chce, to druga robi to sama.
Inną granicą może być wiek. Wydaje mi się, że w pewnym wieku wielu ludzi
jest tak mało elastycznych, że próba załatwienia z nimi czegoś w tej sytuacji
tylko ich skrzywdzi, natomiast pozostaną dalej wobec tego cierpienia bezradni.
Takie sytuacje wymagają po prostu bardzo "kompleksowej obsługi", czyli
pomocy ze strony osób trzecich - specjalistów, którzy pokażą, jakie formy kontaktu
jeszcze są możliwe, a jakie już nie.

Nieco poza tematem: istnieją bardzo ciekawe techniki "terapeutyczne"
zachowane w Bon - starożytnej tradycji tybetańskiej, gdzie wcielamy się w istoty
z różnych światów i w ten sposób wydobywamy, pracujemy z różnymi emocjami.
Wcielanie to angażowanie zarówno na poziomie umysłowym, jak i cielesnym
(ruch fizyczny). Naprawdę ciekawe (osobiście) doświadczenie samego siebie.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-04-27 21:22:18

Temat: Re: czemu nie można cały czas być szczęśliwym?
Od: "Natalia" <k...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Hubert" <h...@w...pl> napisał w wiadomości
news:21a8.00000691.408d639a@newsgate.onet.pl...

> Moim zdaniem da sie. Mozna tez powiedziec do tej osoby wszystko co sie
chce,
> ale bez jej udzialu np. wyobrazajac sobie ja na pustym krzesle lub piszac
do
> niej list, ktorego sie nie wysle. Po takim zabiegu relacja i emocje do
osoby
> moga sie oczyscic.

hm, już biorę kartkę papieru i ołówek
ciekawe czy umiem jeszcze pisać odręcznie
;)
ale serio -
nie wyobrażam sobie pisania lub gadania w pustą przestrzeń ;)

> Ja przez kilka lat wzdrygalem sie przed powiedzeniem mojej mamie pewnych
> trudnych rzeczy, pracujac caly czas nad ta relacja, a gdy pewnego dnia
> powiedzialem stalo sie to latwo, bylem calkowicie spokojny i pewien
siebie. Mam
> wrazenie, ze po prostu musialem do tego dojrzec.

ale zanim odważyłeś się powiedzieć jej to, mieliście wcześniej zwyczaj
rozmawialiania
ze sobą na różne osobiste tematy?

> To zjawisko o ktorym piszesz jest czesto wlasnie mechanizmem obronnym,
czyms co
> przykrywa to, co jest trudne. Wypieranie negatywnych emocji bardzo czesto
wiaze
> sie wlasnie z zakrywaniem ich pozytywnymi. "Wszystko bedzie dobrze"
chociaz sie
> wali i pali. Albo: rodzicow trzeba kochac, bo to nasi rodzice (i robia
rozne
> fajne rzeczy, a wiec to ze ojciec kogos np lal w stanie totalnego
nachlania
> nalezy mu zapomniec. Itd. Oczywiscie nie trzeba imo tych jakichs trudnych
> rzeczy wygrzebywac. Niemniej gdy juz naprawde sie cierpi z ich powodu,
wtedy
> mozna oczyscic to, zeby nie cierpiec. Jest to imo mozliwe.

w sumie też do tej pory uważałam, że nie ma co wygrzebywać na siłę
skoro życie i bez tego jest przyjemne
i można sobie w miarę poradzić bez tego drobnego szczegółu, który
czasem się tylko "wtrąca"

> Tak, ale mozna sie w realizacji celow pozbyc tych przeszkod, ktorych
mogloby
> nie byc potencjalnie i cele realizowaloby sie latwiej.

tak, tylko czy można pozbyć się tych przeszkód na drodze do realizowania
celów
bez definitynwego rozprawienia się z pewną "skazą" o której pisaliśmy wyżej,
bez "wygrzebywania"? ;)
może przecież powstać wrażenie, że coś jest niedokończone

jak można inaczej załatwić pewną problematyczną kwestię
niż przez rozgrzebywanie?
nie przychodzi mi teraz do głowy inna strategia
(może dlatego, że przez cały dzień muszą mi przychodzić do głowy
zgrabne nazwy przeróżnych strategii rozwoju regionalnego ;)) i już mało
kapuję)
pogodzić się, zapomnieć, olać po prostu? ;)

> > no tak, interesuje mnie, czy można do nich wrócić
> > bez angażowania w to tej drugiej osoby,
> > czy można to wszystko zrobić samemu
>
> Mysle, ze w wielu przypadkach tak. chociaz moze zalezy to tez od tego,
jaka to
> jest konkretnie sytuacja.

no właśnie, trudno tu tak abstrakcyjnie wszystko ująć
i nie zamazać obrazu ;))
sytuacja nie jest taka zła, właściwie jest dobra ;)
doraźnie wszystko oki
dużo zadowolenia z życia itd
ale jest jeden szczegół, który "psuje" tylko wybrane, nieliczne i nie
najważniejsze
dziedziny życia
więc w sumie niby nie ma się czym przejmować ;)

> Albo pomoc ;) Chociaz jesli jestes PEWNA, ze Cie cos zabije, to nie
zachecam do
> robienia tego ;)
> Mozna zaczac od wyobrazania sobie na spokojnie, co moze sie zdarzyc.

o, to fajny pomysł, wykorzystam ;)
myślę, że samo wyobrażanie sobie może wiele tu dać
byle tylko z wyobraźnią nie przesadzić ;)
co mi się zdarza

> Moze sie wiazac z utrata pewnych rzeczy. Dlatego wlasnie nie zachecalbym
do
> konfrontacji ze wszystkimi lekami "na sile". Uwazam, ze zawsze warto
wiedziec
> po co cos sie robi i jakie ma to przyniesc skutki.

no właśnie też się zastanawiam, czy gra jest warta świeczki
bo radzę sobie, podoba mi się życie, mam wspaniałego narzeczonego
ostatnio nawet więcej pieniędzy niż wcześniej, własnoręcznie zarobionych ;)
wszystko fajnie
nie wiem, czy warto wywracać to wszystko do góry nogami
a poza tym, nie mam pewności, że to, co uważam za powód tych "drobnych
niedogodności", które chciałabym zmienić, naprawdę jest ich powodem
może mam po prostu taki charakter, czort wie ;))

ale tak na intuicję, to pomyśłam w tej chwili,
że jednak bez definitywnego załatwienia pewnych kwestii
nigdy nie zacznę naprawdę żyć. (chyba czas iść spać... ;)))

tak mówi moja intuicja ;)
(ale z drugiej strony odzywają się obawy, strach przed niepowodzeniem,
czyli znów błędne koło)

bo zdaje mi się też, że akurat mój problematyczny szczegół można
"rozwiązać" w zaskakująco prosty sposób
który wymaga "tylko" przezwycięzenia pewnych obaw i nawyków
i tu klops

kurcze, naprawdę nam się pouczająca rozmowa trafiła
jestem pod wrażeniem

pozdrowienia ;))

natalia


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-04-30 10:17:27

Temat: Re: czemu nie można cały czas być szczęśliwym?
Od: "Hubert" <h...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

>
> > Ja przez kilka lat wzdrygalem sie przed powiedzeniem mojej mamie pewnych
> > trudnych rzeczy, pracujac caly czas nad ta relacja, a gdy pewnego dnia
> > powiedzialem stalo sie to latwo, bylem calkowicie spokojny i pewien
> siebie. Mam
> > wrazenie, ze po prostu musialem do tego dojrzec.
>
> ale zanim odważyłeś się powiedzieć jej to, mieliście wcześniej zwyczaj
> rozmawialiania
> ze sobą na różne osobiste tematy?

Wiesz, to zalezy co oznacza osobiste. Prawde mowiac chyba malo jej sie
zwierzalem z wlasnych przezyc. Po tej rozmowie juz wiecej. Jakis kanal sie
odblokowal. Poczulem sie bezpieczniej w tej relacji.


>
> w sumie też do tej pory uważałam, że nie ma co wygrzebywać na siłę
> skoro życie i bez tego jest przyjemne
> i można sobie w miarę poradzić bez tego drobnego szczegółu, który
> czasem się tylko "wtrąca"
>
> > Tak, ale mozna sie w realizacji celow pozbyc tych przeszkod, ktorych
> mogloby
> > nie byc potencjalnie i cele realizowaloby sie latwiej.
>
> tak, tylko czy można pozbyć się tych przeszkód na drodze do realizowania
> celów
> bez definitynwego rozprawienia się z pewną "skazą" o której pisaliśmy wyżej,
> bez "wygrzebywania"? ;)
> może przecież powstać wrażenie, że coś jest niedokończone
>
> jak można inaczej załatwić pewną problematyczną kwestię
> niż przez rozgrzebywanie?
> nie przychodzi mi teraz do głowy inna strategia
> (może dlatego, że przez cały dzień muszą mi przychodzić do głowy
> zgrabne nazwy przeróżnych strategii rozwoju regionalnego ;)) i już mało
> kapuję)
> pogodzić się, zapomnieć, olać po prostu? ;)

Kiedy napisalem "nie trzeba rozgrzebywac" mialem na mysli tysiace ludzi ktorzy
tego nie robia i jakos zyja. Moga miec nawet dluzsze okresy calkiem
szczesliwego zycia. Mysle, ze wracanie pamiecia do dawnych przezyc dzieje sie
dlatego, ze ma sie poczucie, ze jest w nich cos co blokuje przezywanie tu i
teraz lub sprawia jakis istotny dyskomfort. I dlatego to sie robi. Czasem
dzieje sie to spontanicznie. Mozna to tez przeprowadzic podczas konsultacji u
psychologa. Czasami osobie przezywajacej problem, wydaje on sie tak powiklany i
skomplikowany (moze nawet niemal niemozliwy do rozwiazania), ze moze sie
przydac pomoc osoby drugiej niezaangazowanej, sluchajacej tego od zewnatrz.
Czasami osoba druga moze latwiej zauwazyc rzeczy, ktorych nie dostrzega osoba
zaangazowana emocjonalnie w problem. Jezeli jest to psychoterapeuta, to jest to
takze osoba doswiadczona w pomocy w rozwiazywaniu problemow ludzkich.


>
> > Moze sie wiazac z utrata pewnych rzeczy. Dlatego wlasnie nie zachecalbym
> do
> > konfrontacji ze wszystkimi lekami "na sile". Uwazam, ze zawsze warto
> wiedziec
> > po co cos sie robi i jakie ma to przyniesc skutki.
>
> no właśnie też się zastanawiam, czy gra jest warta świeczki
> bo radzę sobie, podoba mi się życie, mam wspaniałego narzeczonego
> ostatnio nawet więcej pieniędzy niż wcześniej, własnoręcznie zarobionych ;)
> wszystko fajnie
> nie wiem, czy warto wywracać to wszystko do góry nogami
> a poza tym, nie mam pewności, że to, co uważam za powód tych "drobnych
> niedogodności", które chciałabym zmienić, naprawdę jest ich powodem
> może mam po prostu taki charakter, czort wie ;))
>
> ale tak na intuicję, to pomyśłam w tej chwili,
> że jednak bez definitywnego załatwienia pewnych kwestii
> nigdy nie zacznę naprawdę żyć. (chyba czas iść spać... ;)))
>
> tak mówi moja intuicja ;)
> (ale z drugiej strony odzywają się obawy, strach przed niepowodzeniem,
> czyli znów błędne koło)
>
> bo zdaje mi się też, że akurat mój problematyczny szczegół można
> "rozwiązać" w zaskakująco prosty sposób
> który wymaga "tylko" przezwycięzenia pewnych obaw i nawyków
> i tu klops
>
> kurcze, naprawdę nam się pouczająca rozmowa trafiła
> jestem pod wrażeniem
>
> pozdrowienia ;))
>
> natalia
>
>

Pozdrawiam takze serdecznie -
Hubert.

--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ] . 2


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Re: dyskusje
robaczywa OPERA re: :)
boję si
ankieta
Re: brzydkie kobiety - jak odszukać mądrość w głupocie

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Połowa Polek piła w ciąży. Dzieci z FASD rodzi się więcej niż z zespołem Downa i autyzmem
O tym jak w WB/UK rząd nieudolnie walczy z otyłością u dzieci
Trump jak stereotypowy "twój stary". Obsługa iPhone'a go przerasta
Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?

zobacz wszyskie »