Data: 2007-07-18 21:22:26
Temat: Re: kruszczyki Epipactis
Od: Marta Góra <m...@h...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Wed, 18 Jul 2007 08:49:10 -0400, Michal Misiurewicz napisał(a):
> Maria Maciąg wrote:
>> Użytkownik "Marta Góra" <m...@h...pl> napisał w wiadomości
>> news:qqcwwme4n75o.9v81j0xrh3n1$.dlg@40tude.net...
> >> [...]
>>> Dla mnie ogród to nie zlepek pojedynczych roślin, ale całość na
>>> którą lubię popatrzeć z przyjemnością bez padania na kolana - w ten
>>> sposób odpoczywam:) [...]
>>
>> Przeczytałam to z przykrością. [...]
>
> Dlaczego z przykrością? Marta pisze przecież wyraźnie "Dla mnie...".
> Czyli po prostu opisuje jaki ogród lubi. Ty lubisz inny ogród. Ja lubię
> jeszcze inny. I zapewne każdy ma taki, jaki lubi. Tak powinno być.
>
Szczerze mówiąc też tego nie rozumiem...
Wyrażanie własnego zdania na grupie dyskusyjnej, nawet niezbyt popularnego
jest czymś niestosownym? Hołdowanie hipokryzjom jest w dobrym tonie?
Nic nie poradzę że języczki bardziej mi się podobają niż kruszczyki.
Dziwi mnie to zwłaszcza z ust Marii której zapał, pracę, energię i kulturę
osobistą podziwiam. I ogród znany mi jedynie ze zdjęć. Nigdy nie miałabym
odwagi i tupetu ani go obśmiewać ani szydzić tym bardziej publicznie, co
sugeruje Kasia. A na pewno nazwać psudosklaniakiem. Raczej mini ogrodem
skalnym, skalniakiem... Żyję w tym kraju i mam świadomosć, że nie każdy
może mieć kilkumetrową skalną ścianę w Beskidadach jak jeden z
TaBazowiczów, hektary ziemi na park czy ogrody zimowe. Ale widzę też
pseudoskalniaki z kupką kamieni i zupełnie nieskalnymi roślinami na środku
trawnika, które zwyczajnie mi się nie podobają i których nigdy w swoim
ogrodzie bym nie zapuściła. I nie widzę nic złego w mówieniu o tym głośno.
Szanuję odmienność, różnicę zdań, nakład pracy włożony w ogrody i wydawało
mi się że tego samego mogę się spodziewać po niektórych grupowiczach. Mam
świadomosć ile trudu trzeba włożyć w taki ogród jak Marii czy Kasi, ile
kosztuje to wysiłku i że dzięki takim zapaleńcom można obejrzeć w sieci
zdjęcia roślin, których próżno szukać gdzie indziej. I to właśnie dzięki
tym zdjęciom mam u siebie jednego storczyka i jedną goryczkę. Ale czy to
oznacza, że wszystkie goryczki i storczyki muszą mi się podobać? Uważam
nadal, że wysiłek w uprawianie niektórych jest niewspółmierny do efektu.
Tak między innymi było w przypadku dalmackiego bodziszka 'Album' którego to
wytknęła mi Kasia, po dwóch latach starań jeden biały kwiatek przed którym
nawet nie tyle trzeba było klęknąć ale należało się położyć:) Oddałam bez
żalu komuś kto o nim marzył. I niech ktoś inny się z nim męczy:) Mnie to
nie bawi, nie sprawia satysfakcji, ale nie neguję faktu że komuś innemu
może dawać radość. Każdy ogród jest jedyny w swoim rodzaju, inny od reszty,
tak jak różni są ich właściciele. Najważniejsze by w tych ogrodach dobrze
się czuli. I nigdy nie przyszłoby mi do głowy obrażać się na Wiesię za
nazywanie moich liliowców klamotami, czy na Tomka pytającego co to za
miotła wystaje zza irysów:)
Dochodzę do wniosku, że właściwie to mnie powinno być przykro bo moje
odmienne poglądy i koncepcja, w końcu mojego ogrodu zostały nazwane
sloganem, ludzie których lubię i z przyjemnością robię ogrodnicze zakupy
TWA a dydaktyczne bajeczki La Fontaine'a powinny mnie nawrócić na jedynie
słuszną, kruszczykową drogę.
Smutne, bo mam złudzenie deja vue pewnych zachowań na tej grupie z którymi
obie panie tak dzielnie jakiś czas temu walczyły:(
> Ja na przykład zamiast chodzić po szkółkach, wypatrywać co mi się
> najbardziej podoba i próbować hodować to u siebie, bardziej
> lubię pochodzić po własnym ogrodzie i powypatrywać co to samo wyrosło,
> a potem (jeśli mi się podoba) otoczyć to opieką i patrzeć, co z tego
> bdzie. Ale czy jest coś złego w tym, że tak jest, lub w tym, że o
> tym piszę?
Ano właśnie... Ja uwielbiam zaglądać do innych ogrodów nie tylko
publicznych ale i prywatnych, pooglądać, poobserwować, przenosić lub
modyfikować pomysły które mnie w nich zauroczyły. Dzięki takim wypadom mogę
odkryć nieznane mi często rośliny, porównać i albo spróbować uprawiać u
siebie albo jedynie się pozachwycać, jak to miało miejsce w przypadku
niedawno widzianych sośnic. Ale zawsze w pierwszej kolejności zwracam
uwagę na całokształt, kompozycję a potem na rośliny jako takie. Czasem
ludzi dziwi że mając okazję zwiedzenia tylu ogrodów w Anglii nie notowałam
wszystkiego co widziałam, co fotografowałam ale nie po to tam jechałam.
I przyznawanie się do tego, pisania o tym nie uważam za coś złego.
Pozdrawiam,
Marta
|