Strona główna Grupy pl.sci.psychologia 'nie kocham swojego dziecka'

Grupy

Szukaj w grupach

 

'nie kocham swojego dziecka'

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 219


« poprzedni wątek następny wątek »

121. Data: 2014-12-22 22:28:18

Temat: Re: 'nie kocham swojego dziecka'
Od: FEniks <x...@p...fm> szukaj wiadomości tego autora

W dniu 2014-12-22 o 17:52, krys pisze:
> FEniks wrote:
>
>> W dniu 2014-12-22 o 15:06, krys pisze:
>>> FEniks wrote:
>>>
>>>> W dniu 2014-12-21 o 21:25, Chiron pisze:
>>>>
>>>>> Zdarza się, że m y ś l i, że nie kocha swojego dziecka- wini się za
>>>>> coś- ale to oznacza najczęściej, że kocha- tyle, że nie potrafi tego
>>>>> rozpoznać.
>>>>
>>>> No właśnie.
>>>
>>> I właśnie o tym były te artykuły - kobiety mówią, co czują, a
>>> społeczeństwo "wie lepiej" i im to uzasadni, przetłumaczy i basta. Bo
>>> matka musi kochać dziecko, bo tak.
>>
>> Nikt jej nie każe.
>>
>
> Jak nie, jak tak?
> Skoro kiedy mówi, jak jest, spotyka ją tylko zaprzeczenie i dorabianie
> ideologii przez społeczeństwo, bo przecież jej się tylko wydaje, a ona tak
> naprawdę kocha, tylko o tym nie wie?

Bolało Cię kiedyś, że nie kochasz sąsiada? A jego?

Ewa

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


122. Data: 2014-12-23 13:14:38

Temat: Re: 'nie kocham swojego dziecka'
Od: krys <w...@n...pl> szukaj wiadomości tego autora

XL wrote:

> Dnia Mon, 22 Dec 2014 17:52:17 +0100, krys napisał(a):
>
>> FEniks wrote:
>>
>>> W dniu 2014-12-22 o 15:06, krys pisze:
>>>> FEniks wrote:
>>>>
>>>>> W dniu 2014-12-21 o 21:25, Chiron pisze:
>>>>>
>>>>>> Zdarza się, że m y ś l i, że nie kocha swojego dziecka- wini się za
>>>>>> coś- ale to oznacza najczęściej, że kocha- tyle, że nie potrafi tego
>>>>>> rozpoznać.
>>>>>
>>>>> No właśnie.
>>>>
>>>> I właśnie o tym były te artykuły - kobiety mówią, co czują, a
>>>> społeczeństwo "wie lepiej" i im to uzasadni, przetłumaczy i basta. Bo
>>>> matka musi kochać dziecko, bo tak.
>>>
>>> Nikt jej nie każe.
>>>
>>
>> Jak nie, jak tak?
>> Skoro kiedy mówi, jak jest, spotyka ją tylko zaprzeczenie i dorabianie
>> ideologii przez społeczeństwo, bo przecież jej się tylko wydaje, a ona
>> tak naprawdę kocha, tylko o tym nie wie?
>
> Czyli co wg Ciebie - matka NIE MUSI kochać swego dziecka, NIE MUSI bo tak?
> I własnie Ty jej o tym powiesz, i od razu wszystko będzie proste. Bo tak?

Nie. Według mnie matka MA PRAWO nie odczuwać miłości do dziecka. I ja jej
nie potępię, jeśli to powie i nie będę nad tym wydziwiać.
I nie będę jej wmawiać, że to, co ona czuje to fanaberie, niedorzeczności,
nienormalność, bo przecież matka ma kochać.

--
J

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


123. Data: 2014-12-23 13:15:56

Temat: Re: 'nie kocham swojego dziecka'
Od: krys <w...@n...pl> szukaj wiadomości tego autora

FEniks wrote:

> W dniu 2014-12-22 o 17:52, krys pisze:
>> FEniks wrote:
>>
>>> W dniu 2014-12-22 o 15:06, krys pisze:
>>>> FEniks wrote:
>>>>
>>>>> W dniu 2014-12-21 o 21:25, Chiron pisze:
>>>>>
>>>>>> Zdarza się, że m y ś l i, że nie kocha swojego dziecka- wini się za
>>>>>> coś- ale to oznacza najczęściej, że kocha- tyle, że nie potrafi tego
>>>>>> rozpoznać.
>>>>>
>>>>> No właśnie.
>>>>
>>>> I właśnie o tym były te artykuły - kobiety mówią, co czują, a
>>>> społeczeństwo "wie lepiej" i im to uzasadni, przetłumaczy i basta. Bo
>>>> matka musi kochać dziecko, bo tak.
>>>
>>> Nikt jej nie każe.
>>>
>>
>> Jak nie, jak tak?
>> Skoro kiedy mówi, jak jest, spotyka ją tylko zaprzeczenie i dorabianie
>> ideologii przez społeczeństwo, bo przecież jej się tylko wydaje, a ona
>> tak naprawdę kocha, tylko o tym nie wie?
>
> Bolało Cię kiedyś, że nie kochasz sąsiada? A jego?

A jaki to ma związek???

--
J

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


124. Data: 2014-12-23 14:13:39

Temat: Re: 'nie kocham swojego dziecka'
Od: XL <i...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Dnia Tue, 23 Dec 2014 13:14:38 +0100, krys napisał(a):

> XL wrote:
>
>> Dnia Mon, 22 Dec 2014 17:52:17 +0100, krys napisał(a):
>>
>>> FEniks wrote:
>>>
>>>> W dniu 2014-12-22 o 15:06, krys pisze:
>>>>> FEniks wrote:
>>>>>
>>>>>> W dniu 2014-12-21 o 21:25, Chiron pisze:
>>>>>>
>>>>>>> Zdarza się, że m y ś l i, że nie kocha swojego dziecka- wini się za
>>>>>>> coś- ale to oznacza najczęściej, że kocha- tyle, że nie potrafi tego
>>>>>>> rozpoznać.
>>>>>>
>>>>>> No właśnie.
>>>>>
>>>>> I właśnie o tym były te artykuły - kobiety mówią, co czują, a
>>>>> społeczeństwo "wie lepiej" i im to uzasadni, przetłumaczy i basta. Bo
>>>>> matka musi kochać dziecko, bo tak.
>>>>
>>>> Nikt jej nie każe.
>>>>
>>>
>>> Jak nie, jak tak?
>>> Skoro kiedy mówi, jak jest, spotyka ją tylko zaprzeczenie i dorabianie
>>> ideologii przez społeczeństwo, bo przecież jej się tylko wydaje, a ona
>>> tak naprawdę kocha, tylko o tym nie wie?
>>
>> Czyli co wg Ciebie - matka NIE MUSI kochać swego dziecka, NIE MUSI bo tak?
>> I własnie Ty jej o tym powiesz, i od razu wszystko będzie proste. Bo tak?
>
> Nie. Według mnie matka MA PRAWO nie odczuwać miłości do dziecka. I ja jej
> nie potępię, jeśli to powie i nie będę nad tym wydziwiać.
> I nie będę jej wmawiać, że to, co ona czuje to fanaberie, niedorzeczności,
> nienormalność, bo przecież matka ma kochać.

Nie rozumiesz. Wg mnie TEŻ ma prawo, ale nie "bo tak", lecz tylko wtedy,
kiedy go nigdy i świadomie nie chciała (są takie sytuacje). Natomiast jeśli
(z jakiegoś powodu) chciała, urodziła, a nie kocha, to jest zła/wyrachowana
albo kaleka emocjonalnie/psychicznie. Więc jeśli jest zła lub kaleka, to
jakie ma (dla niej i w ogóle) znaczenie, że się jej nie potępia albo
przeciwnie? - ona ma to gdzieś bo jest zła, albo po prostu nie (z)rozumie
swego kalectwa.
A jeśli taka nie jest (czyt. jeśli ma po kolei w głowie i emocjach), to po
prostu kocha - i nie ma sprawy.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


125. Data: 2014-12-23 16:43:04

Temat: Re: 'nie kocham swojego dziecka'
Od: krys <w...@n...pl> szukaj wiadomości tego autora

XL wrote:

> Dnia Tue, 23 Dec 2014 13:14:38 +0100, krys napisał(a):
>
>> XL wrote:
>>
>>> Dnia Mon, 22 Dec 2014 17:52:17 +0100, krys napisał(a):
>>>
>>>> FEniks wrote:
>>>>
>>>>> W dniu 2014-12-22 o 15:06, krys pisze:
>>>>>> FEniks wrote:
>>>>>>
>>>>>>> W dniu 2014-12-21 o 21:25, Chiron pisze:
>>>>>>>
>>>>>>>> Zdarza się, że m y ś l i, że nie kocha swojego dziecka- wini się za
>>>>>>>> coś- ale to oznacza najczęściej, że kocha- tyle, że nie potrafi
>>>>>>>> tego rozpoznać.
>>>>>>>
>>>>>>> No właśnie.
>>>>>>
>>>>>> I właśnie o tym były te artykuły - kobiety mówią, co czują, a
>>>>>> społeczeństwo "wie lepiej" i im to uzasadni, przetłumaczy i basta. Bo
>>>>>> matka musi kochać dziecko, bo tak.
>>>>>
>>>>> Nikt jej nie każe.
>>>>>
>>>>
>>>> Jak nie, jak tak?
>>>> Skoro kiedy mówi, jak jest, spotyka ją tylko zaprzeczenie i dorabianie
>>>> ideologii przez społeczeństwo, bo przecież jej się tylko wydaje, a ona
>>>> tak naprawdę kocha, tylko o tym nie wie?
>>>
>>> Czyli co wg Ciebie - matka NIE MUSI kochać swego dziecka, NIE MUSI bo
>>> tak? I własnie Ty jej o tym powiesz, i od razu wszystko będzie proste.
>>> Bo tak?
>>
>> Nie. Według mnie matka MA PRAWO nie odczuwać miłości do dziecka. I ja jej
>> nie potępię, jeśli to powie i nie będę nad tym wydziwiać.
>> I nie będę jej wmawiać, że to, co ona czuje to fanaberie,
>> niedorzeczności, nienormalność, bo przecież matka ma kochać.
>
> Nie rozumiesz. Wg mnie TEŻ ma prawo, ale nie "bo tak", lecz tylko wtedy,
> kiedy go nigdy i świadomie nie chciała (są takie sytuacje). Natomiast
> jeśli (z jakiegoś powodu) chciała, urodziła, a nie kocha, to jest
> zła/wyrachowana albo kaleka emocjonalnie/psychicznie. Więc jeśli jest zła
> lub kaleka, to jakie ma (dla niej i w ogóle) znaczenie, że się jej nie
> potępia albo przeciwnie? - ona ma to gdzieś bo jest zła, albo po prostu
> nie (z)rozumie swego kalectwa.
> A jeśli taka nie jest (czyt. jeśli ma po kolei w głowie i emocjach), to po
> prostu kocha - i nie ma sprawy.

Nie rozumiem masz rację.
Uczucia to nie jest coś, czego się chce, albo nie chce.
Nie widzę też powodu, żeby "złej kobiecie" odmawiać ich odczuwania.
Nie mam też w zwyczaju osądzać nikogo i pakować do szufgladek, bo od tego
jest KTO INNY. A ja bez grzechu nie jestem, zeby łapać za kamień.
I nie jestem Bogiem, żeby twierdzić, że " jeśli ma po kolei w głowie i
emocjach), to poprostu kocha - i nie ma sprawy."


--
J

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


126. Data: 2014-12-23 18:44:20

Temat: Re: 'nie kocham swojego dziecka'
Od: FEniks <x...@p...fm> szukaj wiadomości tego autora

W dniu 2014-12-23 o 13:15, krys pisze:
> FEniks wrote:
>
>> W dniu 2014-12-22 o 17:52, krys pisze:
>>> FEniks wrote:
>>>
>>>> W dniu 2014-12-22 o 15:06, krys pisze:
>>>>> FEniks wrote:
>>>>>
>>>>>> W dniu 2014-12-21 o 21:25, Chiron pisze:
>>>>>>
>>>>>>> Zdarza się, że m y ś l i, że nie kocha swojego dziecka- wini się za
>>>>>>> coś- ale to oznacza najczęściej, że kocha- tyle, że nie potrafi tego
>>>>>>> rozpoznać.
>>>>>>
>>>>>> No właśnie.
>>>>>
>>>>> I właśnie o tym były te artykuły - kobiety mówią, co czują, a
>>>>> społeczeństwo "wie lepiej" i im to uzasadni, przetłumaczy i basta. Bo
>>>>> matka musi kochać dziecko, bo tak.
>>>>
>>>> Nikt jej nie każe.
>>>>
>>>
>>> Jak nie, jak tak?
>>> Skoro kiedy mówi, jak jest, spotyka ją tylko zaprzeczenie i dorabianie
>>> ideologii przez społeczeństwo, bo przecież jej się tylko wydaje, a ona
>>> tak naprawdę kocha, tylko o tym nie wie?
>>
>> Bolało Cię kiedyś, że nie kochasz sąsiada? A jego?
>
> A jaki to ma związek???

Jeżeli brak miłości żadnej ze stron nie przeszkadza (jak przypuszczam
Tobie i sąsiadowi), to nie widzę kłopotu. Jeżeli jednak przynajmniej
jedna, a najczęściej obie strony - pamiętajmy o dziecku! - cierpią z
tego powodu, to uważam, że warto nad tym ponawydziwiać. Z jakiegoś
powodu wszak cierpią, choć Ty z braku uczuć do sąsiada - nie.

PS: Nikogo do miłości zmuszać nie mam zamiaru (nawet gdybym w ogóle
miała taką możliwość), ani tym bardziej za jej brak potępiać.

Ewa

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


127. Data: 2014-12-23 19:50:01

Temat: Re: 'nie kocham swojego dziecka'
Od: XL <i...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Dnia Tue, 23 Dec 2014 16:43:04 +0100, krys napisał(a):

> Nie rozumiem masz rację.

Hę?

> Uczucia to nie jest coś, czego się chce, albo nie chce.

No.

> Nie widzę też powodu, żeby "złej kobiecie" odmawiać ich odczuwania.

A można?

> Nie mam też w zwyczaju osądzać nikogo i pakować do szufgladek, bo od tego
> jest KTO INNY. A ja bez grzechu nie jestem, zeby łapać za kamień.

A ja łapię? - _stwierdzam_ / _postrzegam_ czyjąś ułomność, którą widać
gołym okiem. Ułomność to coś, co NIE JEST pożądane przez nikogo i gdzie tu
jakaś ocena? A może życzysz sobie/innym ułomności?

> I nie jestem Bogiem, żeby twierdzić, że " jeśli ma po kolei w głowie i
> emocjach), to poprostu kocha - i nie ma sprawy."

Bo tak jest. Istnieje tzw "porządek rzeczy" (Boski - lub jeśli chcesz
czysto ludzki, psychologiczny), w którym "po kolei w głowie" oznacza
dokładnie tyle, że kocha. To jak w zegarku - jak wszystko w środku
spasowane jak trzeba, to zegarek (tu: człowiek) chodzi jak trzeba.
Naturalne jest to, że zdrowy człowiek kocha swoje dzieci - to zdtowy
instynkt biologiczny. Tak własnie Bóg (lub jeśli wolisz - natura) ustanowił
w człowieku. Niektórych Bóg/natura stworzył kalekimi - oni kochać nie
umieją. Ale to nie oznacza, że jest _właściwy_ porządek rzeczy.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


128. Data: 2014-12-23 19:53:08

Temat: Re: 'nie kocham swojego dziecka'
Od: XL <i...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Dnia Tue, 23 Dec 2014 19:50:01 +0100, XL napisał(a):

> Dnia Tue, 23 Dec 2014 16:43:04 +0100, krys napisał(a):
>
>> Nie rozumiem masz rację.
>
> Hę?
>
>> Uczucia to nie jest coś, czego się chce, albo nie chce.
>
> No.
>
>> Nie widzę też powodu, żeby "złej kobiecie" odmawiać ich odczuwania.
>
> A można?
>
>> Nie mam też w zwyczaju osądzać nikogo i pakować do szufgladek, bo od tego
>> jest KTO INNY. A ja bez grzechu nie jestem, zeby łapać za kamień.
>
> A ja łapię? - _stwierdzam_ / _postrzegam_ czyjąś ułomność, którą widać
> gołym okiem. Ułomność to coś, co NIE JEST pożądane przez nikogo i gdzie tu
> jakaś ocena? A może życzysz sobie/innym ułomności?
>
>> I nie jestem Bogiem, żeby twierdzić, że " jeśli ma po kolei w głowie i
>> emocjach), to poprostu kocha - i nie ma sprawy."
>
> Bo tak jest. Istnieje tzw "porządek rzeczy" (Boski - lub jeśli chcesz
> czysto ludzki, psychologiczny), w którym "po kolei w głowie" oznacza
> dokładnie tyle, że kocha. To jak w zegarku - jak wszystko w środku
> spasowane jak trzeba, to zegarek (tu: człowiek) chodzi jak trzeba.
> Naturalne jest to, że zdrowy człowiek kocha swoje dzieci - to zdtowy
> instynkt biologiczny. Tak własnie Bóg (lub jeśli wolisz - natura) ustanowił
> w człowieku. Niektórych Bóg/natura stworzył kalekimi - oni kochać nie
> umieją. Ale to nie oznacza, że jest

to

> _właściwy_ porządek rzeczy.

j.w.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


129. Data: 2014-12-23 20:47:49

Temat: Re: 'nie kocham swojego dziecka'
Od: "Chiron" <n...@s...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "LeoTar" <L...@w...pl> napisał w wiadomości
news:m7a0sh$p3f$1@node2.news.atman.pl...
> Chiron pisze:
>> Użytkownik "LeoTar" <L...@w...pl> napisał w wiadomości
>> news:m79a3p$vta$1@node2.news.atman.pl...
>
> [...]
>

> Ani nie mam takich możliwości finansowych ani też nie uważam śledzenie
> córki za sensowne posunięcie. Jeżeli dojrzeje to przyjdzie do mnie sama a
> jeżeli nie to znaczy że przeceniłem swoje siły. Zlokalizowałem ja na
> LinkedIn i na fb i to wystarczy mi do 'podglądania' co sie z nią dzieje.
> Poza tym jest strona jej synka, który jest obciążony zespołem Kabuki'ego
> (wady genetyczne) na której pojawiaja się od czasu do czasu nowe
> informacje.
Aaa- myślałem ,że w ogóle nie możesz jej znaleźć. OK. Jak będziesz chciał-
wyślesz wiadomość.



[...]
> Z tych strzępów informacji, które otrzymuję od Kasi wnioskuję, że została
> straszliwie przez matkę skrzywdzona emocjonalnie a mimo to emocjonalnie
> trwa przy oprawcy. Słyszałeś chyba o 'syndromie sztokholmskim'- Kasia była
> ofiarą a matka oprawcą; ja czułem to doskonale ale w żaden sposób nie
> byłem w stanie tego udowodnić bo na zewnątrz, w oczach sąsiadów Teresa M.
> była opiekuńczą matką a pracowała na tę swoja wizję zajmując się naszym
> niepełnosprawnym Wojtkiem. A poza tym nie było mnie na miejscu a gdy się
> pojawiałem miałem na karku prokuratorów i psychiatrów w związku z tym co
> pisałem w sieci. A te poglądy wyrosły właśnie z doświadczenia naszej
> rodziny.
>
>
>>>>>>> Teresa M. zniszczyła psychicznie Kasię tak jak ją kiedyś zniszczyła
>>>>>>> jej, nieżyjąca już, matka. Kiedyś myślałem, że uda mi się w ciągu
>>>>>>> jednego pokolenia zmienić to co wyradzało się przez tysiące pokoleń
>>>>>>> ale teraz widzę, że przemiany ludzkiej psychiki wymagają długiego
>>>>>>> czasu i - być może - wielu pokoleń.
>
>>>>>> Zmień siebie. Nie udało Ci się tego zatrzymać- ale możesz zmienić
> ...
>>>>>> więcej. Na razie nawet nie próbuj o tym myśleć.
>
>>>>> Siebie już zmieniłem i dlatego właśnie nie spodobało się to Teresie M.
>>>>> gdyż chciałem przebudować rodzinę tak by funkcjonowała w oparciu o
>>>>> prawdę, zaufanie, szacunek. Teresa M. zmusiła dzieci do powrotu w
>>>>> dawne koleiny funkcjonowania rodziny czyli do fałszu, zakłamania i
>>>>> manipulacji po to by ona sama mogła rządzić rodziną i zajmować w niej
>>>>> centralna pozycję.
>
>>>> To rozumiem jak na razie. Sam się wiele razy spotkałem z podobnym
>>>> problemem: jedna osoba idzie na terapię, zmienia się, zmienia swoje
>>>> życie- a druga osoba (osoby) są tak silnie współuzależnione- że nie
>>>> chcą
>>>> tego zauważyć tylko chcą wepchnąć tę osobę w stare koleiny. Rozumiem.
>
>>> A czy czasem nie zastanawiałeś się nad tym, że na terapię są kierowani
>>> głównie mężczyźni, mężowie a donosicielkami są ich małżonki. Tak jakby
>>> kobiety posiadły niezbywalną mądrość i wiedzę o przemocy domowej,
>>> manipulacji i uzależnieniach?
>
>> Chyba mówimy tu o różnch rzeczach. Ja spostrzegłem, że ze mna coś jest
>> nie tak. Z moimi relacjami z ludźmi. Zacząłem szukać odpowiedzi,
>> chciałem to zmienić. Zacząłem zajmować się jogą oddechu, trafiłem do
>> dobrego psychoterapeuty (prywatnie), byłem na wielu różnych treningach
>> osobowości, warsztatach rozwoju, etc. Byłem (o czym warto tu wspomnieć)
>> na ustawieniach rodzinnych. Wszędzie tam intensywnie pracowałem nad
>> zrozuzmieniem, wybaczeniem. A o czym Ty piszesz? Jeśli ktoś Cię kierował
>> (czyli przymus)- to czy w ogóle Ci ta terapia coś dała? Czy to był
>> psychiatra czy psycholog?
>
> Jedynymi terapeutami, z których pomocy korzystałem, byli ci z Instytutów
> Osiągania Ludzkich Możliwości w Filadelfii którzy kierowali rehabilitacja
> naszego syna. W rehabilitację zaangażowana byłą cała rodzina i pod
> płaszczykiem terapii syna prowadzili terapie całej rodziny. Wówczas (lata
> 1990-94) nie zdawałem sobie jeszcze z tego sprawy tak dobrze jak teraz, że
> to co podawano nam jako uszkodzenie mózgu to jest problem rodziny a nie
> niepełnosprawnego dziecka. Dziecko robiło postępy w miarę jak zmieniały
> się relacje w rodzinie. Filozofia tej terapii była (i jest) bardzo prosta:
> niepełnosprawny, czy to dziecko czy dorosły, jest zbiornikiem
> nierozwiązanych problemów rodzinnych, wszelkich uzależnień. I jeżeli
> uwolnimy się od tych problemów to wyzwolimy również niepełnosprawnego z
> jego niepełnosprawności. Niestety, filadelfijscy terapeuci albo nie
> wiedzieli jaki jest kres i przyczyna wszelkich uzależnień albo tez nie
> mogli nam tego powiedzieć gdyż uznalibyśmy ich za wariatów. Tak jak
> traktuje sie mnie gdy mówię o zakazie jako prapoczątku wszystkich
> uzaleznień.

No tak. Sam wielokrotnie pisałem, że po pierwsze: każda zmiana chorobowa
najpierw pojawia sięjako trauma mentalna. A po drugie- rodzina to jedność.
Ma swój najsłabszy element. Jeśli choruje- to wiele z tego na poziomie
mentalnym zbiera właśnie ten najsłabszy- dziecko, ale może też być pies(!).
Sam to obserwowałem- ale teza ta nie chce sięprzebić do świadomości ludzi.
Zawsze na mnie napadają, że winię za coś dziecko- nie chcą zrozumieć, o co
tu chodzi. OK- ja siezgadzam- tylko nie do końca. Zauważ, że jak rodzina
wyzdrowieje- przejdzie np cykl terapii- to co sięstanie? Zniknie czynnik
chorobotwórczy- i już. TO tak, jakbyś chorował, bo np w Twoim mieszkaniu
jest dużo chorobotwórczych grzybów. Teraz co się stanie, jak już mieszkanie
po kapitalnym remoncie będzie zdrowe? Przestaniesz chorować? To, co choroby
Ci napsuły w organizmie- to jest popsute, niestety. Także- dziecko nie
wyzdrowieje automatycznie. Może już nigdy. Zależy, jakie spustoszenia
uczyniła choroba.
A wiesz, że szamani i magowie też wykorzystują tę właściwość, że w
społęczności jest ktoś, kto weźmie na siebie (skupia w sobie) zło, które
jest w społeczności?

> [...]
>
>> Czy znalazłeś zwolenników swoich tez? Dlaczego traktujesz je jak prawdy
>> objawione? Zdajesz sobie sprawę dla jak wielu ludzi to niebezpieczne
>> bredzenie? I najważniejsze IMO dla Ciebie: jaką korzyść przyniesie to
>> Tobie i Twojej rodzinie? Czy zbliżycie się przez to choć na krok do
>> siebie - a może przeciwnie?
>
> Będziesz zaskoczony, ale mam już zwolenników mojej hipotezy. Hipotezy
> której nie traktuję jako prawdy objawionej lecz jako wynik ściśle
> logicznego wywodu, z którego odrzucono wszelkie zakazy w tym ten
> najważniejszy: zakaz inicjacji seksualnej dzieci wśród rodziców. Wywód ten
> jest podparty inżynierską wiedzą z zakresu systemów sterowania a przede
> wszystkim zagadnienia stabilności systemów. I dotyczy to zarówno
> stabilności jednostki, rodziny, społeczeństwa, a także systemów
> technicznych. We wszystkich systemach mamy do czynienia z pewnymi
> wspólnymi zjawiskami chociaż czasami trudnymi do zidentyfikowania i
> utożsamienia.
> Ale wracając do Twoich pytań. Zdaję sobie doskonale sprawę z tego jak
> wielu uważa mnie za świra, ale ja zdaję sobie sprawę również z tego jak
> wielu rozważa moja propozycje bez zbędnych emocji, w kategoriach
> ulepszania świata. Emocje są złym doradcą szczególnie w materii tak
> delikatnej jak edukacja seksualna obciążona wiekowymi uprzedzeniami i
> tajemnicami. Wielu wydaje się to niebezpieczne ponieważ myślą w
> kategoriach ich osobistych zysków i strat, w tym władzy, majątku,
> posiadania, na krótki dystans i w przewidywalnym dla nich czasie. Wielu
> jest jednak również takich, którym przyszłość całej ludzkości leży
> bardziej na sercu aniżeli ich dobra doczesne.
>
> Czy przyniesie to korzyść mojej rodzinie? Być może tak a może nie. Bo do
> tanga trzeba dwojga jak śpiewa Budka Suflera. A poza tym by można mowić o
> korzyściach moich czy też mojej rodziny, to musimy sobie zdać sprawę z
> nieuchronnego upływu naszego życia i czasu, w których te przemiany powinny
> się dokonać. Jeżeli nie zmieni się Teresa M. to moje wysiłki by zmienić
> życie dzieci spełzną na niczym... Chociaż niezupełnie tak będzie; z
> doświadczenia, którego doznały ze mną oraz z matką kiedyś wyciągną wnioski
> a dzięki ich wykształceniu, docierającej doń wiedzy oraz presji otoczenia
> do zmian będą zmuszone do weryfikacji swoich poglądów i zachowań. Tak, że
> jeśli nie moje pokolenie to któreś następne odniesie korzyść z mojej
> pracy. A jeśli nie moja rodzina to któraś inna, która zaimplementuje
> odsłoniętą przeze mnie wiedzę o naturze przemocy i jej przyczynie. Bo że
> jest to jednostkowa przyczyna nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Ta
> przyczyna to ZAKAZ. Zakaz, który przyczynił się do wzrostu cywilizacji
> stając sie zarazem zagrożeniem dla niej samej.
>
>
Wiesz- to WYŁĄCZNIE hipoteza. I teraz- żeby ją sprawdzić- należało by
wylosować np 1000 rodzin z różnych kultur i praktycznie prowadzić je (w
sensie badań) przez 50 lat. Co by z tego wynikło, i w którą by to poszło
stronę- wtedy byśmy mieli w ogóle jakieś- tam dane. Coś juz by zaczęło być
widać. Bez tego niczego nie będziesz wiedział- czy i w czym masz rację- lub
nie. WIesz- obserwując naukę i ządzące poznaniem świata paradygmaty- to do
Marxa obowiązywał bardzo zdrowy, naturalny paradygmat, że uczony ma
obserwować przyrodę- i na podstawie obserwacji podejmować racjonalne
decyzje- żeby jak najlepiej wpasować sięw istniejącą rzeczywistość. No to np
astronomowie obserwowali gwiazdy i uczyli marynarzy, jak mają na podstawie
ich położenia nawigować. I żaden nawet nie pomyślał, żeby np Krzyż Południa
przesunąć bardziej na północ, w pobliże Gwiazdy Polarnej. Dopiero iejaki
rabinowicz- syfilityk i półgłupek- zmienił ten paradygmat. Zachęcał on otóż
filozofów, zeby nie koniecznie uczyli, jak się przystosować do
rzeczywistości- tylko raczej żeby zmieniali rzeczywistość. Krwawe żniwo,
jakie przyniosłą ta obłędna doktryna polityczna zakładam, że jest Ci znana.
Niestety- Ty IMO robisz podobnie. Nawet nie pomyślisz, dlaczego tak jest.
Chcesz zmienić rzeczywistość- a zmiany (gdybyś znalazł potężnych
zwolenników)- z całą pewnością doprowadziły by d okompletnej likwidacji
naszej cywilizacji. Zastanów się może, czemu istnieje takie tabu.




>>>> Bo proces oświecenia jest procesem dynamicznym i ciągłym. Nie można
>>>> się zatrzymać - chyba że dla odpoczynku. Byle nie za długo:-)
>>>> A Ty uparłeś się, żeby stanąć w miejscu- i ani kroku w tył- ale- co
>>>> naprawdę ważne: ani_kroku_w_przód. A tak naprawdę - powoli robisz ten
>>>> krok w tył.
>
>>> Mylisz się o czym niech świadczy to, że jeszcze rozmawiamy pomimo
>>> tego, że próbowałeś manipulować moim poczuciem winy
>
>> Wiesz- nie próbowałem. Nic mi o tym przynajmniej nie wiadomo. Pisze Ci
>> tylko, jak Cię odbieram. Ba! Potrafię to uzasadnić. Mam takie pytanie:
>> zakładam, że nie jesteś takim staruszkiem. Czy myślałeś o nowym związku
>> z kobietą? Wiesz- jesteś sam (tak rozumiem)- znaleźć sobie samotną. Czy
>> dałbyś radę teraz znaleźć swoją 2 połówkę- z którą miałbyś po prostu
>> zdrowy, kochający związek?
>> --
>> Chiron
>
> Tak, rozważałem taki temat i doszedłem do wniosku, że w stanie świadomości
> w jakim się znajduję jestem w stanie stworzyć udany związek z wieloma
> kobietami, również z młodszymi ode mnie. Ale nie zakończyłem jeszcze
> sprawy z moją rodziną. Nowy związek kłóciłby się z moim poczuciem
> uczciwości wobec dzieci, które tak bardzo pomogły mi wyzwoleniu się ze
> szponów hetery. Wiesz, heteryzm to takie stadium rozwoju ludzkości przed
> matriarchatem.

Jak obserwuję Ciebie to mam przekonanie, że jednym ze szczebli rozwoju-
które Tobie by pomogło zobaczyć, co w Twojej rodzinie (rodzice, dziadkowie,
etc) było takiego, że doprowadziło Cię do takiego toksycznego związku-
sąustawienia hellingerowskie. To nie cudowne remedium- ale jeden ze środków
do celu

--

Chiron

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


130. Data: 2014-12-24 00:04:10

Temat: Re: 'nie kocham swojego dziecka'
Od: LeoTar <L...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

Chiron pisze:
> Użytkownik "LeoTar" <L...@w...pl> napisał w wiadomości
> news:m7a0sh$p3f$1@node2.news.atman.pl...
>> Chiron pisze:
>>> Użytkownik "LeoTar" <L...@w...pl> napisał w wiadomości
>>> news:m79a3p$vta$1@node2.news.atman.pl...

>> [...]

>>>> A czy czasem nie zastanawiałeś się nad tym, że na terapię są kierowani
>>>> głównie mężczyźni, mężowie a donosicielkami są ich małżonki. Tak jakby
>>>> kobiety posiadły niezbywalną mądrość i wiedzę o przemocy domowej,
>>>> manipulacji i uzależnieniach?

>>> Chyba mówimy tu o różnych rzeczach. Ja spostrzegłem, że ze mna coś jest
>>> nie tak. Z moimi relacjami z ludźmi. Zacząłem szukać odpowiedzi,
>>> chciałem to zmienić. Zacząłem zajmować się jogą oddechu, trafiłem do
>>> dobrego psychoterapeuty (prywatnie), byłem na wielu różnych treningach
>>> osobowości, warsztatach rozwoju, etc. Byłem (o czym warto tu wspomnieć)
>>> na ustawieniach rodzinnych. Wszędzie tam intensywnie pracowałem nad
>>> zrozumieniem, wybaczeniem. A o czym Ty piszesz? Jeśli ktoś Cię kierował
>>> (czyli przymus)- to czy w ogóle Ci ta terapia coś dała? Czy to był
>>> psychiatra czy psycholog?

>> Jedynymi terapeutami, z których pomocy korzystałem, byli ci z Instytutów
>> Osiągania Ludzkich Możliwości w Filadelfii którzy kierowali rehabilitacja
>> naszego syna. W rehabilitację zaangażowana byłą cała rodzina i pod
>> płaszczykiem terapii syna prowadzili terapie całej rodziny. Wówczas (lata
>> 1990-94) nie zdawałem sobie jeszcze z tego sprawy tak dobrze jak teraz,że
>> to co podawano nam jako uszkodzenie mózgu to jest problem rodziny a nie
>> niepełnosprawnego dziecka. Dziecko robiło postępy w miarę jak zmieniały
>> się relacje w rodzinie. Filozofia tej terapii była (i jest) bardzo
>> prosta:
>> niepełnosprawny, czy to dziecko czy dorosły, jest zbiornikiem
>> nierozwiązanych problemów rodzinnych, wszelkich uzależnień. I jeżeli
>> uwolnimy się od tych problemów to wyzwolimy również niepełnosprawnego z
>> jego niepełnosprawności. Niestety, filadelfijscy terapeuci albo nie
>> wiedzieli jaki jest kres i przyczyna wszelkich uzależnień albo tez nie
>> mogli nam tego powiedzieć gdyż uznalibyśmy ich za wariatów. Tak jak
>> traktuje sie mnie gdy mówię o zakazie jako prapoczątku wszystkich
>> uzależnień.

> No tak. Sam wielokrotnie pisałem, że po pierwsze: każda zmiana chorobowa
> najpierw pojawia się jako trauma mentalna. A po drugie- rodzina to jedność.
> Ma swój najsłabszy element. Jeśli choruje- to wiele z tego na poziomie
> mentalnym zbiera właśnie ten najsłabszy- dziecko, ale może też być pies(!).

W naszej rodzinie najsłabszym ogniwem okazał się Wojtek.


> Sam to obserwowałem- ale teza ta nie chce się przebić do świadomości ludzi.
> Zawsze na mnie napadają, że winię za coś dziecko- nie chcą zrozumieć, o co
> tu chodzi.

I słusznie na Ciebie napadają, gdyż to nie dziecko jest winne lecz winę
ponoszą rodzice.


> OK- ja sie zgadzam- tylko nie do końca. Zauważ, że jak rodzina
> wyzdrowieje- przejdzie np cykl terapii- to co się stanie? Zniknie czynnik
> chorobotwórczy- i już. TO tak, jakbyś chorował, bo np w Twoim mieszkaniu
> jest dużo chorobotwórczych grzybów. Teraz co się stanie, jak już mieszkanie
> po kapitalnym remoncie będzie zdrowe? Przestaniesz chorować? To, co choroby
> Ci napsuły w organizmie- to jest popsute, niestety. Także- dziecko nie
> wyzdrowieje automatycznie. Może już nigdy. Zależy, jakie spustoszenia
> uczyniła choroba.

Organizm ma niezwykłe zdolności regeneracyjne i ciągle się odradza
poprzez wprowadzanie nowych komórek. A więc jest możliwa całkowita jego
przebudowa w skończonym czasie


> A wiesz, że szamani i magowie też wykorzystują tę właściwość, że w
> społeczności jest ktoś, kto weźmie na siebie (skupia w sobie) zło, które
> jest w społeczności?

Tak wiem. I najczęściej tą postacią jest król...


>> [...]
>>
>>> Czy znalazłeś zwolenników swoich tez? Dlaczego traktujesz je jak prawdy
>>> objawione? Zdajesz sobie sprawę dla jak wielu ludzi to niebezpieczne
>>> bredzenie? I najważniejsze IMO dla Ciebie: jaką korzyść przyniesie to
>>> Tobie i Twojej rodzinie? Czy zbliżycie się przez to choć na krok do
>>> siebie - a może przeciwnie?

>> Będziesz zaskoczony, ale mam już zwolenników mojej hipotezy. Hipotezy
>> której nie traktuję jako prawdy objawionej lecz jako wynik ściśle
>> logicznego wywodu, z którego odrzucono wszelkie zakazy w tym ten
>> najważniejszy: zakaz inicjacji seksualnej dzieci wśród rodziców. Wywód
>> ten jest podparty inżynierską wiedzą z zakresu systemów sterowania a
>>przede wszystkim zagadnienia stabilności systemów. I dotyczy to zarówno
>> stabilności jednostki, rodziny, społeczeństwa, a także systemów
>> technicznych. We wszystkich systemach mamy do czynienia z pewnymi
>> wspólnymi zjawiskami chociaż czasami trudnymi do zidentyfikowania i
>> utożsamienia.
>> Ale wracając do Twoich pytań. Zdaję sobie doskonale sprawę z tego jak
>> wielu uważa mnie za świra, ale ja zdaję sobie sprawę również z tego jak
>> wielu rozważa moja propozycje bez zbędnych emocji, w kategoriach
>> ulepszania świata. Emocje są złym doradcą szczególnie w materii tak
>> delikatnej jak edukacja seksualna obciążona wiekowymi uprzedzeniami i
>> tajemnicami. Wielu wydaje się to niebezpieczne ponieważ myślą w
>> kategoriach ich osobistych zysków i strat, w tym władzy, majątku,
>> posiadania, na krótki dystans i w przewidywalnym dla nich czasie. Wielu
>> jest jednak również takich, którym przyszłość całej ludzkości leży
>> bardziej na sercu aniżeli ich dobra doczesne.
>>
>> Czy przyniesie to korzyść mojej rodzinie? Być może tak a może nie. Bo do
>> tanga trzeba dwojga jak śpiewa Budka Suflera. A poza tym by można mowić o
>> korzyściach moich czy też mojej rodziny, to musimy sobie zdać sprawę z
>> nieuchronnego upływu naszego życia i czasu, w których te przemiany
>> powinny
>> się dokonać. Jeżeli nie zmieni się Teresa M. to moje wysiłki by zmienić
>> życie dzieci spełzną na niczym... Chociaż niezupełnie tak będzie; z
>> doświadczenia, którego doznały ze mną oraz z matką kiedyś wyciągną
>> wnioski
>> a dzięki ich wykształceniu, docierającej doń wiedzy oraz presji otoczenia
>> do zmian będą zmuszone do weryfikacji swoich poglądów i zachowań. Tak, że
>> jeśli nie moje pokolenie to któreś następne odniesie korzyść z mojej
>> pracy. A jeśli nie moja rodzina to któraś inna, która zaimplementuje
>> odsłoniętą przeze mnie wiedzę o naturze przemocy i jej przyczynie. Bo że
>> jest to jednostkowa przyczyna nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Ta
>> przyczyna to ZAKAZ. Zakaz, który przyczynił się do wzrostu cywilizacji
>> stając sie zarazem zagrożeniem dla niej samej.

> Wiesz - to WYŁĄCZNIE hipoteza. I teraz - żeby ją sprawdzić - należało by
> wylosować np 1000 rodzin z różnych kultur i praktycznie prowadzić je (w
> sensie badań) przez 50 lat. Co by z tego wynikło, i w którą by to poszło
> stronę- wtedy byśmy mieli w ogóle jakieś- tam dane. Coś juz by zaczęło być
> widać. Bez tego niczego nie będziesz wiedział- czy i w czym masz rację-
> lub nie.

Do tego by można było rozpocząć taki eksperyment, nawet na ograniczoną
skalę, musi zostać zniesiony zakaz kontaktów seksualnych między bliskimi
krewnymi, gdyz zakaz ten, utrwalony przez wieki, został tak głęboko
zakorzeniony w kulturze, iż stał się archetypem, a jego łamanie jest
najpewniej zawsze związane z pokonywaniem ekstremalnego strachu. Łamanie
zakazu generuje skrajnie negatywne emocje, które stają się źródłem szumu
biologicznego, który - jeśli dojdzie do zapłodnienia - może spowodować
mutację genetyczną w zygocie. Żeby więc próbować testować hipotezę
należy wpierw znieść zakaz by potencjalne pary testowe uwolnić od
strachu, że będą łamać zakaz. A chętni sami się znajdą wystarczy ich
uświadomić w czym, rzecz.


> WIesz- obserwując naukę i ządzące poznaniem świata paradygmaty-to
> do Marxa obowiązywał bardzo zdrowy, naturalny paradygmat, że uczony ma
> obserwować przyrodę- i na podstawie obserwacji podejmować racjonalne
> decyzje- żeby jak najlepiej wpasować sięw istniejącą rzeczywistość. No
> to np astronomowie obserwowali gwiazdy i uczyli marynarzy, jak mają
> na podstawie ich położenia nawigować. I żaden nawet nie pomyślał,
> żeby np Krzyż Południa przesunąć bardziej na północ, w pobliże
> Gwiazdy Polarnej.

Badanie świata to nie tylko rozstrzyganie o tym co widzialne ale również
o tym co niewidzialne i obserwowalne tylko poprzez skutki doświadczenia.
Żeby badać psychikę człowieka czy psa nie wystarczy widzieć i dotykać
badanego osobnika, ale poprzez obserwacje jego zachowań wyobrazić sobie
co czuje, myśli a nawet to z czego sobie nie zdaje sprawy. Paradygmat:
'na oko' nie wystarcza.


> Dopiero niejaki
> Rabinowicz - syfilityk i półgłupek- zmienił ten paradygmat. Zachęcał on
> otóż filozofów, zeby nie koniecznie uczyli, jak się przystosować do
> rzeczywistości- tylko raczej żeby zmieniali rzeczywistość. Krwawe żniwo,
> jakie przyniosłą ta obłędna doktryna polityczna zakładam, że jest Ci
> znana.

Krwawe żniwo przyniosła nie tylko ta doktryna; ludzie rżnęli się czy
trzeba czy nie trzeba urządzając sobie krwawe jatki od tysiącleci a
najkrwawsze żniwa zgotowała ludzkości doktryna zbudowana na historii
dobrze znanego Ci proroka sprzed 2000 lat, która niczym pożar
zdominowała wielką połać świata na wiele wieków


> Niestety- Ty IMO robisz podobnie. Nawet nie pomyślisz, dlaczego
> tak jest.

Ja nie nawołuje do nienawiści i barbarzyństwa, które od wielu wieków
dominuje nad swiatem. Nie krzyczę, że przyniosłem miecz, którym wyrznę
moich przeciwników. Wręcz przeciwnie, rozumiem ich wszystkich i powody
dla których tak fascynują się mordem i przemocą. Ja nawołuję do
Wolności, Równości i Braterstwa które są podstawą do ustanowienia
wiecznego pokoju. A Ty zarzucasz mi, że chcę wywołać pożogę.
Wytlumacz w jaki sposób chcę to zrobić?


> Chcesz zmienić rzeczywistość - a zmiany (gdybyś znalazł
> potężnych zwolenników)- z całą pewnością doprowadziły by do kompletnej
> likwidacji naszej cywilizacji.

A czyz nasza cywilizacja nie chyli sie właśnie ku upadkowi? A ja chcę
tylko wykorzystać jej potencjał do zbudowania czegoś nowego na jej
"gruzach". Piszę "gruzach" ponieważ nie mam zamiaru niczego niszczyć
poza wprowadzeniem nowego paradygmatu wychowawczego, który wyeliminuje
przemoc z rodziny a w konsekwencji również ze społeczeństw. A to, że po
drodze wyeliminowane zostanie życie kosztem współobywateli, własność
prywatna i klasa polityków-darmozjadów to jedyne "koszty" zmiany
paradygmatu.


> Zastanów się może, czemu istnieje takie tabu.

Według mnie tabu kazirodztwa zostało wprowadzone nieświadomie przez
człowieka by mógł przetrwać i wznieść się na wyższy poziom rozwoju. Nie
przeczę, że to tabu sprzyja rozwojowi technologicznemu ponieważ napędza
rywalizację (nierozwiązany kompleks Elektry/Edypa i dążenie do bycia
lepszym od wyimaginowanego rywala). Ale jak juz wyjaśniałem (możesz
zajrzeć na moje strony) zakaz jest przyczyną wszelkich patologii:
biologicznych i społecznych. Może więc raczysz sie zniżyć do mojego
poziomu i wytłumaczysz mi DLACZEGO takie tabu ma rację dalszego
bytowania skoro spełniło już swoja rolę na tyle, że ludzkość osiągnęła
juz taki poziom rozwoju, że nie musimy już pracować by żyć (gdyby nie
zachłanność niewielu)?

[...]

>> Tak, rozważałem taki temat i doszedłem do wniosku, że w stanie
>> świadomości
>> w jakim się znajduję jestem w stanie stworzyć udany związek z wieloma
>> kobietami, również z młodszymi ode mnie. Ale nie zakończyłem jeszcze
>> sprawy z moją rodziną. Nowy związek kłóciłby się z moim poczuciem
>> uczciwości wobec dzieci, które tak bardzo pomogły mi wyzwoleniu się ze
>> szponów hetery. Wiesz, heteryzm to takie stadium rozwoju ludzkości przed
>> matriarchatem.

> Jak obserwuję Ciebie to mam przekonanie, że jednym ze szczebli rozwoju-
> które Tobie by pomogło zobaczyć, co w Twojej rodzinie (rodzice,
> dziadkowie, etc) było takiego, że doprowadziło Cię do takiego
> toksycznego związku- sąustawienia hellingerowskie. To nie cudowne
> remedium- ale jeden ze środków do celu

Przyjrzałem sie Hellingerowi i uważam go za kolejnego czarownika. :-)

Ale mam jeszcze coś, co powinno, mam nadzieję, Ciebie zainteresować. To
dokończenie tego co napisałem o relacjach mojej żony Teresy M. z naszą
córką Kasią. Porzuciłeś wątek 'syndromu sztokholmskiego' a on w tym
wszystkim odgrywa bardzo ważną rolę.
Do pewnego momentu głownym wykorzystywanym przez Teresę M. byłem ja.
Dopóki miałem pieniądze i byłem potrzebny do rehabilitacji syna byłem
utrzymywany przez nią w bezpiecznej dla niej odległości. Wiedziała, że
dla dzieci zrobię wszystko nawet jeżeli mnie będzie poniżała. Byłem po
prostu zaślepiony dziećmi.

Przemiana mojej świadomości została przyśpieszona przez samobójczą
śmierć (12-13 września 1994) właściciela fabryki, w której pracowałem w
USA. Był dla mnie niczym drugi ojciec i bardzo emocjonalnie przeżyłem
jego śmierć, do której w pewnym sensie przyczyniłem się. Fabryka upadła,
ja straciłem podstawowe źródło utrzymania, a Teresa M. wyrzuciła mnie z
domu na początku grudnia 1994 gdy przyleciałem do Polski by zobaczyć co
sie dzieje w moim domu. Wyrzucała mnie z nozem w ręce.

W krótkim czasie wystąpił splot wielu zdarzeń, które wywołały bardzo
gwałtowną przemianę mojej świadomości ale nie zdawałem sobie jeszcze
sprawy z tego jak bardzo byłem przez nią w przeszłości wykorzystywany i
poniżany. Do tamtego czasu ja byłem tym, który zbierał cięgi za jej
"nieudane" życie; gdy mnie wyrzuciła ofiarą stała się Kasia, moja córka.
Nie wiem do czego zmuszała Kasię matka, ale na pewno musiały to być
rzecz bardzo poniżające; pod moją nieobecność Kasia spełniała wszystkie
te funkcje, które kiedyś sprawowałem ja. Nie wiem, czy po 1994 roku
Kasia nie była zmuszana przez matkę do prostytucji ale mogę to sobie
wyobrazić po tym jak ja teraz rozpracowałem.

Również Kasi wyjazd do USA po studiach miał zapewne nie tylko cele
zawodowe. Najprawdopodobniej Kasia część zarobionych pieniędzy
przekazywała matce by ta, nie pracując, mogła utrzymać rodzinę. Teresa
M. zrezygnowała z pracy (z wykształcenia jest inż. elektronikiem tak jak
i ja) gdy ja wyjechałem do USA w 1990 i od tamtej pory nie pracuje. Nie
pracując opłacała sobie składki ZUS by móc otrzymać emeryturę -
oczywiście wszystko finansowałem ja. Gdy w 1995 roku wniosłem pozew o
rozwód dostałe alimenty na trojkę dzieci, na każde po 400 zł szybko
podniesione przez sąd do 600 na każde dziecko. Gdy Kasia skończyła
studia pozostał jeszcze do wyuczenia Jasiu bo Wojtka, który pozostał dla
niej zasłoną dymną na jej pasożytnictwo, ubezwłasnowolniła.

Nie jestem w stanie udowodnić teraz tego wszystkiego, ale wszystko
wskazuje na to, że Kasia była straszliwie gnębiona emocjonalnie przez
matkę, by utrzymać dziecko w stanie permanentnego i perfidnego
uzależnienia emocjonalnego, które trwa do tej pory mimo iż Kasia ma już
37 lat i powinna się zerwać z tego łańcucha emocjonalnego nałożonego jej
przez matkę. 'Syndrom sztokholmski' wyjaśnia dlaczego ofiara, w tym
wypadku Kasia, nie potrafi sie z tego łańcucha zerwać.

Nie rozumiem Chironie, dlaczego wyciąłeś z rozmowy ten najistotniejszy
kawałek naszej rozmowy. Może dlatego, że Teresa M. jest katoliczką?

> --
>
> Chiron
--
Pozdrawiam
Wladek Tarnawski, LeoTar
Rozmowy z LeoTar'em. @ http://leotar.friko.pl/fall_2014/

---
Ta wiadomość została sprawdzona na obecność wirusów przez oprogramowanie antywirusowe
Avast.
http://www.avast.com

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 ... 12 . [ 13 ] . 14 ... 20 ... 22


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Znowu nas ograbili
Katolickie mordy częć 2
Katolickie mordy część 1
Ciekawa teoria
Filmuś australijski

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

O tym jak w WB/UK rząd nieudolnie walczy z otyłością u dzieci
Trump jak stereotypowy "twój stary". Obsługa iPhone'a go przerasta
Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?
Sztuczna Inteligencja

zobacz wszyskie »