Data: 2005-02-23 20:12:30
Temat: Re: napiszcie coś :(
Od: "Nixe" <nixe@fałpe.peel>
Pokaż wszystkie nagłówki
Iwon(k)a pisze:
> jeszcze raz. argumentem dla mnie jest slowo "lekcewazyc".
> pozniejsze moje wyjasnienia, sa juz tylko dopowiedzeniem, co
> mialam przez to na mysli. czy teraz juz jasniej?
Niestety nie jestem w stanie zrozumieć Twojego toku myślenia w tym fragmencie
dyskusji, więc odpuszczam, nie bez żalu, że nie było dane poznać mi innego,
logicznego argumentu poza stwierdzeniem "to się dziw".
>> Przeczytaj sobie jeszcze raz powyższy dialog, którego
>> celowo nie wycinam, żeby łatwo było wykazać niespójność Twoich
>> wypowiedzi.
> przeczytala, i widze tylko, iz do ciebie nie dociera, iz
> slowo "lekcewazyc" jest argumentem.
Ja Cię tylko prosiłam, byś podała inny argument miast "to się dziw". Podałaś
słowo "lekceważyć".
No cóż - niech Ci będzie. Nie takie kurioza dane mi było czytywać ;-)
>> Czyli w sytuacji, w której mogłabyś zareagować jak dziecko, Ty
>> zachowasz się jak dorosły? Skąd to wiesz już teraz, z góry?
> bo sie mi uroslo.
A co to ma do rzeczy?
Czy w związku z tym, że dorosłaś, naprawdę jesteś w stanie przewidzieć z góry
każdą swoją reakcję?
>> No więc jeszcze raz:
>> "Czy chcesz powiedzieć, że z góry wiesz, iż nigdy nie będzie w Twoim
>> życiu sytuacji, która być może Cię przerośnie i nie będziesz w stanie
>> zachować się wtedy jak dorosła?"
> tak, to chce powiedziec.
Zatem ponowne gratulacje niesamowitej pewności siebie. Pewności nawet w
obliczu tego, co jeszcze przed Tobą - nieznane i niewiadome. Powiedziałabym,
że jest to podejście bliższe właśnie małym i niedoświadczonym życiem
dzieciom, niż dorosłym ludziom, których życiowe perypetie nauczyły pokory i
zasady "nigdy nie mów nigdy".
>>> dziecko jest psychicznie "uzaleznione"
>>> od doroslejgo opiekuna, dorosly niekoniecznie.
>> A co ma do tego uzależnienie?
>> Szok to szok i zdarza się zarówno małym, jak i dużym.
> tak, ale z roznych powodow, a brak wsparcia nie
> konczy sie tak samo.
Ale co ma do tego uzależnienie od opiekuna?
>> I nie każdy dorosły potrafi poradzić z nim sobie sam, co w żaden
>> sposób nie dyskredytuje jego dorosłości, dojrzałości, samodzielności.
> jesne, ze tak. jednak post(y) pogubionej dla mnie
> o tym jednak nie swiadczy(a).
Wiesz, to mniej więcej tak, jakbyś napisała komuś, że jest
głupi/niedojrzały/niepoważny (wybierz cokolwiek), gdyby wyznał, że panicznie
boi się pająków. Jeszcze raz - nie deprecjonuj odczuć innych osób, nie
oceniaj ich wg własnych kryteriów, bo to niemądre i krzywdzące.
> czy maz przerywa jej jakos, zatyka uszy, zaczyna
> nucic piosenke pod nosem? nie. slucha do konca, jak widac.
Przecież dokładnie to samo napisałam w poprzednim poście.
"Usłyszał" to nie znaczy "wysłuchał". A przynajmniej nie w takim znaczeniu, o
jakim mowa w tej dyskusji.
>>>> A mnie chodziło o "wysłuchanie". Czyli_skupienie uwagi_na tym, co
>>>> ktoś mówi.
>>> skad wiesz, ze sie nie skupil? bo nie skomentowal tego???
>> A skąd Ty w takim razie wiesz, że się skupił?
> odpowiedz mi na moje pytanie.
Tak, sposób jego reakcji (wymówki) imho świadczył o tym, że nie skupił się na
problemie, z którym przyszła do niego żona.
>> Tyle tylko, że ta jedyna relacja jakoś nie przeszkodziła Ci, by z
>> góry ocenić autorkę wątku i to ocenić w sposób negatywny.
> tak, bo to pogubiona napisala.
No i co z tego? Nie znasz przecież wersji drugiej strony, która jak
najbardziej mogłaby świadczyć na korzyść "pogubionej".
>> ROTFL!
>> JAKIEJ ważnej dla niego pracy. Gdzieś to w ogóle wyczytała?
> w pierwszym poscie.
Gdzie tam jest napisane, że przyszła do niego podczas jego ważnej pracy?
>> Idąc tym tokiem myślenia można powiedzieć, że cokolwiek by robił
>> (leżał, mył naczynia, obcinał paznokcie, myślał, stał w kolejce), to
>> byłaby to ważna praca, którą ona śmiała przerwać przychodząc ze
>> swoim problemem.
> a co trtzeba robic wg ciebie, zeby uznac to za cos waznego?
Prowadzić samolot, przewijać obfajdane dziecko "w locie", prowadzić
pertraktacje z klientem przez telefon i setki tego typu rzeczy - generalnie
coś, czego nie da się przełożyć na później. Ale nawet i to można przerwać,
gdy inna sprawa wyda się DUŻO ważniejsza.
A ja przy okazji spytam przewrotnie - jakie czynności wg Ciebie można
przerwać komuś "bezkarnie", przychodząc ze swoim problemem, jeśli dla Ciebie
taką czynnością nie jest czyszczenie podgrzewacza czy mycie naczyć?
>> Ale nawet gdyby tak było, to chyba lepiej brzmiałoby z jego ust
>> "Poczekaj moment, jestem teraz zajęty, za chwilę pogadamy, bo nie
>> chcę teraz przerywać" niż wymówki.
> moze i lepiej, ale dlaczego dyskretytujesz jego odczucia.
> moze dla niego swieczka byla w tym momencie wazna?
Ależ ja nie dyskredytuję jego uczuć do świeczki czy podgrzewacza.
Zaskoczył mnie jedynie sposób jego reakcji na problem żony.
Bo nie jest to imho reakcja właściwa dla kogoś, kto kocha i przejmuje się
kochaną osobą.
>>> jesli dla niej ten problem byl na tyle duzy, zeby
>>> szukac jedynego ukojenia w tz, ktory ma wtedy rzucic
>>> co robi, jest dla mnie "dziecinne".
>> A Ty ze wszystkim radzisz sobie zupełnie sama.
> nie wiem czy doczytalas, ale napisalam tak
Ale jesteś w stanie przyjąć do wiadomości, że inni nie potrafią i nie ma w
tym niczego dziwnego?
A porównywanie zachowania takich ludzi do zachowania dzieci jest po prostu
krzywdzące dla nich.
>>> a jesli mam NAPRAWDE DUZE problemy, to NIE ZAWSZE
>>> biegam do kogokolwiek. rozumiesz juz teraz.
>> A gdzie ja pisałam o bieganiu ZAWSZE?
>> A gdzie pisałam o KAŻDYM problemie.
> zaczyna sie jak zwykle z toba wesolo ;)))
Mnie się natomiast zbiera na ziewanie.
Mam rozumieć, że nie doczekam się odpowiedzi na powyższe pytania?
Że znów dyskutujesz sobie z czymś, co stworzyłaś sama na potrzeby dyskusji,
zamiast z tym, co napisał Twój adwersarz?
>> Wiesz co - teraz przeszłaś samą siebie.
> tak myslisz?
Tak myślę.
>> Zwróciłam Ci poprzednio uwagę, żebyś
>> nie wyczytywała tego, co nie zostało napisane, a Ty popełniłaś
>> właśnie dokładnie ten sam błąd i w tej samej sytuacji.
> to co teraz?
Właściwie to nic. Pewnie po prostu zmierzasz do zakończenie tej dyskusji ze
mną, ale sposób wybrałaś wywołujący raczej zażenowanie z mojej strony, niż
szacunek.
>>> a nie? mam wrazenie, iz wtedy zajmowal sie zepsutym
>>> sprzetem.
>> Łomatko! I to jest naprawdę AŻ TAKA praca, w której za Chiny nie
>> można przeszkodzić i przyjść ze swoim problemem? Jakby kroił
>> marchewkę, to też pewnie nie mogłaby mu przerwać :->
> o wlasnie, to jest to o czym pisze. o lekcewazeniu
> czynnosci, ktora inna osoba wykonuje.
> przerwal sobie, bo ja sluchal co miala do
> powiedzenia, po wysluchaniu uznal, iz nie jest to
> dla niego takie istotne, i zaczal mowic swoj
> istotny problem, ktory wywolal taka a nie
> inna rekacje pogubionej.
No i właśnie odmiękłam na całego :-((
Cudzych problemów nie wartościuje się wg swoich kryteriów. Skąd Ci przychodzą
do głowy takie kurioza?? Nawet jeśli problem żony wydał się mężowi błahy, to
w dobrym tonie (podkreślam to, bo już wiadomo, że miłości w tym związku nie
ma) było wykazanie z jego strony choć minimalnego zainteresowania. Twoje
tłumaczenie, że mąż uznał jej problem za nieistotny i dlatego wyjechał ze
swoim, ważniejszym problemem oraz wymówkami, jest po prostu rozbrajające.
Nikt nie neguje tego, że podgrzewacz też jest ważny (dla niego). Ale "pech"
chciał, że to ona przyszła do niego PIERWSZA i siłą rzeczy jej problem był
PIERWSZYM do rozwiązania, albo chociaż wysłuchania.
>>>> Ty się być może obrazka nie wystraszysz, ale są inne rzeczy, które
>>>> mogłyby wywołać u Ciebie szok.
>>> na pewno. i co w zwiazku z tym? mam miec pretensje, ze
>>> u innych nie wywolaly?
>> ?????
> czego nie rozumiesz?
To była oznaka zaskoczenia, skąd Ci przyszły do głowy takie akurat wnioski.
>>> jesli napisze tutaj jej maz, i w swoich slowach
>>> opisze ta sytuacje wtedy ci odpowiem. jesli Ty
>>> umiesz juz odpowiedziec, gratuluje wyobrazni tylko.
>> A dlaczego nieobecność męża w tym wątku i brak jego wypowiedzi jakoś
>> nie przeszkodziły Ci, by osądzić "pogubioną"?
> rece odpadaja....bo ona napisala na grupe i przedstawila
> swoja wersje wydarzen.
Ale sama powiedziałaś, że nie znasz jego wersji wydarzeń. Która to wersja
mogłaby świadczyć o tym, że Twoja ocena postępowania "pogubionej" jest
chybiona.
>> Tym bardziej, że reakcja męża była,
>> jak najbardziej.
> czy jestes pewna, ze dokonczylas to zdanie??
Owszem. Innym słowy - tym bardziej, że reakcja męża jak najbardziej miała
miejsce.
>> Tyle tylko, że w formie wymówek na temat podgrzewacza, a
>> więc mało adekwatna do problemu "pogubionej".
> a dlaczego reakcja pogubionej nie byla adekwatna do problemu
> meza?
Może z takiego drobnego powodu, którego zdajesz się w ogóle nie zauważać - to
ona przyszła do niego ze swoim problemem jako pierwsza, a nie on do niej.
>>>> I co w związku z tym?
>>> bardzo duzo.
>> Ale CO konkretnie? Do czego jest Ci potrzebny ten powód szoku?
> do reakcji.
> akcja -> rekacja. przynajmnie u mnie.
> zilustruje ci, inaczej zareaguje kiedy szok u np
> bliskiego bedzie spowodowany zlamana reka, a inaczej
> kiedy pajakiem na scianie.
O arachnofobii nie słyszałaś? :->
I szczerze mówiąc jednak nie rozumiem Twojego toku myślenia. Jeśli ktoś mi
bliski ma problem lub przeżywa szok z powodu, w_jego_mniemaniu, bardzo
ważnego, to ostatnią rzeczą, którą robię, jest ocena, czy_mnie_samej ten
powód wydaje się poważny czy też nie. Istotne jest, że ta osoba oczekuje ode
mnie, jako kogoś bliskiego, pomocy, uspokojenia, rady i to staram się jej
zapewnić.
> kapisci?!
?
>> No to teraz mnie po prostu rozwaliłaś :-O
>> Czyli szukać u Ciebie pomocy mogą tylko te osoby, których
>> problemy_TY_uznasz za ważne wg własnych kryteriów?
> pomocy moze szukac kazdy, ale niech nie
> spodziewa sie, iz uzyska pomoc taka jaka
> oczekuje.
No faktycznie. Niech żona przypadkiem nie oczekuje od męża, jako jednej z
najbliższych osób, pomocy typu: przytulenie, pogłaskanie, pocieszenie. Lepiej
niech z góry uzna, że każdy jej problem zostanie skwitowany jako głupi, a
miast dobrego słowa dostanie werbalną pięścią w nos. Tak będzie jej łatwiej
żyć - bez płonnych nadziei, ale i bez bolesnych zawodów :->>
>>> przynajmniej ja nie umiem udawac uczuc.
>> I nikt tego od Ciebie nie wymaga. Naprawdę do tej pory uważałaś, że
>> jeśli ktoś w szoku przychodzi do Ciebie z problemem, to należy podzielić
>> jego strach i bać się razem z nim?
> znow za bardzo doslownie bierzesz moje przyklady.:/
Ups. To dawaj bardziej precyzyjne. Odczytuję je tak, jak zostały napisane.
> w skorcie i streszczajac juz, bo zaczyna sie robic
> przydlugawo, nie lubie udawac uczuc, ktore sa
> odemnie oczekiwane w danym momencie, tylko
> dlatego, ze ten ktos danej reakcji oczekuje.
Nie potrafisz komuś (bliskiemu!) współczuć, pocieszyć, przytulić i powiedzieć
czegoś uspokajającego? Albo chociaż wysłuchać (wysłuchać, a nie słyszeć mimo
woli), pokiwać głową, spojrzeć w oczy ze zrozumieniem? Albo w ostateczności,
gdy faktycznie jesteś bardzo zaabsorbowana pracą, powiedzieć "Przepraszam,
czy możemy o tym pogadać później, bo chcę skończyć to, co teraz robię, a nie
potrafię skupić się na dwóch rzeczach naraz". Czy zamiast tego robisz w
takich momentach wymówki i ciosasz komuś kołki na głowie? Wiesz, jakoś nie
wierzę, ale jeśli to jednak prawda, to pozwól, że skończę tę dyskusję, bo do
niczego jednak nie dojdziemy mając tak diametralnie inne podejście do tej
sprawy.
--
PozdrawiaM
|