Data: 2002-02-22 12:36:53
Temat: Re: konkubinat raz jeszcze
Od: "Monika Gibes" <i...@p...wp.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik Tadeusz Zachara <T...@i...waw.pl> w wiadomości do grup
dyskusyjnych napisał:a558up$86l$...@p...warman.nask.pl...
>
> Śledziłem ten wątek w miarę dokładnie (na ile mi praca pozwala, może
czegoś
> nie dałem rady przeczytać). I pozwolisz, że przedstawię nieco odmienną
> diagnozę zaistniałej sytuacji. Oto cała koalicja osób (było ich conajmniej
> pięć) atakuje bez przerwy jedną Anię za to, że pozwala sobie mieć odmienne
> zdanie.
A ja jestem innego zdania. Ania na początku nie ujawniała swoich zapatrywań
religijnych. Zaczęła od tego, że wygadywała ewidentne głupoty na temat
obowiązujacych w naszej rzeczywistości przepisów - o tym, że mężowie nie
mają nic do gadania, jeśli żona chce ich wrobić w ojcostwo, o konieczności
wyrażania pisemnej zgody na pobranie narządów, o wspólnym rozliczaniu się 11
osób ;-) I mówiła to bez cienia wątpliwości. Potem przyznała się, że jest
osobą wierzącą i zaczęła mówić o tym, co czują, jak myślą i na co zasługują
osoby niewierzące. W którymś momencie zaczęła sugerować, że konkubenowie
uczestniczek dyskusji je zdradzają i oszukują...
Myślę, że założenie, że nie wiedząc jeszcze o przekonaniach Ani, gnębiliśmy
ją (oficjalnie - za wypisywanie głupot) z pobudek religijnych jest
nadinterpretacją.
> Sama zauważyłaś, że dopiero "w pewnym momencie" atakowana zaczęła
> zachowywać się agresywnie.
Było to jeszcze przed jej "ujawnieniem się", kiedy wytknięto jej mijanie się
z rzeczywistością. Np. ja, na pytanie czy dyskutujemy o projekcie SLD czy o
jakiejś jej wizji (po raz kolejny zdarzyło się, że wypowiadała się na temat
jakiegoś aspekru, który wcale nie został ujęty w projekcie), w odpowiedzi
przeczytałam, że chyba o mojej wizji (i nota bene potem nie doczekałam się
odpowiedzi na pytanie, skąd wyciągnęła taki wniosek...) - a nie zdążyłyśmy
się jeszcze wówczas podzielić informacjami na temat swojej religijności...
Moim zdaniem ów "moment" nastąpił po tym, jak wytknięto jej błędy
merytoryczne - od niego Ania zaczęła oceniać prowadzenie się, zaglądać do łó
żek i sumień... Dziwisz się, że wywołało to taką reakcję? Ja sama zachowuję
się neutralnie wobec osób bardzo religijnych, ale jeśli czytam propozycję,
aby śluby były dawane tylko w kościele, a inni niech sobie żyją w
konkubinatach, to gwałtownie wzrasta we mnie chęć pośmiania się z osób
wygłaszających takie kwestie.
> Nie biorącemu udziału w tej dyskusji, ale patrzącemu z
> zewnątrz wydało się to nieco komiczne, że cała atakująca większość nagle
> ogłasza się prześladowaną mniejszością.
Ależ Ania sama mówiła, że wszyscy myślą/robią/czują tak jak ona, a myślących
inaczej zakwalifikowała do wyjątków!!! Cóż więc dziwnego, że owe wyjątki
rzeczywiście poczuły się mniejszością??? To chyba logiczne, prawda? Jeśli
ktoś nadaje sobie mandat do reprezentowania całej, jednomyślnej społeczności
i podkreśla, że myślący/robiący/czujący inaczej są poza tą społecznością to
co w tym komicznego, że ktoś podjął tę "zabawę" (dla mnie komiczne jest
jedynie owo mówienie w imieniu innych)?
> Kilka osób jako przeciwwaga dla
> jednej - to naprawdę bardzo oryginalne, zatrąca, za przeproszeniem,
> dialektyką...
Oj, nie wyjeżdżaj mi z dialektyką, bo to dla mnie trochę dziwne -
porównywanie wszystkiego do minionego okresu - przymijmy, że i ja i część
zgromadzonych jesteśmy zbyt młodzi, by wiedzieć jakie były założenia
dialektyki :-)
> Dlatego się odezwałem. Agresję w sobie staram się tępić, ale poczuciu
> humoru, które ujawnia się przy takich okazjach daję niekiedy upust. Może
to
> mniej szkodliwe...
Hmmmm... Wiesz, możliwe, że patrzę na to z innej perspektywy, bo jestem
wyczulona na punkcie tolerancji dla poglądów innych niż uznawane za poprawne
w katolickim społeczeństwie (pamiętajmy, że to nie niewierzący przekonują o
97% udziale wierzących katolików w społeczeństwie...). Ale mam wrażenie, że
to Ania prezentowała postawę, jeśli nie agresywną to przynajmniej
lekcewazącą w stosunku do osób o innych poglądach. I została ona, w dużej
mierze "obśmiana". A że czasami puszczają człowiekowi nerwy? Tak też może
się zdarzyć. Mnie np. wkurzają kobiety, które swoją głupotą potwierdzają
obowiązujące stereotypy o kobietach-blondynkach.... I wierz mi - czytając
niektóre "hasła" Ani (głównie te, w których pisała o naszej rzeczywistości -
z kwestiami dotyczącymni wiary raczej staram się nie dyskutować, tym
bardziej, że nie ejstem dyskutantem na odpowiednim poziomie wiedzy) miałam
ochotę napisać więcej niż napisałam.
> Nawiasem mówiąc bywałem na różnych "wirtualnych" forach dyskusyjnych (na
> przykład w WP) i zauważyłem wszędzie podobne zjawisko. Kiedy pojawi się
ktoś
> deklarujący otwarcie swoją wiarę w Jezusa, a zwłaszcza przynależność do
> Kościoła katolickiego, natychmiast zjawia się grupa osób starająca się
tego
> kogoś doświadczyć, wypróbować, na jak długo starczy cierpliwości, kiedy
> wreszcie "pęknie" i zareaguje agresją.
Sorry, ale czasami mam wrażenie, że owo zachowanie nie jest tak do końca
niezasłużone. NIetolerancja wzbudza nietolerancję. Nie będę wspominała o
płonących stosach ;-))), ale tak jak napisałam - ja nikogo się nie czepiam,
że chodzi do kościoła, a mnie się czepiano kilkakrotnie. Patrząc z tej
perspektywy mogłabym powiedzieć, że ktoś próbuje mi narzucić swój model
życia (pominę już zupełnie, bo zrobi się z tego osobny wątek, próby, udane
lub nie, takiej zmiany obowiązujących przepisów, aby osoby niewierzące
musiały dopasowywać się do norm katolickich). Czy dziwne jest, że ostrożnie
podchodzę do osób które manifestują swoją religijność? I nie dotyczy to
tylko katolików - podobnie "ostrożnie" podchodzę do Świadków Jehowy,
Zielonoświątkowców, Adwentystów itd. Jakikolwiek przejaw nietolerancji z ich
strony może wywołać mój komentarz.
> I życzę miłej niedzieli :-)
Dziękuję i życzę miłych wszystkich dni tygodnia :-))
Monika
|