Data: 2004-03-24 18:00:29
Temat: Re: dot. aborcji
Od: Marek Bieniek <a...@s...re.invalid>
Pokaż wszystkie nagłówki
On Wed, 24 Mar 2004 18:02:33 +0100, Piotr Kasztelowicz wrote:
>> kto ci takich bzdur nagadal?
>
> obacz na jego adres internetowy.
[..].
> Wiec moze ma racje w tym co mowi? Nie pomyslalas o tym?
Miałem się nie odzywać, ale wróciłem. Niekonsekwentny jestem. Zła cecha,
ale świadczy o tym, że mimo swojego zawodu posiadam jeszcze jakieś
emocje :\
Piotrze, doskonale wiesz, że bycie lekarzem nie daje nikomu patentu na
nieomylność. Absolutnie nie odnoszę się do tego konkretnego przypadku i
wątku, ale jestem pewny, że nie każdy, kto ma konto na MP jest
automatycznie godzien zaufania.
Naprawdę nie widzisz do czego sprowadziła się "dyskusja" w tym wątku?
Stary problem, który powraca zawsze, kiedy mówi się o aborcji. Czy
człowiek zaczyna się w momencie poczęcia, czy w momencie urodzenia, czy
jeszcze kiedy indziej. Nie ma jednoznacznej wykładni tego problemu i to
przede wszystkim miałem na myśli pisząc, że "definicja 'osoby' jest
płynna". Skoro tak jest (a nikt nie zaprzeczy, jeśli odsunie na bok
myślenie oparte na religii (Co w takim razie z poronieniami mającymi
miejsce w pierwszym trymestrze, których kobieta bardzo czesto nie jest
świadoma, bo w ogóle nie wiedziała, że była w ciąży? (żeby być równie
dosadnym i ordynarnym jak niektórzy antyaborcjoniści - utworzyć
specjalne lotne brygady i w ramach prewencji dokonywac chrztów każdej
krwi miesiączkowej?...) Co z płodami ciężko uszkodzonymi, niezdolnymi do
życia? Co zrobić z zarodkami zamrożonymi w ciekłym azocie po procedurach
in vitro (też wątpliwymi moralnie z punktu widzenia kościoła
katolickiego)? Pytań jak te jest bardzo wiele i nie sposób na nie
odpowiedzieć nie uciekając się do spekulacji i demagogii...), to na
gruncie tej niepewności powstaje pewien 'szary' obszar, gdzie pewne
działania - choć bardzo wątpliwe z punktu widzenia etyki i moralności -
są przyjęte w niektórych państwach jako dopuszczalne. I w tej szarej
strefie właśnie od sumienia / systemu wartości indywidualnej osoby
zależy decyzja co do postępowania.
Jestem kategorycznym przeciwnikiem eutanazji, ale uważam, ze terminalnie
chory ma prawo odebrać sobie życie, a pomoc udzieloną takiemu
człowiekowi (oczywiście nie w samym akcie samobójstwa, bo to już by było
zabójstwo, ale na przykład pomoc 'logistyczną') jestem w stanie uznać za
przejaw humanitaryzmu. Jestem przeciwnikiem aborcji, ale uważam, ze
skoro obecny 'porządek prawny' ją dopuszcza w pewnych szczególnych
sytuacjach, to ten, kto uważa ją za dopuszczalną ma prawo do jej
przeprowadzenia, a to dlatego właśnie, że mamy tu do czynienia z
wcześniej wspomnianą przeze mnie "szarą strefą".
Dla niektórych świat jest czarno - biały. Niestety wbrew ich
przekonaniom szarości jest na nim dużo. I to nie jest łatwe i przyjemne.
Ale coś mi się zdaje, że żeby to zobaczyć trzeba do tego w pewien sposób
dorosnąć (Tak, stary spór między absolutystami i relatywistami. Na moim
obecnym etapie 'rozwoju' intelektualnego nie potrafię zaakceptować
absolutyzmu - między innymi dlatego, że prowadzi do fundamentalizmu,
ktory jest zły - bo niszczy...)...
A wszystkim pałającym nienawiścią wobec ludzi o innym systemie wartości
chcę powiedzieć to, co jednemu z dyskutantów napisałem na priv (i do
czego się BTW nie odniósł, co też daje mi do myślenia):
"BTW - kiedyś dawno temu, na spotkanie pewnej grupy (w ramach
duszpasterstwa akademickiego) przyszedł taki jeden z oazy, i gadał, że
jako członkowie tej wspólnoty powinniśmy wszyscy pobiec natychmiast
zbierać - choćby siłą - podpisy przeciw ustawie dopuszczającej aborcję.
Powiedziałem wtedy coś w rodzaju "jeśli jestem prawdziwym katolikiem,
to problem aborcji dla mnie NIE ISTNIEJE".
Pajac z oazy się obraził i poszedł sobie. A reszta mnie doskonale
zrozumiała.
Jeśli WIERZĘ - to NIE MA dla mnie problemu aborcji. Jest to dla mnie
rzecz jednoznacznie negatywna, tożsama morderstwu.
A żeby przekonać innych o tym - nie powinno się używać kretyńskiej
retoryki rozkawalonych płodów, która do niczego nie prowadzi. Jeśli
wierzysz, i chciałbyś, żeby ten, co błądzi zrozumiał swój błąd -
spowoduj, żeby UWIERZYŁ. I wtedy dla niego ten problem też przestanie
istnieć.
Proste?
Logiczne?
To dlaczego niektórzy NIGDY tego nie zrozumieją?..."
No właśnie - dlaczego?...
m.
--
Pozdrawiam,
Marek Bieniek (mbieniek at onet pl)
*Life is too complex for oral communication*
|