Data: 2002-03-14 08:33:56
Temat: Re: mój ojciec mnie wkurza :)
Od: "Hanka Skwarczyńska" <a...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Basia Zygmańska" <j...@s...gliwice.pl> napisał w
wiadomości news:a6ntn1$1fs7$1@news2.ipartners.pl...
> [...]on kompletnie nic nie rozumie. Nic do niego nie
> dociera. Uważa zapewne ze był/jest wspaniałym ojcem.
> Jest wobec siebie absolutnie bezkrytyczny.
> Takich incydentów, jak ten co opisywałam nie pamięta.[...]
No właśnie. U mnie też tak jest (na mniejszą skalę oczywiście,
zdaję sobie z tego sprawę). Mój ojciec lubi w towarzystwie
opowiadać na przykład, jak to nigdy nas (mnie i brata) nie bił,
no góra jakieś klapsy, które traktowaliśmy w kategoriach
wygłupu. A mnie diabli biorą, bo pamiętam dokładnie lania pasem
i chowanie się na podłodze w najciemniejszym kącie przedpokoju.
Obiektywnie rzecz biorąc to może były trzy klapsy, ale dla mnie
kilkuletniej to był straszny ból i straszne nieszczęście. Ale
kiedy się postawiłam i uświadomiłam mu, że z mojej perspektywy
to jednak wyglądało trochę inaczej, usłyszałam "histeryzujesz"
(nienawidzę tego słowa - kiedy tylko odwazyłam się okazać jakieś
emocje, zaraz słyszałam "histeryzujesz"; teraz, jako dorosła
kobieta, muszę się powstrzymywać przed rzucaniem się z pazurami
na kogokolwiek, kto tak do mnie powie).
Pamiętam dokładnie to właśnie lekceważenie - moich problemów,
które dla mnie były ogromne i przytłaczające, a jedynym
pocieszeniem, jakie słyszałam, było "e tam, taki kłopot, jak
dorośniesz, to dopiero będziesz mieć problemy" (ludzie, nie
róbcie tego swoim dzieciom!), moich uczuć, które zawsze były
histerią, moich słów, które tak długo były z góry, bez
sprawdzenia, uznawane za kłamstwo, że w końcu nauczyłam się
perfekcyjnie cyganić, mojej osoby, na której można było
odreagować swoje frustracje - obcy ludzie, znający sympatyczne
wcielenie mojego ojca, w życiu by mi nie uwierzyli, co zdarzyło
mi się od niego usłyszeć (nie, nie, aż tak źle nie było, w domu
moich rodziców nigdy się nie przeklinało, ale te krzyki pełne
pogardy i jadu długo mi się śniły po nocach). Pamiętam
udowadnianie za wszelką cenę, kto tu rządzi, nawet jeśli dla
wszystkich (łącznie z ojcem) oczywiste było, że nie ma racji.
Kupę czasu mi zajęło zrozumienie, że to nie ja mam problem i że
to nie ja jestem powodem problemów mojego ojca, które na mnie
odreagowywał.
Mój ojciec jest przekonany, że był świetnym ojcem. Owszem,
ogólnie był świetny - przynajmniej dopóki byłam grzeczną
dziewczynką, przynosiłam piątki i póki miał dobry humor. Uczył
mnie mnóstwa rzeczy, zabierał do lasu i pokazywał wiewiórki,
zakumplowywał się z moimi znajomymi, znosił rozmaite wybryki i w
ogóle. Tylko jakoś nigdy nie był w stanie przyjąć do wiadomości,
że jego punkt widzenia może nie być jedynie słusznym, a nawet
jeśli ma rację, to nie ma prawa egzekwować podporządkowania się
za wszelką cenę, że innym ludziom, nawet własnym dzieciom,
należy się szacunek, a szcunek do siebie samego się wypracowuje,
a nie wykrzykuje.
Wyrosłam na mądrą dziewczynkę ;) i dużo zrozumiałam, ale
wykopanie się spod góry paskudnych uczuć, jakie zawdzięczam
pewnym występom mojego ojca, zajęło mi naprawdę dużo czasu i nie
odważyłabym się stwierdzić, że udało się do końca.
I na tym kończąc dzisiejszy seans psychoterapii ;) pozdrawiam
Hanka
--
Hanka Skwarczyńska
i kotek Behemotek
a...@w...pl
|