Data: 2003-06-07 17:07:00
Temat: Re: on kocha inna, ale mnie tez
Od: "Z. Boczek" <z...@U...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Wprąciłem się, gdyż Oleńka <o...@b...wroc.pl> i te mądrości
wymagają stanowczej erekcji:
> Dla mnie jest w tym twierdzeniu oczywista sprzeczność - skoro tak
> Was obie kocha, nie może sobie wygodnie "czekać" (na co?? aż
> rozwiążesz sprawę, wystawiając jego walizki? rozwiązanie byłoby
> wtedy zdjęte z jego barków) krzywdząc Was obie.
> IMO to tylko ładnie ubrana w słowa wymówka i próba WYMUSZENIA
> NA OFIERZE WSPÓLCZUCIA. Tak. Bo czytając Twoje wypowiedzi,
> odnoszę wrażenie, że usprawiedliwiasz jego postepowanie i co więcej
> - żal Ci, że tak biedaczek cierpi...
BRAWO!
Popieram każde słowo - to oczywiste, gdy patrzy się na to z boku.
> Na Twoim miejscu usiłowałabym chyba jednak wymusić na mężu jakąś
> bardziej jednoznaczną deklarację i zapytałabym, jak widzi
przyszłość.
> Bo przecież "ta druga", jeśli traktuje go poważnie, będzie chciała
mieć
> dzieci, normalną rodzinę, będzie wymagała, by Twój mąż spędzał z nią
> więcej czasu. A nie da się chyba w dwóch miejscach grać dobrze roli
> męża i ojca.
Dokładnie - konkrety, a mydlenie oczu w kąt!
Półtora roku wystarczy - myślał, jak to rozwiązać? Ale pierdoły :[
Myślał, jak tu się wyślizgnąć z domku i znowu poruchać - a nie, jak to
rozwiązać, żeby nikogo nie skrzywdzić. Chyba w to nie uwierzyłaś? :(
Uwierz mi - z poczuciem winy, wyrzutami sumienia sprawa rozbiłaby się
w ciągu kilku (max. 3) miesięcy... Facet nie wytrzymałby. Wytrzymał
półtora roku - a wytrzymałby następne półtora, gdybyś go nie zapytała.
Więc takie brednie to my, a nie nam.
--
Z poważaniem,
Z. Boczek
Wiem - nie zadowolę wszystkich, to zadanie dla agencji towarzyskich.
|