Data: 2005-11-26 13:21:27
Temat: Re: jakie żarcie w pracy
Od: "Krystyna*Opty*" <K...@o...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Marcin 'Cooler' Kuliński" <m...@p...gazeta.blah> napisał w
wiadomości news:dm97lv$2q6$1@inews.gazeta.pl...
> Are pisze:
>
>>>Nie. Ale co to ma do rzeczy? Właśnie mój mąż wrócił z pracy i dopiero teraz
>>>będzie jadł obiad. A poza domem już nie podjada, tak jak bywało to kiedyś.
>>>Wystarcza mu optymalne śniadanie. Podobnie jest z synem i synową.
>
> Moze po prostu nie chca Ci robic przykrosci widzac, jak bardzo w diete
> Kwasniewskiego wierzysz? Moze nie mowia Ci, ze jednak cos w trakcie pracy
> przegryzaja?
Znowu mi się każesz tłumaczyć... a potem ktoś napisze, że ja piszę zbyt wiele
postów... ;]
No tak, i teraz będziesz mi na siłę wciskał każdy swój wymysł, bo przyjąłeś
założenie, że "8 godzin na DO bez jedzenia jest nie do wytrzymania z powodu
głodu". Błędne założenie - to i błędne wnioski.
A przypadek tego hinduskiego chłopca (uważanego za reinkarnacje Buddy),
który podobno nie je od pół roku, to według Ciebie jest OK. czy nie jest?
I jak to się ma do tych nawet ośmiu godzin niejedzenia?
Moja rodzina zbyt dobrze odczuła moje perypetie ze zdrowiem na wcześniejszej
piramidalnej diecie i zbyt dobrze pamięta te różnice w porównaniu ze stanem
obecnym.
A nie dziwi Cię, że np. dzikie koty jedzą o wiele rzadziej, bo tylko raz na
kilka dni, mogą nie jeść nawet 5 dni i nie jest to u nich sytuacja ekstremalna,
i że z roślinożercami już tak dobrze nie jest... Muszą notorycznie pobierać
pokarm i przeżuwać. Że nie można ich odstawić od koryta, bo szybko wyczerpuje
się ich energetyczny zapas. Ale na takie żywienie one też CZAS! DUUUŻO CZASU...
Zapracowani współcześni ludzie - wręcz odwrotnie.
Nasza współczesna dietetyka dąży do nakłaniania ludzi do coraz większej ilości
posiłków (oczywiście coraz bardziej roślinnych i coraz mniej mięsnych). To
komercja i rynek napędzają ten trend. Ale w obecnym zagonionym świecie taki
pomysł prowadzi na manowce. Człowiek nie ma ani czasu ani możliwości spożywania
wartościowych posiłków i trawienia ich bez zakłóceń. Stołówkowe jadłospisy są
ustalone według dietetycznych, doktrynalnych, oczywiście nisko tłuszczowych
wysoko węglowodanowych norm. Z konieczności każdy zjada więc to, co mu pod nos
podsunięto we wszystkich możliwych placówkach zbiorowego żywienia.
A czas goni... kolejki w stołówkach, szybki posiłek w przerwie "na lunch"...
W dodatku wmawia się wszystkim, że nasza światowa znormalizowana i
pobłogosławiona przez naukę dieta jest lekko strawna, i że za trudności w
trawieniu obwinić należy tłuszcz i mięso, co jest zwykłym kłamstwem, i obawiam
się, że jednak świadomym... Za dużo już w nauce było, i nadal jest, dowodów,
że dieta wysokotłuszczowa nie jest szkodliwa.
A przy późniejszych objawach niestrawności naszego nieświadomego stołówkowicza
podsuwa mu się "leki". Takie "leki" świetnie współgrają z tą... de facto
trudno strawną dietą. Ale czy ktoś to widzi? Nie. Bo najpierw trzeba poznać
reakcje własnego organizmu na tej odmiennej, wysoko tłuszczowej diecie, czyli
zwyczajnie doświadczyć DO.
Tak jest z każdym lękiem, trzeba doświadczyć przedmiotu lęku i z nim się
oswoić, wtedy lęk znika... Wie o tym każdy psychoterapeuta i na tym opiera
terapie.
W świecie zwierząt roślinożercy mają w swej naturze mnóstwo lęków, ale w ich
świecie jest to uzasadnione i wypracowane naturalnie.
Natomiast aktualny nadmierny rozkwit ludzkich fobii często nie znajduje
żadnego uzasadnienia, religie indyjskie tłumaczą je doświadczeniami z
poprzednich wcieleń, a wg mnie jedynym sensownym uzasadnieniem jest właśnie
wysoko węglowodanowe żywnienie takich osób.
Zreszta przypadki twojego meza, syna i synowej to
> chyba jeszcze troche za malo, zeby w sposob dosc autorytatywny formulowac
> stwierdzenia typu "Optymalne śniadania zaspokajają głód do późnych godzin
> popołudniowych, a 8 godzin pracy bez posiłku nie sprawia
> trudności.".
Takie jest nasze codzienne doświadczenie od lat. Nie widzę powodu, żeby ubierać
je w zastrzeżenia, że są tylko moje, i że może nawet są wyjątkowe...
Ja mówię o doświadczeniach moich i mojej rodziny i przedstawiam swoje wnioski.
Poza tym, nie przedstawiam siebie jako eksperta, absolwenta wyższej uczelni o
dietetycznym profilu, więc skąd te obawy? Obawiasz się pojawiania się takich
"przypadków" jak mój? Każdej ekstremie (np. homoseksualistom) dajesz prawo do
manify, a mi sugerujesz, że optymalni powinni siedzieć cicho?
Bo nie wiesz, czy u wszystkich, nie wiesz rowniez, czy w
> przypadku kazdego rodzaju pracy.
A czy ja użyłam takich sformulowań, że u wszystkich i w przypadku każdej pracy?
Wyraziłam się dość jasno, więc nie przypisuj mi, jak zwykle, swoich domysłów.
Tez zazwyczaj nie przekaszam miedzy
> sniadaniem a obiadokolacja (jadam dwa razy dziennie),
No proszę.
ale nie pisze rzeczy w
> stylu "Wegetarianskie sniadania zaspokajaja glod do poznych godzin
> popoludniowych...".
Czyli uważasz, że jednak nie zaspokajają? Wnioskuję, że takie są właśnie TWOJE
doświadczenia, że wprawdzie jesz tylko 2 x dziennie, ale bywasz głodny. (?)
Nie przyszłoby mi do głowy domagać się od Ciebie podobnych zastrzeżeń jakie
Ty masz do mnie.
Takie pisanie nazbyt kojarzy mi sie z tym, co dawno temu
> powiedzial niejaki Bill Gates: "640 kilobajtow pamieci operacyjnej powinno
> wystarczyc kazdemu." Nie musze chyba dodawac, ze wyszedl na idiote?
:) Chyba zapomniał, że "Apetyt rośnie w miarę jedzenia...
[węglowodanów - dop. mój]"... ;)
Krystyna
|