Data: 2003-09-18 07:30:05
Temat: Re: matka
Od: puchaty <p...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Istota rena widać straciła kontakt z nadświadomością popełniając
> w dzisiejszych czasach czesto praca jest luksusem. to tez zmienia swiadomosc
> pracodawcow - bezplatne nagdodziny, delegacje itp - ty tego nie
> doswiadczasz?
Doświadczam.
Czytając tego Twego posta przypomniał mi się inny, który napisałaś na psd,
dotyczący Peytona. Napisałaś w nim mniej więcej: Peyton nigdy o nic nie
pytał, nie miał problemów etc... Dało mi to do myślenia. Pierwsza myśl,
która mi w związku z tym przyszła do głowy to taka, że ja właściwie również
nie zwracam się na grupę ze swoimi problemami, które przecież istnieją.
Czyżbym kreował nieprawdziwy obraz kogoś, kogo w realu tak naprawdę nie ma?
Drugie pytanie było takie: Czy ktoś jest w stanie wogóle mi uwierzyć? Czy
istnieje jakakolwiek płaszczyzna porozumienia między mną a Tobą, a
kimkolwiek zresztą.
I zacząłem sobie na to odpowiadać. Stwierdziłem, że rzeczywiście kreuję tu
(czasem mniej czasem bardziej świadomie) obraz nawiedzonego, oderwanego od
rzeczywistości typa. Że moje życie nie wygląda do końca tak jak tutaj
piszę. Że jest w tym pisaniu sporo idealizowania. Ale stwierdziłem też, że
ta kreacja jest moją "wewnętrzną prawdą" Jest czymś w co wierzę. Jest moim
sposobem na życie.
Mam głębokie przekonanie, że nasze myśli kreują naszą rzeczywistość. Że
mamy możliwość wybierania tego, jakimi myślami będziemy tą rzeczywistość
zasilać. Uważam, że każda myśl jest pewną formą energetyczną, która ma
wpływ na nasze losy. Moją rolą jest wybierać te myśli, które chcę, by się
urzeczywistniały. Ale przede wszystkim uważam, że myśl jest czymś
zewnętrznym. Zarówno moje myśli jak i zresztą moje uczucia nie są mną. To
nie jestem ja. W związku z tym "daję sobie szansę" nie bycia ich
niewolnikiem.
To o czym mówię ma pokrycie w mojej rzeczywistości. Najbardziej
spektakularnym przykładem na to jest dla mnie ostatni miesiąc. Z pewnych
względów wybrałem rozstać się z moją pracą. Siedzę sobie więc na
wypowiedzeniu wyzbyty jakichkolwiek obaw. Nie ma we mnie strachu, że mnie
zwolnią. Że mi coś zarzucą. Siedzę więc tutaj wykonując bezstresowo moje
zadania, emanując :-) pozytywnym nastawieniem i jest mi dobrze.
Przymróżmy więc trochę oczy. Spójrzmy na siebie z dystansem. Bawmy się tym
co jest nam dane. Dla kogoś innego nasze problemy często nic (lub niewiele)
znaczą. Stańmy więc także trochę obok siebie samych odzielając się od
kołowrotu myśli i poobserwujmy jak często zabawne są nasze zabiegi.
Tak naprawdę nie trzeba nigdzie gonić. Ale by to stwierdzić trzeba się
chociaż na pięć minut dziennie zatrzymać. A wtedy widać, że najczęściej
biegamy w kółko.
Nie ma jakiejś większej szansy na to byśmy się zrozumieli. IMO najlepszą
formą porozumienia jest wspólne milczenie, wspólne bycie.
Na grupie trzeba dyskutować. I tylko ta dyskusja jest racją bytu kogoś
takiego jak "puchaty".
Piotr
|